Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

piątek, 26 czerwca 2015

Odcinek 23




Gdy tylko dotarliśmy na plażę, widok powalił mnie. Stanąłem jak wryty, omiatając wzrokiem całą okolicę.
– Boże… – jęknął Bill, wyrażając swój zachwyt bardziej werbalnie.
– No. Na filmie robiło wrażenie, ale w rzeczywistości to wygląda jak…
– Raj – dokończył Bill.
– Dokładnie, jak raj.
Bill, nie czekając na mnie, rzucił się biegiem w kierunku wody, a ja nadal ogarniałem wzrokiem to miejsce. Jeśli jego zamysłem było stworzenie odpowiedniego nastroju, a potem… to muszę przyznać, że szło mu całkiem nieźle, trafił w dziesiątkę. Uwielbiałem takie widoczki. W ogóle wybitnie ciągnęło mnie na łono natury. Miasto było fajne i było w nim wiele możliwości, ale tylko natura dawała mi to, czego najbardziej potrzebowałem: przestrzeń, ciszę i świeże powietrze.
– Rusz się, Tom – usłyszałem i zobaczyłem, jak mnie przywołuje, machając ręką.
Ruszyłem w kierunku wody. Zupełnie się nie spodziewałem, że będzie aż taka ciepła. Wszedłem gdzieś do pasa i zanurkowałem. Krystalicznie czysta woda przypomniała mi wakacje na Florydzie, te same, dzięki którym spędziłem dobę w komorze dekompresyjnej. Mimo wszystko wspominam je bardzo przyjemnie. Dopłynąłem do Billa, wynurzając się tuż przy nim.
– I jak, podoba ci się? – zapytał.
– Mnie? – zdziwiłem się, przecierając twarz rękami. – To tobie ma się podobać, ja tu nadal jestem w pracy.
Chlusnął mi w twarz wodą.
– Co ty wyprawiasz? Zwariowałeś? – wkurzyłem się.
– Potrafisz popsuć każdą atmosferę.
– Powiedziałem tylko, jak jest.
– Nieważne – uciął krótko. – Widzisz tamtą wysepkę? – Wskazał gestem głowy.
– Widzę.
– Płyniemy tam?
– Oszalałeś!? To z kilometr.
– Myślę, że nawet dalej.
– Nie Bill.
– Dlaczego? Nie dasz rady? Wymiękasz? Dwa kilometry, niecała godzina.
– Padniemy, zanim tam dopłyniemy. Pomyśl o tym, że na pewno są tu jakiś prądy, będzie nas znosić. Czujesz się na siłach przepłynąć taki kawał?
– Tak. Będzie super.
– Super? Dodaj do tego drogę powrotną.
– Wymiękasz, Tom? – Zaśmiał się. – Jak chcesz, to zostań. Ja płynę. – I nawet nie czekając na mnie, popłynął w kierunku wyspy.
Jezu! Jak on mi czasami działał na nerwy!
– Hej! Zaczekaj na mnie. – Ruszyłem za nim.
Gdzieś w połowie drogi zatrzymaliśmy się.
– Może późno o tym mówię, ale czy tu nie ma rekinów? – zapytałem.
– Na pewno są – odparł, śmiejąc się.
– Świetnie – bąknąłem pod nosem, rozglądając się nerwowo. – Z czego się śmiejesz? – Zupełnie nie rozumiałem, co mu było tak wesoło.
– Jeśli jakiś zechce mnie zjeść, będziesz musiał mnie obronić.
Prychnąłem.
– Nie miałem w umowie ochrony przed rekinami. Płyń dalej – powiedziałem i pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Miałem nadzieję, że z tymi rekinami żartował. Co prawda warunki sprzyjały tym stworzeniom, ale może akurat nie zapuszczały się w ten rejon oceanu.
Tak jak sądziłem, kiedy dopłynęliśmy, obaj ledwo żyliśmy, a trzeba będzie jeszcze wrócić. Zastanawiałem się, jak to się stało, że dałem się na to namówić? Leżeliśmy na plaży chyba z pół godziny, regenerując siły.
