Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 26 czerwca 2015
21:00
Odcinek 23
Gdy tylko dotarliśmy na plażę, widok powalił mnie. Stanąłem
jak wryty, omiatając wzrokiem całą okolicę.
– Boże… – jęknął Bill,
wyrażając swój zachwyt bardziej werbalnie.
– No. Na filmie robiło
wrażenie, ale w rzeczywistości to wygląda jak…
– Raj – dokończył Bill.
– Dokładnie, jak raj.
Bill, nie czekając na mnie, rzucił się biegiem w kierunku
wody, a ja nadal ogarniałem wzrokiem to miejsce. Jeśli jego zamysłem było stworzenie
odpowiedniego nastroju, a potem… to muszę przyznać, że szło mu całkiem nieźle, trafił
w dziesiątkę. Uwielbiałem takie widoczki. W ogóle wybitnie ciągnęło mnie na
łono natury. Miasto było fajne i było w nim wiele możliwości, ale tylko natura
dawała mi to, czego najbardziej potrzebowałem: przestrzeń, ciszę i świeże
powietrze.
– Rusz się, Tom – usłyszałem i
zobaczyłem, jak mnie przywołuje, machając ręką.
Ruszyłem w kierunku wody. Zupełnie się nie spodziewałem,
że będzie aż taka ciepła. Wszedłem gdzieś do pasa i zanurkowałem. Krystalicznie
czysta woda przypomniała mi wakacje na Florydzie, te same, dzięki którym
spędziłem dobę w komorze dekompresyjnej. Mimo wszystko wspominam je bardzo
przyjemnie. Dopłynąłem do Billa, wynurzając się tuż przy nim.
– I jak, podoba ci się? –
zapytał.
– Mnie? – zdziwiłem się,
przecierając twarz rękami. – To tobie ma się podobać, ja tu nadal jestem w
pracy.
Chlusnął mi w twarz wodą.
– Co ty wyprawiasz?
Zwariowałeś? – wkurzyłem się.
– Potrafisz popsuć każdą atmosferę.
– Powiedziałem tylko, jak
jest.
– Nieważne – uciął krótko. – Widzisz
tamtą wysepkę? – Wskazał gestem głowy.
– Widzę.
– Płyniemy tam?
– Oszalałeś!? To z kilometr.
– Myślę, że nawet dalej.
– Nie Bill.
– Dlaczego? Nie dasz rady? Wymiękasz?
Dwa kilometry, niecała godzina.
– Padniemy, zanim tam
dopłyniemy. Pomyśl o tym, że na pewno są tu jakiś prądy, będzie nas znosić.
Czujesz się na siłach przepłynąć taki kawał?
– Tak. Będzie super.
– Super? Dodaj do tego drogę
powrotną.
– Wymiękasz, Tom? – Zaśmiał
się. – Jak chcesz, to zostań. Ja płynę. – I nawet nie czekając na mnie, popłynął
w kierunku wyspy.
Jezu! Jak on mi czasami działał na nerwy!
– Hej! Zaczekaj na mnie. – Ruszyłem
za nim.
Gdzieś w połowie drogi zatrzymaliśmy się.
– Może późno o tym mówię, ale
czy tu nie ma rekinów? – zapytałem.
– Na pewno są – odparł, śmiejąc
się.
– Świetnie – bąknąłem pod
nosem, rozglądając się nerwowo. – Z czego się śmiejesz? – Zupełnie nie rozumiałem,
co mu było tak wesoło.
– Jeśli jakiś zechce mnie
zjeść, będziesz musiał mnie obronić.
Prychnąłem.
– Nie miałem w umowie ochrony
przed rekinami. Płyń dalej – powiedziałem i pierwszy ruszyłem w dalszą drogę.
Miałem nadzieję, że z tymi rekinami żartował. Co prawda warunki sprzyjały tym
stworzeniom, ale może akurat nie zapuszczały się w ten rejon oceanu.
Tak jak sądziłem, kiedy dopłynęliśmy, obaj ledwo żyliśmy,
a trzeba będzie jeszcze wrócić. Zastanawiałem się, jak to się stało, że dałem
się na to namówić? Leżeliśmy na plaży chyba z pół godziny, regenerując siły.
