Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
poniedziałek, 28 grudnia 2015
18:38
Odcinek 10
„Tak to już bywa, że kiedy człowiek ucieka
przed swoim strachem, może się przekonać, że zdąża jedynie skrótem na jego
spotkanie.”
Dwa dni później Bill chciał zobaczyć dom, w którym
mieszkałem. Nie bardzo było mi to na rękę, ale zgodziłem się. Zrozumiałem też,
jak wiele nas kosztuje każdy kolejny krok w odkrywaniu prawdy o naszej
przeszłości. Nie odzywałem się do niego przez całą drogę. Ostatni raz na tej
ulicy byłem sześć lat temu, dokładnie wtedy, gdy Andy wraz z ciocią sprzedali
dom, zamieniając go na przytulną chatkę w górach. Pamiętam, że wziąłem kilka
dni wolnego ze szkolenia, żeby pomóc im w przeprowadzce, wtedy po raz ostatni
widziałem swój były dom. Oczywiście już wtedy zauważyłem, że choć ktoś go
kupił, to nie mieszkał w nim i stał pusty. Co jakiś czas tylko przyjeżdżały
jakieś firmowe ciężarówki, teraz już wiem, że to ekipa od odnawiania.
Kiedy wjechaliśmy w uliczkę, widziałem wszystkie stare
ścieżki, którymi chodziłem. Podjechałem powoli pod dom, parkując na podjeździe.
Dom prawnie należał do nas, więc nie obawiałem się, iż ktoś z sąsiadów
zaniepokoi się, że jacyś obcy ludzie szwendają się po posesji i wyjdzie robić
dochodzenie. Czasy się zmieniły i mało kto interesował się, co się dzieje na
podwórku sąsiada, zwłaszcza że wielu mieszkańców też się wyprowadziła albo
umarła i ktoś zupełnie nowy tu mieszkał.
– To tu – odezwałem się,
zaciągając ręczny hamulec.
– Ładny.
– Może być.
Bill odpiął pas i wysiadł z samochodu. Ja także
wysiadłem, rozglądając się po okolicy. Tak jak przypuszczałem, nikogo nie
obeszło, kim jesteśmy.
– To był dom Andiego –
kiwnąłem głową na sąsiedni dom.
– Blisko.
– Tak. Kiedy ojciec jeszcze
żył, na górze był mój pokój. Przeciągnęliśmy z Andym między oknami kabel i
gadaliśmy godzinami przez radio.
Bill uśmiechną się.
– A później tam był mój pokój
z widokiem na ulice, co też miało swoje zalety.
– Duże podwórko – stwierdził
Bill, rozglądając się po posesji.
– I dużo trawy. Nienawidziłem
jej. Co dwa tygodnie ojciec kazał mi ją kosić, to był koszmar.
– Ciekawe, kto teraz się tym
zajmuje – rzucił Bill.
– Pewnie ekipa, która ma
zlecenie od naszej matki.
– Trzeba się będzie
zorientować.
Weszliśmy na ganek, zaglądając przez okno, ale opuszczone
żaluzję uniemożliwiały zajrzenie do środka.
– Nic nie widać, ktoś spuścił
żaluzje – powiedziałem.
– Szkoda, że nie mamy klucza –
stwierdził Bill.
Podszedłem do drzwi i złapałem za klamkę, próbując
otworzyć, ale drzwi były zamknięte, zdziwiłem się jednak, gdy zobaczyłem, że
zamek w drzwiach nie został zmieniony.
– Nawet nie zmieniła zamka –
powiedziałem.
– Co?
– Ten zamek, ojciec wymieniał
go kilka miesięcy przed wypadkiem. Nie zmieniła go.
Byłem lekko zszokowany, nie wiem, co matka chciała tym
nam udowodnić. Jeśli z zewnątrz dom wyglądał praktycznie tak jak wtedy, gdy tu
mieszkałem, to pewnie w środku też wszystko było po staremu.
Prychnąłem ze zdumienia i podszedłem do okna, macając
parapet od spodniej części.
– Co robisz? – zapytał Bill,
uważnie mi się przyglądając.
– Wiedziałem – powiedziałem,
uśmiechając się i wyciągając klucz.
– Klucz? – zdziwił się Bill.
