Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 5 lipca 2015
21:00
Odcinek 26
Wypiliśmy wszystkie piwa. Nawet jeśli nie było ich wiele,
a zawartość procentowa dość niska, to trochę nas siekło i zrobiło się nam wesoło.
Gadaliśmy o takich głupotach, że połowy już nawet nie pamiętam. W każdym razie,
nie było to nic istotnego. Godzenie się z Billem zaczynało wchodzić mi w krew,
zresztą tak samo jak kłócenie się z nim, choć zwykle kiedy naprawdę się z kimś kłóciłem,
wychodziłem i nie wracałem, a w przypadku Billa nie mogłem tego zrobić, przynajmniej
dopóki dla niego pracowałem. To miało niewątpliwie ogromną wadę, ale też zaletę.
Uczyłem się mierzyć z problemami, nie uciekając od nich. Tak, zawsze uciekałem.
Wybuchałem niekontrolowaną złością, wyrzucałem z siebie cały jad, jaki leżał mi
na wątrobie i uciekałem, nie dając szansy ani sobie, ani osobie, z którą się pokłóciłem,
na jakiekolwiek wyjaśnienia, i to było złe. Przy Billu zaczynałem uczyć się
konfrontacji tuż po „burzy”. Nie było łatwo, ale byłem zadowolony z efektów,
jakie przynosiła.
Za niecałe dwa tygodnie święta
– Boże narodzenie. Zbliżały się wielkimi krokami, w końcu. Dowiedziałem się, że
mama Billa umarła dzień przed wigilią, więc wreszcie zrozumiałem, jakie prawdziwe
podłoże ma jego melancholia. Trochę mi
ulżyło, wiedząc, co się z nim tak naprawdę dzieje, bo przywykłem już do tego, że
wiecznie o czymś dyskutowaliśmy, licytując się na racje, a on ostatnio odpuścił
sobie nawet kokietowanie mojej osoby. Zaczynałem już myśleć, że jednak nadal ma
do mnie żal, a jednak okazało się, że jego zachowanie ma zupełnie inną
przyczynę.
Andreas, mój najlepszy
przyjaciel i przyszywany brat, bo jego mama po śmierci ojca przygarnęła mnie i
stała się moim prawnym opiekunem, jak co roku, tydzień przed świętami upewniał
się, że nie zapomniałem o naszej tradycji i że przyjadę. Nie wiem, po co mi o
tym przypominał, skoro czekałem na ten tydzień w roku, jak na zbawienie. W
końcu mogłem zapomnieć, kim jestem i wyszaleć się. Choć w moim wieku to już
raczej nie wypadało, ale to właśnie wtedy stawałem się dzieckiem, lepiącym
największego bałwana przed domem Andreasa, podjadającym najlepsze na świecie
wypieki cioci – tak kazała do siebie mówić mama Andiego, – i w dzień wigilii z
całą paczką wyruszającym do lasu po najpiękniejsze drzewko, jakie byliśmy w stanie
znaleźć, a potem przy wigilijnym stole, siedzącym przez całą noc, objadającym się
i pijającym prawie do nieprzytomności. Cholera, jak ja na to czekałem, a Andy
tylko mnie denerwował, zawsze dzwoniąc wcześniej i sprawiając, że ten ostatni tydzień
ciągnął mi się niemiłosiernie długo.
Kolekcja Billa nabrała „rumieńców”. Przynajmniej na
chwilę, każdego dnia podjeżdżaliśmy do agencji, by mógł skontrolować, czy wszystko
idzie zgodnie z planem. Wyciągnąłem go dwa razy na El Diablo, próbując
rozweselić. Ciągle miałem na uwadze to, czego dowiedziałem się od służby o jego
mamie i pilnowałem się, żeby przy nim czegoś przykrego nie powiedzieć. Dla mnie święta to najlepszy okres, a dla Billa
z całą pewnością koszmar, do tego odtwarzany od kilku lat, rok po roku.
W końcu doczekałem się i nadszedł dzień mojego wyjazdu na
Bawarię. Trochę niefortunnie, bo był to akurat dzień, w którym umarła mama Billa. Z
samego rana poprosił mnie, żebym zawiózł go na cmentarz. Oczywiście nawet nie
podlegało to żadnej dyskusji. Kiedy dotarliśmy, cmentarz zionął dosłownie pustkami,
nie licząc tysięcy grobów, między którymi podążaliśmy prosto na miejsce
spoczynku jego mamy. Bukiet czerwonych róż w jego ręce i dwa ogromne znicze to
tylko symbole, które pozwalały psychicznie poczuć, że coś się tym zmarłym po
sobie zostawia, kiedy odejdzie się od ich grobu. Zatrzymaliśmy się tuż przed
pomnikiem. Nie znałem tej kobiety, więc nie chciałem zachowywać się tak, jakby
była moją rodziną. Co chwilę rozglądałem się po okolicy, bo jeśli ktoś wiedział,
kiedy umarła jego matka i wiedział, że Bill przyjdzie odwiedzić w ten dzień jej
grób, mógł czyhać tu gdzieś w ukryciu i tylko czekać, by pozbawić go życia.
Bill położył róże na marmurowej płycie i zapalił znicz, przez chwilę pogrążył
się w zadumie, zapewne modląc się. Nigdy nie byłem wierzący, więc prócz przeżegnania
się i wypowiedzenia w myślach „Wieczny odpoczynek”, nie potrafiłem wykrzesać z siebie
nic więcej. Poczułem nagle, jak Bill chwyta mnie za rękę i ciągnie bliżej
grobu.
– Chodź – powiedział i zmusił
mnie, bym kucnął koło niego. – Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o co mu
chodzi, ale kucnąłem. – Mamo, chciałbym, żebyś poznała Toma.
Spojrzałem na jego policzki, po których spłynęły łzy. –
Tak bardzo żałuję, że nie mogłaś go poznać za życia. Jest wspaniałym
człowiekiem i bardzo o mnie dba.