– Pić mi się chce – odezwał się w końcu. Dobrze, że przez ostanie pół godziny nic nie mówił, bo byłem na niego taki zły, że nawciskałbym mu, co myślę o jego genialnych pomysłach.
– Było pomyśleć o tym wcześniej – odparłem.
– Na wyspie musi być jakaś woda pitna.
– Nawet jeśli jest, to nie nadaje się bez przegotowania do picia.
– Niekoniecznie. Jeśli wypływa z jakiegoś podziemnego źródełka, nic nie stoi na drodze, żeby się jej napić. Idziemy – powiedział i kolejny raz, nie czekając na mnie, ruszył w głąb wysepki. Przedzieranie się przez gąszcz na bosaka, w dodatku tylko w samych kąpielówkach, to kolejny genialny pomysł Billa. Już się nawet nie odzywałem, kiedy co chwilę syczał i przeklinał, gdy jakiś cierń bezlitośnie wbijał się w jego ciało. Sam tego chciał i sam przecierał szlak. W końcu doszliśmy w miejsce, gdzie roślinność przerzedziła się, a spłoszone przez nas ptaki wzbiły się w powietrze.
– Widziałeś?
– Co miałem widzieć?
– Siedziały na ziemi.
– No to co? – Zmarszczyłem brwi. Czasami nie rozumiałem jego toku myślenia.
Spojrzał na mnie z politowaniem.
– Co ty, nigdy Animal Planet nie oglądałeś? Jeśli siedziały na ziemi, to prawdopodobnie piły wodę.
– Wolę inne kanały – sprostowałem.
– Na przykład jakie? – Popatrzyliśmy na siebie. – Jesteś zboczony? – rzucił.
– Ja?! – oburzyłem się. – To ty jesteś zboczony. Że też tobie wszystko musi się kojarzyć z jednym.
– Tak samo jak tobie. Zresztą co w tym dziwnego?
– Niby nic. Tylko że w twoim przypadku, zakrawa to już o jakąś obsesję.
– Obsesję na twoim punkcie – sprostował, a ja aż zamilkłem.
– Domyślam się, że nie bez przyczyny wybrałeś takie odludne miejsce – powiedziałem w końcu wprost.
Uśmiechnął się, co znaczyło, że dobrze myślę.
– Wiedziałem. Nie liczyłbym jednak, że między nami coś się wydarzy.
– Zobaczymy – odparł, denerwując mnie tym tekstem jeszcze bardziej. – Zresztą na razie nie musisz się niczego obawiać. Jestem za bardzo spragniony, żeby się z tobą teraz sprzeczać i myśleć o czymś innym, niż o wodzie.
– Na razie? Bill, musimy sobie coś raz a dobrze wyjaśnić.
– I akurat teraz musisz to zrobić?
– Tak. Akurat teraz jest najlepsza ku temu okazja.
– No to się streszczaj.
– Powiem krótko.
– Słucham.
– Odpuść sobie, bo nie jestem zainteresowany tobą tak, jak myślisz.
Prychnął. Oczywiście nie uwierzył mi.
– To dlaczego mnie pocałowałeś? I to nie raz.
– Na schodach pocałowałem cię, bo to była cena za informację. A w samolocie, bo przegrałem – wyjaśniłem, jednak obaj doskonale wiedzieliśmy, że to nie do końca było tak, zwłaszcza na tych schodach.
– Aha. No dobra, dotarło.  A teraz możemy już iść? Zaraz padnę tu z pragnienia.
Westchnąłem. On miał moje słowa w dupie. Nie uwierzył mi ani trochę, zresztą wcale nie łudziłem się, że uwierzy. Miałem jednak nadzieję, że trochę będzie się hamował w zapędach. Nie bałem się tego, że rzuci się na mnie i zacznie prowokować. Bałem się raczej tego, co się stanie, kiedy to mnie puszczą hamulce.
Ruszyliśmy do tego miejsca. Tak jak Bill podejrzewał, była tam woda.
