Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Odcinek 24




Dotarło to do mnie dopiero, gdy mieliśmy już lądować na dachu szpitala, a on zaczął krwawić z nosa. Cała reszta potoczyła się tak szybko, że ledwo nadążałem ogarniać wszystko myślami. Billa zabrali na salę, natychmiast podłączając go do aparatury. Pobrano krew i podano tlen. Mnie pozostało tylko stać na korytarzu i wszystko obserwować zza szyby.
Nie jestem typem człowieka, który łatwo popada w panikę, ale uczucie, jakie ciągle mi towarzyszyło, nie da się opisać żadnymi słowami. Bałem się, że go stracę. Nagle dotarło do mnie, jaki stał się dla mnie ważny. I znowu miałem to przeświadczenie, że kryje się za tym coś więcej, niż tylko miłość.
Lekarz co jakiś czas zerkał na mnie, tylko mnie tym denerwując. Nie wiedziałem, co dzieje się z Billem, a to uczucie strachu o jego życie coraz bardziej we mnie narastało. Kiedy wyszedł z sali, zatrzymałem go, dopytując się o stan Billa. Jednak on tylko bąknął coś pod nosem, a przez to, że jego angielski był słaby, nie zrozumiałem go. Złapałem doktora za fartuch, zatrzymując, kiedy zamierzał znowu zostawić mnie bez jakichkolwiek informacji.
– On musi żyć, rozumie mnie pan? – powiedziałem stanowczo do lekarza.
– Proszę pana, ja jestem tylko lekarzem, robię wszystko, co w mojej mocy – odparł już dla mnie bardziej zrozumiale.
– Nie obchodzi mnie to. Macie robić nawet to, co niemożliwe, bo on musi to przeżyć, rozumie mnie pan?
– Nie jestem Bogiem – odrzekł, a ja wyciągnąłem broń. Nawet nie musiałem jej przeładowywać, jego wyraz twarzy mówił, że zrozumiał, iż jestem zdenerwowany i posunę się do wszystkiego.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Proszę pozwolić nam działać. Wiem, że martwi się pan o brata, ale jest w dobrych rękach, proszę nam zaufać.
Brata? Nawet nie skomentowałem tego. Czy ktoś mu powiedział, że jesteśmy braćmi, czy sam to wywnioskował na podstawie naszego, nie do końca zrozumiałego dla mnie, podobieństwa? To już kolejny raz, kiedy słyszałem podobne insynuacje, ale nie wnikałem, bo nie to było dla mnie istotne, a Bill.
Schowałem pistolet, a lekarz widocznie odetchnął. Nawet nie pomyślałem, że przez takie zachowanie może mnie zgarnąć ochrona, ale ten lekarzyna najwidoczniej rozumiał moje zdenerwowanie.
– Może mi pan powiedzieć, kiedy pojawiły się pierwsze objawy?
– Przed burzą. Skarżył się na ból brzucha.
Lekarz spojrzał na zegarek, próbując zorientować się, ile czasu minęło od tamtego momentu.
– Jest pan pewny, że to po wypiciu wody?
– Ja jej nie piłem i nic mi nie jest, to chyba coś znaczy.
– To trochę dziwne, bo jeśli nawet w jego organizmie jest pasożyt, nie wywoływałby aż takiej gorączki. To zbyt krótki okres, aby miał takie objawy. Obawiam się, że prócz pasożyta, nabawił się malarii. Widzę, że na jego ciele są ślady ukąszeń po komarach.  U pana zresztą też. Wie pan, czy on był szczepiony na choroby tropikalne?
– Nie mam pojęcia, ale to chyba oczywiste, że skoro wybierał się w takie rejony, pamiętał o tym – odparłem.
– Jest pan tego całkowicie pewien? To bardzo ważne, od tego zależy, jakie leki mu podamy.
Nie byłem. Tak naprawdę nadal mało wiedziałem o tym, jaki jest Bill. Czy dba o swoje zdrowie? Jaką wagę przywiązuje do profilaktyki. Nie miałem o tym zielonego pojęcia. Chciałem z nim być, a nic o nim nie wiedziałem, to było jakieś irracjonalne. Doskonale pamiętam, jak wyglądał mój związek z Kate. Wiedziałem o niej wszystko – kogo miała na liście kontaktów w komórce, z kim korespondowała, z kim się przyjaźniła. Wszystkie ważne i mniej ważne daty. Jakie tabletki przeciwbólowe zażywała i nawet kiedy miała dni płodne i okres. To w tej chwili wydawało się może śmieszne, ale ona miała taką samą wiedzę o mnie, nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Byliśmy przekonani, że taka szczerość tylko nasz związek pogłębi, a stało się inaczej. Nie wiem dlaczego. Może byliśmy jeszcze za młodzi, niedoświadczeni, a może właśnie to ta wiedza przyczyniła się do rozpadu naszego związku? Tak łatwo było nam sobie wytykać wady, skoro wiedzieliśmy jakie. Po rozstaniu postanowiłem nigdy więcej nie dopuścić do takiej sytuacji. Związek to przede wszystkim zaufanie, a nie wszechwiedza na temat danej osoby. Tylko, czy bazując jedynie na zaufaniu, byłoby dobrze? Czułem w tym momencie, że to też nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Uświadomiłem sobie właśnie że nie mam pojęcia, jak być w związku. Czy Bill wiedział?
