Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 3 maja 2015




Odcinek 5


Przebrałem się w coś luźniejszego i wyłożyłem się z laptopem na łóżku. Jednak długo sobie nie poleżałem w spokoju, bo gdy miałem odpalić grę i się po prostu odmóżdżyć, usłyszałem pukanie do drzwi.
– Proszę – odezwałem się, widząc po chwili w drzwiach głowę Billa.
– Mogę?
– Jasne, zapraszam.
Zamknął drzwi, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu.
– Jesteś zajęty? – zapytał, dotykając marynarki, którą powiesiłem na oparciu krzesła.
– Niczym konkretnym. Właśnie zamierzałem pograć.
– W co grasz?
– Strzelanka?
– Tak.
– Jak ci idzie? Dobry jesteś?
– Jeszcze nie zacząłem. Kupiłem tę grę jakiś miesiąc temu i nie miałem czasu nawet jej wgrać. Pomyślałem, że skoro dziś wróciliśmy wcześniej i nie masz więcej żadnych planów, to sobie zainstaluję i pogram.  – Patrzyłem na jego zaskoczony wyraz twarzy i z każdym słowem zniżałem ton głosu. – No chyba, że jednak masz jakieś plany.
Bill zauważył moją broń na komodzie. Przyglądał się jej dłuższą chwilę, po czym dotknął, biorąc do ręki.
– Ciężki – stwierdził. – Nabity?
Poderwałem się z łóżka i zabrałem mu pistolet zanim zrobi sobie krzywdę.
– A jak myślisz?
Wyciągnąłem z niego magazynek i dopiero teraz dałem mu go do ręki.
– Nie wiedziałem, że amunicja tyle waży – powiedział, czując wyraźnie, że stał się przynajmniej o połowę lżejszy.
– Musi swoje ważyć. W końcu służy do zabijania, a raczej samym powietrzem ciężko by było kogoś nawet ranić, nie mówiąc już o zabiciu.
– Ćwiczysz?
– Strzelanie?
– Tak.
– Oczywiście. Na przykład jutro mam zamiar pojechać na strzelnicę i trochę postrzelać.
– O której?
– Jak wrócimy do domu.
– A jeśli będziemy siedzieć do późna?
– No to pojutrze, albo kiedy będzie na to czas.
Zamyślił się nad czymś i wyciągnął pistolet przed siebie, robiąc pozę jak w amerykańskich filmach akcji.
– Jak wyglądam?
– Dziwnie – stwierdziłem, drapiąc się po głowie.
Spuścił ręce i spojrzał na mnie.
– Czemu dziwnie? Przecież tak robią.
– Na filmach – sprostowałem.
– To co źle robię?
– Prawie wszystko.
– Źle stoję?
– Akurat stanie jest tu najmniej istotne. W chwili, kiedy przychodzi ci oddać strzał, nie myślisz o tym, jaką zająłeś pozycję, tylko o tym, żeby dobrze wycelować i trafić. Zrób tę pozę jeszcze raz, pokażę ci.
Zrobił, a ja zaszedłem go od tyłu, próbując się zorientować, w co mierzy.
– Celujesz w kwiatka? – zapytałem.
– Tak, skąd wiesz? – Zaintrygowałem go, ale dla ludzi, którzy strzelają zawodowo, to żadna sztuka.
– Przede wszystkim źle trzymasz ręce. Tą przekręć trochę do dołu. - Chwyciłem go za łokieć ustawiając. – I staraj się usztywnić ręce. Każda broń ma odrzut, mniejszy lub większy. Musisz być gotowy na to, że szarpnie. W przeciwnym razie dostaniesz w twarz własnymi rękami.
– Chcę pojechać z tobą na tę strzelnicę – powiedział nagle.
– A po co?
– Chcę się nauczyć.
– To nie jest zabawa.
– Ale chcę chociaż spróbować. Kto wie, może dzięki temu kiedyś uratuję ci życie. – Przekrzywiłem głowę w bok, uśmiechając się ironicznie. Nie lubiłem tego typu argumentów, głównie dlatego, że było w nich ziarnko prawdy. Nie raz nasłuchałem się historii, że ktoś tylko dlatego, że raz w życiu był uczony strzelać, ocalił komuś życie. Zabrałem jednak broń Billowi i odłożyłem ją do kabury.
– Więc masz jakieś plany, że tu przyszedłeś? – zmieniłem temat.
– Właściwie, to chciałbym, żebyś poszedł ze mną na górę. Nie mam ochoty ciągle otwierać ci drzwi, jak do mnie przychodzisz. Czas zrobić ci osobisty dostęp.
– O! To jakiś przywilej?
– Można tak powiedzieć.
– Super. Mam się ubrać jakoś wizytowo, czy mogę cię zgorszyć tym dresem?
– Nie musisz w domu chodzić elegancko ubrany, jeśli nie lubisz.
– No to okej. Założę tylko jakieś buty – powiedziałem i usiadłem na łóżku, wyciągając spod niego białe adidasy.
Kiedy weszliśmy do jego twierdzy, zauważyłem, że laptop i kilka innych urządzeń leżało porozkładanych na stoliku.
