Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 2 czerwca 2015


 Odcinek 15



Już od rana coś wisiało w powietrzu. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, ale zawsze przeczuwałem, kiedy miało się wydarzyć coś złego, i dziś był właśnie taki dzień.
– Jesteś gotowy, Tom? – usłyszałem pytanie, które padało każdego ranka, kiedy mieliśmy jechać do agencji. Jakbym, co najmniej to ja miał tam urwanie głowy i musiał stawić czoła tym wszystkim ludziom. Oczywiście, ja zawsze byłem gotowy, ale Bill najwyraźniej miał potrzebę usłyszenia tego za każdym razem, kiedy wychodziliśmy. 
– Tak – odparłem krótko. Zaczęło to przypominać już jakiś rytuału. Powoli byłem w stanie przewidzieć każde kolejne jego pytanie.
– Nie martw się, nie będziemy dzisiaj siedzieć w agencji całego dnia. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to kolejne dni będą luźniejsze – wyjaśnił.
– Przydałby ci się odpoczynek, wyglądasz na zmęczonego – stwierdziłem.
– Ty też.
– Nic mi nie jest. Jestem przyzwyczajony do wytężonej uwagi. Nie raz i nie dwa pracowało się nawet w nocy, więc o mnie nie musisz się martwić.
– Dobrze, w takim razie jedziemy. Soniu, wrócimy na obiad.
– Dobrze, proszę pana.
– Jeśli jednak miałoby się to zmienić, zadzwonię.
Sonia skinęła tylko głową, a my ruszyliśmy do wyjścia. Wyszliśmy przed dom, podchodząc do samochodu. To, że jeździliśmy moim prywatnym autem, nawet nie będę komentował. Od tamtego razu, gdy zepsuła się limuzyna i zaproponowałem mu podwiezienie swoim autem, nigdy więcej nie wsiadł do swojej, na pewno o wiele wygodniejszej limuzyny. To było śmieszne, ale zarazem odpowiadało mi. Nie znosiłem jeździć, jako pasażer, a zwykle chroniąc kogoś, tak to się kończyło. To, że Bill pokochał moje auto chyba znacznie bardziej niż swoją wielką i luksusową limuzynę było mi wybitnie na rękę, i nie komentowałem tego nawet jednym słowem, kiedy kolejny raz szedł prosto w kierunku mojego samochodu, obawiając się, żeby czasem nie zmienił zdania.
– Tom, mógłbyś mi otworzyć drzwi? – poprosił, trzymając w jednej ręce torbę a w drugiej jakiś stos segregatorów.
– Jasne – odparłem i podszedłem do niego. W tym momencie padł strzał. Gdybym akurat nie chwycił za klamkę i nie zdążył otworzyć drzwi, kula trafiłaby Billa, a tak odbiła się z łoskotem od karoserii samochodu. Bill momentalnie puścił to, co trzymał w rękach.
– O Jezu! – jęknął, a ja instynktownie pchnąłem go do samochodu, przyglądając się mu uważnie. Chyba był cały. Nie widziałem nigdzie krwi.
– Dostałeś? – zapytałem, chcąc się upewnić.
– Nie – odparł z przerażeniem w oczach. – A ty?
Ja? Zaskoczyło mnie jego pytanie. Co ja go obchodziłem? W końcu przecież od tego byłem.
– Nie wychodź stąd! – krzyknąłem do niego, zatrzaskując z impetem drzwi i rzuciłem się biegiem w stronę zarośli, z których próbował wydostać się niedoszły zamachowiec.
Natłok myśli, jaki w tym momencie panował w mojej głowie, ciężko było nawet ogarnąć. Jak wszedł na posesję? Przez bramę? A może przez ogrodzenie? Dziś niedziela, więc połowa ludzi z ochrony posiadłości miała wolne. Ktoś mógł się zagapić i go nie zauważyć, tak po prostu. Nawet jeśli posiadłość otaczał wysoki mur, to nie był on nie do pokonania. Dwóch ochroniarzy, Piter i Kris, widząc całe zdarzenie, ruszyli razem ze mną w pogoń. Chłopak miał chody, ale nie miał szans nam uciec, złapaliśmy go, kiedy próbował wdrapać się na ogrodzenie, zapewne w tym samym miejscu, w którym tu wszedł.