– Tak, zapasowy. Schowałem go
tam na wypadek, gdybym znowu zgubił klucze. Ojciec właśnie przez to wymieniał
zamki dwa razy. Podszedłem do drzwi i włożyłem klucz do zamka, bez problemu
otwierając drzwi.
– Jesteś pewny? – zapytał
Bill, kiedy wskazałem mu ręką, by wszedł do środka.
– Po to tu przyjechaliśmy.
Powoli weszliśmy do środka. Zamknąłem za sobą drzwi, rozglądając się uważnie.
Nic, absolutnie nic się tu nie zmieniło, jakbym nadal tu mieszkał. Meble,
kanapa, stół, krzesła, fotele, lampy, nawet ten sam stary bordowy dywan w
salonie. Jedyne, co uległo zmianie to świeża farba na ścianach i chyba parkiet
był wycyklinowany, bo zdecydowanie wyglądał jak nowy.
Poczułem się dziwnie. Nawet nie wiem jak opisać to
uczucie. Patrzyłem na to wszystko i miałem po prostu mieszane odczucia.
Wspomnienia wracały do konkretnych chwil, kiedy tylko skupiłem wzrok na jakimś
miejscu lub meblu, ale nic poza tym.
– Tom? – Bill najwyraźniej
zauważył to. – W porządku? – zapytał, przyglądając mi się.
– Tak. To trochę dziwne. Nic
się tu nie zmieniło, brakuje tylko trochę rzeczy i książek, które stały tam na
regale i byłoby jak wtedy – odparłem.
Zaczęliśmy oglądać resztę domu. Wszystkie pomieszczenia
były odnowione i na dobrą sprawę można było tu normalnie mieszkać.
Odwiedziliśmy także mój pokój. Bill wszystkiemu uważnie
się przyglądał, zauważył nawet wypaloną dziurę w obiciu wersalki. Przejechał po
niej palcami, a ja sobie przypomniałem jak powstała.
– To po fajkach – rzuciłem. –
Podpalałem trochę i kryłem się z tym przed ojcem. Jak widać, nie zawsze udało
się to zrobić bez ofiar. Wtedy akurat ucierpiała wersalka, ale zwykle wypalałem
dziury w rękawie bluzy.
– Przyłapał cię?
– Tak, oberwałem wtedy.
Uśmiechnął się.
– Ile miałeś lat?
– Z trzynaście, może trochę
więcej.
– Też się kryłem, że palę –
przyznał się. – Znaczy, podpalam, bo tego wtedy to nawet paleniem nie można
było nazwać.
– Ty? – zaśmiałem się.
– Tak. Wiem, że ja w
przeciwieństwie do ciebie miałem więcej miejsc, gdzie mogłem się ukryci sobie
popalić, ale nie chciałem, żeby mnie ktoś przyuważył. Wiedziałem, że robię źle,
że to jest nałóg i że to totalna głupota, ale nie mogłem się powstrzymać. No i
myślałem, że w ten sposób koledzy będą mnie bardziej lubili.
Tym razem ja się zaśmiałem, bo myślałem dokładnie tak
samo.
– Za tę wersalkę ojciec był na
mnie wściekły i za karę pozbawił mnie kieszonkowego, bo stwierdził, że
pieniędzy na fajki nie będzie mi dawał.
– I co zrobiłeś?
– No z kasą było krucho, ale
na brak fajek nie narzekałem, bo zawsze któryś z kumpli mnie poczęstował. W
każdym razie taki byłem na ojca zły, że postanowiłem sam zarobić.
– I co zrobiłeś?
– Roznosiłem poranną prasę.
– Dużo zarobiłeś?
– Nie starczyło nawet na jedną
paczkę.
– Jak to?
– Pracowałem tylko dwa dni.
– Dlaczego?
– Wylali mnie, bo zaspałem, a
później stwierdziłem, że to praca nie dla mnie.
Bill wybuchł śmiechem.
– Tak, śmiej się, dla mnie to
była tragedia.
– Przepraszam, ale musiałeś
być naprawdę żałosny.
– Owszem, najbardziej wtedy,
gdy poszedłem błagać ojca o przywrócenie kieszonkowego. Obiecałem mu, że nigdy
więcej nie wydam pieniędzy na papierosy.
– I co?
– Zgodził się, ale za to
musiałem latem kosić trawnik przed domem, a na jesień grabić regularnie liście,
no i w zimie odśnieżać podjazd i alejkę do domu.