– Bill – mruknąłem. Przecież
ja go tylko pilnowałem, ale on nie zwrócił na to uwagę i kontynuował dalej.
– Odnalazłem w nim sens
swojego dalszego życia bez ciebie i zrozumiałem, co znaczy prawdziwa miłość.
Poczułem się jakoś niezręcznie, jakby to, co mówił, nie
powinno było mieć w ogóle miejsca, było jakieś zakazane. Oderwałem wzrok od nagrobka,
spuszczając go na ziemię, a zaraz po tym znowu rozejrzałem się po okolicy.
Bill przysiadł na nagrobku, pogrążając się w zadumie. Nie
widziałem tu nikogo, więc postanowiłem, że zostawię go tu na chwilę samego i z
daleka będę obserwował, czy nic złego się nie dzieje.
– Bill? – położyłem mu rękę na
kolanie. Spojrzał na mnie, ocierając łzy.
– Nic mi nie jest. Nie potrafię
się po prostu pogodzić z jej śmiercią.
Wyciągnąłem chusteczki z kieszeni, podając mu je.
– Rozumiem – odparłem. –
Chcesz zostać na chwilę sam? – zapytałem, a on skinął mi tylko głową. – Dobrze.
Wrócę za dziesięć minut. Będę miał cię cały czas na oku, niczego się nie bój.
– Dziękuję, Tom.
Poklepałem go po kolanie i wstałem, odchodząc.
Na tym cmentarzu nie tylko spoczywało ciało jego matki,
ale także mojego ojca i brata bliźniaka. Ich groby nie były oddalone od siebie zbyt
daleko, więc postanowiłem przy okazji zajrzeć do nich.
Co chwilę zerkając w oddali na Billa i omiatając okolicę
wzrokiem, podążyłem do grobu ojca. Nie wiem, dlaczego za każdym razem, kiedy tu
przychodziłem, miałem nadzieję, że będzie wyglądał inaczej, albo że go w ogóle
nie będzie. Zerknąłem w stronę grobu mojego bliźniaka, był oddalony zaledwie
dwie alejki dalej. Podszedłem do niego.
– Cześć Wiliam. Co tam u
ciebie? – Wygrzebałem z kieszeni zawieszkę do kluczy, którą dostałem gratis do
zakupów na stacji benzynowej. Była z pieskiem, więc pomyślałem, że mu się
spodoba. – Mam coś dla ciebie. – Położyłem ją na grobie. – Pewnie wyśmiałbyś
mnie, gdybyś żył i powiedział, że wolisz coś bardziej odpowiedniego dla twojego
wieku, ale… – Znowu zerknąłem w stronę Billa. – No nic, pójdę już. Wiesz,
jestem tu w pracy. Zostawiłem swojego podopiecznego samego i muszę już wracać. Trzymaj
się.
Nigdy nic nie mówiłem do ojca, nie wiem dlaczego, jakoś nie
potrafiłem. Za to z Wiliamem rozmawiałem zawsze.
Ruszyłem w kierunku Billa. Zauważyłem w połowie drogi, że
zaczyna się za mną rozglądać, pewnie chciał już wracać. Podszedłem do niego.
– Wracamy? – zapytałem.
– Tak.
Spojrzałem jeszcze raz na grób jego matki i zdziwiłem się,
że stoi na nim tylko jeden znicz. Dałbym sobie rękę uciąć, że Bill miał ich ze
sobą dwa. Rozejrzałem się po okolicznych grobach, ale na kilku paliły się podobne,
więc trudno było mi stwierdzić, czy jeden z nich zapalił Bill, a jeśli tak, to
komu i dlaczego? Normalnie po prostu bym go o to zapytał, ale widząc go w takim
stanie, postanowiłem nie drążyć tematu.
Wróciliśmy do domu. Byłem już prawie spakowany do
wyjazdu. Chciałem wyruszyć do Andiego zaraz po obiedzie. To, że Bill był bardziej
przygnębiony, niż sądziłem zauważyłem na obiedzie, na który nie zszedł. Zaczynałem
mieć dylemat. Miałem jechać i cieszyć się świętami jak co roku, a wiedziałem, że
będę myślał cały czas o Billu. Gordon kazał służbie znieść swoje walizki,
najwyraźniej świąt jednak nie spędzą w domu, może to i dobrze. Zgarnąłem mały
prezent, właściwie nawet nie prezent, a coś, co miało rozweselić Billa i nadać kolorów
jego salonowi, i ruszyłem do jego twierdzy.
Wszedłem na górę, spodziewając się między innymi pięciu
przygotowanych do zniesienia walizek, a zastałem go siedzącego na kanapie, jak
zwykle z laptopem na kolanach pogrążonego w wirtualnym świecie i coś mnie
boleśnie ukuło w piersi.
Postawiłem na stole choinkę, włączając światełka.
– Co to jest? – zapytał w końcu,
choć przyglądał mi się odkąd tu wszedłem.
– Choinka. To taki drobny
upominek ode mnie.
Drzewko świeciło różnokolorowymi światełkami, odbijając
światło we wszystkich szklanych powierzchniach w tym pokoju. Widziałem, jak
Bill aż zrobił głębszy wdech, nie wierząc, jak kilka kolorowych lampek może aż
tak zmienić to pomieszczenie.
– Za godzinę wyjeżdżam i chciałem
ci życzyć wesołych świąt.
– Dziękuję, Tom. Nawzajem.
– Mój zastępca będzie tu za godzinę.
To dobry ochroniarz, możesz mu zaufać – powiedziałem. To było oczywiste, że
jeśli ja biorę tydzień urlopu, to potrzebny jest mu na ten czas inny
ochroniarz. Poprosiłem o przysługę kumpla, który nie miał rodziny, więc chętnie
się zgodził. Wiedziałem, że Bill będzie przy nim bezpieczny.
– A gdzie twoje walizki? Nie widziałem
ich w holu.
– Walizki? – zdziwił się.