– Wiedziałem – powiedział, klękając nad źródełkiem.
– Nie piłbym tego na twoim miejscu – powiedziałem.
– Dlaczego? Jest bardzo zimna, pewnie wypływa głęboko spod ziemi. Jeśli ptaki to piły to my też możemy.
– Spójrz, tam są chyba mandarynki, zastąpią nam wodę – dostrzegłem na krzaku owoce.
– Chce mi się pić, a nie jeść.
– Jak chcesz, żebyś później nie narzekał, jak się pochorujesz.
Bill dorwał się do wody, a ja do owoców. Było ich tyle, że i jemu nazrywałem.  Było już późne popołudnie, kiedy zdecydowaliśmy się wracać. Byłem już zmęczony i marzyłem tylko o tym, żeby się płożyć spać, zwłaszcza że całą poprzednią noc w samolocie nie zmrużyłem oka. Jednak perspektywa przepłynięcia kolejnych dwóch kilometrów doprowadzała mnie prawie do rozpaczy. Staliśmy obaj na brzegu, przyglądając się wyspie, na której stała nasza mała chatka, i nie było innej możliwości, jak dopłyniecie do niej.
– Nie myśl, ile to kilometrów – zaczął. – Za niecałą godzinę będziemy leżeć w swoich łóżkach.
Spojrzałem na niego.
– Motywujesz siebie, czy mnie?
– Dobrze, przyznaję, nie przemyślałem tego do końca, ale teraz to i tak już nie ma znaczenia, a tak czy owak musimy wrócić, więc jak to się mówi - musztarda po obiedzie.
– Taaa… Dobrze powiedziane  – odparłem i zacząłem wchodzić do wody. – Płyńmy, bo zachodzi słońce, a nie chciałbym się znaleźć w połowie drogi, jak zrobi się ciemno.
– Masz rację – zgodził się.
Droga powrotna zajęła nam więcej czasu, niż sądziliśmy. Zmęczenie dało się we znaki i kiedy dotarliśmy do plaży, padłem jak długi. Bill zresztą też.
– Nigdy więcej nie dam się namówić na coś podobnego – powiedziałem, próbując wyrównać oddech.
– Sam nigdy więcej nie zdecyduję się na coś takiego, to było głupie.
– Bardzo głupie. Gdybyśmy nie wrócili, kto by wpadł na to, żeby nas tam szukać? Albo co gorsze, jeśli rekin by nas zaatakował? Nie wiem Bill, jak ty to robisz, ale przy tobie tracę resztki zdrowego rozsądku.
Podniósł się lekko i spojrzał na mnie.
– Wyobraź sobie, że ty działasz na mnie w podobny sposób.
Prychnąłem.
– To nie ja wymyśliłem, by płynąc wpław na drogą wyspę.
– Ale też nie protestowałeś.
– Jeszcze mi teraz powiedz, że jestem współwinny tego, że teraz ledwo żyjemy.
Bill zaczął się śmiać.
– Pewnie – przyznał. – Ale to najwspanialsza przygoda, jaką kiedykolwiek doświadczyłem. Jestem skonany, ale szczęśliwy.
– Nie wiem, co jest z tobą nie tak, ale masz jakieś szczególne skłonności do ryzykowania życiem – stwierdziłem, podnosząc się do siadu.
– Przy tobie czuję, że mogę ryzykować, ile wlezie, i nic mi się nie stanie. Jesteś jak talizman, wiesz o tym, Tom?
Pokręciłem głową i wstałem, otrzepując się z piasku.
– Talizman… – powtórzyłem pod nosem. Ciekawe, co jeszcze wymyśli?
Kiedy dotarliśmy do domku, Bill zaczął przygotowywać nam posiłek, a ja poszedłem jeszcze po wodę. Dobrze, że ten strumień był blisko chatki. Kiedy zjedliśmy, dosłownie padliśmy ze zmęczenia. Dawno nie zasnąłem tak szybko, Bill zresztą też.