Bill znowu zaniósł się śmiechem. Sam się też zacząłem
śmiać, przypominając sobie to wszystko.
– Po śmierci ojca, kiedy
przygarnęła mnie mama Andiego, nie miałem śmiałości prosić ją o kieszonkowe,
wtedy zacząłem sobie dorabiać u sąsiadów. Nie raz skosiłem trawnik albo
pomogłem coś zrobić, takie drobne prace, dopiero później zorganizowałem sobie
trochę lepszą pracę, ale to już zupełnie inna historia. Ty pewnie nie miałeś
takich problemów z funduszami – rzuciłem.
– Nie – pokręcił głową. –
Powiedz, Tom czujesz się teraz jak u siebie w domu?
– Już nie.
– Ani trochę?
– To są tylko wspomnienia, nie
czuję już tej atmosfery.
Westchnął i podszedł do okna, wyglądając na podwórko i
sąsiadujący z nim były dom Andiego.
– Niby miałem dobry kontakt z
mamą, ale nie rozumiem jej. Jeśli po tak niedługim czasie, ty już nie czujesz
związku tym domem, to nie wiem, czego ona się spodziewała. A co gdybyśmy się o nas dowiedzieli dopiero
po śmierci Sebastiana, a to może być za dwadzieścia lat albo i nawet dłużej?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie wiem, Bill. Wydaje mi
się, że nasi rodzice żyli, kierując się innymi wartościami. Dla nich tradycje,
miejsca, przedmioty były czymś ważnym, coś za sobą niosły. My żyjemy zupełnie
inaczej, zostawiamy każdy kolejny dzień za sobą, w ogóle nie oglądając się za
siebie.
– Może masz rację – przyznał.
– Wracajmy do domu – powiedział i ruszył pierwszy do wyjścia.
Całą drogę powrotną tym razem to Bill milczał. Ja się już
rozluźniłem, przetrwałem spotkanie z przeszłością, a nawet byłem zaskoczony, że
wizyta w moim rodzinnym domu nie wywarła na mnie większego wrażenia, ale Bill
był pogrążony w zadumie. Domyślałem się, że tematem jego rozmyślań była matka.
Nie chciała źle, a przyczyniła się tylko do tego, że Bill czuł się zagubiony.
Widziałem wyraźnie, że nie potrafił sobie odpowiedzieć na wiele dręczących go
pytań. Mnie znowu się wydawało, że im więcej wiemy, tym mniej rozumiem. W
pewnym momencie zacząłem myśleć, że powinniśmy po prostu przestać grzebać w
tym, bo to się może źle skończyć.
– Trzeba pogadać z Sebastianem
– powiedziałem.
– Dzisiaj? – Zapytał, a w jego
głosie dało się wyczuć obawę.
– Tak. Jak tylko dojedziemy.
Nie ma na co czekać. Nie wiem jak ty, ale ja mam już dosyć tego odkrywania
przeszłości.
Cokolwiek się stanie chciałem mieć to już za sobą. Bill
się bał. Do samego domu nie odezwał się już ani jednym słowem. A spiął się
jeszcze bardziej, gdy weszliśmy do domu i zobaczyliśmy Sebastiana.
– Dobrze, że cię widzę –
rzuciłem od razu, zanim sam bym się rozmyślił. – Możesz przyjść za chwilę na
górę?
– Oczywiście. Czy coś
przynieść?
– Nie. Wystarczy, że
przyjdziesz.
– Zaraz będę – odparł, niczego
nie podejrzewając.
Bill oczywiście nawet nie czekał na mnie, uciekł od razu
na górę. Kiedy wszedłem do apartamentu, chodził nerwowo po pokoju, układając
wszystko z przesadną pedanterią, jakby ktoś tu był wcześniej i wszystko
poprzestawiał.
– Możesz przestać? – odezwałem
się.
– Boję się. Boję się, że to
się źle skończy. Może lepiej…
– Nie! Nie, Bill.
W tej samej chwili do pokoju wszedł Sebastian.
– Już jestem – odezwał się,
zerkając na Billa. – Coś się stało? – Zapytał. Trudno było nie zauważyć, że
Bill był przerażony, a ja im bliżej było konfrontacji, tym stawałem się jakiś
spokojniejszy.