– Tak. Gordon już prawie
gotowy do wyjazdu, a ty? Dokąd się wybieracie?
– Kto?
– No ty i twój ojczym?
– Ja nigdzie nie jadę.
– Jak to? A on? Widziałem jego
walizki, myślałem, że jedziecie na święta razem.
– Gordon wyjeżdża jak co roku.
A ja zostaję jak co roku, i spędzę te święta sam w swoim pokoju. Chociaż w tym
roku, dzięki tobie, będę miał choinkę.
Stałem jak wryty, nie mogłem uwierzyć, że spędzi te
święta sam.
– Myślałem, że mimo wszystko w
święta jesteście, albo choć udajecie, że jesteście rodziną.
– Nie wiń o nic Gordona, on
chciał, ale po śmierci mamy powiedziałem, że nigdy więcej nie usiądę przy
wigilijnym stole. Bo do Wigilii siada się z rodziną, a ja już jej nie mam.
– Gordon jest twoją rodziną.
– Mam na myśli prawdziwą
rodzinę, wiesz: mama, tata, rodzeństwo, jeśli jest, a nie ojczym, z którym de
facto w ogóle nie jestem spokrewniony.
– Nie przesadzasz trochę?
Pokręcił głową.
– Ja też nie mam prawdziwej
rodziny, a na każde święta nie mogę się już doczekać. Co roku spotykamy się u
Andreasa całą paczką i to jest najbardziej zwariowany tydzień w roku.
Bill wzruszył tylko ramionami. Byłem pewny, że on i
Gordon jadą gdzieś razem. Gdybym od początku wiedział, że każde święta spędza sam,
już dawno bym mu zaproponował, by pojechał ze mną. No właśnie! W jednej
sekundzie podjąłem decyzję.
– Pakuj się.
– Słucham?
– Powiedziałem, żebyś się
pakował. Nie spędzisz tych świąt sam, nie ma mowy. Jedziesz ze mną.
– Nie Tom. To twoja rodzina, a
ja jestem obcą osobą. To nie wypada. Ja naprawdę miło spędzam każde święta sam.
– To nie jest moja rodzina,
tylko przyjaciele.
– Nie mogę.
– Chcesz mnie znowu
zdenerwować? Mało mnie to obchodzi, jakie masz teraz dylematy. Albo pojedziesz
ze mną, albo ja też zostaję i spędzę te święta sam w swoim pokoju.
– Co najwyżej ze mną –
uśmiechnął się.
– Sam, bo nie przyjdę do
ciebie, ani nie wpuszczę cię do siebie i dzięki tobie to będą najgorsze święta
w moim życiu. A kiedy jestem zły, a za to będę, pożałujesz, że się urodziłeś,
więc zacznij się pakować.
Widziałem, że chciał jechać, ale coś go blokowało.
– Mam ci pomóc, czy sam to
zrobisz?
– To nie wypada.
– Dlaczego?
– Bo pracujesz dla mnie.
– Nie dla ciebie, tylko dla
twojego ojczyma.
To śmieszne, że traktowaliśmy moją pracę jak jakąś
tarczę, której każdy z nas używał wtedy, kiedy była wygodna.
– Ale mnie chronisz.
– I co z tego? Może to nawet
lepiej, nie będę myślał podczas świąt, czy jeszcze żyjesz.
Parsknął śmiechem.
– No dalej, Bill, pakuj się.
– To naprawdę kiepski pomysł.
Ja ich nie znam. Oni nie znają mnie, wszyscy będą skrępowani.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
– Jak wymyślisz coś
mądrzejszego, to może rozważę, czy zabrać cię ze sobą, ale na razie twoje argumenty
są słabe. Masz pół godziny na spakowanie się. I radzę ci się spieszyć, bo jak
przyjdę tu po twoje walizki, a nie będziesz jeszcze gotowy, to będzie z tobą
źle. Idę w tym czasie zadzwonić do kumpla i powiedzieć mu, żeby nie
przyjeżdżał.
– Tom, zaczekaj.
– To już postanowione – rzuciłem
tylko i wyszedłem z pokoju, zostawiając go samego.
Wróciłem do niego trochę później, niż po pół godziny.
Wiedziałem, że pewnie nie będzie i tak spakowany. To nie był typ człowieka,
który łatwo ulegał presji, i nie pomyliłem się. Jednak bałagan, jaki zobaczyłem
w pokoju oznaczał, że naprawdę się starał.
Spojrzał na mnie, widząc, że się przyglądam.
– Wiem, że zabrzmi to teraz
głupio, ale nie mam się w co ubrać i nie wiem, co ze sobą zabrać. Nie jadę,
Tom.
– Widzę – przyznałem, a on
usiadł na łóżku, podpierając głowę na rękach.
Podszedłem do jego szafy, przeglądając ją i wyciągając
kilka rzeczy. Położyłem je obok niego na łóżku.
– Przebierz się w to – rzuciłem
i podszedłem znowu do szafy i wyciągnąłem kilka innych rzeczy. – A to spakuj.
Nie odzywał się, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
– Bielizny i kosmetyków chyba
nie muszę ci szukać?
– Nie – odpowiedział. – Tom…
– Co znowu?
– Może lepiej będzie, jeśli
jednak zostanę. Ja nie pasuję do twojego świata.
– Pasujesz bardziej, niż ci
się wydaje. Pospiesz się, bo zanim dojedziemy, będzie środek nocy i będziesz
musiał mnie zagadywać, żebym nie zasnął za kółkiem. No, chyba że ty
poprowadzisz.
– I tak nie znam drogi, więc
daleko bym nie zajechał.
– Mam GPS, więc to nie
problem.
– Nie lubię prowadzić. Wolę,
jak ty to robisz.
– W takim razie zagęszczaj
ruchy. Tym razem to ja usiadłem na łóżku, czekając na niego.