– Pić mi się chce – odezwał
się w końcu. Dobrze, że przez ostanie pół godziny nic nie mówił, bo byłem na niego
taki zły, że nawciskałbym mu, co myślę o jego genialnych pomysłach.
– Było pomyśleć o tym
wcześniej – odparłem.
– Na wyspie musi być jakaś
woda pitna.
– Nawet jeśli jest, to nie
nadaje się bez przegotowania do picia.
– Niekoniecznie. Jeśli wypływa
z jakiegoś podziemnego źródełka, nic nie stoi na drodze, żeby się jej napić. Idziemy
– powiedział i kolejny raz, nie czekając na mnie, ruszył w głąb wysepki.
Przedzieranie się przez gąszcz na bosaka, w dodatku tylko w samych kąpielówkach,
to kolejny genialny pomysł Billa. Już się nawet nie odzywałem, kiedy co chwilę
syczał i przeklinał, gdy jakiś cierń bezlitośnie wbijał się w jego ciało. Sam
tego chciał i sam przecierał szlak. W końcu doszliśmy w miejsce, gdzie
roślinność przerzedziła się, a spłoszone przez nas ptaki wzbiły się w
powietrze.
– Widziałeś?
– Co miałem widzieć?
– Siedziały na ziemi.
– No to co? – Zmarszczyłem
brwi. Czasami nie rozumiałem jego toku myślenia.
Spojrzał na mnie z politowaniem.
– Co ty, nigdy Animal Planet
nie oglądałeś? Jeśli siedziały na ziemi, to prawdopodobnie piły wodę.
– Wolę inne kanały –
sprostowałem.
– Na przykład jakie? – Popatrzyliśmy
na siebie. – Jesteś zboczony? – rzucił.
– Ja?! – oburzyłem się. – To
ty jesteś zboczony. Że też tobie wszystko musi się kojarzyć z jednym.
– Tak samo jak tobie. Zresztą
co w tym dziwnego?
– Niby nic. Tylko że w twoim
przypadku, zakrawa to już o jakąś obsesję.
– Obsesję na twoim punkcie –
sprostował, a ja aż zamilkłem.
– Domyślam się, że nie bez
przyczyny wybrałeś takie odludne miejsce – powiedziałem w końcu wprost.
Uśmiechnął się, co znaczyło, że dobrze myślę.
– Wiedziałem. Nie liczyłbym
jednak, że między nami coś się wydarzy.
– Zobaczymy – odparł,
denerwując mnie tym tekstem jeszcze bardziej. – Zresztą na razie nie musisz się
niczego obawiać. Jestem za bardzo spragniony, żeby się z tobą teraz sprzeczać i
myśleć o czymś innym, niż o wodzie.
– Na razie? Bill, musimy sobie
coś raz a dobrze wyjaśnić.
– I akurat teraz musisz to zrobić?
– Tak. Akurat teraz jest najlepsza
ku temu okazja.
– No to się streszczaj.
– Powiem krótko.
– Słucham.
– Odpuść sobie, bo nie jestem
zainteresowany tobą tak, jak myślisz.
Prychnął. Oczywiście nie uwierzył mi.
– To dlaczego mnie pocałowałeś?
I to nie raz.
– Na schodach pocałowałem cię,
bo to była cena za informację. A w samolocie, bo przegrałem – wyjaśniłem,
jednak obaj doskonale wiedzieliśmy, że to nie do końca było tak, zwłaszcza na
tych schodach.
– Aha. No dobra, dotarło. A teraz możemy już iść? Zaraz padnę tu z
pragnienia.
Westchnąłem. On miał moje słowa w dupie. Nie uwierzył mi
ani trochę, zresztą wcale nie łudziłem się, że uwierzy. Miałem jednak nadzieję,
że trochę będzie się hamował w zapędach. Nie bałem się tego, że rzuci się na
mnie i zacznie prowokować. Bałem się raczej tego, co się stanie, kiedy to mnie
puszczą hamulce.
Ruszyliśmy do tego miejsca. Tak jak Bill podejrzewał,
była tam woda.