Pobudka kolejnego dnia była jednak koszmarem, którego się nie spodziewałem, a było to czymś zupełnie naturalnym w tym klimacie. Czułem, że swędzi mnie każdy kawałek skóry na moim ciele. Poderwałem się, nie mogąc już dłużej znieść tego swędzenia. Rzecz jasna żaden z nas wczoraj nie pomyślał o tym, żeby się czymś wysmarować i komary urządziły sobie na nas ucztę. Zerknąłem na Billa, który co jakiś czas drapał się w innym miejscu. Uśmiechnąłem się do siebie. To, że on się drapał, było sprawiedliwe, sam nas tu zaciągnął, ale że ja przez niego cierpiałem, było nie w porządku.
– O Jezu! – jęknął i usiadł, pierwsze co, to patrząc na mnie.
– Sam tego chciałeś, geniuszu – rzuciłem tylko, wstając i kierując się do kuchenki nastawić wodę na kawę.
– Ciebie też tak pogryzły?
– A jak myślisz?
– Jak ludzie kiedyś żyli w takich chatkach?
– Pojęcia nie mam. Może stosowali jakieś rośliny do odstraszenia komarów, nie wiem – odparłem, drapiąc się po ramieniu.
– Zobacz, Tom, ugryzł mnie nawet w tyłek – powiedział i zaczął ściągać bokserki.
– Przestań! Wierze ci na słowo.
Zaśmiał się.
– Krępuję cię mój nagi tyłek? Przecież już go widziałeś. Zresztą nie tylko tyłek.
– Chyba za mało cierpisz – stwierdziłem, mimo wszystko zerkając na jego odsłonięty pośladek z bąblem wielkości dorodnej wiśni.
– Dlaczego?
– Bo dobry humor, jak widzę, ci dopisuje.
– Ach, no cóż… Swędzi mnie, ale to niewielka cena.
– Cena za co? – Spojrzałem na niego podejrzliwie.
– Za spędzenie kilku dni w tym cudownym miejscu.
Nie skomentowałem tego, ale czułem, że chciał powiedzieć zupełnie co innego.
– Dzień dobry. – Do chatki wszedł Migel. – Jak się spało? – zapytał, kładąc na stole torbę z zakupami.
– Witaj – odezwał się Bill. – Spaliśmy jak dzieci.
– Tak – potwierdziłem. – Nawet nie czuliśmy, że nas komary pożerają żywcem.
– Komary? – zdziwił się, patrząc to na mnie, to na Billa. – W szafce jest specjalne kadzidełko, zapała się je na noc i śpi się spokojnie.
Spojrzałem na Billa.
– Nie wiedzieliście? – zapytał Migel, widząc, że nie mieliśmy kompletnie o tym pojęcia. – O, to noc mieliście ciekawą. – Zaczął się śmiać. – Przyjechałem dzisiaj wcześniej, bo zapowiadają na dziś burzę. Może przeniesiecie się jednak bliżej centrum?
– Nie, nie trzeba – zaprotestował Bill.
– Na pewno?
– Dach przecieka? – zapytał Bill.
– Nie – odparł Migel.
– No to jak nic na głowę nie pada, nie ma powodu, żeby zmieniać nasze plany. Zostajemy.
Spojrzałem znowu na Billa, ale jak zwykle moje zdanie się tu nie liczyło.
– Jak chcecie, ale może padać całą noc.
– Nie szkodzi.
– Jak tylko będzie to możliwe, przyjadę jutro popołudniu.
– Okej.
Nie podobało mi się to. Kolejny raz miałem jakieś złe przeczucia.
– Tom? – odezwał się do mnie Bill, widząc, że uciekłem gdzieś myślami.
– Tak, jasne – odparłem, nie wiedząc za bardzo, czy cos mi nie umknęło przez to moje zamyślenie.
– No to w porządku. W takim razie uciekam. Muszę jeszcze podjechać do innych turystów.
Pożegnaliśmy się z naszym gospodarzem i znowu zostaliśmy sami.
Dzień faktycznie był parny. Niby słonko świeciło, ale wyraźnie było widać, że jest jakby przymglone i prawie w ogóle nie wyczuwało się wiatru, jedynie na plaży była lekka bryza, dlatego postanowiliśmy trochę czasu tam spędzić.
