Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 23 czerwca 2015

Odcinek 22





Jak tylko Bill poszedł do siebie, ulotniłem się z kuchni tuż po nim. Nie miałem zamiaru czekać, aż pojawi się tu Sebastian i zacznie mi znowu robić jakieś durne aluzje. O ile Sonia czy Anna nigdy się nie wtrącały, to ten majordomus wybitnie na wiele sobie pozwalał i strasznie mnie to denerwowało.
Jednak dopiero gdy znalazłem się z Billem sam na sam, zamknięty w gabarytach mojego samochodu, zdałem sobie sprawę, że czuję się jeszcze bardziej niezręcznie, niż w kuchni pod słownym ostrzałem służby, i doskonale zdawałem sobie sprawę, czym to jest spowodowane. Dość szczegółowo przypomniało mi się, co wczoraj zrobiłem. Bill oczywiście udawał, że nic się nie stało, ale czułem, że aż go język świerzbił, żeby to jakoś skomentować. Pewnie jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli zacznie krążyć wokół tego tematu, to się wycofam. A czego jak czego, tego na pewno nie chciał.
– Ty z tymi wakacjami mówiłeś poważnie? – zapytałem, samemu nadając temat rozmowy, zanim Bill zejdzie na taki, który zrobi się niezręczny dla nas obu.
– Bardzo serio. Muszę się tylko zorientować, gdzie będzie nam lepiej.
Aż zmarszczyłem brwi. Nadal dziwnie się czułem, słysząc z jego ust słowo „nam”, bo wybitnie brzmiało w jego wykonaniu dwuznacznie i zaczynałem się denerwować, nie wiedząc jak zareagować.
– Czy to nie wszystko jedno?
– Nie.
– Wybierz miejsce, które najbardziej lubisz – zasugerowałem. Moje zdanie i tak się tu nie liczyło. Czy on będzie przez najbliższe dni jeździł do pracy, czy leżał na plaży w luksusowym kurorcie, ja i tak będę w pracy chroniąc go.
– A ty?
– Ja tam jadę tylko w charakterze twojego ochroniarza, przecież dobrze o tym wiesz.
Westchnął.
– Tylko nie zaczynaj – wtrąciłem, bo czułem, że zaraz zacznie robić mi wywody, że znowu wyjeżdżam mu z tą ochroną.
– Przecież nic nie mówię.
– Ale chętnie byś powiedział.
– Owszem, ale znowu byśmy wałkowali ten bezsensowny temat, który znam już do znudzenia i który nie wnosi dla nas nic istotnego.
Znowu zmarszczyłem brwi na to „nas”. Dźgało mnie w uszy, jakby mi ktoś krzyczał to przez megafon wprost to ucha.
– Coś nie tak? – Zauważył mój wyraz twarzy.
Pokręciłem głową.
– To dobrze. Dam ci znać, jak już będę miał coś konkretnego na oku.
– W porządku – odparłem, wjeżdżając na podziemny parking agencji. Pojęcia jednak nie miałem, że Bill tak szybko zdecyduje się na miejsce swoich wakacji. Sądziłem, że potrwa to przynajmniej tydzień. Tymczasem, zanim wróciliśmy do domu, oświadczył mi, że już wszystko załatwione i lecimy pod koniec tygodnia, czyli za dwa dni.
Byłem tak zaskoczony, że zasypałem go mnóstwem pytań.
– Oglądałeś film The Beach z Leonardo DiCaprio? – odpowiedział na moje pytanie pytaniem.
– No jasne. A kto nie oglądał?
– To polecimy na wyspę, na której był nagrywany.
Parsknąłem śmiechem.
– Nie żartuj. Nawet nie wiesz, gdzie to było nagrywane.
– Wiem. W Tajlandii na wyspie Ko Phi Phi Le.
Pokręciłem tylko głową. W zasadzie to ja i tak nie miałem tu nic do gadania. Jeśli on zdecyduje się polecieć na księżyc, będę musiał się z nim tam udać. Tak samo tyczyło się to tej wyspy, więc jedyne, co mi pozostało to przyjęcie tego do wiadomości i spakowanie odpowiedniej na tę okazję garderoby.
Prywatnym samolotem Trumperów wylecieliśmy na Tajlandię tydzień później. Choć Bill zapewniał, że wszystko w agencji ma dopięte na ostatni guzik, wyskoczyło kilka nieprzewidzianych spraw i dlatego urlop przesunął się nieco w czasie.