– Doigrałeś się – krzyknął Kris, szarpiąc chłopaka na wszystkie strony, jak szmacianą lalkę.
– Puszczajcie mnie!
– Kto dał ci zlecenie? – zapytałem.
– Nic wam nie powiem. – Chłopak zaparł się. Był młody, chyba nawet nie miał dwudziestu lat. Pewnie chciał sobie zarobić. To była zwykła płotka, nic nieznacząca figura, pewnie nie miał nawet zielonego pojęcia, kim jest Bill.
– Ile ci zapłacił? – Nie przestawałem go jednak wypytywać. Byłem ciekawy, jak wysoko ceni się chęć pozbycia się Trumpera.
– Nic wam nie powiem!
– Powiesz policji – odezwał się Piter, dzwoniąc na komisariat.
– To amator – powiedział Kris. – Nikt cię nie uczył, że nie porzuca się broni?
Kris szarpał nim, próbując w ten sposób wystraszyć go i wyciągnąć od niego informacje, ale chłopak widocznie swoje w życiu przeszedł i wiele sobie z tego nie robił.
– Amator? Prawie mu się udało – rzuciłem. – Jak on tu wszedł? – Spojrzałem na obu mężczyzn. Posypią się zwolnienia, to było oczywiste. Byłem pewny, że po tym incydencie, kiedy ktoś zaatakował Billa i postrzelił Stiva, więcej takich sytuacji nie będzie. Tymczasem kolejny raz okazało się, że słabym punktem była ochrona posiadłości. Bill miał naprawdę fart i tym razem nie tylko chłopaki na bramie, ale ja też nawaliłem. Łut szczęścia sprawił, że nie dostał. A wszystko przez to, że poczułem się zbyt pewnie. A dlaczego? Dlatego, że zaufałem ludziom, których na dobrą sprawę w ogóle nie znałem. Boże, co ze mnie za idiota! Tyle nam to wpajali na szkoleniu, żeby mieć się na baczności. Nikomu nie ufać. Że ludzie nie są nie omylni i będąc osobistym ochroniarzem mam polegać tylko i wyłącznie na sobie. A ja, co zrobiłem? Popełniłem największy możliwy błąd w moim fachu. Krótko mówiąc, zawiodłem. Najgorsze, że teraz będę musiał spojrzeć Billowi w oczy i powiedzieć mu prawdę, że nie byłem czujny.  No właśnie, Bill! Kolejny raz o nim zapomniałem, a przecież o jego życie tu chodziło. Następny dowód na to, że nie mogłem dłużej go chronić. Stało się to, czego się obawiałem, nie był już dla mnie po prostu Billem Trumperem. Traktowałem go już jak kogoś więcej niż podopiecznego. Zacząłem skupiać uwagę tylko na nim, zapominając o tym, po co tak naprawdę przy nim byłem.
– Pójdę do Billa. Dajcie mi znać, jak przyjedzie policja – odezwałem się do chłopaków.
– Okej – odparł Kris.
Ruszyłem prosto w stronę samochodu, pokonując ponad pół kilometrową drogę wysypaną drobnym żwirem. Im bliżej auta byłem, tym większą pustkę w głowie miałem. Nie mogłem chronić Billa, bo się do tego nie nadawałem. To był koniec. Nie będę go okłamywał i udawał, że wszystko poszło tak, jak pójść powinno, że żył dzięki mnie, bo żył dzięki przypadkowi. Odetchnąłem głęboko, kiedy byłem już na tyle blisko auta, by dostrzec go w środku i widzieć jego twarz. Nawet nie wiem, jak określić jego minę. Jego odczucia pewnie były mieszane, skoro malowało się na niej tyle emocji.
Rozejrzałem się uważnie, zanim otwarłem drzwi.
– Tom?
– Nic ci nie jest? – zapytałem, choć już wiedziałem, że nie. Jednak w tym momencie bardziej chodziło mi o jego psychiczne samopoczucie niż fizyczne.