Nie powiem, nie spodziewałem się, że tak szybko uwinie
się z pakowaniem tego wszystkiego do torby. Widziałem, jak z każdą rzeczą,
którą wrzucał do walizki, walczył ze sobą. Zerkał na mnie, a ja tylko
uśmiechałem się i kiwałem mu głową.
W końcu znikł w łazience i wyszedł z niej już przebrany w
to, co mu przygotowałem.
– I co, jesteś zadowolony? –
zapytał, mając na myśli to, w co kazałem mu się ubrać.
– Świetnie wyglądasz, tylko
to… – Podszedłem do niego, poprawiając kilka szczegółów. – No, teraz lepiej.
Pewnie też lepiej się czujesz.
– Przyzwyczaiłem się, więc dla
mnie to żadna różnica.
– No tak, ale to nie jest
oficjalne spotkanie, tylko święta w gronie przyjaciół, więc wyluzuj.
– Denerwuję się.
– Czym?
– A co jeśli nie spodobam się
twoim przyjaciołom?
Parsknąłem śmiechem.
– Nie ma takiej opcji. Zoi
pierwsza nie odstąpi cię na krok, a reszta to zbiór największych dziwaków,
jakich kiedykolwiek będziesz miał okazję poznać. Nie będziesz się w ogóle wśród
nich wyróżniał. Zaufaj mi.
– Dzięki. Nie wiedziałem, że
uważasz mnie za dziwaka.
– A ja nie wiedziałem, że ci to
przeszkadza.
– W sumie, normalnie mam to
gdzieś, nawet podoba mi się to, że się wyróżniam, ale dla ciebie… Chciałbym,
żebyś mnie lubił. – Spojrzał mi w oczy.
– Lubię cię, Bill. Nawet bardzo.
W przeciwnym razie nie zabierałbym cię ze sobą na święta.
– Zawsze możesz robić to z
litości.
Znowu parsknąłem śmiechem.
– Jeśli tak uważasz, to mało
mnie jeszcze znasz.
Podszedłem do jego walizki, chwytając ją w rękę.
– To jedziemy – powiedziałem i
ruszyłem pierwszy do drzwi. Bill, nic nie mówiąc, szedł za mną.
Sonia widząc, że Bill jedzie ze mną, uśmiechnęła się
tylko i skinęła mi głową, najwyraźniej zadowolona z tego powodu. Wszyscy w tym
domu martwili się o niego, a to, z jakim rozczuleniem żegnali go i życzyli mu
wesołych świąt, tylko utwierdziło mnie, jak bardzo się cieszą, że tych świąt
nie spędzi sam w swoim pokoju, tylko ze mną, choć nie mieli pojęcia, że nie spędzimy
tych świąt tylko we własnym towarzystwie.
Zamknąłem za nim drzwi w aucie i obchodząc je wokoło, usiadłem
za kółkiem. Włączyłem nawigację GPS, wklepując dobrze znany sobie adres. Znałem
drogę na pamięć, ale dzięki nawigacji miałem szanse pojechać drogą najmniej zakorkowaną.
Ruszyliśmy w końcu. Bill był zdenerwowany, bo siedział w
milczeniu i tylko odpowiadał „tak” lub „nie”, kiedy go o coś pytałem.
– Za pięć godzin poznasz moją zwariowaną
rodzinkę – powiedziałem, wyjeżdżając w końcu na autostradę.
– Denerwuję się – odparł.
– Zupełnie niepotrzebnie. Staniesz
się jej częścią, zanim zdążysz to sobie uświadomić.
Bill odetchnął głęboko, a ja uśmiechnąłem się.
Podróż minęła nam bezproblemowo. Dopiero pod koniec drogi
było tyle śniegu, że musiałem trochę zwolnić, ale dojechaliśmy bez większych przygód.
– No i jesteśmy – powiedziałem,
wyciągając kluczyki ze stacyjki.
Bill nadal siedział, wpatrując się w domek Andiego.
– Już jesteśmy – powtórzyłem.
– Nikt tu do nas nie wyjdzie, bo nas nie słyszą. Wszyscy pewnie siedzą w
salonie i tak są zagadani, że nawet gdyby kosmici tu wylądowali, nie mieliby o
tym zielonego pojęcia.
– To był kiepski pomysł, Tom.
Strasznie się denerwuję, a to oznacza, że…
– Że to będą najlepsze święta
w twoim życiu. – Szturchnąłem go w ramię i otwarłem drzwi, wpuszczając mroźne
powietrze do środka. – Sporo śniegu napadało – stwierdziłem i wysiadłem
zamykając za sobą drzwi. Podchodząc do bagażnika, zacząłem wyciągać nasze
walizki.
Tu się nie obawiałem, że ktoś Billa zabije. Nikt nie miał
pojęcia, że zabrałem go ze sobą. Całą drogę uważnie pilnowałem, czy ktoś
podejrzany za nami nie jedzie, ale ostatnie dwie godziny jechaliśmy sami, mijając
się zaledwie z kilkoma innymi pojazdami.
Bill wysiadł z samochodu i zapiął kurtkę. Spojrzał na mnie,
po czym znowu na domek.
– Będzie dobrze, zobaczysz – powiedziałem i wskazałem
mu gestem głowy, żeby szedł do domu.
Na progu zapukałem i zacząłem tupać, próbując pozbyć się
śniegu z butów.
Usłyszałem za drzwiami czyjeś zbliżające się kroki, a
potem zobaczyłem w nich Andreasa.
– No nareszcie, Kaulitz! Ty
jak zwykle musisz robić wielkie wejście. – Przywitał mnie Andy, gospodarz domu.
– Nie wiem, czemu w ogóle się
dziwisz – odparłem i objęliśmy się na powitanie. – Nareszcie jesteś, Tom.
Dobrze cię widzieć. A twój gość? – zapytał, odsuwając się ode mnie. – Jezu, to
twój brat bliźniak? – rzucił, na co tylko zrobiłem ironiczny grymas.
– Bardzo śmieszne, Andy. To
Bill, – przedstawiłem go kumplowi. – Bill? To jest właśnie Andreas, mój
najlepszy przyjaciel, można nawet powiedzieć, że brat, no i gospodarz tego
domu.