Czekało nas szesnaście godzin lotu z międzylądowaniem w Dubaju, żeby zatankować paliwo.  Samolot był luksusowy, dlatego sam lot nie był w ogóle uciążliwy, gdzie jak to bywa w liniach komercyjnych, trzeba siedzieć na swoim wyznaczonym miejscu, a jedyne rozprostowanie nóg, na jakie można sobie pozwolić to spacer do toalety.
Bill opróżniał już piąty kieliszek szampana, a ja starałem się skupić na filmie, zabijając tym czas i nudę. Jednak to zadanie było niezwykle trudne, gdy on siedział naprzeciwko mnie i wyjątkowo natrętnie mi się przyglądał. Jak tylko odrywałem wzrok od telewizora, on udawał, że to, co ma w tej swojej komórce jest ważniejsze, niż wszystko inne. W końcu nie wytrzymałem, bo ile można siedzieć i grzebać w telefonie?
– Masz tam coś bardziej interesującego niż ten film?
Spojrzał na mnie.
– Czytam wiadomości.
– Nie szkoda ci wzroku?
– Martwisz się o mnie?
– Pytam z ciekawości. Ten film jest naprawdę niezły, gdybyś się skupił na nim, czas by ci szybciej zleciał.
– Ja się wcale nie nudzę. Mam tu wszystko, czego mi potrzeba. Poza tym idę się zaraz położyć i tobie też radzę się przespać. Na piętrze jest pokój z łóżkami – mówiąc to, odstawił do połowy wypity kieliszek z szampanem i wstał, chowając do kieszeni spodni telefon. – Idziesz?
– Zaraz przyjdę – odparłem, a on tylko skinął mi głową i ruszył schodkami na górę.
Przez te jego podchody, wszędzie węszyłem podstęp i kiedy tylko namawiał mnie na coś, czułem, że ma to drugie dno, i tak też było w tym przypadku. Poczekałem jednak jakieś piętnaście minut, w ogóle się już nie skupiając na filmie, zresztą od samego początku było to przy Billu niemożliwe, i ruszyłem do niego.  
Kiedy wszedłem na górę, leżał na jednym z łóżek. Otworzył oczy, jak tylko usłyszał, że wszedłem.
– Zbudziłem cię?
– Nie. Jeszcze nie śpię. Czekałem na ciebie – rzucił, a po moim ciele przebiegło stado dreszczy.
– Chciałem obejrzeć film do końca – wyjaśniłem.
Ściągnąłem z siebie kurtkę i położyłem ją na fotelu.
– Mogę się tu położyć? – zapytałem, wskazując ręką na jedno z łóżek.
– Kładź się gdzie chcesz. Jeśli wolisz, to nawet ze mną.
Wiedziałem, że z czymś mi wyskoczy. Najgorsze w takich momentach było to, że musiałem udać, iż w ogóle nie robiło to na mnie wyrażenia, choć prawda była taka, że ilekroć Bill mnie uraczał podobnymi tekstami, wszystko ściskało mi się w środku, powodując jakiś dziwny rodzaj paniki.
– Obawiam się, że we dwoje raczej byśmy się nie wyspali. Trochę małe to łóżko, nie sądzisz?
– Gdybyśmy się do siebie przytulili, byłoby w sam raz.
– Na pewno byś się nie wyspał.
– Dlaczego?
– Bo ja jestem kiepskim partnerem do spania.
– Już spaliśmy razem, nie pamiętasz? Spało mi się bardzo dobrze, rzekłbym nawet, że nigdy wcześniej tak dobrze.
Nie odpuszczał, ale powinienem był się tego spodziewać.
– Bo było dużo miejsca i nie przeszkadzaliśmy sobie.
Uśmiechnął się. Wiedziałem, że wie, iż staram się wybrnąć z tej sytuacji. Jednak lubiłem w nim to, że był mimo wszystko taktowny i wiedział, kiedy odpuścić.
– No to jak chcesz. Tylko żebyś potem nie mówił, że ci nie proponowałem.
Proponowałem? Co niby? Dlaczego teraz każde jego zdanie odczytywałem dwuznacznie? Czy w ogóle wszystkie zdania są dwuznaczne? Jest to możliwe, czy tylko ja tak to postrzegam?
– Okej, nie będę. Położę się tutaj, ale raczej nie zasnę. Nie sypiam podczas lotu.
– Boisz się?
– Nie. Po prostu nie potrafię.