– Nie, a tobie? – Dlaczego on się ciągle martwił o mnie? Takie miałem tu zadanie, osłaniać go i zginąć za niego, jeśli zajdzie taka potrzeba, więc dlaczego go to w ogóle obchodziło?
Pokręciłem głową.
– Złapaliśmy go, ale to jeszcze nie koniec. To tylko marionetka. Zaraz będzie tu policja, może uda się wyciągnąć, kto mu dał zlecenie. - Kiwnął głową. – Przykro mi Bill, ale dzisiaj nie pojedziesz do agencji – powiedziałem, zbierając z ziemi segregatory, które upuścił.
Nawet nie protestował. Skinął tylko głową, zabierając je ode mnie.
– Chodź do domu – powiedziałem i kolejny raz rozejrzałem się po posiadłości.
Wysiadł, a ja trzymając się blisko niego, odprowadziłem go do domu. Tu nic mu nie groziło, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
Po chwili w domu pojawiła się policja. Zaczęli zadawać mnóstwo różnych pytań i po jakichś dwóch godzinach zamieszania, odjechali i wszystko ucichło, jakby to, co się stało, nie miało w ogóle miejsca.
W międzyczasie pojawił się Gordon. Był mi wdzięczny, że jego pasierb żyje, a ja nie potrafiłem mu spojrzeć w oczy i powiedzieć prawdy. Czułem się parszywie. Bill w towarzystwie ojczyma poszedł do swojej twierdzy, a ja udałem się do siebie. Usiadłem na brzegu łóżka i myślałem.  Nie wiem, jak długo tak siedziałem: godzinę, może więcej, ale nawet gdybym siedział do wieczora albo i cały następny dzień, rozmowa z Billem by mnie nie ominęła. Co prawda mogłem udawać, że nic się nie stało, ale już teraz mnie to dręczyło, a wyrzuty sumienia pożarłoby mnie żywcem. I tu wcale nie chodziło o to, że nie potrafiłem kłamać, bo łganie przychodziło mi tak łatwo, jak oddychanie, ale chodziło o coś więcej niż zwykłe oszustwo. Tu chodziło o jego życie! O bezcenny dar, jaki dostaje każdy człowiek, który przychodzi na świat.  Nabrałem głęboko w płuca powietrza i wstałem. Nie było sensu tego przeciągać. Wyszedłem z pokoju, kierując się do imperium Billa.
Jak tylko wszedłem do jego twierdzy, zauważyłem go, siedział na kanapie z laptopem na kolanach. Spojrzał na mnie.
– Możemy porozmawiać? – odezwałem się pierwszy. Nie chciałem mu przeszkadzać.
– Już kończę – powiedział.  – Prześlę im tylko pliki.
Usiadłem na fotelu naprzeciwko niego i czekałem, aż skończy. W końcu zamknął laptopa i odłożył go.
– Musiałem to wysłać skoro nie mogłem tego zawieść – wyjaśnił.
– Rozumiem. Dobrze się czujesz? – zapytałem, nie wiedząc za bardzo, od czego zacząć.
– Tak – odparł krótko, ale ja wiedziałem, że nie do końca. Bill, kiedy był zdenerwowany, to albo zamykał się w sobie, albo odpowiadał dość krótko lub enigmatycznie.
– Na pewno wszystko w porządku? – krążyłem bez sensu, szukając sposobu, jak mu powiedzieć to, co mnie dręczyło.
– Dzięki tobie żyję, więc jak ma nie być? Muszę tylko ochłonąć. Nie przywykłem służyć za tarczę strzelniczą.
Trafnie to ujął.
– Żyjesz dzięki przypadkowi – powiedziałem wprost.
Zmarszczył brwi.
– O czym ty znowu mówisz?
– To był przypadek. Gdybym akurat nie otwierał ci drzwi, dostałbyś. Karabin, z którego strzelał… - urwałem, nie chcąc wdawać się w szczegóły. – Miałbyś szczęście, jeśli nie zginałbyś na miejscu.
Chwilę myślał, jakby doskonale wiedział, do czego zmierzam i jak ma teraz zareagować.