– Siadaj – wskazałem mu ręką
na kanapę.
– Tom… – Bill jęknął, nie
spuszczając ze mnie wzroku.
– Ty też siadaj – wskazałem mu
gestem głowy kanapę. Usiadł.
Sebastian uważnie się nam przyglądał, a ja po prostu
zacząłem.
– Powiem krótko i wprost, bo
to oszczędzi nam wiele czasu. Zresztą myślę, że nie ma co owijać w bawełnę.
Sebastian spojrzał na Billa potem znowu na mnie.
– Wiemy o swoim pokrewieństwie
– rzuciłem, obserwując, jak jego wyraz twarzy się zmienia. Był zaskoczony, że
odkryliśmy prawdę sami.
– Skąd wiecie?
– Czysty przypadek. Zresztą,
to, w jaki sposób się dowiedzieliśmy, to naj mniej istotne. Interesuje nas Twój
związek z tą sprawą. Na nagraniu od matki wyraźnie wspomina o tobie i o tym, że
w jakiś sposób jesteś w to zamieszany, chcemy wiedzieć wszystko, co wiesz.
Pokręcił głową, był zaskoczony.
– Czy to ma takie znaczenie,
skoro wiecie już, że jesteście braćmi?
– To ma bardzo duże znaczenie
– odezwałem się. – Cały czas kombinowałem, czemu ciągle masz do mnie jakieś
„ale”. Najbardziej zawzięty byłeś, jeśli chodzi o Billa. Te teksty o miłości i
zranieniu, to, wszystko tylko po to, żebym trzymał się od niego z daleka.
– Jesteście braćmi, a ten wasz
związek to… tego w ogóle nie powinno być między wami.
– Gdybyś powiedział mi wprost,
nie byłoby go, a teraz jest już trochę za późno – oznajmiłem.
– Jestem już stary, nie chcę
mieć was na sumieniu.
– Więc powiedz nam wszystko,
co wiesz – poprosił Bill i wstał, kucając przed Sebastianem. – Nie mamy do
ciebie o nic pretensji. Wiemy, że jesteś zamieszany w to wszystko nie z
własnego wyboru. Wiem, że moja mama cię o to prosiła. Chcę wiedzieć dlaczego.
Muszę to wiedzieć, rozumiesz?
Sebastian znowu spojrzał na mnie, potem na Billa.
– Dobrze, opowiem wam, ale
uprzedzam, że ja niewiele wiem.
– Każda informacja jest cenna
– powiedział Bill. To była prawda. Trochę już wiedzieliśmy, brakowało nam tylko
kilku elementów, by to jakoś logicznie ułożyć w jedną spójną całość. Naturalnie
nigdy do końca nie zrozumiemy motywów postępowania naszych rodziców, ale
przynajmniej chcieliśmy poznać naszą historie z każdej możliwej perspektywy, a
Sebastian był chyba ostatnią osobą, która mogła nam dorzucić coś do naszej
układanki.
– Siadajcie. – Tym razem to on
poprosił nas o zajęcie miejsc naprzeciwko niego. Usiedliśmy.
– Panią Simone poznałem zaraz
po tym, jak przyleciała do Ameryki – zaczął. – Byłeś jeszcze bardzo malutki,
Bill. Już wtedy widziałem, że ona żyła tak jakby żyła w dwóch różnych
miejscach. Później zrozumiałem, że myślami wciąż była przy swoim drugim dziecku
i waszym ojcu, ale bała się cokolwiek powiedzieć panu Trumperowi, żeby ten jej
nie odesłał do Niemiec. Ja wtedy służyłem rodzicom pana Trumpera i byłem w
Ameryce bardzo krótko, i zaledwie kilka razy, zanim pani Simona nie zdecydowała
się wrócić do Niemiec. To właśnie wtedy poznałem sekret waszej matki. Mieliście
po siedemnaście lat, kiedy zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór płuc. Nie
było najmniejszych szans, żeby z tego wyszła, choroba atakowała wszystko, a im
bardziej lekarze starali się ją spowolnić, dać jej jak najwięcej czasu, tym
mściwiej przerzucała się na inne organy. Wtedy zawołała mnie do siebie, to był
jeden z tych dni, kiedy pan Trumper wyjechał na kilka dni zagranice w
interesach. Poszedłem do niej, sądząc, że czegoś potrzebuje, a ona obarczyła
mnie tajemnicą, którą miałem dotrzymać do dnia śmierci.