Zapanowała cisza. Bill przygasił górne światło i obaj leżeliśmy, wsłuchując się w charakterystyczny odgłos pracujących silników. Doskonale wiedziałem, że nie śpi. Jednak leżeliśmy tak chyba z godzinę, aż w końcu nie wytrzymałem i się odezwałem.
– Śpisz?
– Nie. Nie jestem zmęczony na tyle, żeby zasnąć. To jeszcze nie moja pora, ale zasnę – wyjaśnił, poprawiając sobie poduszkę.
– To przepraszam, jeśli ci przeszkodziłem.
– W czym?
– W czymkolwiek. W myśleniu.
– Może i dobrze, bo zaczynałem myśleć już o głupotach, a to dla ciebie nie wróżyło nic dobrego.
– A co ja mam z tym wspólnego?
– Myślałem o tobie, więc…
– Dobra, nie kończ, domyślam się już reszty – powiedziałem i odrzuciłem koc, którym się wcześniej nakryłem.
– Co robisz?
– Gorąco mi.
– Pewnie ja tak na ciebie działam – skomentował. Nie potrafił się powstrzymać, żeby przy każdej nadarzającej się okazji czegoś nie wtrącić, a na mnie działało to jak płachta na byka.
Zaśmiałem się.
– Pewnie znowu majstrowałeś przy ogrzewaniu.
Uśmiechnął się, co oznaczało, że tak.
– Ile godzin lotu jeszcze?
– Samego lotu z siedem, ale niedługo lądujemy w Dubaju zatankować i nie wiadomo czy uda się nam od razu wystartować, czy przyjdzie nam poczekać na wolny pas między innymi planowanymi lotami.
Przetarłem twarz rękami. Nie przepadałem za takimi długimi podróżami. W połowie drogi miałem już zwykle serdecznie dość. Czas się zaczynał dłużyć, zaczynało mnie wszystko boleć od ciągłego siedzenia w jednej pozycji, to była istna męka. Przez to, często kiedy miałem długie loty, wybierałem te z przesiadkami. Taka podróż trwała oczywiście dłużej, ale czułem się mniej zmęczony, niż kiedy leciałem dwanaście godzin non stop.
– Może zagramy w szachy? – zaproponował, widząc moje znużenie.
– Ty grywasz w szachy? – zdziwiłem się. Był takim maniakiem elektroniki, że prędzej spodziewałbym się, że zaproponuje mi grę na konsoli, niż w szachy.
– Oczywiście. W rodzinie Trumperów to tradycja. A ty umiesz grać?
– Umiem, ale jestem zaskoczony, że ty…
– Czarne czy białe? – rzucił, podrywając się z łóżka i wysuwając szklany stolik z szachownicą. Najwyraźniej korzystał z niego już nie raz. On albo jego ojczym, w końcu to rodzinny samolot.
– Mogą być czarne – odparłem, przyglądając się, jak Bill wyciąga z szuflady pudełko z szachami.
– Dobry jesteś? – zapytał, uśmiechając się podejrzanie.
Wzruszyłem ramionami.
– Na pewno nie przegram w pierwszych dwóch ruchach.
Zaśmiał się.
– Skromny jesteś, a to oznacza, że musisz być niezły.
– Skąd ten wniosek?
– Bo ja bym odpowiedział dokładnie tak samo, a nie chwaląc się, co nieco umiem.
– No to może być ciekawie – odparłem, ustawiając swoje figury na szachownicy.
W końcu zaczęliśmy. Już po kilku ruchach widziałem, że będzie ostro.
– Coś czuję, że szybko tego nie rozegramy – stwierdził. I ja o tym doskonale wiedziałem, szliśmy ramię w ramię i nie zapowiadało się, żeby w przeciągu najbliższych godzin któryś z nas poległ.
– Martwi cię to?
– Tak, bo nie lubię nierozstrzygniętych partii.
– Więc będzie co robić w drodze powrotnej – stwierdziłem.
– No, chyba że podkręcimy atmosferę, co ty na to, Tom?
– Co masz na myśli?
– Zagrajmy o coś – zaproponował.
Mogłem się domyślić, że nie pogramy sobie na luzie, tylko wcześniej czy później zaproponuje rywalizację. Swoją drogą wydało mi się to wcale nie takim głupim pomysłem.
– A o co?
– O to, co zwykle – powiedział z uśmiechem na twarzy.
Zmarszczyłem brwi.
– Znowu chcesz, żebym cię pocałował? – walnąłem od razu. Doskonale wiedziałem, o czym myśli, więc nie było sensu udawać.