– Czy ty mi próbujesz coś przez to powiedzieć, Tom?
– Tak i obaj wiemy, co.
Zmarszczył brwi. Widziałem, że wzbierała w nim złość. Potarł palcami czoło, po czym spojrzał na mnie.
– Nad wszystkim nie zapanujesz. Nie możesz uważać na każdym kroku, to nie twoja wina – powiedział. Nie mogłem w to uwierzyć. Sądziłem, że powie mi, w takim razie nasze drogi muszą się rozejść, a on usprawiedliwiał moją niekompetencję?
– Wina…? Tu nie chodzi o to, czyja jest wina. Tylko o to, że przestałem być czujny. Zawiodłem. Rozumiesz?
– Ale pieprzysz – rzucił i poderwał się z kanapy. – I co teraz? Oczywiście chcesz odejść, tak? – zapytał wprost.
– Powinienem – odparłem, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie ma mowy! Nie zgadzam się!
– Bill, następnym razem zginiesz przeze mnie.
– Ty chyba masz coś z głową! Mało mnie to obchodzi, jakie masz teraz dylematy – zaczął na mnie krzyczeć, nerwowo gestykulując rękami. – Jesteś na siebie zły, bo coś przeoczyłeś? To wyciągnij z tego wnioski i popraw się. A jeśli chcesz odejść, to zastanów się, czy stać cię na adwokata, bo chyba uważnie przeczytałeś umowę, którą podpisałeś z moim ojczymem i wiesz, jakie grożą ci konsekwencje, jeśli z twojej winy będę narażony na niebezpieczeństwo?
Tym razem to ja zmarszczyłem brwi. Trzeba było przyznać, że potrafił być bezwzględny, kiedy mu na czymś zależało, a teraz chciał, żebym został, choć Bóg jeden wie dlaczego.
– Trudno. Przynajmniej nikomu więcej nie stanie się krzywda.
Wstał zaskoczony. Spodziewał się, że będę się z nim kłócił, ale ja naprawdę czułem się winny, i nie zamierzałem się z nim o to spierać.
– Tom – zaczął łagodniej. – Nie chcę nikogo innego. Ufam ci, rozumiesz?
– Chcesz zginąć?
– Nie zginę. Przy tobie nic mi nie grozi. Jakbyś na to nie patrzył, nic mi się nie stało, bo tam byłeś.
Podszedł do mnie i kucnął, kładąc mi ręce na kolanach. Czułem, jak mu się trzęsą. Nie wiem tylko czy był zdenerwowany przeze mnie, czy nadal trzymały go emocje po zamachu.
– Proszę cię.
Spojrzałem mu w oczy, chciałem zostać, wiedziałem, że zawaliłem, ale chciałem tu zostać, choć kompletnie nie mam pojęcia dlaczego.
– Jeśli odejdziesz, więcej żadnego ochroniarza tu nie będzie. Tak czy siak, zginę.
– Przestań mnie szantażować! – wkurzyłem się. Nienawidziłem takich zagrywek.
– To nie jest szantaż. Stiv miał być ostatnim osobistym ochroniarzem, jaki mnie pilnował. To Gordon się uparł i przekonał mnie, że potrzebuję, oprócz ochrony, towarzystwa kogoś w moim wieku, dlatego się tu pojawiłeś. Powiedz mi szczerze, Tom, naprawdę chcesz odejść?
Spojrzałem mu w oczy, kręcąc głową.
– Więc zostań, w przeciwnym razie znowu nie będę stąd wychodził. Wiem, że mało cię to obchodzi. Zresztą niewiele osób obchodzę, ale…
– Obchodzi mnie – odparłem. Nie chciałem mu mówić, że choć przez ostatni miesiąc zafundował mi tyle wrażeń, iż już dawno powinienem stąd uciekać, to w jakimś sensie podobała mi się relacja między nami. Nie umiem tego nazwać, ale jakbyśmy się uzupełniali i to nie miało związku z uczuciem, to było coś więcej, coś poza miłością. W każdym razie, kiedy tylko myślałem o tym, że kiedyś przestanę go chronić i będę musiał odejść, odczuwałem jakiś lęk, że go stracę. To było bardzo dziwne. – Dobrze, zostanę, ale wiesz, że tak nie powinno być, że robię to wbrew sobie i zasadom.