Mówiłem jej, że powinna wam powiedzieć. Ale choć zgadzała
się z moim zdaniem, nie była już w stanie tego zrobić. Chciała, byście się
poznali stopniowo. Mówiła, że miała kilka pomysłów, ale zabrakło jej czasu.
Nagrała dla was film i kazała mi rozkopać groby i umieścić w nich sejf i klucz,
a kasetę z dokumentami zawieść do szwajcarskiego banku.
– Wiemy – powiedział Bill. –
Rozkopaliśmy groby i dostaliśmy się do skrytki. Wiedzieliśmy też film. Wiemy
właściwie wszystko, tylko nie rozumiem, dlaczego nie powiedziała mi, że mam
brata.
– Pan Trumper – rzucił
Sebastian. – Pani Simona uważała, że Gordon nie wybaczy jej takiego kłamstwa.
Ona kochała go. Po śmierci waszego ojca ich małżeństwo miało naprawdę dobre
czasy, było widać, że są razem szczęśliwi.
– Więc postanowiła, że dowiemy
się o sobie, kiedy ty umrzesz – podsumowałem.
– Tak. Choć gdyby wasz ojciec
żył powiedzieliby wam na wasze osiemnaste urodziny, ale gdy zginął, wszystko
uległo zmianie. I szło dobrze, dopóki
życie Billa nie zawisło na włosku. – Ciągnął dalej. – Pomyślałem, że jeśli nie
daj Boże, zamachowiec cię zabije – spojrzał na Billa – nigdy nie będzie dane
się wam poznać. Tak naprawdę to ja cię ściągnąłem do tego domu. – Tym razem
spojrzał na mnie.
– Jak to?
– Wiedziałem dokładnie, czym
się zajmujesz, gdzie jesteś i co robisz. Cały czas miałem nadzór nad wami, bo o
to prosiła mnie wasza matka. Kiedy Stiv został ranny, pomyślałem, że to jest
dobra okazja byście się poznali.
– Poznali? – Zdziwił się Bill.
– Przecież mieliśmy się dowiedzieć o sobie dopiero po twojej śmierci.
– Stwierdziłem, że się
potrzebujecie, zwłaszcza ty, Bill potrzebowałeś kogoś. Tylko nie pomyślałem, że
się w sobie zakochacie.
– Super – skomentowałem.
– Podsunąłem Gordonowi kartkę
z twoim nazwiskiem, Tom, i powiedziałem, że jesteś najlepszy, nie tylko w swoim
fachu, ale do tego, by Bill miał odpowiednie towarzystwo, bo nawet Gordon się
zgadzał z tym, że Bill po rozstaniu z Nikiem całkowicie zamknął się w swoim
świecie. Podałem mu numer do Johna Wolfa, twojego przełożonego, a mojego
dobrego znajomego i tak się tu znalazłeś.
– Jeszcze mi tylko powiedz, że
skończyłem tę akademię z wyróżnieniem, bo ty albo matka maczaliście w tym palce
– powiedziałem z ironią, świdrując go wzrokiem.
– Nie. Nie mieszałem się w to,
jak ci idzie na szkoleniu. Twoja matka też nie. Wszystko, co masz, osiągnąłeś
dzięki swojej ciężkiej pracy i talentowi. Ty naprawdę masz smykałkę do bycia
ochroniarzem, chociaż twoja mama umierała ze strachu o twoje życie.
Pokręciłem głową z niedowierzania. Nigdy by mi to nawet
przez myśl nie przeszło, że gdzieś tam jest ktoś, kto w jakikolwiek sposób, ale
jednak czuwa nade mną. A przez tyle lat
sądziłem, że nikogo już nie obchodzę. Myliłem się. – Na początku wszystko szło dobrze. Trochę
zgrzytało między wami, ale widziałem, że Bill czuje się dobrze w twoim
towarzystwie. – Spojrzałem na Billa, uśmiechał się. – A i ty jakoś specjalnie nie warczałeś na
niego.
– Taaa – bąknąłem.
– A później, stało się, i… –
uciął, nie chcąc już kończyć, że wylądowaliśmy w łóżku.