– Tak. No to jak będzie? Chcesz się czegoś jeszcze o mnie dowiedzieć? A może masz jakieś życzenie? Spełnię każde, jeśli wygrasz.
– Wiem o tobie wszystko, czego chcę.
– Czyżby? Na pewno znalazłoby się coś jeszcze.
Zaniemówiłem. Czy było coś jeszcze, o co mógłbym się go bezkarnie wypytać albo poprosić?
– No to jak, umowa stoi?
– Pewny jesteś swojej wygranej – stwierdziłem.
– Nie będzie łatwo, ale masz słabe punkty, które zamierzam wykorzystać.
Zmarszczyłem brwi. Blefował albo był naprawdę taki dobry, a póki co tylko się z tym maskował. Nigdy nie byłem tchórzem, więc oczywiście podjąłem wyzwanie.
– No dobra – zgodziłem się.
– Świetnie. To zaczynamy grę na poważnie. A! I chcę, żebyś mnie pocałował tak, jak wtedy na schodach, wiesz kiedy?
Spojrzałem mu w oczy.
– Jeśli wygrasz – odparłem nieco zaniepokojony.
Uśmiechnął się znowu i skupił wzrok na szachownicy.
– Twój ruch, Tom.
Nie wiem dlaczego, po trzech kolejnych ruchach byłem pewny, że przegram. Ruchy Billa zmieniły się diametralnie. Zaczął grać tak, jakby priorytetem była dla niego wygrana. Moje wcześniejsze planowanie poszło w cholerę, bo skupiłem się wyłącznie na obronie króla. Ilekroć spojrzałem na Billa, patrzył na mnie, szczerząc się w coraz większym uśmiechu.
– Jeszcze nie przegrałem, więc nie ciesz się na zapas.
– Dużo ci już nie brakuje. Dobry jesteś, ale to za mało, żeby ze mną wygrać.
– Nie sądziłem, że grywasz w szachy. Nigdzie w domu nie widziałem szachownicy.
Zaśmiał się.
– Jest, w gabinecie Gordona.
No tak, tam akurat nie zaglądałem.
– On cię nauczył gry w szachy?
– Tak. Jest w tym naprawdę dobry. Jeszcze ani razu z nim nie wygrałem.
– Żeby dobrze grać, trzeba dużo trenować, a jakoś nie widziałem cię, żebyś w cokolwiek grał.
– Gram przez Internet.
Przewróciłem oczami, że też o tym nie pomyślałem.
– Nie pomyślałem o tym.
– Co, sądziłeś, że zawsze kiedy widzisz mnie przed laptopem, pracuję?
– Mniej więcej.
– Lubię projektować, ale zwariowałbym, gdybym siedział na okrągło tylko nad projektami.
– Dobrze wiedzieć. Następnym razem nie będę się zastanawiał, czy ci w czymś ważnym nie przeszkadzam, tylko po prostu wejdę i powiem to, co mam do powiedzenia.
Uśmiechnął się.
– Nawet gdybym był śmiertelnie zajęty, to dla ciebie znajdę czas. Myślałem, że już ci o tym mówiłem.
– Właściwie to nie.
– To już teraz wiesz. To jak, Tom, chcesz, żebym zrobił ci mata w dwóch ruchach, czy w pięciu? Będziesz miał trochę więcej czasu na zebranie się, by mnie pocałować.
Westchnąłem.
– Wolę mieć to jak najszybciej za sobą – odparłem kąśliwie. On denerwował mnie tymi swoimi tekstami, dlatego ja odpłacałem mu tym samym.
– Ach tak. W porządku, no to patrz. Szach.
I tak zostały mi dwa ruchy. Pierwszym uciekłem, ale przy drugim nie miałem już gdzie.
– I mat – powiedział, kończąc grę.
Spuściłem głowę. Dawno nie przegrałem w szachy. Z tymi, co zwykle grywałem, zawsze wygrywałem. To trochę głupie uczucie, kiedy przegrywasz.
– Jesteś naprawdę niezły i potrafisz planować – stwierdził. – Gdybyśmy pograli dłużej, zrozumiałbyś moją strategię i mogłoby być naprawdę ciekawie, może nawet byś wygrał. Gordon mówi, że jestem przewidywalny w tej grze, więc na pewno byś mnie w końcu ograł, ale w tej rozgrywce to ja wygrałem i…
– Nie musisz kończyć – wszedłem mu w słowo, wstając z łóżka i podchodząc do niego.