Siedzieliśmy z Billem na piasku w cieniu palm i przyglądaliśmy się wodzie. Uwielbiałem takie widoki, odpoczywałem wtedy fizycznie, i co najważniejsze, psychicznie. Przyroda dawała mi taki chillout, że mógłbym tu już zostać na zawsze. I taki właśnie miałem poniekąd plan, kiedy uda mi się zgromadzić moją potrzebną do jego realizacji sumę pieniędzy. Domek blisko plaży i wieczny spokój, o niczym innym nie marzyłem. Chociaż teraz zaczynałem myśleć, że dobrze byłoby mieć do tego u boku Billa. Zerknąłem na niego. Leżał z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w szum oceanu. Był świetnym towarzyszem, potrafił milczeć, delektując się pięknem natury.
Popołudniu zachmurzyło się i wiatr się zerwał, więc ruszyliśmy się z plaży, uciekając do chatki.
– Na co masz ochotę na obiad? – zapytałem, grzebiąc w torbie za czymś do jedzenia.
– Nie jestem głodny. Chyba rano się przejadłem.
– Czym? Jednym bananem?
– Brzuch mnie boli – powiedział, a ja poczułem aż jakiś dziwny skurcz w żołądku.
– Nie żartuj sobie.
– Nie zatruję. Zaraz wracam, idę… no wiesz gdzie – powiedział, udając się do wychodka.
Zostawiłem jedzenie w spokoju i zacząłem grzebać w swojej torbie, szukając jakichś leków. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby się rozchorował.
W oddali zaczęły dochodzić pierwsze odgłosy zbliżającej się burzy.  Bill wrócił, patrząc na mnie jakoś tak niewyraźnie.
– Nie przeszło ci?
– Nie. Położę się chyba.
– Zaczekaj – zatrzymałem go. – Masz, weź dwie tabletki – podałem mu opakowanie.
– Co to jest?
– Jeśli to niestrawność powinno ci pomóc.
Wypił tabletki i położył się. Miałem jednak złe przeczucia, do tego jeszcze grzmiało coraz mocniej. Najgorszy scenariusz mógł być taki, że Bill będzie potrzebował pomocy lekarza, a nikt w burze się tu do nas nie dostanie. Moje obawy ziściły się szybciej, niż myślałem. 
Był środek burzy, a Bill w ogóle nie wstawał. Zaniepokoiłem się i postanowiłem sprawdzić. Zamarłem, kiedy go dotknąłem, bo był bardzo rozpalony.
– Bill, słyszysz mnie? – Zacząłem go szturchać. Poruszył się i zaczął coś mówić, ale nie mogłem go w ogóle zrozumieć.
– Co cię boli? – zapytałem, ale nie dopowiedział. Odwróciłem go na wznak, bo do tej pory leżał tyłem do mnie i nie widziałem jego twarzy. – Bill, spójrz na mnie.
Otworzył powoli oczy.
– Co cię boli?
– Wszystko. I zimno mi – odparł, kuląc się. Miał wysoką gorączkę, skoro tak bardzo było mu zimno, bo pomimo ulewnego deszczu, wciąż było parno.
– Wiedziałem, że tak będzie.
– Nie denerwuj się, Tom, nic mi nie jest.
– Jasne. – Zacząłem szukać jakichś tabletek. Nigdy nie chorowałem, więc oprócz zwykłej aspiryny, niczego lepszego nie miałem. – Bill? – Usiadłem na brzegu jego łóżka – Masz, wypij to.
– Co to jest? – zapytał, zerkając na tabletki na mojej dłoni.
– Aspiryna.
Zabrał je ode mnie i połknął, zwijając się kolejny raz w kulkę. Nakryłem go kocem i zastawiłem w spokoju. Naprawdę miałem nadzieję, że ta aspiryna zadziała. Stanąłem w drzwiach chatki, obserwując szalejącą burzę. Strumyk, z którego czerpaliśmy wodę do picia, zamienił się w rwący potok. Burza wydawała się uspokoić trochę, ale deszcz nadal mocno padał.