– Siadaj – rzucił.
– Tu? – zapytałem, wskazując pierwsze lepsze miejsce na narożniku, na którym także leżały porozkładane rysunki projektów.
– Wszystko jedno – powiedział, znikając jeszcze za ścianą drugiego pokoju. Nie było go dość długo, więc miałem czas na przyjrzenie się tym rysunkom.
Domyślałem się, że to pewnie jego nowe projekty. Cóż, aż takim ekspertem nie byłem. Właściwie w ogóle nie byłem.  Zawsze kierowałem się intuicją, jeśli chodzi o ubrania, ale kilka z nich przykuły moją uwagę.
– Podobają ci się? – zapytał, przyłapując mnie na oglądaniu.
– Niektóre.
– Pewnie ten ci się podoba. – Pokazał mi jeden z rysunków. Istotnie podobał mi się.
– Skąd wiesz?
– Wzorowałem się na tym, co nosisz.
Przyjrzałem się rysunkowi jeszcze raz.
– Przecież ja nic takiego nie mam.
Zaśmiał się.
– To ty tak uważasz.
– Myślałem, że projektanci rysują tylko na kartkach, a ty korzystasz też z komputera?
– Lubię technologię. Korzystam ze wszystkich przydatnych narzędzi, żeby stworzyć coś wyjątkowego. A połączenie technologii z tradycją daje niesamowite efekty, dlatego jestem taki dobry w tym co robię.
– I dlatego komuś się to nie podoba i chce cię sprzątnąć - podsumowałem.
– Tak bywa, jak ktoś nie potrafi poradzić sobie z zazdrością. Połóż tu dłoń – powiedział, wskazując na jedno z urządzeń.
– Co to jest? – zapytałem, bo wyglądało trochę jak skaner, ale z pewnością nim nie było, przynajmniej ja czegoś takiego nie widziałem.
– To urządzenie sczytuje linie papilarne.
– Słucham? – Cofnąłem rękę. – Na co ci moje linie papilarne?
– Chcę popełnić morderstwo na twoje konto – rzucił ironicznie. – Nie bój się, nigdzie ich więcej nie wykorzystam. Dzięki temu będziesz mógł wchodzić i wychodzić stąd, kiedy zechcesz.
Z lekką obawą, nie do urządzenia oczywiście, tylko do jego intencji, położyłem dłoń, pozwalając mu ją zeskanować. Miałem nadzieję, że nie będę tego żałował.
Klikał jeszcze chwilę coś w laptopie, po czym spojrzał na mnie.
– No i gotowe.
– Już? – Zdziwiłem się.
– Podejdź do drzwi i połóż rękę w tym czarnym kwadracie na ścianie. - Podszedłem i położyłem, dopiero teraz zauważając czerwony promień lasera sczytującego moje linie papilarne. Drzwi natychmiast się rozsunęły. – No i działa – powiedział.
– Niezłe rozwiązanie, ale nie lepsza byłaby klamka?
– Wtedy mógłby tu wejść każdy, a tak, to ja decyduję, kogo tu wpuszczam.
– Kto jeszcze ma tu dostęp?
– Sebastian.
– Musisz mu bardzo ufać.
– Ufam.
  A co jak zabraknie prądu?
– Bez obaw, system ma własne źródło zasilania.
– I nie ma żadnej możliwości wejścia tu, jeśli nie zeskanuje się dłoni?
– Jest. – Uniosłem brwi w oczekiwaniu na część dalszą. – Zawsze można spróbować łomem, ale wtedy włączy się alarm i pojawi się tu ochrona w ciągu minuty.
– A więc dlatego czujesz się tu taki bezpieczny.
Uśmiechnął się znowu.
– Jestem ci jeszcze do czegoś potrzebny? – zapytałem.
– Nie. Jutro o siódmej jedziemy do agencji.
– Będę gotowy.
– Do jutra, Tom.
– Do jutra.
Wróciłem do swojego pokoju. W końcu mogłem się trochę rozerwać, a potrafiłem całkowicie stracić poczucie czasu, kiedy grałem. Było grubo po drugiej w nocy jak się zorientowałem, która jest godzina i ile zostało mi snu. Powinienem być w miarę wyspany, bo moje zmęczenie i nieuwaga może kosztować Billa życie.
Pobudka o szóstej rano była dla mnie męką. Miałem ochotę wyrzucić budzik przez okno, odwrócić się na drugi bok, nakryć głowę kołdrą, a kiedy Bill tu przyjdzie, powiedzieć mu, żeby zrobił sobie wolne, bo jestem chory, czy coś w tym stylu. Naprawdę, przez co najmniej dziesięć minut leżałem i myślałem, jak go namówić do pozostania w domu, ale pomyślałem sobie, że on ma mnie za twardziela i totalnie zdyscyplinowanego człowieka, więc nie mogę pokazać mu, że się mylił. Wstałem. Wziąłem chłodny prysznic, żeby jakoś dojść do siebie. Trochę pomogło. Kolejnym punktem była duża i mocna kawa.
Tym razem siedziałem w kuchni sam, gdy Bill pojawił się w drzwiach.