Tak czy siak, czułem się, jakbym go zawiódł. Powinienem takie rzeczy wiedzieć, w końcu był pod moją opieką, odpowiadałem za jego życie, jak i zdrowie, a jedyne co mogłem powiedzieć temu lekarzowi to, że nie mam pojęcia.
Mimo wszystko wykazał się zrozumieniem i zlecił jeszcze zrobienie na szybko dodatkowego badania krwi. Wszyscy uwijali się jak w ukropie. Nie wiem, czy sytuacja była bardziej dramatyczna, niż mi się wydawało, czy może moja broń wywołała u nich taki nagły przypływ nadgorliwości, ale nawet ode mnie pobrali krew, uważając, że ja także mogę być chory i to kwestia czasu, kiedy zacznę mieć jakieś objawy.
Po kolejnej godzinie przyszły wyniki. Podejrzenia lekarza okazały się słuszne. Oprócz pasożyta nabawił się malarii i duru brzusznego, który co prawda jeszcze nie zdążył się rozwinąć, ale badania ewidentnie wskazywały na obecność tych drobnoustrojów w jego organizmie.
Podano Billowi antybiotyki, które miały zwalczyć choroby, ale kiedy po dwóch godzinach nie było absolutnie żadnej poprawy, a on zaczął się strasznie pocić, wpadłem w panikę. Kolejny raz postawiłem cały oddział na nogi. W środku nocy wszyscy skakali koło Billa, ale nie byli w stanie już nic więcej zrobić. Kiedy lekarz stanął przede mną i ze wszystkimi konsekwencjami oznajmił mi, że nic więcej nie może zrobić, przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
Zostawili mnie z nim sam na sam. Serce waliło mi tak szybko, jakbym właśnie wbiegł po schodach na dziesiąte piętro. To było niemożliwe, żeby nic więcej nie dało się zrobić. W Europie na pewno by mu pomogli. Nie namyślając się wiele, wyciągnąłem telefon i wybrałem połączenie do Gordona.
Nie wiem, czemu od razy domyślił się, że coś się stało. Bill musiał wiele dla niego znaczyć, bo takie przeczucia mają zazwyczaj tylko rodzice, a on przecież nie był jego biologicznym ojcem. Zastanowiło mnie to, jakim człowiekiem musi być, skoro tak bardzo pokochał Billa. Zdążyłem już zauważyć, że mieli ze sobą dobry kontakt. Powiedziałem Gordonowi, jak wygląda sytuacja i zasugerowałem, żeby zorganizował transport do kraju, bo jeśli Bill zostanie tu choćby jeden dzień dłużej, nie przeżyje tego. Jemu była potrzebna profesjonalna opieka medyczna wybitnych profesorów, a nie prowincjonalnego lekarzyny. Trumper nawet ze mną nie dyskutował na ten temat. Powiedział, że zajmie się wszystkim, i że mam się go spodziewać za około doby.
Doba… W tej sytuacji wydawała się wiecznością, a jeszcze bardziej mnie zmroziło, kiedy uświadomiłem sobie, że zanim Bill otrzyma konkretną pomoc, minie kolejna. Spojrzałem na niego – on tego nie przetrzyma. Cudowne wakacje, które miały być rajem, zamieniły się w piekło, z którego nie mogliśmy się nawet wydostać. To był jakiś koszmar. Nie mogłem uwierzyć, że to się może dziać naprawdę. Do tego dowiedziałem się od Trumpera, że Bill nigdy nie poddawał się żadnym szczepieniom na choroby tropikalne, bo jego wizyty zwykle nie przekraczały dnia, a jeśli nawet zdarzało się, że jego pobyt przedłużył się, to obracał się wyłącznie między swoim hotelowym pokojem a miejscem biznesowego spotkania. Miałem w tym momencie ochotę zabić go za to, kończąc tym jego i moje cierpienie. Dlaczego snobom zawsze się wydawało, że żadna choroba ich nie dotknie? Dlaczego tak bezwolnie igrali ze swoim życiem? Zupełnie tego nie rozumiałem, a już dawno zauważyłem wśród tych ludzi tę samą ignorancję, jakby uważali się za Bogów, których nic złego nie spotka.  Ja, odkąd ukończyłem akademię, zawsze żyłem asekuracyjnie. Panowanie i przewidywanie stały się moją drugą naturą. Zawsze miałem świadomość, w jakim beznadziejnym położeniu mogę się znaleźć i to w ciągu zaledwie kilku minut, a czas odgrywał wtedy znaczącą rolę, bo żyjemy i umieramy według czasu i nigdy nie należy o tym zapominać. Pozwoliłem sobie na chwilę zapomnienia i oto właśnie były tego konsekwencje. Drugą rzeczą, jaka mnie zawsze dotykała, to złośliwość losu. Im bardziej byłem pewny, że nic się nie stanie, tym szybciej i dotkliwiej przekonywałem się o swojej omylności, jakby ktoś na górze naigrywał się ze mnie i za każdym razem, gdy tylko pozwalałem sobie myśleć inaczej, dawał mi bolesną lekcję życia.