– Właściwie, to niczego nowego
się nie dowiedzieliśmy – podsumowałem. – Jedynie wiemy, dlaczego i jak się
stały pewne sprawy, to wszystko. Dla nas i tak to niczego nie zmienia.
– Czuję się odpowiedzialny za
to, co się stało. Gdybym cię tu nie ściągnął, Tom i wszystko zrobił tak, jak
prosiła mnie o to pani Simona, nigdy byście się w sobie nie zakochali.
– Nigdy, bo ja na pewno bym
już nie żył – wtrącił się Bill.
– Tom też o mało co nie
stracił życia.
– Moja krew ocaliła go.
– I zdradziła mi, kim dla mnie
jesteś – podsumowałem.
– Tak się dowiedziałeś? –
zapytał Sebastian.
– Sanitariusz z karetki się
wygadał. Bill, chcąc mi ratować życie, zmusił go do przetoczenia mi swojej
krwi. Takich rzeczy nie wolno robić, między innymi z obawy przed tym, że mogą
podać niezgodną dla biorcy grupę krwi i wtedy to byłby już na pewno koniec. Ale
Bill w przypływie paniki wygadał się, że jest moim bratem, potem dość szybko
udało mi się potwierdzić tę informację.
– To dlatego wyjechałeś?
– Wyjechałem, bo się
dowiedziałem. Dla mnie to też był szok, kiedy dotarło do mnie, że uprawiam seks
z bratem bliźniakiem.
– Ale wróciłeś, więc?
– Wróciłem, bo po pierwsze, on
mnie znalazł, a po drugie, kiedy przemyślałem sobie wszystko, stwierdziłem, że
nie czuję z nim braterskiej więzi. Przez dwadzieścia pięć lat żyłem w
przekonaniu, że jestem sam i Bill dla mnie nie stanie się tylko bratem, bo w
naszych żyłach płynie ta sama krew. Nie kocham go jak brata, ale jak mężczyznę.
Nie wiem, jak ci to wyjaśnić. Wiem, że dla ciebie to chore, ale nie zamierzam
trzymać się od Billa z daleka, bo to mój brat i tak trzeba. Na dobrą sprawę mogliśmy
się nigdy nie dowiedzieć. Co by to wtedy zmieniało? Żylibyśmy w związku
dokładnie takim samym jak teraz.
– Może masz rację – przyznał.
– Dobra staruszku – poklepałem
go po ramieniu. – Co się stało, to się nieodstanie. Pytanie tylko, co z tym
teraz zrobisz?
– Obiecałem waszej matce, że
dopóki żyję, będę wam pomagał, więc dotrzymam słowa. Ale wy też musicie
przynajmniej w mojej obecności opanować się ze swoimi czułościami względem
siebie.
Bill się uśmiechnął.
– Masz to jak w banku. Kolejny
raz nie przyłapiesz nas nagich na środku pokoju.
– Mam nadzieję.
– Boże – westchnął. – Gdybym
wiedział, na co się godzę, w życiu bym się tego nie podjął.
Bill wstał z kanapy i podszedł do Sebastiana, przytulając
go.
– Kocham cię. Zawsze cię
traktowałem jak dziadka, którego nigdy nie miałem, a nie jak pracownika, wiesz
o tym. Ty zawsze mi pomagałeś i nigdy nie prawiłeś kazań. Wiem, że mogę ci
zaufać.
Sebastian poklepał Billa po plecach i spojrzał na mnie.
– Nawet nie wiecie, o jak
wiele mnie prosicie, ale dotrzymam słowa.
– Dziękuję – odparł Bill i
odsunął się.
– Mam pytanie – nagle mi się
coś przypomniało.
– Słucham.
– Nie wiesz przypadkiem, gdzie
są klucze do mojego domu?
– Ja je mam. Zaraz przyniosę –
odparł i ruszył do wyjścia. Właściwie klucze nie były nam już potrzebne, byłem
po prostu ciekawy, kto je ma. Spojrzałem na Billa, który stał jakiś zamyślony.
– W porządku? – Zapytałem,
zwracając tym samym na siebie jego uwagę.
– Tak. Chyba tak.
– Chyba? Masz jeszcze jakieś
wątpliwości?
– Nie. Jest w porządku.
– Na pewno?
– Tak.