– Wiem – przyznał. – Dziękuję ci – położył dłonie na moich, ściskając je.
Zostałem wbrew temu, co powinienem zrobić i wybitnie łatwo było mi zrzucić tę decyzję na Billa, tłumacząc sobie, że zostałem, bo bardzo mnie o to prosił, bo mnie potrzebował, bo beze mnie na pewno zginie, bo…
No dobrze, przynajmniej przed sobą będę szczery. Zostałem, bo chciałem tu zostać.
Obiad zjedliśmy dość późno i był dziś wyjątkowy, bo jedliśmy go w trójkę. Gordon tak się przejął tym zamachem, że resztę dnia spędził w rezydencji. Dziwnie było mi nawet patrzeć na tego człowieka. Tak rzadko go widywałem, że kiedy tu był, bardziej traktowałem go, jak gościa niż głowę tego domu.
– Jutro zwolnię Pitera i Krisa – rzucił nagle Gordon. – Drugi raz mnie zawiedli.
– To nie ich wina – wtrąciłem się.
Gordon spojrzał na mnie.
– Słabym punktem jest ogrodzenie – wyjaśniłem.
– Ogrodzenie?
– Tak. Łatwo można je przeskoczyć.
– Więc, co proponujesz?
Gordon zawsze był konkretny i niczego nie owijał w bawełnę. Jeśli był jakiś problem, należało go natychmiast rozwiązać.
– Przydałby się system alarmowy.
– System alarmowy? Po ostatnim zamachu zamontowaliśmy dodatkowe kamery, jak widać, niewiele to dało.
– Ja myślę o czymś w rodzaju czujników ruchu podłączonych pod kamery. Jeśli coś by się działo w danym rejonie, kamery by się automatycznie przełączały, dając podgląd na sytuację. Z tego, co wiem, w tej chwili trzeba je przełączać ręcznie i jest ich tylko siedem, a powinno być przynajmniej dwadzieścia, jak na taki obszar. Nie mówiąc już o tym, że są miejsca, które nie są w ogóle monitorowane i właśnie przez jedno z takich miejsc dostał się ten chłopak.
Gordon chrząknął tylko, uważnie mnie słuchając.
– Myślisz, że to by wystarczyło? – zapytał wprost.
– Myślę, że zwiększyłoby to bezpieczeństwo. Jednak zawsze można podjąć jeszcze bardziej radykalne kroki i zaczepić drut pod napięciem i wtedy każdy, kto spróbowałby wejść na teren posiadłości, przeskakując mur, usmażyłby się na skwarkę.
– Ten pomysł podoba mi się najbardziej – stwierdził Gordon, odkładając sztućce na talerz. – Ale może czujniki ruchu wystarczą. Zlecę, żeby zajęto się tym – mówiąc to, natychmiast wyciągnął telefon i zaczął wydzwaniać, wstając od stołu i znikając w jednym z korytarzy tej ogromnej posiadłości.
Spojrzałem na Billa. Podczas posiłku nie odezwał się ani jednym słowem. Mało też zjadł.
– Dobrze się czujesz? – zapytałem.
– Tak. Nie mam dzisiaj apetytu. Przepraszam, pójdę do siebie – powiedział, odkładając serwetkę na stół.
– Bill? – zatrzymałem go.
Odwrócił się i czekał, co powiem.
– Gdybyś chciał pogadać czy coś, to wiesz gdzie mnie szukać, będę u siebie.
Kiwną tylko głową i ruszył do swojej twierdzy.
I tak zostałem sam w jadalni. Nie cierpiałem tego pomieszczenia, zwłaszcza, kiedy miałem siedzieć tu sam. Dokończyłem w pośpiechu swój posiłek i czym prędzej uciekłem stamtąd.
Do wieczora siedziałem w swoim pokoju. Poszperałem trochę w Internecie. Pooglądałem telewizję, czekając, kiedy Sonia lub Anna przyjdą zawołać mnie na kolację, ale nie przyszła żadna z nich, chociaż dochodziła już dziewiąta wieczorem. W końcu sam się ruszyłem z pokoju.