– Gorączka przestała rosnąć – powiedział lekarz. – Teraz trzeba czekać na reakcję organizmu na antybiotyki.
– Nie rośnie, ale też nie spada – sprostowałem. W takich sytuacjach potrafiłem być bezlitośnie drobiazgowy.
– Proszę być dobrej myśli.
Prychnąłem.
– Proszę sobie podarować tego typu teksty.
– Rozumiem pana zdenerwowanie, ale pana brat jest młody i ma silny organizm, powinien pan mieć więcej wiary.
Znowu wyjechał mi z tym bratem.
– To nie jest mój brat – sprostowałem tę ciągle powtarzającą się brednię.  – A pan, doktorze, lepiej niech się weźmie za jego leczenie, bo jeśli on umrze, to w tym szpitalu będzie krwawa rzeź.
Nie odpowiedział mi. Byłem zdenerwowany i w ogóle nie myślałem nad ewentualnymi konsekwencjami takich gróźb, ale jeśli Bill umrze, i tak to nie będzie miało już znaczenia. Moje życie nie będzie miało już sensu. To niewiarygodne, jak szybko uświadomiłem sobie, jakimi uczuciami go obdarowałem.
Do tej pory w moim ochroniarskim życiu obracali się mężczyźni, którzy byli skupieni głównie na swoim biznesie, albo kobiety, które zwykle były dużo starsze ode mnie i traktowały mnie bardziej jak maskotkę na pokaz, niż swojego ewentualnego partnera. O dziewczynach, z którymi spotykałem się poza pracą, nawet nie będę mówił, to były tylko epizody, rozładowanie napięcia seksualnego i nie miały nic wspólnego z jakimiś głębszymi uczuciami. Bill był inny. On od pierwszego naszego spotkania traktował mnie inaczej. Przeszedłem chyba przez wszystkie etapy naszej znajomości, zaczynając od zwykłej ciekawości jego osoby, poprzez złość za to, ile razy postawił mnie w niezręcznej i dwuznacznej sytuacji, dochodząc do tego dziwnego uczucia, które czułem w sercu, i kończąc na obawie o jego życie. Usiadłem obok jego łóżka i chwyciłem go za rękę, modląc się w duchu, żeby z tego wyszedł. Pulsometr rytmicznie pikał, a rurka z tlenem tkwiąca w jego nosie syczała, natleniając jego organizm. Był rozpalony, bardzo się pocił, co jakiś czas przecierałem go wilgotnym ręcznikiem, który zostawiła mi pielęgniarka, przyglądając się, jak ciężko oddycha. Leki, które dostawał co godzinę, zdawały się w ogóle nie działać. Nie wiedziałem, co robić. Jeszcze nigdy nie czułem się taki bezradny. I to było coś więcej, niż miłość. Wiedziałem, że pokochałem go, takiego jaki był, z mnóstwem dziwnych przywar, czasami niemiłosiernie mnie denerwującego, ale sprawiającego, że przy nim dziecinniałem i nabierałem jakiś nieopisanej chęci do życia. Przy nim czułem, że mam przy sobie wszystko, czego mi potrzeba. Nawet przy mojej niedoszłej narzeczonej nie miałem tego uczucia, bo jemu byłem w stanie wybaczyć nawet najgorsze rzeczy, a było ich już po drodze kilka.
Do pokoju weszła pielęgniarka, przynosząc kolejną dawkę lekarstwa.
– Niech pan jedzie do hotelu – powiedziała łamanym angielskim. – Jeśli jego stan ulegnie zmianie, zawiadomimy pana.