– Wiedziałem – powiedział, klękając
nad źródełkiem.
– Nie piłbym tego na twoim
miejscu – powiedziałem.
– Dlaczego? Jest bardzo zimna,
pewnie wypływa głęboko spod ziemi. Jeśli ptaki to piły to my też możemy.
– Spójrz, tam są chyba
mandarynki, zastąpią nam wodę – dostrzegłem na krzaku owoce.
– Chce mi się pić, a nie jeść.
– Jak chcesz, żebyś później
nie narzekał, jak się pochorujesz.
Bill dorwał się do wody, a ja do owoców. Było ich tyle, że
i jemu nazrywałem. Było już późne
popołudnie, kiedy zdecydowaliśmy się wracać. Byłem już zmęczony i marzyłem
tylko o tym, żeby się płożyć spać, zwłaszcza że całą poprzednią noc w samolocie
nie zmrużyłem oka. Jednak perspektywa przepłynięcia kolejnych dwóch kilometrów doprowadzała
mnie prawie do rozpaczy. Staliśmy obaj na brzegu, przyglądając się wyspie, na
której stała nasza mała chatka, i nie było innej możliwości, jak dopłyniecie do
niej.
– Nie myśl, ile to kilometrów
– zaczął. – Za niecałą godzinę będziemy leżeć w swoich łóżkach.
Spojrzałem na niego.
– Motywujesz siebie, czy mnie?
– Dobrze, przyznaję, nie
przemyślałem tego do końca, ale teraz to i tak już nie ma znaczenia, a tak czy
owak musimy wrócić, więc jak to się mówi - musztarda po obiedzie.
– Taaa… Dobrze powiedziane – odparłem i zacząłem wchodzić do wody. – Płyńmy,
bo zachodzi słońce, a nie chciałbym się znaleźć w połowie drogi, jak zrobi się ciemno.
– Masz rację – zgodził się.
Droga powrotna zajęła nam więcej czasu, niż sądziliśmy. Zmęczenie
dało się we znaki i kiedy dotarliśmy do plaży, padłem jak długi. Bill zresztą
też.
– Nigdy więcej nie dam się namówić
na coś podobnego – powiedziałem, próbując wyrównać oddech.
– Sam nigdy więcej nie
zdecyduję się na coś takiego, to było głupie.
– Bardzo głupie. Gdybyśmy nie
wrócili, kto by wpadł na to, żeby nas tam szukać? Albo co gorsze, jeśli rekin
by nas zaatakował? Nie wiem Bill, jak ty to robisz, ale przy tobie tracę
resztki zdrowego rozsądku.
Podniósł się lekko i spojrzał na mnie.
– Wyobraź sobie, że ty
działasz na mnie w podobny sposób.
Prychnąłem.
– To nie ja wymyśliłem, by
płynąc wpław na drogą wyspę.
– Ale też nie protestowałeś.
– Jeszcze mi teraz powiedz, że
jestem współwinny tego, że teraz ledwo żyjemy.
Bill zaczął się śmiać.
– Pewnie – przyznał. – Ale to
najwspanialsza przygoda, jaką kiedykolwiek doświadczyłem. Jestem skonany, ale
szczęśliwy.
– Nie wiem, co jest z tobą nie
tak, ale masz jakieś szczególne skłonności do ryzykowania życiem – stwierdziłem,
podnosząc się do siadu.
– Przy tobie czuję, że mogę ryzykować,
ile wlezie, i nic mi się nie stanie. Jesteś jak talizman, wiesz o tym, Tom?
Pokręciłem głową i wstałem, otrzepując się z piasku.
– Talizman… – powtórzyłem pod
nosem. Ciekawe, co jeszcze wymyśli?
Kiedy dotarliśmy do domku, Bill zaczął przygotowywać nam
posiłek, a ja poszedłem jeszcze po wodę. Dobrze, że ten strumień był blisko
chatki. Kiedy zjedliśmy, dosłownie padliśmy ze zmęczenia. Dawno nie zasnąłem
tak szybko, Bill zresztą też.