Kiedy wszedłem do kuchni, natknąłem się na Sonię, która nie wyglądała, jakby szykowała kolację, tylko jakby właśnie skończyła swoją pracę i miała zamiar udać się do swojego pokoju.
– O której kolacja? – zapytałem.
– Nie będzie dzisiaj kolacji. Nikt ci nie powiedział?
– Nie. Jak to nie będzie?
– Przepraszam, zapomniałam poprosić Lisbeth, żeby podeszła do ciebie i ci powiedziała. Pan Trumper ani panicz Bill nie chcieli jeść.
– Dlaczego?
Sonia wzruszyła bezradnie ramionami.
– A ty pewnie głodny jesteś, Tom.
– Trochę – przyznałem skromnie, chociaż to właśnie głód mnie tu przywiódł.
– Siadaj, zaraz ci coś zrobię.
Usiadłem na swoim ulubionym miejscu przy kuchennej wyspie i przyglądałem się, jak Sonia przyrządza mi posiłek.
– Wiadomo już, kto stoi za tymi zamachami? – zapytała, stawiając przede mną talerz z kanapkami.
– Nie. Ten chłopak dostał anonimowe zlecenie. Nie ustalili jeszcze, kto je zlecił i pewnie nie ustalą.
– Skąd wiesz?
– Takie zlecenia przekazuje się przez kilka osób, żeby zmylić trop. Rzadko dociera się do źródła, a temu komuś zależy na tym, by nikt się nie dowiedział, kim jest. Dlatego do tej pory nie ustalono, kto poluje na Billa.
– Boże. Tak strasznie mi żal panicza Billa. Dziś przy obiedzie wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy postrzelili Stiva. Boję się, że on znowu się zamknie w sobie.
– Nie martw się, rozmawiałem z nim, nic mu nie będzie. Jak się prześpi, otrząśnie się z tego.
– Jak to dobrze, że ty tu jesteś, Tom. Gdyby nie ty, on by dzisiaj zginął. Nawet nie chcę o tym myśleć, co to by było, gdyby… – rozpłakała się.
Zmarszczyłem brwi, w jakiś sposób musiała kochać Billa, jeśli teraz płakała.
– Bardzo go lubisz – stwierdziłem.
– Tak. – Wytarła łzy. – Przez ostatnie kilka lat zmienił się, ale wiele radości wniósł w moje życie. Jest mi bardzo bliski. Traktuję go jak swojego wnuka.
– Obiecuję ci, że sam zginę, ale nie pozwolę, żeby stała mu się krzywda.
– Boże, Tom! Nie mów tak. Może to wyda ci się śmieszne, bo znam cię zaledwie miesiąc, ale wzbudzasz we mnie podobne uczucia, co panicz Bill. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Westchnąłem.
– Będę uważał – obiecałem.
– Dokładkę? – zapytała, widząc, że mam już pusty talerz.
– Nie, nie. Najadłem się do syta. Pójdę się położyć. Mimo wszystko też mam dość wrażeń jak na jeden dzień – mówiąc to, dopiłem herbatę i wstałem. – Dobranoc – rzuciłem na odchodne.
– Dobranoc, Tom.
Wróciłem do siebie, ale nie byłem tak zmęczony, jak powiedziałem Soni. Nalałem sobie do wanny wody i siedziałem w niej chyba z godzinę, pogrążając się w jakieś dziwnej zadumie. Ten dzień był okropnie wyczerpujący, byłem nim zmęczony, ale bardziej psychicznie niż fizycznie, chociaż może to zasługa ciepłej wody, która mnie odprężyła. W końcu jednak wyszedłem z niej, bo już nie była taka przyjemnie gorąca, jak wtedy, gdy do niej wchodziłem.
Zerknąłem jeszcze na zegarek, dochodziła prawie północ. Pogasiłem wszystkie światła i położyłem się do łóżka, na koniec gasząc w końcu nawet telewizor, i leżałem, czekając na sen, który jak na złość dziś nie przychodził zbyt szybko. Jednak, gdy już prawie przysypiałem, przyszedł mi sms, rozbudzając mnie. Chwyciłem komórkę, zerkając, kto to. Westchnąłem, kiedy zobaczyłem, że to od Billa.