– Miło mi cię poznać. – Bill wyciągnął
rękę, a Andy ją uścisnął.
– Na pewno czujesz się nieswojo,
ale zapewniam cię, że do gwiazdki będziemy dla ciebie jak druga rodzina. No nie,
Tom?
– Dokładnie. To samo mu
mówiłem.
– Sorki, że tak się gapię na
ciebie, ale, gdyby Tom zgolił zarost, to bylibyście do siebie podobni jak dwie
krople wody.
Bill się uśmiechnął i wyjaśnił.
– Mamy podobne rysy twarzy i
ten sam kolor oczu, ale to czysty przypadek, że wyglądamy podobnie.
W ostatnim czasie tyle razy słyszeliśmy ten tekst z
podobieństwem, że przestaliśmy się w ogóle nim dziwić.
– Dobra, rozbierajcie się, bo
nahajcowałem i zrobiło się tu trochę za gorąco – przyznał. – I rozgośćcie się.
Czujcie się, zwłaszcza ty, Bill, jak u siebie w domu.
– Czuję właśnie – zaśmiałem
się, zdejmując kurtkę i wieszając ją. – Ty nigdy umiaru z ogrzewaniem nie
miałeś.
– A ty jakoś nigdy nie
narzekałeś.
– A kto by narzekał.
– No pewnie, zwłaszcza jak
można paradować po domu w trzydziestostopniowym mrozie za oknem w samych
majtkach – rzucił Andreas, a Bill spojrzał na mnie.
– Nie słuchaj go. On ściemnia,
zawsze miał wybujałą wyobraźnie.
– Słyszałem to, Kaulitz, i nie
ściemniam. Mam na to świadków – powiedział, po czym krzyknął do wszystkich, oznajmiając,
że przyjechałem. – Ludzie, Kaulitz przyjechał! – i dodał jeszcze – z prezentem.
– Jakim prezentem? – zapytał
Bill.
– Ma na myśli ciebie –
wyjaśniłem z szerokim uśmiechem.
– Słucham?
– Wyluzuj.
Nagle wszyscy się zeszli, wlepiając w nas swoje
spojrzenia, i o ile ja rozpływałem się ze szczęścia, że znowu ich widzę, o tyle
Bill ukrył się za mną, starając się w tym momencie zniknąć.
– Tom! – Zoi zaczęła piszczeć
i rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją mocno, tuląc i robiąc z nią kilka obrotów
wokół własnej osi. – Boże, jak ja za tobą tęskniłam. Właśnie nie tak dawno o
tobie mówiliśmy, że święta bez ciebie to nie święta.
– Bez przesady.
Wszyscy zaczęli mnie po kolej witać, a ja zerkałem tylko
na Billa, który stał okropnie skrępowany. Zachowywał się zupełnie jak nie on.
Aż nie mogłem uwierzyć, gdzie się podziała ta jego pewność siebie.
– Zaczekajcie, bo chcę wam
kogoś przedstawić. – Złapałem Billa za bluzę i wepchałem przed siebie.
– Ja wiem, kto to jest – rzuciła
Zoi. – Bill Trumper? – Prowadziła gazetę
z modą, więc to było pewne, że go pozna, a przynajmniej powinna.
– Tak – odparł nieśmiało Bill.
– O Jezu! To naprawdę ty?
– Tak – odpowiedział, zerkając
z zakłopotaniem na mnie.
– Tom, mówiłeś, że…
Złapałem ją i położyłem rękę na ustach.
– Wiem, co mówiłem. Mam nadzieję,
że nie wzięłaś tego na poważnie.
– Co mówiłeś? – zaczął
dopytywać się Bill.
– Nic.
– Co mówił? – skierował
pytanie do Zoi.
Zoi zabrała moją rękę ze swojej twarzy i spojrzała na
mnie, a ja na nią tak wymownie, że już bardziej się nie dało.
– Że – zaczęła, zerkając to na
mnie to na Billa – dobrze mu się z tobą pracuje.
Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że Bill w to nie uwierzy. Nie
po tym, co się wydarzyło, odkąd go chroniłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Prawie cały odcinek ryczałam. Od czasu kiedy Bill przedstawiał Toma swojej matce, do końca. Nie mam pojęcia, ale to wszystko wydawało mi się takie smutne...Mam wrażenie, że dzięki Zoi chłopcy zbliżą się do siebie i to już nie długo. Zdaje mi się, iż będzie ich dopingować, może nawet nieświadomie ;) Pozdrowionka i miłego wieczorku.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze to przeczucie Toma, że to co powiedział Bill jest zakazane. Robi się coraz ciekawiej, a Ty każesz czekać trzy dni. Męczarnia.
UsuńTo tylko trzy dni :)
UsuńO cholera, teraz mnie zagięłaś, serio. Bo skoro była akcja na tym cmentarzu, myślałam, że nie będzie grobu bliźniaka Toma, no bo jak? Przecież Bill żyje, nie? Coś sądzę, że również i rodzice Billa puścili mu taką samą bajkę o bracie bliźniaku (akcja ze 'znikającym zniczem'). Chociaż jakby to wytłumaczyć? Byliby w stanie zrobić dwa pogrzeby bez ciał, czy może zakopali inne dzieciaki. Cholera już nie mogę się doczekać, aż wszystko po kolei zaczniesz wyjaśniać, ponieważ na razie nic mi się nie zgadza.
OdpowiedzUsuńDziwne wydaje mi się, że Gordon wyjeżdża na święta. Nie wiem, czy masz zamiar rozwijać ten wątek, czy zostawiasz go takim, jakim jest, jeśli zostawiasz, to nie rozumiem, czemu on wyjeżdża? Niby gdzie? Napisałaś tak - jakby wyjeżdżał zanim mama Billa umarła, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
Oprócz tego, czekam na dalszą opowieść o świętach w domu Andreasa. Wydaje mi się, że następna część opowiadania będzie niezmiernie wesoła.