Zawsze byłem honorowy i jeśli składałem jakąś obietnicę, dotrzymywałem jej bez względu na to, ile mnie to kosztowało.
Bill zadarł głowę do góry, przyglądając mi się.
– Wstaniesz, czy mam jeszcze klęknąć przed tobą? – zapytałem.
Wstał. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Czułem, jak moje serce przyśpiesza. W jakimś pokręconym sensie cieszyłem się, że przegrałem. Od tamtego razu na schodach chciałem go znowu pocałować, tylko nie było okazji. Czułem coś dziwnego i byłem ciekawy, czy to tylko moja wyobraźnia i urok tamtej chwili, czy może ja naprawdę zaczynałem się w nim zakochiwać, albo co gorsze, już go kochałem. Trudno jest to tak naprawdę stwierdzić, kiedy przebywa się z daną osobą praktycznie na okrągło i w związku z tym moje myśli i uwaga ciągle jest skupiona na Billu.
– Tylko przyłóż się, Tom.
– Zamknij się już, dobrze? – warknąłem, a on parsknął śmiechem. Denerwował się, nie wiem czy nie bardziej ode mnie.
Złapałem go oburącz za twarz i powoli złączyłem nasze usta. Znowu poczułem, jak mi ulega. Nie wiem, czy taki był w związku, czy tylko w stosunku do mnie, albo z uwagi na okoliczności, stawał się bardzo bezwolny. Jednak nie zastanawiałem się nad tym teraz, w końcu znowu go miałem i do tego mogłem zwalić to na kark tego idiotycznego zakładu. Czułem jego smak przemieszany ze smakiem szampana, ale w tym wydaniu, razem z nim, niezwykle smakowity. Odsunąłem się w końcu od niego, patrząc jak powoli otwiera oczy. Wyglądał, jakby się budził z jakiegoś cudownego snu, on mnie naprawdę kochał. Dla niego ten pocałunek znaczył o wiele więcej, niż w tej chwili dla mnie, chociaż było w nim coś, co mnie intrygowało.
– Masz kolczyk w języku? – zapytałem, przyglądając się nadal jego ustom.
– Tak. – Wysunął język, pokazując mi metalową kuleczkę, którą wyczułem. – Podobało ci się? Chcesz jeszcze raz? – Przybliżył się do moich ust, a ja instynktownie cofnąłem się.
– Wolnego! Miał być tylko jeden pocałunek.
Uśmiechnął się.
– No tak, to był zakład, który wygrałem, ale teraz możesz mnie pocałować bez zakładu.
– Bez przesady – prychnąłem i odsunąłem się od niego. – Idę do toalety. Zaraz wracam.
– Czyżbyś miał mały problem? – zaśmiał się, patrząc na moje spodnie w kroku.
– Przeginasz! – Zwróciłem mu uwagę. – Aż tak na mnie nie działasz. Zresztą w ogóle nie działasz – odparłem z przekąsem. – Idę się załatwić.
– Aż tak…? Czyli jednak…
– Nie, Bill! – odparłem podniesionym tonem głosu, i nie czekając na jego dalsze wywody, zszedłem na dół do toalety.
Kiedy zamknąłem się w środku i spojrzałem na wiszące tam lustro, nie widziałem tam siebie, tylko jego. Nadal też czułem w ustach smak jego śliny przemieszanej z szampanem. To, co poczułem ostatnim razem, to nie były jakieś moje zwidy, już byłem tego teraz pewny, zakochałem się. Czy tego chciałem, czy nie, to się stało. Tylko co dalej? Teraz sam będę szukał okazji, żeby zbliżyć się do niego. Jakiś czas mogę jeszcze poudawać, że mnie nie interesuje w ten sposób, ale jak długo zdołam, kiedy pożądam go coraz bardziej, i to trzymanie się na dystans zaczyna być dla mnie coraz trudniejsze?
Wbrew temu, o co mnie posądził Bill, nie miałem wzwodu, chociaż moje tętno dopiero teraz powoli się uspokajało. Załatwiłem swoją potrzebę i przemyłem twarz zimną wodą, przepłukując też usta. Musiałem pozbyć się jego smaku, bo zaczynałem wariować, chcąc dużo więcej, niż tylko pocałunek.
Wróciłem na górę. Bill leżał na łóżku, ale jak tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się.
– Co? – zapytałem, marszcząc brwi.
– Szybko ci poszło. Zawsze taki szybki w tych sprawach jesteś?