                                 Bill Trumper

Boję się tu być sam, Tom.
W moim grubym kajecie znalazłem
tylko jeden numer przyjaciela.
Nigdy go nie miałem i nie wiem,
czy mogę prosić przyjaciela, żeby
przyszedł do mnie, i dotrzymał mi
towarzystwa przez całą noc.
W przeciwnym razie nie zmrużę oka.
Bill.


Aż usiadłem, przecierając dłonią twarz. A jednak. Udawał, że nic mu nie jest, tymczasem pokonały go demony z dnia. I chociaż w tych okolicznościach nie powinna, to ucieszyła mnie jego wiadomość, bo zwrócił się o pomoc właśnie do mnie. Odpisałem mu.


Ja

                               Po to się ma przyjaciół. Zaraz przyjdę.



21 komentarzy:

  1. Łał... OMG ! Zamach na Billa ;o Na szczęście, prawie nic mu nie jest.
    N-M-G doczekać się nextu ! Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z każdym kolejnym odcinkiem więcej niewiadomych się nagromadzi, będziecie mieli o czy myśleć :)

      Usuń
  2. Wieki już nie komentowałam, właściwie to ledwie mam czas, żeby czytać kolejne rozdziały. Chciałam Ci tylko napisać, że bardzo podoba mi się to opowiadanie i nawet nie wyobrażasz sobie jak fajnie jest oderwać się od nauki i odprężyć przy kolejnym rozdziale tego opowiadania:) To chyba jedyna przyjemna część dnia.
    Życzę weny i pozdrawiam!
    obsesja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach jak miło, że się odezwałaś. Szkoła to chyba najgorsze zło dla każdego ucznia, zwłaszcza gdy za oknem piękna pogoda itd... wiadomo o co chodzi, ale pociesze Cię - Już niedługo wakacje. W każdym razie ja czekam z niecierpliwością na jakiś twincest u Ciebie, zaglądam systematycznie na Twoją stronę i czekam. :)

      Usuń
  3. Miałam Cię zabić za to, jak 'urwałaś' odcinek, w sumie sama tak mówiłaś, ale tego nie zrobię. Jeśli byś dalej przeciągnęła akcje, mogłoby sprawiać wrażenie niedociągniętego. Tak więc, według mnie, skończyłaś w najlepszym momencie.
    Ponad to straszna akcja widzę tu się wydarzyła. Już miałam wrażenie, że Bill jest taki zbyt bezpieczny i mógłby zrezygnować z ochrony. Poza tym pierwszy raz nie pokazałaś Billa w tym opowiadaniu jako małego potworka, który cały czas chce ugrać coś dla siebie. Tak, tak, nie chodzi mi o 'coś' tylko o 'kogoś', o Toma.
    Cała akcja tego napadu na Billa mnie zaciekawiła. Aż pragnę się dowiedzieć kto za nim stoi, za co, po co i dlaczego.
    Połechtałaś przyjemnie moją duszę tym odcinkiem. Naprawdę spisałaś się na medal.
    Swoją drogą (chyba co odcinek pytam o coś albo wygłaszam swoje poglądy, więc nie mogło zabraknąć i tym razem, szczególnie, że naprawdę mnie tym ciekawisz), mogłabyś mi powiedzieć, czemu we wszystkich opowiadaniach, albo przynajmniej większości mam wrażenie, opisujesz z pozycji Toma? Kierujesz się tym, że bardziej Cię on inspiruje, czy może po prostu tak Ci wygodniej?
    Myślałaś kiedyś o tym, żeby napisać opowiadanie od strony Billa, lub obydwu na raz (nie polecam, Jacek Gmoch. xD).
    Pozdrawiam, and-god-said-no

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno kto pyta nie błądzi, więc pytaj śmiało.
      Co do perspektywy to pisałam już z różnych perspektyw. Np. "Przeznaczeni sobie" jest z perspektywy Billa a "Kochankowie" z obu perspektyw. A czemu reszta jest z perspektywy Toma, no cóż, tak wyszło. Może kolejne opowiadanie będzie z perspektywy Billa, pomyślę nad tym :)
      Co do Billa to jeszcze wiele razy przekonasz się, że jego postawa "potworka" to taka tarcza, on mimo wszystko boi się odrzucenia przez Toma, dlatego trochę gra takiego, ale niedługo, właściwie w następnym odcinku Tom dowie się coś o przeszłości Billa i będzie miał niezłą rozkminkę. :D

      Usuń
    2. Ciekawą opcją byłoby po zakończeniu całego opowiadania napisać je jeszcze raz tyle, że z perspektywy drugiej osoby. Mimo, że ludzie by je znali i wiedzieli jak się zakończy może okazałoby się kiedyś strzałem w dziesiątkę. Coś w stylu "za kulisami" xd
      Niemogęjużsiędoczekać! Cholera, to mnie teraz zaskoczyłaś. :) nie wiem jak ja wytrzymam jeszcze dwa dni :D

      Usuń
    3. Plus: DZIEWCZYNY, CHŁOPAKI, OBOJNIAKI, ktokolwiek czyta te opowiadania.... Czy tylko mnie nie zależy na seksie? ;> Czym Wy żyjecie? :D

      Usuń
    4. :D Spokojnie ja nie zamierzam ulegać presji. Seks będzie, ale wszystko w swoim czasie. A i podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc...