W sumie to zazdroszczę im zimy. Przecież ja niemiłosiernie palę się na słońcu, "skwarzę" się niczym wampir, a oni mają tam moją ulubioną porę roku...
Pozdrawiam, god said no.
Tom też nie rozumie dlaczego Gordon wyjeżdża bez Billa, ale dowie się i wy także tylko na tę informacji musicie jeszcze trochę poczekać :) Na razie z każdym kolejnym odcinkiem biedą pojawiały się kolejne zagadki.
UsuńPojawiały się kolejne zagadki... A co z rozwiązaniami zagadek, tych, które były już postawione nieco wcześniej?
UsuńPrzeraziłaś mnie tym rozdziałem. No nie powiem jak czytałam, to gdzie Bill przedstawia swojej zmarłej mamie Toma, a później jak Tom rozmawia z bliźniakiem to byłam bliska płaczu... późnej ten znikający znicz. To mnie trochę zaskoczyło, bo gdzie on mógł zniknąć? Czy może Bill go postawił przy innym grobie??? A gdyby został sam na święta, to jeszcze bardziej byś mnie przybiła. I to, że Gordon wyjeżdża na święta sam bez Billa, dlaczego? Mam nadzieję, że następny rozdział będzie o wiele weselszy :) Rozumiem trochę opór Billa w stosunku z tym, że nie chciał jechać razem z Tomem, bo sama bym czuła się niezręcznie w towarzystwie obcych mi osób, które zna tylko jedno z moich znajomych... Wierzę jednak, że Bill stanie się częścią tej całej pokreconej aczkolwiek niesamowitej rodziny (przyjaciół) Toma. I tak mnie to ciekawi, gdzie Bill będzie spać o.O Wenyyyy kochana ;) Kali
OdpowiedzUsuńBill dowie się o Tomie kilku śmiesznych rzeczy, będzie wesoło, jak to w takiej grupie zwariowanych osób. No a co do snu, to domyśl się gdzie a raczej z kim Bill będzie spał, skoro domek Andreasa nie jest hotelem i ma ograniczoną liczbę pokoi. :D
OdpowiedzUsuńNo więc zostaje mi czekać ;) K.
UsuńSzkoda Billa,jego smutek w święta,brak rodziny,Gordona nie liczył,tylko czemu?Przecież opiekował się nim,to rozdzielenie się na świeta jest dziwne,ale może Gordon ma jakąś rodzinę lub przyjaciół,albo jak wiele osób teraz wybiera "wypoczynek w kurorcie"(czego nie popieram,ale kto co lubi).Ja też odwiedzam moich bliskich ze stroikiem i zniczem i rozmawim z nimi(zwłaszcza z bratem)to dla mnie norma.Też zaintrygowało mnie ,gdzie zapalił Bill,ten drugi,pewnie nam wyjaśnisz potem(poczekam).Dobrze ,że Tom zareagował i zorganizował błyskawicznie ich wspólny wypad do jego rodziny,tylko co on nagadał Zoi o Billu,ciekawie będzie w następnym odcinku.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńWiem, że to dziwnie teraz wygląda, zwłaszcza dla Gordona, co z niego, że rodzić. Pomijać to, że Bill nie jest jego rodzonym synem, a jednak już kilka razy było widać, że bardzo kocha Billa, a tu nagle coś takiego. Z czasem dowiecie się dlaczego Gordon nie pojechał na święta z Billem. Ale musicie jeszcze trochę poczekać.
UsuńHmm... sprawa ze znikającym zniczem..może Bill zapalił znicz na grobie ojca Toma i szybko się ulotnił z jego okolicy? W końcu Tom podszedł do grobu Williama i "zagadał się" z nim. Mówił o tym, ze nigdy nie rozmawia z ojcem, więc zbytnio nie przyglądał się chyba jego grobowi.. Jest jeszcze inna opcja.. Sam Bill wie gdzie jest grób jego "bliźniaka" i tak zostawił drugi znicz dla niego. No albo już nie wiem co, bo bardzo to pokręciłaś. :)
OdpowiedzUsuńTak samo ze sprawą pokrewieństwa wszystko nam pokręciłaś i teraz nie za bardzo się to zgadza. Nie wiem może zostali pomyleni w szpitalu, bo w tym czasie jakieś dwa inne bliźniaki się narodziły, ale miały oba jakąś chorobę i dlatego obaj chłopcy zmarli? To chyba dla mnie jedyna prawdopodobna wersja jaką mogę w tej chwili wymyślić do tej pokręconej sytuacji bliźniaków. Nie wiem, naprawdę nie wiem co jeszcze można by do tego wymyślić. Jeśli to nie to to ty jesteś Bogiem. :D
Bardzo mnie poruszyła ta scenka z Billem, który przedstawił swojej mamie Toma. To było takie piękne, a jednocześnie kiedy próbowało się na to patrzeć ze strony Toma jakby niezręczne, bo Bill całkowicie objawił się także przednim ze swoimi prawdziwymi uczuciami, a wcześniej chociaż trochę się tego wypierał. To musiało być dla Toma coś lekko szokującego. W dodatku poczuł, że znowu jest coś nie tak, że w tej sytuacji jest coś niedorzecznego. Znowu podświadome przebłyski ich pokrewieństwa.
Na początku myślałam, że będziesz dalej toczyć akcję w pokoju Billa i na początku nie wiedziałam co Ty kombinujesz, że tylko w streszczeniu opisałaś w przemyśleniach Toma co się stało. Dopiero potem skumałam, że zbliża się moment wyjazdu świątecznego no i wiadomo czego jeszcze. No i wtedy od razu mi się humorek poprawił, i to jak się poprawił. ;D
Cieszę się z tego, że Tom zabrał Billa ze sobą no i do tego praktycznie nie dał mu wyboru. Ach, Bill nie miał się w co ubrać. To taka sentymentalna rzecz dla mnie jako czytelniczki twincestu, ponieważ w większości opowiadań jakie czytałam Bill ma problemy z wybraniem ciuchów bo jest straszną strojnisią. ;D Jak widać Bill, nie ważne w jakim jest wcieleniu zawsze ma ten sam problem. xD
No dodatkowo ja też nie bardzo wiem po co Gordon wyjeżdża i jak widać po Twojej odpowiedzi na jeden z komentarzy jest to jakaś grubsza sprawa.