Skrzywiłem się.
– Ponosi cię wyobraźnia. Mówiłem, że idę się tylko załatwić. Chyba nie sądziłeś, że się podnieciłem jednym pocałunkiem?
– No właśnie nie wiem. Próbuję cię rozgryźć pod tym kątem, ale jesteś strasznie tajemniczy.
– A może po prostu ta część mojej osoby w ogóle nie powinna cię obchodzić?
– Pewnie masz rację, tylko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że kiedy mnie całowałeś na schodach w domu, to wcale nie chodziło ci o informację, ilu po Niku mnie przeleciało, tylko zwyczajnie mnie zapragnąłeś.
Przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że się domyślił, nawet się nie łudziłem, że było inaczej.
– A propos tego tematu, skoro już go poruszyliśmy. Kiedy powiedziałeś, że nikogo nie miałeś, to oznaczało, że z nikim nie byłeś w związku? Czy że z nikim więcej nie uprawiałeś seksu? – zapytałem, obserwując jego reakcję.
Patrzył na mnie przez chwilę, zapewne zastanawiając się, co odpowiedzieć, po czym wybuchł śmiechem.
– Możesz to sprawdzić w dwojaki sposób – stwierdził po chwili.
– Tak?
– Wygrać ze mną w szachy i zapytać, albo zrobić to ze mną tu i teraz.
– A co jeśli znowu przegram? Czego zażądasz? – zapytałem hipotetycznie.
– Tego, co zwykle. Nie zamierzam cię zmuszać do seksu, choć bardzo, ale to bardzo mnie intrygujesz. Nawet nie wiesz, jakbym chciał, żebyś w końcu się przełamał i zrobił to, o czym myślisz.
Jezu… Bill miał jeszcze jedną upierdliwą dla mnie cechę - potrafił coś tak opisywać, że prawie czułem to fizycznie.
– Może innym razem się z tobą założę. Wiesz, jak potrenuję trochę grę w szachy albo znajdzie się inny sposób rozstrzygnięcia zakładu w uczciwy sposób.
– Uczciwy? Nie oszukiwałem, czego nie można powiedzieć o tobie – zapił do tego zakładu z nurkowaniem.
– Owszem, nie powiedziałem ci, ale potem się przyznałem, że miałem przewagę, więc…
– Przepraszam, że przeszkadzam.  – W drzwiach pojawił się drugi pilot. – Za piętnaście minut będziemy podchodzić do lądowania w Dubaju. Prosiłbym, żeby panowie zeszli i zajęli miejsca oraz zapieli pasy.
– Oczywiście, już schodzimy – odparł Bill.
– Dziękuję.
Kolejny raz udało mi się wybrnąć z opresji przez przypadek. Trzeba przyznać, że miałem pod tym względem szczęście. Już nie raz pojawienie się innej osoby ratowało mi skórę, chociaż jeśli chodzi o Sebastiana, to miałem trochę mieszane odczucia. Gdybym go wtedy nie zauważył na schodach, może między mną a Billem doszłoby do czegoś więcej. Dawno nie straciłem tak głowy jak wtedy. Miałem na niego zwyczajnie ochotę i gdyby nie zbieg okoliczności zrobilibyśmy to na pewno.
Zeszliśmy na dół, siadając na fotelach i zapinając pasy. Tankowanie zajęło niecałe piętnaście minut i w przeciągu pół godziny wystartowaliśmy w dalszą drogę.
Bill oczywiście przez cały postój w Dubaju wisiał na telefonie, ja wyszedłem z samolotu na płytę lotniska, łapiąc trochę świeżego powietrza. Było na tyle rześkie, że cała senność, jaka mnie do tej pory męczyła, przeszła mi i już wiedziałem, że na pewno więcej nie wejdę na górną kondygnację samolotu, i to z dwóch powodów. Pierwszy: brak potrzeby snu, a drugi: Bill i jego okropnie upierdliwe tematy rozmów.
Kiedy w końcu wylądowaliśmy na wyspie, było tuż po wschodzie słońca. Jak tylko wyszedłem z samolotu, zacząłem się rozbierać do samej koszulki. Przeskok dwudziestu stopni w górę był tak ogromny, że jeszcze nie doszliśmy do terminala, a ja już się spociłem. Nawet Bill podwinął rękawki swojej białej bluzki.
– Ciepło – rzucił, czekając, aż celnik sprawdzi jego dokumenty.
– Chyba chciałeś powiedzieć, że gorąco – sprostowałem.