Pobudka kolejnego dnia była jednak koszmarem, którego się
nie spodziewałem, a było to czymś zupełnie naturalnym w tym klimacie. Czułem,
że swędzi mnie każdy kawałek skóry na moim ciele. Poderwałem się, nie mogąc już
dłużej znieść tego swędzenia. Rzecz jasna żaden z nas wczoraj nie pomyślał o
tym, żeby się czymś wysmarować i komary urządziły sobie na nas ucztę. Zerknąłem
na Billa, który co jakiś czas drapał się w innym miejscu. Uśmiechnąłem się do
siebie. To, że on się drapał, było sprawiedliwe, sam nas tu zaciągnął, ale że
ja przez niego cierpiałem, było nie w porządku.
– O Jezu! – jęknął i usiadł, pierwsze
co, to patrząc na mnie.
– Sam tego chciałeś, geniuszu
– rzuciłem tylko, wstając i kierując się do kuchenki nastawić wodę na kawę.
– Ciebie też tak pogryzły?
– A jak myślisz?
– Jak ludzie kiedyś żyli w
takich chatkach?
– Pojęcia nie mam. Może
stosowali jakieś rośliny do odstraszenia komarów, nie wiem – odparłem, drapiąc
się po ramieniu.
– Zobacz, Tom, ugryzł mnie
nawet w tyłek – powiedział i zaczął ściągać bokserki.
– Przestań! Wierze ci na
słowo.
Zaśmiał się.
– Krępuję cię mój nagi tyłek? Przecież
już go widziałeś. Zresztą nie tylko tyłek.
– Chyba za mało cierpisz –
stwierdziłem, mimo wszystko zerkając na jego odsłonięty pośladek z bąblem wielkości
dorodnej wiśni.
– Dlaczego?
– Bo dobry humor, jak widzę,
ci dopisuje.
– Ach, no cóż… Swędzi mnie,
ale to niewielka cena.
– Cena za co? – Spojrzałem na
niego podejrzliwie.
– Za spędzenie kilku dni w tym
cudownym miejscu.
Nie skomentowałem tego, ale czułem, że chciał powiedzieć
zupełnie co innego.
– Dzień dobry. – Do chatki
wszedł Migel. – Jak się spało? – zapytał, kładąc na stole torbę z zakupami.
– Witaj – odezwał się Bill. –
Spaliśmy jak dzieci.
– Tak – potwierdziłem. – Nawet
nie czuliśmy, że nas komary pożerają żywcem.
– Komary? – zdziwił się,
patrząc to na mnie, to na Billa. – W szafce jest specjalne kadzidełko, zapała się
je na noc i śpi się spokojnie.
Spojrzałem na Billa.
– Nie wiedzieliście? – zapytał
Migel, widząc, że nie mieliśmy kompletnie o tym pojęcia. – O, to noc mieliście
ciekawą. – Zaczął się śmiać. – Przyjechałem dzisiaj wcześniej, bo zapowiadają
na dziś burzę. Może przeniesiecie się jednak bliżej centrum?
– Nie, nie trzeba –
zaprotestował Bill.
– Na pewno?
– Dach przecieka? – zapytał
Bill.
– Nie – odparł Migel.
– No to jak nic na głowę nie
pada, nie ma powodu, żeby zmieniać nasze plany. Zostajemy.
Spojrzałem znowu na Billa, ale jak zwykle moje zdanie się
tu nie liczyło.
– Jak chcecie, ale może padać
całą noc.
– Nie szkodzi.
– Jak tylko będzie to możliwe,
przyjadę jutro popołudniu.
– Okej.
Nie podobało mi się to. Kolejny raz miałem jakieś złe przeczucia.
– Tom? – odezwał się do mnie
Bill, widząc, że uciekłem gdzieś myślami.
– Tak, jasne – odparłem, nie wiedząc
za bardzo, czy cos mi nie umknęło przez to moje zamyślenie.
– No to w porządku. W takim
razie uciekam. Muszę jeszcze podjechać do innych turystów.
Pożegnaliśmy się z naszym gospodarzem i znowu zostaliśmy
sami.
Dzień faktycznie był parny. Niby słonko świeciło, ale
wyraźnie było widać, że jest jakby przymglone i prawie w ogóle nie wyczuwało
się wiatru, jedynie na plaży była lekka bryza, dlatego postanowiliśmy trochę
czasu tam spędzić.