– Nie mogę – odparłem. – Jestem jego osobistym ochroniarzem, nie wolno mi go spuścić z oka – wyjaśniłem jej. Jednak to nie miało akurat większego znaczenia, ja po prostu zwariowałbym, nie wiedząc, co się z nim dzieje. Wiem, że w obecnej sytuacji nie mogłem nic więcej zrobić, i że nie pozostało mi nic innego, jak czekać i wierzyć, że te leki w końcu zadziałają. Miałem jednak nieodparte wrażenie, że kiedy tu byłem i trzymałem go za rękę, on to czuł i miał motywację, żeby walczyć.
– To może przynieść coś panu?
– Napiłbym się kawy – powiedziałem.
– Zaraz przyniosę.
– Dziękuję.
Wstałem z fotela, rozprostowując nogi i podszedłem do okna. Wciąż było ciemno. Do świtu pozostało jeszcze kilka godzin. Po chwili pielęgniarka przyniosła mi duży kubek kawy. Dopadłem do niego, robiąc kilka łyków. Byłem zmęczony i śpiący, miałem nadzieję, że ta kawa choć trochę mnie pobudzi. Usiadłem z powrotem na fotelu, odstawiając kubek na stolik obok łóżka i znowu chwyciłem go za rękę, zerkając na jego twarz.
Gordon miał tu dotrzeć jutro wieczorem, to okropnie długo. Jeśli Billowi coś się stanie w tym czasie, to nie wiem jak ja spojrzę jego ojczymowi w oczy. Nie wiem, co zrobię ze sobą, jeśli go stracę. W tym momencie pożałowałem, że tak zacięcie mu odmawiałem współżycia. Bill miał rację, moje zasady są głupie. Wymyśliłem je sobie, bo tak mi było wygodnie.
– Bill – odezwałem się do niego szeptem, przysuwając się bliżej jego twarzy. – Słyszysz mnie?  – Wiedziałem, że nie, ale potrzebowałem powiedzieć mu kilka rzeczy i czułem, że to jest właśnie ten moment. – Nie strasz mnie tak. Jestem ledwo żywy z obawy o ciebie. Jesteś dla mnie bardzo ważny, słyszysz? – Zamilkłem, a w głowie usłyszałem jakby jego słowa, choć to bardziej było przekonanie, co by powiedział w tej chwili, gdyby mnie słyszał.  – No dobrze, powiem to, ale jeśli to wykorzystasz… - urwałem, zaciskając mocniej jego dłoń. – Kocham cię – wyszeptałem mu do ucha i odsunąłem się trochę. – Wiesz, jakie to dziwne uczucie? Ostatni raz powiedziałem to Kate, to moja niedoszła narzeczona. Nigdy ci o niej nie opowiadałem. Zresztą mało ci o sobie opowiadam, a jeśli już, to pilnuję się, by to, czego się dowiesz, nie było niczym istotnym. Koniecznie trzeba to zmienić. Nie chciałem ci o sobie mówić, bo jestem twoim ochroniarzem, ale i chyba też kimś więcej, zresztą…
Zacząłem bawić się jego dłonią. Przeplatałem swoje palce między jego palcami, pasowały idealnie, zupełnie tak, jakby jego dłoń była moją własną. Mieliśmy taką samą długość i kształt palców. Teraz gdy przyjrzałem się jej dokładnie, dostrzegałem coraz więcej szczegółów i śmiało mogłem powiedzieć, że mieliśmy identyczne dłonie. Pasowaliśmy do siebie jak dwie połówki jednego jabłka. Jakie są szanse, że człowiek w swoim życiu odnajdzie swoją prawdziwą drugą połówkę, która nie tylko psychicznie i duchowo jest do niego podobna, ale także cieleśnie? Niezwykle małe. A my się odnaleźliśmy, tak po prostu, przeznaczenie połączyło nas.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie pociągasz. Chociaż pewnie wiesz. Ty dużo o mnie wiesz. Wiesz o mnie to, czego ja sam o sobie nie wiem. Strasznie to skomplikowane, ale ty to wiesz, tak po prostu. Kusisz mnie, robisz te swoje intrygi, tak jak te wakacje, specjalnie wybrałeś to miejsce, wiem to, Bill. – Westchnąłem. – Wiesz, jak trudno jest mi zachować przy tobie zimną krew? Mieszasz mi w głowie i coraz trudniej mi zachować zdrowy rozsądek. – Zaśmiałem się. – Zresztą, mój zdrowy rozsądek już dawno poszedł w cholerę. – Zamyśliłem się na chwilę. – Powinienem olać prośby Gordona, ale już wtedy trudno mi było po prostu cię olać. Posłuchaj Bill, ja chcę czegoś więcej, a jednocześnie wiem, że nie powinienem, rozumiesz coś z tego? Ja naprawdę nie potrafię skupić się na dwóch rzeczach naraz. Przestaję być czujny, a jeśli coś ci się stanie, to będzie moja wina i nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie wiem, co robić. Trzymanie się od ciebie z daleka zaczyna być coraz trudniejsze, a ty do tego w ogóle sobie nie żałujesz. – Znowu głębiej odetchnąłem.