– Dzień dobry – przywitał się.
– Hej.
– A gdzie wszyscy?
– A co, sam sobie nie nalejesz kawy? – zapytałem kąśliwie.
– Nie przeginaj.
– Twój ojczym ich wezwał.  Siadaj, zrobię ci to śniadanie – powiedziałem, podnosząc się już z krzesła, gdy mnie złapał za ramie i powstrzymał.
– Potrafię sam sobie zrobić. Nie musisz być złośliwy, Tom.
– Ja jestem złośliwy?
– Owszem, jesteś. Jestem przyzwyczajony, że mi się usługuje, ale oni mają za to płacone. Nie są tu niewolnikami, wykonują swoje obowiązki, a nalanie mi do kubka kawy i posmarowanie grzanek należy między innymi do ich obowiązków – powiedział podniesionym tonem głosu. – Co nie oznacza, że jestem ułomny i nie potrafię tych prostych czynności wykonać sam. – Kontynuował swój monolog dalej, wyciągając z kredensu filiżankę oraz talerzyk. Nawet znalazł sztućce w jednej z szuflad, a było ich tu chyba ze dwadzieścia. Po czym, wyciągając jeszcze z lodówki powidła usiadł naprzeciwko mnie. – Co tak się dziwnie patrzysz? – zauważył w końcu moje zaskoczenie.
– Nie wiedziałem, że sobie poradzisz i znajdziesz tu cokolwiek.
Prychnął.
– To jest mój dom, co w tym dziwnego, że wiem gdzie co leży?
Wzruszyłem ramionami. Zaskoczył mnie.
– Nadal mało o mnie wiesz, Tom. O czym ty rozmawiasz ze służbą?
– A o czym mam rozmawiać, jak większość czasu i tak spędzam z tobą? Te parę minut rano, kiedy i tak wszyscy biegają w tę i z powrotem? A może wieczorem, kiedy rzadko kogo można tu zastać, a nawet jeśli, to myślisz, że akurat wtedy rozmawiam na twój temat?
– Może powinieneś, zanim kolejny raz dasz mi odczuć, jakim śmieciem jestem w twoich oczach.
Aż mnie coś ścisnęło w środku. Nie to było moim zamiarem. Zresztą nie sądziłem, że tak to odbierze.
– Wybacz. Wcale nie jesteś dla mnie śmieciem.
– Jestem.
– Nie wmawiaj mi czegoś, czego nie myślę, a tym bardziej czego nie powiedziałem.
– Gardzisz takimi ludźmi jak ja, przyznaj. Nie bez przyczyny wybrałeś taki zawód.
– Nieprawda.
– Powiedz szczerze, Tom, miej odwagę i powiedz mi szczerze, dlaczego zdecydowałeś się być ochroniarzem? Nie obrażę się, chcę po prostu wiedzieć.
Zamilkłem. Sprowokowałem go niepotrzebnie i wiedziałem, że nie odpuści. Świdrował mnie wzrokiem, nie spuszczając ze mnie oczu ani na sekundę i czekał na odpowiedź.
– Wybrałem to zajęcie, bo jest dobrze płatne i mam do tego talent.
– Masz talent do wielu innych rzeczy, Tom.
– Twierdzisz, że cię nie znam i oceniam po pozorach, ale ty dokładnie tak samo robisz ze mną. Nie znasz mnie w ogóle, nie wiesz, czym się tak naprawdę kierowałem przy wyborze.
– Więc mi powiedz.
– Już ci powiedziałem.
– No tak, kasa. A drugi powód?
– Nie było drugiego powodu.
– Nie wierzę. Jesteś zbyt bystry, żeby tylko na tym poprzestać.
– No i widzisz, mówię ci prawdę, a ty doszukujesz się czegoś, czego nie ma. Nie skończyłem studiów na Oxfordzie jak ty. Mam zaledwie maturę, a i ją zaliczałem z poprawką, więc jak widzisz, nie jestem taki inteligentny jak ty. Gdzie twoim zdaniem miałem się pchać, żeby w końcu wydostać się z biedy i zacząć normalnie żyć? Do jakiej pracy przyjęliby mnie z takim wykształceniem i jeszcze godziwie zapłacili? I czy w ogóle byłbym wtedy w stanie cokolwiek odłożyć? Odpowiedz mi, Bill.
Tym razem, to on milczał.
– Odpowiada ci takie życie? – zapytał w końcu.
– Tak. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem. To wszystko, co w tej chwili posiadam.
– Myślałem, że jesteś bardziej ambitny.
– Przykro mi, że cię rozczarowałem.
Pokręcił głową.
– Nie, Tom, wcale nie jest ci przykro. Ty uparcie dążysz do obranego celu i to po trupach. Dla ciebie nie ma znaczenia, co będą myśleli o tobie inni, byle byś osiągnął to, co sobie wytyczyłeś.
– No, to już wiesz o mnie wszystko. A teraz jedz, bo w dwadzieścia minut nie przebiję się przez Berlin w godzinach szczytu.
– Nie szkodzi. Mogę się spóźnić, w końcu ja tu jestem szefem. Poza tym dziś popołudniu pojedziemy gdzieś jeszcze.