– Musimy mu zaufać, i tyle.
Jeśli twoja matka…
– Nasza – wtrącił Bill.
– Nasza – oprawiłem się –
jeśli ona mu zaufała, to chyba nie bez przyczyny. Gdyby był interesowny, już
wiele razy by ci zaszkodził. Poza tym, jeśli nas zdradzi… – spojrzałem na
półkę, na której zwykle leżała moja broń. Bill powiódł za mną wzrokiem, po czym
spojrzał na mnie, łapiąc, o czym mówię.
– To nie będzie konieczne. Nie
wierzę, że ogóle byś to zrobił.
– Już ci powiedziałem, żeby
chronić naszą tajemnicę, jestem gotowy nawet na to, choć nie będzie mi łatwo.
– Wiem. Jestem pewny, że to
nie będzie konieczne.
– Zresztą, nawet jeśli coś
sypnie i zostaniesz z niczym, to ja na szczęście mam trochę odłożonej kasy.
Może na taki dom jak ten, nie będzie nas stać, ale przynajmniej będziemy razem.
– Przytul mnie, Tom –
poprosił, pakując mi się w ramiona.
Objąłem go mocno.
– Wiesz, mówiłem kiedyś
Gordonowi, że ty nie potrzebujesz ochroniarza, tylko niańki.
– Przyjaciela – poprawił mnie.
– Powiedział ci o tym?
– Tak. Powtórzył mi słowo w
słowo, co mu powiedziałeś.
– Boże – westchnąłem. Gordon
też był dziwnym typem człowieka. Zwłaszcza ta jego troska o Billa. Chociaż mama
Andreasa też zawsze stawała po mojej stronie, chyba nawet częściej, niż po
stronie Andiego. Mimo tego jakoś ciężko było mi to wszystko przyjąć do porządku
dziennego.
– Tom?
– No?
– Mam ochotę na długą kąpiel
we wannie, razem z tobą.
Spojrzałem na zegarek.
– A nie za wcześnie?
– Nie. Będzie w sam raz, bo
trochę nam zejdzie w tej wannie. – Spojrzał mi tak wymownie i tak pożądliwie w
oczy, że poczułem aż skurcz w podbrzuszu. Nie potrzebowałem już nic więcej
wiedzieć, uśmiechnąłem się tylko, dając mu tym samym znak, że się zgadzam i
zobaczyłem jego plecy znikające za rogiem pokoju, kiedy poszedłeś przygotować
nam kąpiel.
Dobrze, że mieliśmy tę rozmowę z Sebastianem za sobą.
Bill się wyraźnie uspokoił i rozluźnił, nawet bardziej niż sądziłem, bo nabrał
ochoty na miłosne igraszki, a to oznaczało, że całkowicie był spokojny. I ja
też czułem się spokojny. Co prawda ciągle uciekały mi jeszcze myśli do chwil,
kiedy Sebastian wymownie próbował mnie ostrzec przed konsekwencjami pchania się
w ramiona Billa, ale ja byłem zbyt spragniony uczucia i wszystkiego tego, co
Bill mi podawał jak na talerzu, żeby doszukiwać się głębszych przekazów. Czy
gdybym wiedział, potrafiłbym stać się dla Billa tylko bratem? Tego już się
nigdy nie dowiem. Jedno wiedziałem, kocham Billa jak ukochanego, a nie jak
brata i to się nie zmieni. Dlaczego? Ponieważ on był moim przeciwieństwem.
Wkurwiał mnie tak samo, jak przyciągał, mocno. Cokolwiek by się stało i tak do
niego wrócę, bo tylko przy nim mogę być w stu procentach sobą i tylko on jest w
stanie zaakceptować, ba nawet lubi moje dziwactwa i pragnie w nich
uczestniczyć, więc siłą rzeczy należę do niego czy mi się to podoba, czy nie.
Zresztą tak samo, jak on do mnie. Jesteśmy jak dwie połówki jedności, która
oczywiście może żyć osobno, ale po co, kiedy razem jest nam lepiej.
– Idziesz? – Usłyszałem z
korytarza.
– Idę – ściągnąłem z ręki
zegarek i położyłem na półce. Moje buty także zostawiłem na środku pokoju i
ruszyłem do łazienki.
– Ach – jęknął, kiedy zobaczył
mnie, a ja na widok jego nagiego ciała, aż się oblizałem.