Siedzieliśmy z Billem na piasku w cieniu palm i przyglądaliśmy
się wodzie. Uwielbiałem takie widoki, odpoczywałem wtedy fizycznie, i co
najważniejsze, psychicznie. Przyroda dawała mi taki chillout, że mógłbym tu już
zostać na zawsze. I taki właśnie miałem poniekąd plan, kiedy uda mi się zgromadzić
moją potrzebną do jego realizacji sumę pieniędzy. Domek blisko plaży i wieczny spokój,
o niczym innym nie marzyłem. Chociaż teraz zaczynałem myśleć, że dobrze byłoby mieć
do tego u boku Billa. Zerknąłem na niego. Leżał z zamkniętymi oczami, wsłuchując
się w szum oceanu. Był świetnym towarzyszem, potrafił milczeć, delektując się pięknem
natury.
Popołudniu zachmurzyło się i wiatr się zerwał, więc ruszyliśmy
się z plaży, uciekając do chatki.
– Na co masz ochotę na obiad?
– zapytałem, grzebiąc w torbie za czymś do jedzenia.
– Nie jestem głodny. Chyba rano
się przejadłem.
– Czym? Jednym bananem?
– Brzuch mnie boli – powiedział,
a ja poczułem aż jakiś dziwny skurcz w żołądku.
– Nie żartuj sobie.
– Nie zatruję. Zaraz wracam, idę…
no wiesz gdzie – powiedział, udając się do wychodka.
Zostawiłem jedzenie w spokoju i zacząłem grzebać w swojej
torbie, szukając jakichś leków. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby się
rozchorował.
W oddali zaczęły dochodzić pierwsze odgłosy zbliżającej
się burzy. Bill wrócił, patrząc na mnie
jakoś tak niewyraźnie.
– Nie przeszło ci?
– Nie. Położę się chyba.
– Zaczekaj – zatrzymałem go. –
Masz, weź dwie tabletki – podałem mu opakowanie.
– Co to jest?
– Jeśli to niestrawność
powinno ci pomóc.
Wypił tabletki i położył się. Miałem jednak złe
przeczucia, do tego jeszcze grzmiało coraz mocniej. Najgorszy scenariusz mógł
być taki, że Bill będzie potrzebował pomocy lekarza, a nikt w burze się tu do
nas nie dostanie. Moje obawy ziściły się szybciej, niż myślałem.
Był środek burzy, a Bill w ogóle nie wstawał.
Zaniepokoiłem się i postanowiłem sprawdzić. Zamarłem, kiedy go dotknąłem, bo
był bardzo rozpalony.
– Bill, słyszysz mnie? – Zacząłem
go szturchać. Poruszył się i zaczął coś mówić, ale nie mogłem go w ogóle
zrozumieć.
– Co cię boli? – zapytałem,
ale nie dopowiedział. Odwróciłem go na wznak, bo do tej pory leżał tyłem do
mnie i nie widziałem jego twarzy. – Bill, spójrz na mnie.
Otworzył powoli oczy.
– Co cię boli?
– Wszystko. I zimno mi –
odparł, kuląc się. Miał wysoką gorączkę, skoro tak bardzo było mu zimno, bo pomimo
ulewnego deszczu, wciąż było parno.
– Wiedziałem, że tak będzie.
– Nie denerwuj się, Tom, nic
mi nie jest.
– Jasne. – Zacząłem szukać
jakichś tabletek. Nigdy nie chorowałem, więc oprócz zwykłej aspiryny, niczego lepszego
nie miałem. – Bill? – Usiadłem na brzegu jego łóżka – Masz, wypij to.
– Co to jest? – zapytał, zerkając
na tabletki na mojej dłoni.
– Aspiryna.
Zabrał je ode mnie i połknął, zwijając się kolejny raz w kulkę.
Nakryłem go kocem i zastawiłem w spokoju. Naprawdę miałem nadzieję, że ta
aspiryna zadziała. Stanąłem w drzwiach chatki, obserwując szalejącą burzę. Strumyk,
z którego czerpaliśmy wodę do picia, zamienił się w rwący potok. Burza wydawała
się uspokoić trochę, ale deszcz nadal mocno padał.