Podszedłem do Billa sprawdzić, jak się czuje. Usiadłem kolejny raz koło niego i dotknąłem jego czoła. Był jeszcze bardziej rozpalony niż wcześniej.
– Bill? – Odwróciłem go na plecy. – Bill, słyszysz mnie? – Nie odpowiedział. Zacząłem go potrząsać, ale nie reagował. – Bill! – Podniosłem go do siadu, klepiąc delikatnie po twarzy. Mruknął tylko i bezwładnie zaczął osuwać się na posłanie. – Bill! – krzyknąłem. Cały zdrętwiałem z przerażenia. Dopadłem CB radio, wzywając pomocy. Wiedziałem, że sam mu tu nie pomogę, bo jak? Nie miałem nawet lekarstw, które mógłbym mu podać.
Jednak Migel powiedział mi tylko tyle, że nie ma szans, aby samochód czy nawet helikopter dostał się, zanim nie skończy się ulewa. Kazał mi tylko zbijać mu gorączkę.
– Zbijać, a czym?! – zacząłem krzyczeć.
– Zanieś go do strumienia i połóż do wody.
– Oszalałeś?! – Na dworze lało jak z cebra, do tego ten strumień już nie wyglądał jak strumień, tylko mała rzeka, a on mi pieprzył, że mam chorego człowieka z gorączką kłaść do wody.
– Ja wiem, że to brzmi dziwnie, ale my tak sobie radzimy w kryzysowych sytuacjach. Postaram się jak najszybciej zorganizować pomoc, ale do tego czasu tylko tak można mu pomoc. Zrób, co mówię – powiedział, kończąc tymi słowami naszą rozmowę.
Odwiesiłem radio i wróciłem do Billa. Nie mam pojęcia, jak wysoką miał temperaturę, ale był naprawdę bardzo gorący. Odkryłem go. Nadal pomysł Migela wydawał mi się dziwny, ale słyszałem już, że nawet lodem okłada się chorego, by zbić mu gorączkę, więc może w tych warunkach ten strumień nie był złym pomysłem.
– Zaraz poczujesz się lepiej – powiedziałem i zacząłem ściągać mu koszulkę.
– Nie – jęknął. – Zimno mi.
– Wiem. – Ściągnąłem także swoją koszulkę i zacząłem go podnosić. W ostatnim czasie zdecydowanie zbyt często miałem okazję go dźwigać. Wyniosłem go z chaty. Deszcz natychmiast nas zmoczył. Mnie dawał wytchnienie, bo wcale nie był taki zimny, ale Bill zaczął się cały trząść. Kiedy wszedłem z nim do strumienia, przylgnął do mnie, chłonąc moje ciepło. Tak potwornie się trząsł, że było mi go żal.
– Zimno.
– Wiem. To przez gorączkę.
Powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
– Niedługo przyjdzie pomoc. Mówiłem ci, żebyś nie pił tej wody. Na pewno to przez nią się pochorowałeś.
– Przepraszam – wydusił z siebie.
– Już po fakcie. Miejmy nadzieję, że niedługo ktoś się tu zjawi i pomogą ci.
– Przepraszam.
– W porządku, nic się nie stało. Niepotrzebnie tylko cierpisz.
– Przepraszam, Tom.
Zorientowałem się, że on majaczy. Boże, ta woda wcale nie zbijała mu gorączki.
– Cicho, wszystko będzie dobrze – mówiłem do niego, modląc się, żeby w końcu przestało padać.
Powoli zaczęło się ściemniać. Traciłem nadzieję, że przestanie padać. Ciągle miałem w pamięci słowa Migela, że jak się rozpada, to może lać całą noc. Jeśli faktycznie tak będzie, nikt tu do nas nie przyjedzie, nawet wiedząc, w jakim stanie jest Bill. A on całkowicie stracił przytomność, bo przestał już nawet drżeć z zimna. Było źle, czułem to. Gładziłem go po twarzy, ścierając mu krople deszczu.