– Gdzie?
– Powiem ci popołudniu.
– Jak chcesz – odparłem. Pomimo że miałem zawsze gdzieś to, co ktoś sobie o mnie myśli, jakoś dziwnie zależało mi na tym, by Bill miał o mnie zupełnie inne zdanie, a przez to, że mnie sprowokował, powiedziałem trochę za dużo i czułem się z tym teraz źle. Wydawało mi się, że już nie jest mną tak oczarowany, jak jeszcze kilka minut temu, zanim zaczęliśmy tę bezsensowną dyskusję.
Całą drogę do agencji milczałem. Bill wydawał się niewzruszony sytuacją z kuchni i nawet sobie nucił pod nosem, a ja czułem się podle.
W agencji uważnie się mu przyglądałem; próbowałem go rozgryźć. Czy naprawdę był takim profesjonalistą, który nawet skrytykowany, potrafi chodzić z wysoko uniesioną głową? Czy może po prostu miał to gdzieś?
Punkt czternasta kazał wszystkim udać się do domu. Podszedł do mnie, podając mi swoją torbę.
– Potrzymaj – powiedział.
– Nie jestem twoim tragarzem, muszę mieć wolne ręce – odparłem zupełnie niepotrzebnie, ale nadal dręczyła mnie ta sytuacja z rana.
– Znam zasady. Poprosiłem cię, żebyś ją tylko potrzymał, a nie nosił. Jeszcze ci nie przeszło? – zapytał, na co zmarszczyłem brwi, a on zapiął kurtkę i zabrał ode mnie swoją torbę. – Chodźmy – rzucił, jakby nic się nie stało.
– Co niby miałoby mi przejść? – zapytałem.
– No proszę cię, Tom. Tylko teraz nie udawaj.
Walił prosto z mostu, to jedno trzeba było mu przyznać.
– Oceniłeś mnie na podst…
– Nie! – wtrącił się, nie dając mi dokończyć zdania. – Nie oceniłem cię, odpowiedziałem ci tylko. I o ile dobrze pamiętam, to ty zrobiłeś aluzję, że bez służącej nie potrafię nalać sobie nawet kawy do filiżanki.
– Może trochę źle to ująłem.
– Możliwe. Nie zamierzam tamtego tematu wałkować kolejny raz. Powiedziałem ci, co miałem do powiedzenia i dla mnie temat jest skończony, a ty chyba musisz nauczyć się brać krytykę na klatę, bo zupełnie sobie z tym nie radzisz.
– To nie tak – zaprzeczyłem.
– Prawda jest taka, że zawsze będzie nas coś dzielić. Jednak ja nie zamierzam się przejmować swoimi słabościami, a mam ich mnóstwo, tylko skupiam się na swoich zaletach, a ty za wszelką cenę chcesz ukryć swoje słabe strony.
– Ja nie mam słabych stron – zaprzeczyłem odruchowo.
– Twoje wykształcenie jest chyba twoją największą słabością, prawda? – zapytał, przystając i patrząc mi prosto w oczy. Trafił naprawdę idealnie. Zastanawiałem się, jak zareagować. Udać, że nie? Wściec się? Czy w ogóle nic nie odpowiedzieć?
– Nie… To znaczy… A w ogóle, jakie to ma znaczenie? - zapytałem podirytowany.
– Otóż to – odparł, uśmiechając się i odwrócił się, ruszając do wyjścia. Stałem jeszcze chwilę, patrząc jak odchodzi. Przyglądałem się jego plecom i wyprostowanej sylwetce. Jego pewnym, wręcz dystyngowanym krokom i dopiero teraz zrozumiałem, że on ma gdzieś, z jakiej strefy społecznej jestem i jakie mam wykształcenie. On nadal był pełen podziwu dla mojej osoby, choć ja dalej nie wiedziałem do końca, co go tak we mnie fascynowało. Zakląłem tylko siarczyście pod nosem i ruszyłem za nim.
– Ej, dokąd ci tak śpieszno? – Podbiegłem. – Masz się trzymać blisko mnie. Zapomniałeś już? Czy życie ci nie miłe?
– Pośpiesz się, Tom. Mamy jeszcze mnóstwo pracy.
– Jakiej pracy? Myślałem, że na dzisiaj już koniec.
– Z modą tak. Teraz jedziemy na strzelnicę.
– O nie!
– O tak! Chyba miałeś dzisiaj poćwiczyć. Chcę to zobaczyć. Chcę zobaczyć, jaki dobry w tym jesteś. A przy okazji chcę, żebyś mnie nauczył strzelać.
– Nie ma mowy – zaparłem się.
– Nie ty tu decydujesz. To ja płacę, a skoro płacę ci, to mogę wymagać.
– Myślałem, że to twój ojczym płaci.
– Ale to ja jestem tu najważniejszy, więc mam prawo żądać.
– Świetnie – bąknąłem pod nosem. Wiedziałem, że nie wygram z nim i nawet nie próbowałem odwieść go od tej decyzji. Odprowadziłem Billa do samochodu, zatrzaskując za nim drzwi i wsiadłem za kierownicę, wioząc go po chwili prosto na strzelnicę, na której zwykle trenowałem.