Podszedłem do Billa sprawdzić, jak się czuje. Usiadłem kolejny
raz koło niego i dotknąłem jego czoła. Był jeszcze bardziej rozpalony niż
wcześniej.
– Bill? – Odwróciłem go na
plecy. – Bill, słyszysz mnie? – Nie odpowiedział. Zacząłem go potrząsać, ale nie
reagował. – Bill! – Podniosłem go do siadu, klepiąc delikatnie po twarzy. Mruknął
tylko i bezwładnie zaczął osuwać się na posłanie. – Bill! – krzyknąłem. Cały zdrętwiałem
z przerażenia. Dopadłem CB radio, wzywając pomocy. Wiedziałem, że sam mu tu nie
pomogę, bo jak? Nie miałem nawet lekarstw, które mógłbym mu podać.
Jednak Migel powiedział mi tylko tyle, że nie ma szans,
aby samochód czy nawet helikopter dostał się, zanim nie skończy się ulewa. Kazał
mi tylko zbijać mu gorączkę.
– Zbijać, a czym?! – zacząłem
krzyczeć.
– Zanieś go do strumienia i
połóż do wody.
– Oszalałeś?! – Na dworze lało
jak z cebra, do tego ten strumień już nie wyglądał jak strumień, tylko mała
rzeka, a on mi pieprzył, że mam chorego człowieka z gorączką kłaść do wody.
– Ja wiem, że to brzmi dziwnie,
ale my tak sobie radzimy w kryzysowych sytuacjach. Postaram się jak najszybciej
zorganizować pomoc, ale do tego czasu tylko tak można mu pomoc. Zrób, co mówię
– powiedział, kończąc tymi słowami naszą rozmowę.
Odwiesiłem radio i wróciłem do Billa. Nie mam pojęcia, jak
wysoką miał temperaturę, ale był naprawdę bardzo gorący. Odkryłem go. Nadal
pomysł Migela wydawał mi się dziwny, ale słyszałem już, że nawet lodem okłada
się chorego, by zbić mu gorączkę, więc może w tych warunkach ten strumień nie był
złym pomysłem.
– Zaraz poczujesz się lepiej –
powiedziałem i zacząłem ściągać mu koszulkę.
– Nie – jęknął. – Zimno mi.
– Wiem. – Ściągnąłem także
swoją koszulkę i zacząłem go podnosić. W ostatnim czasie zdecydowanie zbyt często
miałem okazję go dźwigać. Wyniosłem go z chaty. Deszcz natychmiast nas zmoczył.
Mnie dawał wytchnienie, bo wcale nie był taki zimny, ale Bill zaczął się cały trząść.
Kiedy wszedłem z nim do strumienia, przylgnął do mnie, chłonąc moje ciepło. Tak
potwornie się trząsł, że było mi go żal.
– Zimno.
– Wiem. To przez gorączkę.
Powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
– Niedługo przyjdzie pomoc. Mówiłem
ci, żebyś nie pił tej wody. Na pewno to przez nią się pochorowałeś.
– Przepraszam – wydusił z
siebie.
– Już po fakcie. Miejmy nadzieję,
że niedługo ktoś się tu zjawi i pomogą ci.
– Przepraszam.
– W porządku, nic się nie stało.
Niepotrzebnie tylko cierpisz.
– Przepraszam, Tom.
Zorientowałem się, że on majaczy. Boże, ta woda wcale nie
zbijała mu gorączki.
– Cicho, wszystko będzie dobrze
– mówiłem do niego, modląc się, żeby w końcu przestało padać.
Powoli zaczęło się ściemniać. Traciłem nadzieję, że
przestanie padać. Ciągle miałem w pamięci słowa Migela, że jak się rozpada, to
może lać całą noc. Jeśli faktycznie tak będzie, nikt tu do nas nie przyjedzie, nawet
wiedząc, w jakim stanie jest Bill. A on całkowicie stracił przytomność, bo przestał
już nawet drżeć z zimna. Było źle, czułem to. Gładziłem go po twarzy, ścierając
mu krople deszczu.