Dobrze, że tego nie słyszał. Jeszcze nigdy nie byłem taki szczery jak w tym momencie. Gdyby był przytomny i patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami i musiałbym mu to powiedzieć w twarz, pewnie powiedziałbym wszystko na opak. Szczery do bólu, a raczej szczerze o tym, co czuję mówiłem tylko wtedy, gdy dana osoba tego nie słyszała.
 – Pewnie chciałbyś wiedzieć, jak sprawić, bym przekroczył w końcu granicę i żebyśmy posunęli się dalej… – Zastanowiłem się, jakiej rady mu udzielić. – Nie zwracaj uwagi na moje protesty – powiedziałem. – Ja się opieram tylko do pewnego momentu. – Uśmiechnąłem się, sam do swoich słów. – W każdym razie, jeśli jeszcze trochę ze mną wytrzymasz, to wcześniej czy później zrobimy to, tylko musisz wyzdrowieć, słyszysz? Nie będę tu uprawiał seksu z na wpół martwym człowiekiem. Nekrofilia mnie nie kręci – rzuciłem ironicznie. Zamknąłem się jednak, gdy zobaczyłem, że jego twarz i tors kolejny raz pokryte są potem. Wstałem i chwytając wilgotny ręcznik, zacząłem go wycierać, zerkając przy okazji na monitor przy łóżku i na temperaturę jego ciała - zmalała o pół stopnia. To właściwie nie było zbyt wiele, ale przy tak wysokiej gorączce, gdzie był na granicy życia i śmierci, robiło ogromną różnicę.
– No dalej, powalcz jeszcze. Dla mnie – odezwałem się do niego kolejny raz i bez namysłu nachyliłem się, całując go w usta. —To dla zachęty – powiedziałem. – Jestem tu, jestem na wyciągnięcie ręki. Zdobyłeś moje serce, jestem już twój, zostało ci tylko opanowanie mojego umysłu na tyle, bym stracił resztki hamulców i byś dostał to, o czym tak marzysz – mnie. Chcesz tego, prawda? Od naszego pierwszego dnia, wtedy w domu, gdy uścisnąłem ci dłoń i powiedziałeś, że mam ładne ręce, zapragnąłeś mnie. Jestem już prawie twój, prawie, bo żebyś osiągnął cel, musisz wyzdrowieć. – Rozgadałem się i ożywiłem, robiąc sobie nadzieję, że jego organizm w końcu zareagował na antybiotyki i teraz będzie już tylko lepiej.
W pokoju pojawił się lekarz, skrzętnie analizując dane na monitorze.
– Nie chcę robić panu nadziei, ale wydaje mi się, że w końcu zareagował na antybiotyk. Za pół godziny dostanie kolejną dawkę, jeśli po tym gorączka znowu się obniży, będę mógł panu obiecać, że wyciągnę go z tego.
Skinąłem głową.
Będzie lepiej! On ma dla kogo walczyć. Za bardzo mnie pragnie, by odejść, nie dostając tego, czego chce. Bogacze tak już mają, staną na głowie, żeby dostać to, o czym marzą, a mnie ma już prawie w zasięgu ręki.
Pół godziny później pielęgniarka podała mu kolejną dawkę antybiotyku i przy okazji mnie także dała jakieś tabletki. Tłumaczyła mi coś, że w mojej krwi także znaleziono jakieś wirusy i że to je zabije, dosłownie. Połknąłem te tabletki bardziej dla świętego spokoju, niż uważając, że naprawdę są mi potrzebne. 
Na dworze powoli zaczynało świtać.  Byłem okropnie zmęczony tym czuwaniem. Bill wyraźnie miał się  lepiej, bo jego wcześniejsze mimowolne ruchy całkowicie zanikły, a temperatura spadła o kolejny stopień. Wydawało mi się, że dopiero teraz jego sen jest bezbolesny i dlatego się całkowicie uspokoił. Trudno to nawet opisać słowami, jaką ulgę czułem. Pomimo że nadal miał dość wysoką gorączkę, czułem się o niego dziwnie spokojny. Wiedziałem, że wyjdzie z tego, mój szósty zmysł jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Wpatrywałem się dłuższy czas na jego równomiernie poruszającą się klatkę piersiową i taka senność mnie ogarnęła, że oparłem się dosłownie na chwilę głową o jego łóżko i zasnąłem, nawet nie wiem kiedy.