      Usuń
    5. Ja tam na brak seksu nie narzekam w tym opowiadaniu. :D

      Usuń
  4. No to nieźle narobiłaś, nieźle! Takiego nam tu kloca nagle walisz! Biedny Billy!
    Najbardziej oczywiście podoba mi się końcówka, bo co jak co ale miłość chłopaków jest myślą przewodnią opowiadania. :D
    Co tam jedzenie, co tam moda, co tam praca, co tam zamachy i prześladowania - twincest ważniejszy . xD
    Teraz tak mnie ta końcówka męczy, no! No bo ta natrętna myśl, że może teraz nadejdzie ten boski moment, przepełniony romantyzmu i namiętnością. Magiczna chwila, napełniona po brzegi rozkoszą... Dobra co owijać w bawełnę, każdy wie o co chodzi - SEKS! :D
    Może Billy nawet nie będzie musiał się mocno starać. Może Tommy sam się zlituje. Na przykład Billy powie tylko czego by chciał, tak bez przekonania, z nadzieją i błaganiem w głosie. Tom sam tego chce, więc może, aby spełnić prośbę Billa to zrobi to z nim? ;D
    Jeśli się przeliczyłam to mam chociaż nadzieję że będzie słodko :3 no chyba że dowiedzą się tego wieczoru, że są bliźniakami, ale to tak troszkę nie logiczne i liczę na to że jeszcze nie teraz im się to przytrafi.
    No ale cóż, mimo wszystko uważam ten atak na Billa, za dobry pretekst dla obu stron, do seksu ;D
    Oczywiście jestem także ciekawa kto jest sprawcą całej sytuacji.
    To chyba wszystko, bo jestem padnięta. Nie mogę się doczekać, co dla nas przygotujesz. :3
    Pozdrawiam i życzę weny
    Buziaczki :*
    ~ GlamKinia ~ <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tu widzę niezły doping dla Billa. Oczywiście, że Bill o tym myśli, a Tom też nie jest na to wszystko obojętny, co z tego wyjdzie przekonasz się w następnym odcinku. :)

      Usuń
  5. Jejku, martwiłam się, że Billowi może coś się stać. To znaczy od początku tego opowiadania było wiadomo, że prędzej czy później coś takiego się stanie. Nie sądziłam tylko, że tak szybko ~T_T~ Tom nie powinien tak bardzo się obwiniać, w końcu najważniejsze jest to, że wyszli cało. Chwała Bogu za przypadki i za to, że akurat otwierał wtedy drzwi. To nie jego wina, ochrona powinna była czuwać nad posiadłością. To jedno z miejsc w których Bill może czuć się bezpiecznie. Ciężkie to życie bogaczy :< Tak Tom, idź do swojego przyjaciela, już sam przed sobą przyznałeś, że Bill jest ci bliski. Przecież człowiek może zwariować w samotności, a co dopiero po takich wydarzeniach π_π Chyba i tak już długo się wycierpiał przez nią. Każdy powinien mieć przyjaciół, nie dziwię się, że tak bardzo chce zatrzymać przy sobie Toma. Bill dalej mu ufa a łączy ich już taka więź, że kto wie do czego dojdzie. Może Billy weźmie Toma na litość? Ach, jeszcze tyle będzie do przeczytania, bosko ^^
    Jak ja lubię takie opowiadania o Kaulitzach. Takie w których nie są tym kim są naprawdę. Myślę, że wtedy autor ma większe pole do popisu, nie musi się trzymać reguł i może tworzyć charaktery bohaterów od podstaw.
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom popełnił błąd i według tego czego go uczono w akademii powinien odejść dla bezpieczeństwa Billa, ale on nie chciał, bo coś go ciągnie do Billa, i Prośba Billa była mu wybitnie na rękę. Bill już też wie, że musi uważać jakie kroki podejmuje żeby uwieść Toma, bo jeśli przesadzi Tom odejdzie, on doskonale zdaje sobie z tego sprawę, bo już raz prawie do tego doszło, więc teraz musi postemplować nieco inaczej, co wychodzi mu nadzwyczaj dobrze, ale sama zobaczysz. Co do osadzenia Kaulitzów w innych rolach niż są, to zdecydowanie masz rację, takie pisanie ma o wiele większy rozmach.

      Usuń
  6. strasznie mnie rozczulił sms Billa. teraz naprawdę widać jaki był samotny przez te wszystkie lata.
    w sumie to też bym się bała zostać sama w nocy po czymś takim i cieszę się strasznie, że Tom został ( chociaż i tak było wiadome że zostanie xD nie mógł opuścić swojego Billa ;33). czekam na następny rozdział i wenyyy ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  7. :D Tak Bill jest samotny, ale też podpuszcza Toma, niedługo się przekonasz :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*