– Ani mi się waż odwalić mi
jakiś głupi numer, słyszysz? – zacząłem do niego mówić. – I nie wygłupiaj się,
bo jestem śmiertelnie przerażony. Nie wiem, co robić. Proszę cię, Bill. –
Miałem nadzieję, że odpowie, jednak on milczał
jak zaklęty. – Jeśli natychmiast nie przestaniesz się wygłupiać, złożę
wymówienie, i nawet jeśli Gordon będzie mi płacił dziesięć razy tle, co teraz,
nie wrócę. Rozumiesz, co mówię? Odkąd cię chronię, mam tyle stresu, że przez
ostatnie pięć lat nie miałem tyle wrażeń, co przy tobie. Mam nadzieję, że zdajesz
sobie z tego sprawę. I teraz jeszcze to. Proszę, otwórz oczy i powiedz mi, że
ci lepiej. – Jednak on ani drgnął, a jedyne co słyszałem, to szum padającego
deszczu. Nagle jednak dotarł do mnie warkot silnika, a po chwili wołanie
Migela.
– Tutaj! – odkrzyknąłem.
Pojawił się wraz z jakimś drugim mężczyzną.
– To mój syn – powiedział, widząc,
że mu się przyglądam.
Dotknął Billa, po czym spojrzeli po sobie jakoś
podejrzanie.
– Jak długo jest nieprzytomny?
– zapytał.
– Od naszej rozmowy przez
radio. Jeszcze wcześniej był z nim jakiś kontakt, ale teraz w ogóle już nie
reaguje.
– Piliście wodę bezpośrednio
ze strumienia?
– Nie. Ale wczoraj popłynęliśmy
na tę wyspę, którą widać z plaży. Bill napił się tam wody.
– W takim upale picie
nieprzegotowanej wody to ryzyko. A ty jak się czujesz?
– Ja jej nie piłem, nic mi nie
jest.
– Zabieramy go na plażę. Za
chwilę przyleci helikopter i zabierze was do szpitala.
Po jego minie widziałem, że było gorzej, niż sądziłem. Być
może nie chciał mnie już martwić.
– Ubierz coś na siebie i idziemy
– powiedział, a ja rzuciłem się biegiem do chaty. Pośpiesznie ubrałem spodnie i
chwyciłem pierwszą z brzegu bluzę dresową. Zabrałem jeszcze telefon i broń, ciągle
zastanawiając się, czy to mi się nie śni? Nie potrafiłem uwierzyć, że to się może
dziać naprawdę. W oddali słychać było odgłos śmigłowca. Deszcz nadal padał, ale
wiatr się uspokoił na tyle, że śmigłowiec mógł wylądować na plaży, zabierając
nas prosto do szpitala. Już w śmigłowcu sanitariusze zajęli się Billem, podłączając
mu kroplówkę i wstrzykując jakiś lekarstwa. Trzymałem go za rękę, mając nadzieję,
że to czuje. Jednak pojęcia nie miałem, jak bardzo poważny był jego stan, i że
jego życie wisi na włosku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
O nie, co się z moim ulubieńcem dzieje?! :< Ja tu myślałam, że będzie seks i nie wiadomo jeszcze co, a tu całkiem nieprzyjemne rzeczy się wydarzyły. nie podoba mi się to. i z utęsknieniem, czekam na dalszą część, muszę wiedzieć co się dzieje. :)
OdpowiedzUsuńgod-said-no
P.S. proszę o dłuższy odcinek :D
No tak :) Powtórzę to raz jaszcze wszystko w swoim czasie. :D
UsuńTy chcesz żebym tu na zawał zeszła? Tak się nastawiłam, że coś się wydarzy, a Ty... Tom miał rację, że Bill ma tej cholernej wody nie pić, a mógł słuchać. Tak się boję co będzie dalej. Niech go w tym szpitalu uratują, a Tom powinien mu tak sprać dupę jak będzie już zdrowy, że siadać nie powinien. :) pozdrawiam Kali.