13 komentarzy:

  1. W sumie opowiadanie zaczyna mi się coraz bardziej podobać, zdaje się, że piszesz coraz to dłuższe odcinki i mam nadzieję, że następny będzie jeszcze dłuższy. Głównie nie biorę się za czytanie czegoś co się dopiero tworzy, wolę w ciągu dwóch/trzech dni przeczytać całą historię i ją kontemplować przez następne dwa dni. Jednak piszesz tak genialnie, że po prostu aż czekam z na następną część.
    Co do tego odcinka, muszę szczerze powiedzieć, że (...nie umiem komentować, insynuować, domyślać się co będzie dalej...) zaczyna się coś dziać. Miałam wrażenie przez chwilę, że popełnisz taką gafę, przy tych liniach papilarnych, że będą się zgadzać z liniami Billa. Co prawda chyba każdy wie, że linie papilarne nawet u Bliźniaków się nie zgadzają, ale takie szczególiki by były katastrofalnie komiczne. Ale mówiłam już jak komentowałam "Kochanków", że zdaje się, albo jesteś bardzo mądrą osobą, albo przed pisaniem opowiadań wgłębiasz się w każdy temat. Imponujesz mi.
    Mogłabym poruszyć, że zaczynają mi się podobać te zgrzyty między chłopakami, są niesamowicie ciekawe i przewrotne. Podoba mi się to.
    Pozdrawiam.
    and-god-said-no