– Ani mi się waż odwalić mi jakiś głupi numer, słyszysz? – zacząłem do niego mówić. – I nie wygłupiaj się, bo jestem śmiertelnie przerażony. Nie wiem, co robić. Proszę cię, Bill. – Miałem  nadzieję, że odpowie, jednak on milczał jak zaklęty. – Jeśli natychmiast nie przestaniesz się wygłupiać, złożę wymówienie, i nawet jeśli Gordon będzie mi płacił dziesięć razy tle, co teraz, nie wrócę. Rozumiesz, co mówię? Odkąd cię chronię, mam tyle stresu, że przez ostatnie pięć lat nie miałem tyle wrażeń, co przy tobie. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. I teraz jeszcze to. Proszę, otwórz oczy i powiedz mi, że ci lepiej. – Jednak on ani drgnął, a jedyne co słyszałem, to szum padającego deszczu. Nagle jednak dotarł do mnie warkot silnika, a po chwili wołanie Migela.
– Tutaj! – odkrzyknąłem.
Pojawił się wraz z jakimś drugim mężczyzną.
– To mój syn – powiedział, widząc, że mu się przyglądam.
Dotknął Billa, po czym spojrzeli po sobie jakoś podejrzanie.
– Jak długo jest nieprzytomny? – zapytał.
– Od naszej rozmowy przez radio. Jeszcze wcześniej był z nim jakiś kontakt, ale teraz w ogóle już nie reaguje.
– Piliście wodę bezpośrednio ze strumienia?
– Nie. Ale wczoraj popłynęliśmy na tę wyspę, którą widać z plaży. Bill napił się tam wody.
– W takim upale picie nieprzegotowanej wody to ryzyko. A ty jak się czujesz?
– Ja jej nie piłem, nic mi nie jest.
– Zabieramy go na plażę. Za chwilę przyleci helikopter i zabierze was do szpitala.
Po jego minie widziałem, że było gorzej, niż sądziłem. Być może nie chciał mnie już martwić.
– Ubierz coś na siebie i idziemy – powiedział, a ja rzuciłem się biegiem do chaty. Pośpiesznie ubrałem spodnie i chwyciłem pierwszą z brzegu bluzę dresową. Zabrałem jeszcze telefon i broń, ciągle zastanawiając się, czy to mi się nie śni? Nie potrafiłem uwierzyć, że to się może dziać naprawdę. W oddali słychać było odgłos śmigłowca. Deszcz nadal padał, ale wiatr się uspokoił na tyle, że śmigłowiec mógł wylądować na plaży, zabierając nas prosto do szpitala. Już w śmigłowcu sanitariusze zajęli się Billem, podłączając mu kroplówkę i wstrzykując jakiś lekarstwa. Trzymałem go za rękę, mając nadzieję, że to czuje. Jednak pojęcia nie miałem, jak bardzo poważny był jego stan, i że jego życie wisi na włosku. 