Gdy się ocknąłem, czułem czyjś dotyk na włosach. To było tak przyjemne uczucie, że trwałem w nim, nie chcąc uświadamiać sobie, czym faktycznie jest ono spowodowane. Jednak jak tylko dotarło do mnie, gdzie jestem, poderwałem się, patrząc na uśmiechniętą twarz Billa. Przyglądał mi się i najwyraźniej czuł się już dobrze, a przynajmniej dużo lepiej.
– Jak się czujesz? – zapytałem, chcąc usłyszeć potwierdzenie tego, co sam widziałem.
– Lepiej, już lepiej, Tom.
Jeszcze chwilę przyglądałem się mu, po czym wygarnąłem mu, dając upust całemu stresowi, jakiego się przez niego najadłem.
– Jak można być takim nieodpowiedzialnym i wybierać się do tropików bez szczepień?
– Nie pierwszy raz – odparł w ogóle niewzruszony moim wywodem. – Zawsze tak jeżdżę i nigdy nic mi nie jest.
Mało mnie nie rozsadziło ze złości, kiedy to usłyszałem.
– Ty chyba nienormalny jesteś. Bo już nie wiem, jak mam to ująć.
– A ty martwiłeś się o mnie – powiedział, cały czas się uśmiechając.
– Kurwa, oczywiście, że się martwiłem. Mogłeś umrzeć, dociera to w ogóle do ciebie?
– To byłoby ci nawet na rękę. W końcu uwolniłbyś się ode mnie.
– Może ja nie… - przerwałem, ale było już za późno, bo na twarzy Billa pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
– Co nie?
Gorączkowo szukałem w myślach zdania, które swoją konstrukcją pasowałoby do zaczętej wypowiedzi, a jednocześnie było zupełnie innym zakończeniem, niż Bill miał nadzieję usłyszeć.
– Może ja nie chcę mieć tego typu wrażeń. Przyszło ci to do głowy? Nawet dziecko wie, że trzeba się szczepić, żeby nie mieć potem zjebanych wakacji – Pokiwał głową, doskonale wiedząc, że nie to chciałem powiedzieć, ale kolejny raz uszanował to i nie drążył tego tematu. Taktowność to była ta cecha u Billa, którą chyba najbardziej lubiłem.
– Przepraszam, obiecuję, że teraz poddam się wszystkim szczepieniom, jakie będą potrzebne, zanim gdzieś pojedziemy.
– O nie! Nigdy więcej i nigdzie z tobą nie jadę, mam dosyć. Umierałem ze strachu przez całą noc. Masz pojęcie, w jakim byłeś stanie?
Pokręcił głową.
– Na wyspie zacząłeś majaczyć i straciłeś przytomność. Do tego ta cholerna burza i deszcz. Powiedz mi, jak miałem ci pomóc w takiej sytuacji?
– Tom…
Pokręciłem głową, nie chciałem, żeby mi się teraz tłumaczył, musiałem mu po prostu wygarnąć, ale byłem tak cholernie szczęśliwy, że czuł się już lepiej, że gdybyśmy byli na innym etapie naszej znajomości, przytuliłbym go z całej siły.
– Odpowiedz!
– Przepraszam, co więcej mam ci powiedzieć? Jest mi przykro, że przeze mnie miałeś tyle kłopotu.
Prychnąłem.
– Daruj sobie. Tłumaczyć się będziesz Gordonowi, jak się tu niedługo pojawi.
– Dzwoniłeś do mojego ojczyma?
– Owszem. A co miałem zrobić? Potrzebowałeś lekarza.
– Przecież jestem w szpitalu – stwierdził.
– Dobrego lekarza – uściśliłem swoją myśl.
– Kiedy mnie stąd wypuszczą, wracamy do chatki i zaczniemy nasze wakacje od nowa.
– Kiedy cię stąd wypuszczą, wracamy do Niemiec.
– No co ty, Tom. Ja potrzebuje wakacji.
– To zrobisz je sobie w Berlinie. Nie wiem, zapłać za cały tydzień za SPA i tak wypocznij, ale żadnych więcej wakacji w tropikach, ja mam dosyć! – Wstałem z fotela, czując wibracje telefonu w kieszeni. – To Gordon – rzuciłem, patrząc na Billa, i odebrałem. Dowiedziałem się, że doleciał już na wyspę i że za niedługo będzie w szpitalu. Pytał jak czuje się Bill, ale nie miałem zamiaru już dłużej się produkować, oddałem aparat Billowi.
– Powiedz mu sam, jak się czujesz – rzuciłem i wyszedłem na korytarz, pozwalając mu spokojnie porozmawiać z ojczymem.