No, a jak Tom wspomniał o tym swoim koledze - ochroniarzu który nie ma rodziny - było mi tak strasznie przykro bo tak to jak Tom go odwołał to nie wiadomo czy spędzi te święta sam czy z kimś, a tak to miałby przynajmniej zapewnione czyjeś towarzystwo. Nawet w postaci takiej marudy jak Billy. Szkoda, że Tom nie zaprosił także tego swojego kolegi na święta do Andy'ego. Teraz mi tak jakoś smutno. :(
No, ale mimo wszystko cieszę się, że Bill spędzi święta z Tomem i jego porąbaną "rodzinką". :D Nie dziwię się, że Bill martwił się tym czy przyjaciele Toma go zaakceptują. Sama bym się na jego miejscu przejmowała. Zresztą Bill w pewnym sensie ciągle walczy o serce Toma, a żeby byli razem, fajnie by było gdyby mógł się zaaklimatyzować w towarzystwie z jakim Tom lubi spędzać czas. Jakby na to nie patrzeć to tez jest ważne jakie zdanie o Twojej sympatii mają ludzie, z którymi się przyjaźnisz i którym ufasz.
Rozwaliła mnie scena z Andreasem, który także jako kolejna osoba strzelił tekst, że Bill jest jego bratem bliźniakiem. Czuję, że chcę jak najdalej odsunąć ten moment kiedy poznają prawdę o swoim pokrewieństwie. Dlatego nie lubię kiedy ktoś o tym wspomina. Po prostu boję się tego momentu, bo nie wiem jak zareagują chłopaki. Martwi mnie to, że po takiej wiadomości przez długi będą zranieni i będzie im ciężko znowu być razem. Mam wrażenie, że Bill będzie bardziej z tego powodu cierpiał niż Tom. Moim zdaniem Bill będzie Toma błagał, aby ten go nie zostawiał, a Tom znowu będzie się zapierał chociaż w rzeczywistości nadal będzie kochał Billa i będzie chciał z nim być. Boję się, że zacznie uciekać. Wydaje mi się, że Bill jest bardziej elastyczny w takich sprawach, a Tom trochę bardziej zwraca uwagę na moralność. Sądzę, że nawet jeśli Bill ma jakieś przeczucia, że ich związek będzie czymś niedorzecznym to przymyka na nie oko, a Tomowi idzie to znacznie gorzej i dlatego tak ciągle waha się. Czuję, że to jest coś przez co Bill będzie bardziej cierpiał. :(
Widzę, że jednak Zoi do czegoś się tu przyczyni. I bardzo dobrze! Mam tylko nadzieję, że w dobry sposób. :D
W końcu lepiej, żeby Bill dowiedział się jedynie o tej części rozmowy telefonicznej w której Zoi wyczaiła, że Tom się w nim zakochał, a nie ten moment kiedy powiedział o nim tyle niepochlebnych rzeczy. ;D
No i fajnie, że chłopcy będą się mimo wszystko jak nam już wiadomo dobrze się bawili. Może nawet trocha "za" dobrze he he. xD
No i Bill dowie się Tomie sporo ciekawych i śmiesznych rzeczy. Na przykład jak to o chodzeniu w samych gatkach po domu jak Andy tyle ciepła nawali na święta. hahahaha :D
No i chłopcy będą spać razem. Będzie się działo. ;D Ciekawe tylko do którego dnia świątecznej przerwy będziesz nas przetrzymywać z tym seksem. Pewnie specjalnie jak najdłużej. :)
Już totalnie nie mogę się doczekać co dla nas przygotujesz w następnym odcinku. :DDD
Pozdrawiam i życzę ogrom weny kochana :D
Całuski i przytulaski :**
Twoja wiecznie nienasycona czytelniczka
<333333 <33333 <3333 <333 ~GlamKinia~ <333 <3333 <33333 <333333
No i znowu w dwóch komentarzach :D Chyba dawna ja powróciła!!!! :D
UsuńMoje kochanie, znowu mi tu cały epistoł napisało :* No to tak: Bill nie ma pojęcia, że na tym cmentarzu leży ojciec i brat bliźniak Toma. Wie, że ojciec Toma umarł, ale nie ma pojęcia, że Tom miał brata. Rodzice chłopców zostawili dla nich ogromną życiową zagadkę, zwłaszcza, że choć dowiedzieli by się za jakiś czas o swoim istnieniu nigdy nie byliby ze sobą w związku.
UsuńWiem, że wiele spraw w tej chwili jest pootwierana i zostawia wam mętlik w głowie, ale taki właśnie był mój zamysł, i to jeszcze nie koniec. Dziwne sprawy zaczną się mnożyć jak grzyby po deszczu.
Zgadzam się z Tobą, że Tom ma większe poczucie moralności i no cóż gdyby tylko wiedział kim dla niego jest Bill na pewno nie dopuściłby to tego, żeby wylądowali w łóżku, ale stanie się. I to nie raz nie dwa. Kiedy Bill zdoła przebić się przez barierę Toma nie do końca zrozumiałem mu zasad Toma, nie będą mogli się od siebie odkleić. A kiedy bieda tkwili w tej swojej idylli, planując dalsze wspólne życie, będę złośliwa i zepsuję im wszystko :D ale jak to będzie wyglądało i co z nimi będzie dalej, na to będziesz musiała jeszcze kilka odcinków poczekać. :)
Całuję Cię mocno :*
Ten rozdział jest wyjątkowy i choć na pozór nie dzieje się w nim nic aż tak szczególnego to łapie za serce, więc postanowiłam napisać komentarz i pokazać, że nadal jestem, czytam i uwielbiam Twoje opowiadania. ;)
OdpowiedzUsuńAż trzy dni musimy czekać na kolejny rozdział. To niby krótko, bo ostatnio trochę mnie nie było i mogłam przeczytać dwa rozdziały za jednym zamachem, ale z drugiej strony jest to nieznośnie długo. Ciekawość mnie zżera od środka, a sam fakt, że jestem niecierpliwa... Uch. Dlatego też nigdy nie czytam opowiadań aktualizowanych, bo nienawidzę czekać. Za bardzo wczuwam się w bohaterów, a tutaj Bill, Tom... Kochani moi.