OdpowiedzUsuńO da mu jeszcze popalić za ta atrakcję spokojna głowa :)
UsuńDlaczego?! Ty zła... Mój biedny ukochany Billy!!! Od początku wiedziałam że nie bez powodu Tom ostrzegał Billa i że niedługo będą tego skutki :(
OdpowiedzUsuńNiech pomyślę... To teraz w tym szpitalu chłopaki dowiedzą się o pokrewieństwie? Chociaż... Jakoś się nie zapowiada. To jeszcze nie teraz prawda? Ale coś czuję że jak Billa wyleczą to Tomowi może odbić. Pewnie będzie teraz bardziej sobie cenił spędzany z nim czas. Może nawet zgodzi się żeby coś między nimi doszło ..chociaż może chcieć dać nauczkę Billowi. Ale myślę że mimo wszystko Toma zmiękczyły te przeprosiny kiedy Bill majaczył. Nie był do końca przytomny kiedy to mówił co oznacza że te słowa były przez niego wypowiadane podświadomie, a skoro tak to zapamiętał to znaczy że naprawdę było mu przykro. Nie chciał być dla Toma ciężarem, to było wyraźnie widać i myślę że Tommy weźmie to pod uwagę. W końcu każdy popełnia czasem błędy prawda? Myślę że jak Bill będzie w takim kiepskim stanie to Tomowi będzie go żal i będzie spełniał jego życzenia. Zresztą wychodzi sam będzie tego chciał a im bardziej się przywiaże tym trudniej będzie mu zaprzestać obdarowywać Billa czułościami. No i się w kopie chłopak :) mam nadzieję xD
Wybacz ale w najbliższym czasie nie jestem w stanie pisać długich komentarzy :/ jestem w górach i nie mam zbyt dużo czasu na siedzenie w necie. Mam nadzieje że chociaż dam radę czytać odcinki :/
No więc czekam na rozwój wydarzeń :)
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny :D
Całuski :*
Twoja wierna czytelniczka
~GlamKinia~ <33333 <33333 <33333
Teraz mnie olśniło !!! Co do tego co Tom ma do powiedzenia Billowi kiedy nie będzie tego świadomy to pewnie o tym jak bardzo dla niego jest ważny i że go kocha ,żeby nie odchodził. Pewnie będzie przy nim siedział w szpitalu i trzymając go za rękę będzie to do niego mówił i nie będzie wiedział że on to usłyszy. No a potem jak już Billy to usłyszy i wyzdrowieje to mam nadzieję że przyszpili Toma i wreszcie będą razem bez oporów. :D Marzenia XD
UsuńAaaaaa! jak to możliwe, że tak precyzyjnie odgadłaś co się stanie? :D Włamałaś mi się do komputera i przeczytałaś, czy co? :D
UsuńW sumie te sytuacje, że komuś zagraża śmierć czy inne niebezpieczeństwo.. bla bla bla i wtedy ktoś wyznaje mu nagle miłość... To według mnie jest już troche przereklamowane.. Ale w porządku. Czytamy opko dalej :)
UsuńJej :D wreszcie Cię troszkę rozgryzłam kochana ;3
UsuńJej :D wreszcie Cię troszkę rozgryzłam kochana ;3
UsuńPotrafisz Słońce podnieść ciśnienie,postrzeleniec napił się tej wody i mamy kłopoty,biedny Tom ma z nim krzyż pański.Zgadza się na szaleństwa Billa pomimo złych przeczuć(ach ta jego słabość- taki z niego uległy twardziel) potem stres i ,trzeba ratować mu tyłek.Ale i tak ich uwielbiam.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńUległy, bo mu Bill już zawrócił w głowie.
UsuńA ja myślałam, że to Tomowi coś się stanie przez te owoce xd Mam nadzieje, że z Billem będzie wszystko ok i że Tom jakoś zmięknie pod względem ich relacji. Nie chce sobie nawet wyobrażać jak Bill musi cierpieć (no i przy okazji Tom, bo w końcu coś tam do Billa czuje).
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i wenyy ♥
Tom też nie jest zdrowy, ale w przeciwieństwie do Billa to nic mu nie jest, ale przez to cierpienie Bill czegoś ważnego się dowie, więc z perspektywy Billa warto było pocierpieć dla takiego wyznania :D
Usuń