Jak tylko zamknąłem za sobą drzwi, natknąłem się na lekarza.
– Antybiotyki zadziałały, będzie dobrze, za dzień lub dwa, wyjdzie ze szpitala – powiedział.
Podziękowałem mu, stres opadł i zupełnie inaczej rozmawiałem z tym lekarzem. Przeprosiłem go też za swoje zachowanie. Zrozumiał.
Pozostało mi tylko czekać na Gordona i wpłynąć na niego, by kazał Billowi wracać do Niemiec. Źle mi się to miejsce kojarzyło i nie chciałem zostać tu ani chwili dłużej. Potrzebowałem teraz zamknąć się w swoim pokoju i posiedzieć w ciszy zupełnie sam. 


10 komentarzy:

  1. O BOŻE!!! TO JEST MOJE ULUBIONE OPOWIADANIE ZE WSZYSTKICH!!! Już po poprzednim rozdziale spodziewałam się od Toma tego, że może wyznać Billowi miłość. Tak się o niego martwił, nawet posunął się do groźby w kierunku lekarza żeby tylko Billy wyzdrowiał. Cały czas przy nim czuwał, widać było, że bał się czy on na pewno wyjdzie z tego cało, bo malaria musi być groźna chorobą, a zwłaszcza jak ktoś w tym przypadku Bill nie był na nią zaszczepiony. :( Zaskoczyło mnie też to, że lekarz powiedział do Toma, że starają się, aby jego BRAT wyzdrowiał. Brat! I tu zdałam sobie sprawę , że skoro już wcześniej kilka osób powiedziało Tomowi, że razem z Billem wyglądają jak bracia, a raczej, że są do siebie tak podobni to już niedługo dowiedzą się o swoim pokrewienstwie. A jak lekarz pobrał również Toma krew do badań, aż mine ciekawość rozsadzala od środka. KIEDY ONI SIĘ DOWIEDZĄ O TYM, ŻE BRAĆMI SĄ? czy lekarz powie Gordonowi to np. Jak go poprosi N chwilę, aby porozmawiać o stanie zdrowia Billa? I wtedy lekarz pokaże wyniki badań krwi??? A może tak po prostu coś planie i wszystko wyjdzie na jaw? Widać było jak bardzo Tom martwił się o życie Billa skoro wyznał mu miłość, czuwał przy nim i tyle mu powiedział o swoich uczuciach wobec niego no, a później wyskoczył z tym, że pocisnął mu jak się o niego bał i prawie wypaplał się że nie chce zostawić Billa. I pod koniec ten uśmiech na twarzy Billa... hmm czy on słyszał to wszystko co Tom mu mówił? No oczywiście, że musiał słyszeć to! Więc czy wykorzysta to co mu przekazał Tom i zawalczy o niego tak do końca?

    Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału twego cudownego opowiadania!!! Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny i pisz kobieto tak długo jak tylko możesz. Potrafisz przywołać uśmiech na mojej twarzy i z chęcią będę czytała każde opowiadanie Twojego autorstwa.
    Kali

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, teraz będziecie kombinować jakim cudem się dowiedzą o swoim pokrewieństwie. Myślę, że będzie wam ciężko odgadnąć co przyszykowałam. Zastanawiacie się jak to możliwe, że tyle razy obaj słyszą teksty o tym jacy są do siebie podobni i nie reagują na to. Właśnie dlatego, a jest to tak niedorzeczne dla niech, bo poznali się przypadkowo, żyją w dwóch rożnych strefach społecznych, do tego Tom wie, że jego brat bliźniak nie żyje, to o czym wie Bill ze swojego życia jeszcze nie wiecie, ale niedługo się dowiecie i zrozumiecie dlaczego Bill - oni obaj nie reagowali na to i przyjęli to po prostu za przypadek, że są do siebie podobni. W końcu każdy ma sobowtóra.

      Usuń
  2. Witam również i dzisiaj. Naprawdę nie spodziewałam się, że Tom się otworzy tak przed Billem, mimo tego, że ten, przynajmniej według Toma, nie miał prawa niczego usłyszeć. Hmmm. W połowie rozdziału już myślałam, że badania ich krwi coś wykażą o ich pokrewieństwie, jednak później pomyślałam, czytając do końca, że w sumie wcale tego nie chcę. Znów na ich drodze staną opory Toma, sądzę, że dla Billa nic nie będzie stało na przeszkodzie. Jakoś Bill wydaje się nie zauważać żadnych przeciwwskazań. Nawet Toma potrafi podejść mały skurczybyk. Oprócz tego strasznie się cieszę, że Billowi jednak nic nie jest, chociaż przecież to by się nie imało w ogóle tego, że ma być happy end. To tak jak z nie wierzeniem, że przyjdzie buka, ona nie istnieje, ale i tak się boimy, nie? :D Hahaha. Porównać Billa do Buki, całkiem spoko. :D
    No dobra. już się nie rozczulam, czekam z utęsknieniem na następną część i mam nadzieję, że te trzy dni miną mi o wiele szybciej niż zawsze. :)
    Och, proszę o coś dłuższego, no. :D
    Pozdrawiam, god said no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom jest bardzo uczuciowy, ale skrywa to w sobie, nie lubi mówić o uczuciach, bo uważna to za niemęskie.