14 komentarzy:

  1. O nie, co się z moim ulubieńcem dzieje?! :< Ja tu myślałam, że będzie seks i nie wiadomo jeszcze co, a tu całkiem nieprzyjemne rzeczy się wydarzyły. nie podoba mi się to. i z utęsknieniem, czekam na dalszą część, muszę wiedzieć co się dzieje. :)
    god-said-no
    P.S. proszę o dłuższy odcinek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak :) Powtórzę to raz jaszcze wszystko w swoim czasie. :D

      Usuń
  2. Ty chcesz żebym tu na zawał zeszła? Tak się nastawiłam, że coś się wydarzy, a Ty... Tom miał rację, że Bill ma tej cholernej wody nie pić, a mógł słuchać. Tak się boję co będzie dalej. Niech go w tym szpitalu uratują, a Tom powinien mu tak sprać dupę jak będzie już zdrowy, że siadać nie powinien. :) pozdrawiam Kali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego?! Ty zła... Mój biedny ukochany Billy!!! Od początku wiedziałam że nie bez powodu Tom ostrzegał Billa i że niedługo będą tego skutki :(
    Niech pomyślę... To teraz w tym szpitalu chłopaki dowiedzą się o pokrewieństwie? Chociaż... Jakoś się nie zapowiada. To jeszcze nie teraz prawda? Ale coś czuję że jak Billa wyleczą to Tomowi może odbić. Pewnie będzie teraz bardziej sobie cenił spędzany z nim czas. Może nawet zgodzi się żeby coś między nimi doszło ..chociaż może chcieć dać nauczkę Billowi. Ale myślę że mimo wszystko Toma zmiękczyły te przeprosiny kiedy Bill majaczył. Nie był do końca przytomny kiedy to mówił co oznacza że te słowa były przez niego wypowiadane podświadomie, a skoro tak to zapamiętał to znaczy że naprawdę było mu przykro. Nie chciał być dla Toma ciężarem, to było wyraźnie widać i myślę że Tommy weźmie to pod uwagę. W końcu każdy popełnia czasem błędy prawda? Myślę że jak Bill będzie w takim kiepskim stanie to Tomowi będzie go żal i będzie spełniał jego życzenia. Zresztą wychodzi sam będzie tego chciał a im bardziej się przywiaże tym trudniej będzie mu zaprzestać obdarowywać Billa czułościami. No i się w kopie chłopak :) mam nadzieję xD
    Wybacz ale w najbliższym czasie nie jestem w stanie pisać długich komentarzy :/ jestem w górach i nie mam zbyt dużo czasu na siedzenie w necie. Mam nadzieje że chociaż dam radę czytać odcinki :/
    No więc czekam na rozwój wydarzeń :)
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny :D
    Całuski :*
    Twoja wierna czytelniczka

    ~GlamKinia~ <33333 <33333 <33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mnie olśniło !!! Co do tego co Tom ma do powiedzenia Billowi kiedy nie będzie tego świadomy to pewnie o tym jak bardzo dla niego jest ważny i że go kocha ,żeby nie odchodził. Pewnie będzie przy nim siedział w szpitalu i trzymając go za rękę będzie to do niego mówił i nie będzie wiedział że on to usłyszy. No a potem jak już Billy to usłyszy i wyzdrowieje to mam nadzieję że przyszpili Toma i wreszcie będą razem bez oporów. :D Marzenia XD

      Usuń
    2. Aaaaaa! jak to możliwe, że tak precyzyjnie odgadłaś co się stanie? :D Włamałaś mi się do komputera i przeczytałaś, czy co? :D

      Usuń
    3. W sumie te sytuacje, że komuś zagraża śmierć czy inne niebezpieczeństwo.. bla bla bla i wtedy ktoś wyznaje mu nagle miłość... To według mnie jest już troche przereklamowane.. Ale w porządku. Czytamy opko dalej :)

      Usuń
    4. Jej :D wreszcie Cię troszkę rozgryzłam kochana ;3

      Usuń
    5. Jej :D wreszcie Cię troszkę rozgryzłam kochana ;3

      Usuń
  4. Potrafisz Słońce podnieść ciśnienie,postrzeleniec napił się tej wody i mamy kłopoty,biedny Tom ma z nim krzyż pański.Zgadza się na szaleństwa Billa pomimo złych przeczuć(ach ta jego słabość- taki z niego uległy twardziel) potem stres i ,trzeba ratować mu tyłek.Ale i tak ich uwielbiam.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślałam, że to Tomowi coś się stanie przez te owoce xd Mam nadzieje, że z Billem będzie wszystko ok i że Tom jakoś zmięknie pod względem ich relacji. Nie chce sobie nawet wyobrażać jak Bill musi cierpieć (no i przy okazji Tom, bo w końcu coś tam do Billa czuje).
    Czekam na następny rozdział i wenyy ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom też nie jest zdrowy, ale w przeciwieństwie do Billa to nic mu nie jest, ale przez to cierpienie Bill czegoś ważnego się dowie, więc z perspektywy Billa warto było pocierpieć dla takiego wyznania :D

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*