Cieszę się, że Tom poszedł po rozum do głowy i potrafił wyjaśnić sobie wszystko z Billem, pogodzili się i jest dobrze. Uciekanie od problemów to zły wybór, a przynajmniej teraz To m uciekać nie może. ;)
Kurczę, tak bardzo żal mi Billa. To on zdaje się być taki delikatny, kruchy i wrażliwy, choć charakterek posiada. I jakoś tak z punktu psychicznego to właśnie Bill jest bardziej narażony na to wszystko... Ta jego samotność, brak przyjaciół... Współczuję mu, bo mimo, że Tom też najlepiej nie ma to jakoś funkcjonuje - potrafił się dostosować do nowej "rodziny", ma przyjaciela-brata, a Bill cały czas odczuwał skutek samotności. To przykre. Nikt nie powinien być samotny (tym bardziej w święta Bożego Narodzenia!), bo nawet, gdy ludzie mówią o tym, że chcą być niezależni od innych to i tak potrzebują drugiego człowieka. Taka jest natura ludzka. A sam moment, gdy oni poszli na cmentarz... Trudno wymusić ze mnie łzy, ale tutaj byłabym skłonna napisać, że naprawdę blisko mi do nich było, do tego, abym się popłakała. Rozmowa Billa z mamą i przedstawienie Toma, same słowa Billa były naprawdę piękne i gratuluję przemyślenia tej sceny. Naprawdę genialny pomysł z takim wzruszającym momentem. ;)
Tak jak już wcześniej w komentarzach został poruszony ten temat - cały czas pojawiają się nowe zagadki; Gordon, historia Billa i Toma jako bliźniaków, Wiliam, rodzice głównych bohaterów. No cóż, moja cierpliwość (a raczej jej brak) domaga się odpowiedzi, ale wiem, że ta przyjdzie w swoim czasie. ;)
Uwielbiam to, że Tom potrafi nakłonić Billa, a wręcz zmusić do wyjazdu czy czegokolwiek. Owszem, mógłby to użyć przeciwko niemu, ale ponieważ ich relacja dąży do miłości, uważam, że jest to na swój sposób urocze.
Ach, liczyłam na to, że w aucie przed domem będzie chociaż drobny całus na uspokojenie! Przeliczyłam się.
Mimo, że to nie jest istotne to bardzo polubiłam Andy'ego. Wydaje się być naprawdę sympatyczny i te święta wydają się być zabawne.
"– Słyszałem to Kaulitz i nie ściemniam. Mam na to świadków – powiedział, po czym krzyknął do wszystkich oznajmiając, że przyjechałem. – Ludzie, Kaulitz przyjechał! – dodając jeszcze – Z prezentem.
– Jakim prezentem? – zapytał Bill.
– Ma na myśli ciebie – wyjaśniłem z szerokim uśmiechem.
– Słucham?"
Już widzę minę Billa. To też było urocze, chociaż chyba słowo "urocze" względem dorosłych mężczyzn nie jest wskazane, ale cóż... Trudno. Urocza scena. :P
Sam fakt, że Bill był taki nieśmiały spowodowało, że się uśmiechałam do ekranu jak głupia. Moja wyobraźnia jest ogromna, więc widziałam już całą tę sytuację. No a końcówka jak Zoi próbowała się wykręcić ze swoich słów... Super! ;)
Świetny rozdział. Tylko pogratulować pomysłów, weny, stylu pisania...
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i tych świąt. Mam nadzieję, że będzie jakaś akcja z jemiołą! :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny,
Malina
http://pieknie-zlamany.blogspot.com/
http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
Dziękuję. W święta będzie śmiesznie, zwłaszcza, że Andy to kawalarz i najlepiej lubi nabijać się z Toma. A jemioła? Zobaczymy, zobaczymy :D
UsuńZ tą jemiołą było by cudnie! (n.n) Proszę, proszę, prooszę... ^^ :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHah i najlepiej to, żeby ktoś (Andreas albo Zoi xD) to zauważył (że stoją pod jemiołą xD) i żeby był jakiś doping (wszyscy znajomi Toma xD) !!! Proszę? ;D
OdpowiedzUsuńJemioły nie będzie, ale Andy... no cóż on zna Toma w końcu najlepiej. Jutro sama się przekonasz co zrobi :D
UsuńSzkoda... No ale wiem że kto jak kto ale Ty to nam to dobrze wynagrodzisz. :D
UsuńNo ba :) Jak już pisałam, jak zaczną ciężko będzie ich ściągnąć z siebie, znaczy Toma z Billa :)
UsuńAch..a może grupowa gra w butelkę? xD
UsuńNie nie, to pójdzie znacznie szybciej i trochę winnym kierunku.
UsuńOkej, chyba jedyne co mi pozostało to czekać. ;*
Usuńto już tylko kilka godzin :D Dasz radę.
UsuńStrasznie mi się szkoda zrobiło Billa, ale coś czuję, że to będą najlepsze Święta w jego życiu i, że bliźniacy się bardziej "zbliżą" do siebie xD Tylko na to czekam :D Weny kochana ;*
OdpowiedzUsuńJa wiem, że już tak czekacie na ten moment. Jeszcze odrobinę cierpliwości, tylko odrobinę :D
Usuń