– Tobie na pewno, spociłeś się. – Spojrzał na mój dekolt, a ja instynktownie wytarłem się ręką, ścierając ślady potu.
– Długo tu będziemy?
– Około tygodnia.
– No to się i tak nie zdążę przyzwyczaić – stwierdziłem, podając celnikowi swój paszport.
– Zezwolenie na broń pan posiada? – zapytał mnie.
– Tak. – Podałem mu dokumenty.
– W porządku. Dziękuję bardzo. Życzę miłego wypoczynku.
– Dziękujemy – odparł Bill i ruszył pierwszy do wyjścia.
Jak tylko wyszliśmy przed lotnisko, czekał już na nas jakiś mężczyzna. Bill od razu podszedł do niego, najwyraźniej doskonale wiedząc, kim jest.
– Dzień dobry – przywitał się z nim. – Migel?
– Tak – odparł mężczyzna.
– Miło mi poznać. Ja jestem Bill, a to jest Tom.
Uścisnęliśmy sobie dłonie.
– Jak lot? – zapytał się nas.
– Długi, ale warto było dla tych widoków.
– Domek, o którym rozmawialiśmy, jest już gotowy, ale nie ma tam ani bieżącej wody, ani żadnych wygód – powiedział. – I toaleta jest na dworze – dorzucił, na co aż spojrzałem na niego, a Bill jakby tego w ogóle nie usłyszał.
– Świetnie, to będzie przygoda, no nie, Tom? – Szturchnął mnie w ramię.
– Dla ciebie z pewnością – bąknąłem pod nosem, dostając kolejnego kuksańca w bok.
Do naszego lokum jechaliśmy ponad godzinę. Niby wyspa nie była duża, ale brak asfaltowych dróg poza centrum odczuły najbardziej nasze tyłki.
Gdy dojechaliśmy na miejsce i zobaczyłem tę chatkę, miałem nadzieję, że Bill się zniechęci i wrócimy jednak do tej bardziej luksusowej części wyspy, ale on był zachwycony, choć przysięgam na Boga, nie wiem czym.
– Wodę można pić ze strumienia, ale proszę ją uprzednio przegotować.  Tu jest kuchenka na gaz, będzie poręczniej. Na ogniu długo musielibyście czekać na wrzątek. A tu trochę żywności, o którą prosiłeś – zwrócił się do Billa, otwierając jedną z wiszących szafek. –  A jak coś jeszcze będziecie chcieli, to śmiało zamawiajcie, dowiozę.
– Jest tu gdzieś zasięg? – zapytałem. Wolałem mieć jakąś łączność ze światem na wypadek jakiś nieprzewidzianych okoliczności.
– Tu nie. Tam jest CB radio. Tak się tu na wyspie kontaktujemy, taniej i niezawodnie.
No tak, czyli komórkę mogę wyłączyć, super.
– W tamtą stronę – wskazał ręką – jest plaża, jakieś dziesięć minut drogi. No i to chyba wszystko.
– Świetnie – rzucił jakoś dziwnie zadowolony Bill. – Będzie super, no nie, Tom?
– Taaa – mruknąłem, rozglądając się po domku.
– No to uciekam. Życzę miłego wypoczynku.
– Dziękujemy.
Migel zostawił nas samych. Niby wiedziałem, że gdybym chciał dostać się do cywilizacji czekały mnie raptem trzy, może cztery godziny marszu, ale czułem się jakiś podenerwowany, nie mając pełnej kontroli nad tym otoczeniem, ani tym, co się mogło tu wydarzyć. Bill oczywiście był zachwycony wszystkim, choć znając jego upodobania do luksusu, byłem w szoku, jak promieniał ze szczęścia na widok wychodka na dworze oraz żółtej miski, która miała mu zastąpić luksusową wannę z hydromasażem. A ja? Gdzie nie spojrzałem, wszędzie dostrzegałem zagrożenia. Pająki, jadowite węże, dzikie zwierzęta i nawet tsunami, które podobno kilka lat temu nawiedziło tę wyspę, więc istniało prawdopodobieństwo, że znowu może nadejść.
– Przebieraj się, Tom. Idziemy popływać – powiedział i sam zaczął się rozbierać.
– Tak od razu?
– A na co będziemy czekać? Mimo wszystko też się spociłem. Mam ochotę się odświeżyć i trochę popływać.