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana. Co do jednego masz rację, wiele rzeczy zanim napiszę staram się sprawdzić jeśli nie wiem lub nie jestem pewna. Nawet miejsca, które opisuję np. w "Kochankach" Park w którym zostali porwani czy punkt widokowy w LA. Te miejsca istnieją naprawdę, łącznię z drewnianym płotkiem, który się złamał, kiedy Muna pchnęła Billa. Tak samo tyczy się to wielu innych spraw, długość lotu z Niemiec do Stanów, czy nawet jak wygląda resuscytacja w opowiadaniu " Poza granicami umysłów" Być może są jakiś minimalne nagięcia faktów, ale staram się żeby to było jak najbardziej zgodne z prawdą. No i te linie papiernie, oczywiście wiem, że bliźniaki mają inne i absolutnie nie tym sposobem dowiedzą się, że są braćmi, ale do tego momentu czeka was jeszcze kilka odcinków. No a chłopaki, docierają się i będzie jeszcze wiele zgrzytów między nimi. Tak, że serdecznie zapraszam cię na kolejne odcinki.

      Usuń
    2. Właśnie to jest niesamowicie pociągające. To, że w Twoich opowiadaniach wszystko wydaje się być możliwe. Szczególnie dla mnie, ponieważ nie jestem ich fanką, więc nie znam ich biografii... czytam Twoje opowiadania z prawdziwą przyjemnością. Wszystko wydaje się być wiarygodne, nie naciągane, kompletnie pokręcone.
      Cóż, powiem, że widzę naprawdę dojrzałą postawę, skoro starasz się sama zgłębiać w te tematy zanim zaczniesz pisać.

      Usuń
    3. Dziękuję Ci bardzo, że to doceniasz. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. :*

      Usuń
  2. No to pierwszą poważniejszą wymianę zdań mamy już za sobą :)
    Chyba Billowi spodobało się, kiedy Tom go dotykał, chcąc pomóc przy pozycji do strzelania i liczy na ciąg dalszy, a strzelnica jest idealnym pretekstem. Szczególnie, kiedy na początku przyznał, że podobają się mu jego dłonie.
    Czekam na kolejny odcinek!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju cudownie! Wszystko się rozkręca! Między nimi jak widać już pierwsze spięcia, a Tom już nie jest aż taki spokojny. Zresztą Bill też pokazuje pazurki. ;)
    Coś czuję, że niedłgo może być naprawdę ciekawie bo już zaczynają się lepiej poznawać i już dość swobodnie zachowują się w swoim towarzystwie. Tylko czekać aż Bill zacznie Toma naprawdę podrywać to Tommy będzie miał utrudnione zadanie, bo zamiast chronić Billa przed innymi to zaraz będzie sam musiał bronić się przed Billem. Ale spokojnie w końcu ulegnie Billowi jak ten na poważnie zacznie się do niego dobierać, w końcu kto nie uległby takiemu facetowi jak Billy.. ;D
    Już nie mogę się doczekać co będzie na tej strzelnicy, już widzę jak Tom popisuje się umiejętnościami, bo jak widać bardzo mu zależy na tym by Bill był nim oczarowany, a Bill pożera wzrokiem jago wysportowane ciało gotowe do akcji...mrrr... ;D
    Myślę że wymyślisz dla nich coś naprawdę super. Trzymam kciuki :)
    Pozdrawiam i życzę Ci duuużo weny
    Całuski :*
    ~GlamKinia~ <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Tom ma ukryty talent i popisze się nim przed Billem. A Bill powoli ale sukcesywnie będzie Toma kusił. :)

      Usuń
    2. Cudownie! Ubóstwiam Cię kochana!!! :* <33333

      Usuń
  4. Dzięki za kolejny odcinek,jak zwykle zachwycam się Twoim talentem.Z przyjemnością czytam i czekam na dzisiejszą odsłonę.Zobaczyny jak Bill zachowa się na strzelnicy i jak przebiegnie proces nauczania.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to Bill, będzie musiał wsadzić swoje piec groszy. :)

      Usuń
    2. Hah, to zdecydowanie będzie ciekawie :D

      Usuń
  5. . Podobają mi sie ich dialogi. Ciekawa jestem jak się potoczy akcja. Muszę szybko przeczytać ale trudno jest mieć czas gdy zaczął się rok szkolny :(

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*