      Wiesz, oczywiście mogę pisać o wiele dłuższe rozdziały, ale nie będą co 3 dni.

      Usuń
  3. Współczuje Tomowi takich wrażeń. Za nic w świecie nie chciałabym przeżyć czegoś takiego. Teraz już jestem pewna, że Bill wszystko słyszał :DD Mam ochotę go trzepnąć za to, że się nie zaszczepił. Ta chatka to przecież nie był hotel xd Liczę na to, że nasz Billy dostanie niezłą naganę od Gordona. Szlaban też by się przydał. Co z tego, że jest już dorosły ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już w następnym odcinku się dowiesz, jak się to zakończy.

      Usuń
  4. Tom poddał się ,niepokój o Billa zrobił swoje i wyznał nieprzytomnemu chłopakowi miłość.To było niesamowite,że tak się otworzył i jak niewiele nieświadomy Bill ma do zrobienia by go zdobyć.Wystarczy wytrwałość,a tej mu nie brakuje.A swoją drogą należy mu sie niezła bura za wyjazd w tropiki bez szczepień,ich chatka to nie Ritz ,albo Spa,żeby narażać sie na takie niebezpieczeństwo.Mam nadzieję ,że Gordon da mu popalić.Dziękuję i pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill był już lekko zdesperowany stąd ta nie do końca przemyślana decyzja. Miała w pełnia uwieść Toma na wyspie, tyle że jego plany nieco się pokrzyżowały, ale poniekąd i tak wyszedł na tym zwycięsko, bo dowiedział się czegoś co całkowicie zmienia postać rzeczy :)

      Usuń
  5. No proszę, jak się Tom otworzył ;D Kiedy czuł, że może stracić Billa dopiero naprawdę zdał sobie sprawę ile ten dla niego znaczy. No tak to właśnie bywa. A teraz jak już czegoś takiego doświadczył, chyba nie będzie marnował więcej żadnej okazji by być blisko z Billem. Skoro już teraz żałował, że wcześniej mu odmawiał. Ale w sumie to biedny, bo nie zdaje sobie sprawy, że prawdopodobnie Bill wszystko słyszał. Musiał słyszeć. Z pewnością to własnie wyznanie Toma mu pomogło, zmotywowało by walczyć i do niego wrócić by osiągnąć to czego tak pragnie. i właśnie to wyznanie go uratowało, a nie jakiś tam antybiotyk ;D
    I mimo, że spodziewałam się tego, że Tom wyzna Billowi uczucia kiedy ten będzie w ciężkim stanie w szpitalu, to jednak kiedy czytałam to wszystko co do niego wypowiedział... aż czułam dreszcze i taki uścisk w żołądku. Czytałam to kilka razy, tak mi się podobało ;)
    Swoją drogą dziwię się i jednocześnie podziwiam Billa, że jak sie obudził to potrafił to wszystko w sobie zachować, a nie przyznać, że słyszał. No ale z pewnością będzie umiał to wykorzystać w odpowiedniej chwili, jak to on xD
    Tom mu już jasno zdradził co ma zrobić by posunęli się dalej, więc teraz czekam, aż Bill zadziała :D
    I jestem ciekawa, czy jednak zostaną na tej wyspie jeszcze trochę, czy Tom już teraz nie ulegnie po tym wszystkim i będzie stanowczy w postanowieniu, że wracają. W sumie... Wolałabym, żeby zostali, bo tak im się popsuły te wakacje... :( Ale jednak było to tego warte biorąc pod uwagę fakt, do czego Tom się na głos przyznał.
    No i teraz pytanie kiedy się dowiedzą, że są rodzeństwem. Czy jak już będą razem czy wcześniej. Tak przypuszczam, że jak już będą ze sobą, ale kto tam wie co przygotowałaś dla nas ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Bill to wykorzysta :) Teraz się zacznie dla was naprawdę kombinowanie, z każdym kolejnym odcinkiem będę dokładać wam kolejnej układanki. Czuję, że będziecie nieźle główkować jak i co się może wydarzyć .
      :)

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*