No cóż, sam się zgodziłem. Nie tak dawno nawet stwierdziłem, że polecę z nim nawet na księżyc, jeśli tak zdecyduje, więc nie pozostało mi nic innego, jak po prostu przetrwać te kilka dni, starając się uważać przy tym na dybiącego na jego życie zamachowca, i na to, żeby nie pożarło go jeszcze jakieś dzikie zwierzę.



13 komentarzy:

  1. O taaaak, dwa odcinki przeczytane naraz to lepsze niż czytanie po jednym. Większa dawka lepiej wchodzi jednak :D Hahahaha.
    Nie rozumiem, dlaczego Bill chciał się wybrać do takiego miejsca. :D Nasza księżniczka jest nie do odgadnięcia. :D
    Choć przyznam szczerze, że trochę zaczyna mnie wkurzać to dogadywanie Billa. XD Zrób coś z tym, bo zaczyna mi to działać serio na nerwy. :D
    Życzę dużo weny i tak dalej. :D
    Pozdrawiam, god-said-no

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak sądzisz dlaczego? Są tam zupełnie sami, zdani wyłącznie na siebie, wreszcie nikt przypadkowy nie będzie przeszkadzał. Wreszcie...
      Bill dogaduje Tomowi, bo chce go sprowokować, i na początku do działało, nawet nie musiał specjalnie wiele się starać. Teraz Tom się już uodpornił i dlatego jego docinki zaczynają być coraz odważniejsze, ale skończą się kiedy się czegoś dowie i to od samego Toma, który będzie sądził, że Bill tego nie słyszy. :)

      Usuń
    2. Och, po prostu taka księżniczka mi nie pasuje do wręcz woodstockowych klimatów. :D
      O nie! to mnie zaciekawiłaś. :D nie mogę się doczekać. :)

      Usuń
    3. Ten woodstockowy klimat wyjdzie Billowi bokiem :)

      Usuń
  2. hahah Śmiać mi się chcę jak pomyślę o Billu i wychodku xD Tego się nie spodziewałam, ale będzie ciekawie.
    No i są wreszcie całkiem sami. Już się nie mogę doczekać co Bill zrobi z Tomem :D
    Wenyy ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa!!!! Kobieto, przez Ciebie mam od razu masę wizji tego co mogą tam robić!!!! Och, ty zła! :D
      Ale mnie zaciekawiłaś tym co Bill ma usłyszeć kiedy Tom nie będzie świadomy jego obecności! Czyżby to było coś obraźliwego? Czy może wręcz przeciwnie? Może jakieś wyznanie miłosne? ;D Taaa, chciałabym xD
      Rany, no nie mogę się doczekać! A ta gra w szachy - po prostu boskie!!! Aż mi się trochę żal zrobiło Toma jak przegrał, bo tak to opisałaś jakby co najmniej Bill dzięki wygranej miał wymordować mu kumpli :'( smuteczek = Tommy ze spuszczoną główką :(
      No coż bywa :D
      Jejku, już pękam z nadmiaru energii przed jutrzejszym odcinkiem! :DDD

      Usuń
    2. Niedługo się dowiesz, co też powie mu Tom, a będzie miał mu wiele do powiedzenia, rozgada się jak nigdy. :D

      Usuń
  3. Niezwykle mnie ciekawi, jak Bill poradzi sobie w takich warunkach. Nie wiem, czemu, ale mam wrażenie, że wybrał takie miejsce właśnie po to, żeby pokazać Tomowi, że wcale nie jest bogatym dzieciakiem, który zamiast marzeń ma pieniądze, ale że jest właśnie takim sam jak on i poradzi sobie w każdej sytuacji. Poza tym będą mieli dużo czasu dla siebie.. I czuję, że wydarzy się coś złego. Może nie tyle co zagrażającego życiu Billa, ale coś... coś, w czym Tom będzie musiał interweniować, żeby uspokoić tego małego łobuza. Nie mogę się doczekać kolejnej części! (Czytałam od razu po publikacji tę część, ale nie dałam rady skomentować z telefonu :() Uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz przeczucia jak Tom. Trafiłaś prawie idealnie. Dlaczego prawie? Dowiesz się z dzisiejszego odcinka :D
      Buziaczki :*

      Usuń
  4. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale nie wyświetla mi 23 rozdziału ;/ widze tylko wszystkie 22 a po tym ani śladu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gome zapomniałam dodać :/ Już dorzucam.

      Usuń
    2. haha nic się nie stało xD przestraszyłam się tylko, że to coś u mnie nie tak xD

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*