– Co? – zapytałem.
– Jeszcze w ubraniu jesteś?
Uśmiechnąłem się.
– No to pomóż mi się porozbierać
– rzuciłem, prowokując go. Dopadł do mnie, niemalże zdzierając ze mnie rzecz po
rzeczy. Chwyciłem go oburącz za twarz i zacząłem całować, ciągle czując, jak
jego zgrabne palce odpinają mi pasek u spodni, a potem guzik, rozsuwając
rozporek i pozwalając, żeby spodnie same mi się zsunęły. Kiedy dopadł moich
bokserek, aż wciągnąłem gwałtownie powietrze, czując ciepło jego brzucha na
swoim.
Oderwał się od moich ust.
– Jeszcze nie – wyszeptał. –
We wannie.
– Chcesz nas utopić?
– Ty doskonale nurkujesz –
powiedział, ciągnąc mnie w stronę wanny.
Kiedy weszliśmy do wody, rozlewając sporo poza wannę,
usłyszeliśmy, jak ktoś wchodzi do apartamentu.
– Kurwa – przekląłem. –
Zapomniałem, że Sebastian miał przynieść klucze.
Bill się zaśmiał, zakrywając twarz ręką.
– Bardzo śmieszne. Sieć cicho.
– Przyniosłem klucze – odezwał
się. – Kładę je na stole.
– Dzięki – krzyknąłem.
– Przynieść wam kolacje?
– Nie, zejdziemy do kuchni.
– Dobrze. To ja już pójdę –
mówiąc to, wyszedł.
– Domyślił się – rzuciłem,
patrząc na Billa. Cały się trząsł ze śmiechu, a na twarzy zrobił się czerwony
jak burak.
– Z całą pewnością – wydukał,
zanosząc się śmiechem na głos.
– Długo nie będzie nas krył,
jeśli tak będziemy robić.
– Była mowa o środku pokoju, a
nie wannie. Przecież nas nie widział.
– Ale się domyślił.
– A to już jego problem.
– Ty najwyraźniej uwielbiasz
takie sytuacje.
Pokiwał głową.
– Uwielbiam.
– Ach tak. Lubisz się bać?
– Lubię. Znaczy w tym sensie,
wiesz. Lubię. Lubię trochę brutalności i to jak mi się stawiasz.
– Dobrze wiedzieć.
– Myślałem, że wiesz.
– A niby skąd?
– Bo ty jesteś taki sam.
Lubisz dokładnie to samo.
– Tak? – Uśmiechnąłem się.
– I wiesz, co jeszcze lubię?
– Hm?
– To jak udajesz, że tego nie
wiesz.
W tym momencie zaśmiałem się już w głos.
I dlatego właśnie weszliśmy do wanny trzy godziny przed
kolacją, zresztą wyszliśmy z niej i tak się na tę kolację spóźniając. Nie wiem,
skąd brały się nam tematy do rozmów. Wystarczyła pierdoła, a potrafiliśmy o
niej dyskutować dosłownie godzinami. Nie mieliśmy się dość, a im bliżej siebie
byliśmy, tym mocniej i więcej od siebie chcieliśmy. To był dosłownie kosmos.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
"Westchnął i podszedł do okna, wyglądając na podwórek i sąsiadujący z nim były dom Andiego."
OdpowiedzUsuńPodwórko się tak nie odmienia. Nie uskuteczniaj tego, bo to aż boli. Powinno być tak:
"Westchnął i podszedł do okna, wyglądając na podwórko i sąsiadujący z nim były dom Andiego."
Rozdział cudowny :D Biedny sebastiaaaaan XD
Dzięki za spostrzegawczość. Masz rację, już poprawiam. 5 rano, to jednak nie najlepsza pora do pisania i popoprawiania :/
Usuń"To był dosłownie kosmos."
OdpowiedzUsuńNie. To dosłownie jest pełna miłość. ;)
:*
Ri
Coś mi się wydaje, że będę musiała polubić biednego Sebastiana ehhh Tom jednak nie przez przypadek został ochroniarzem Bill'a :) Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że chłopcy wrócą jeszcze do starego domu Tom'a. Ciekawe czy ktoś specjalnie spowodował wypadek, w którym zginął ich ojciec? Super rozdział!!! pozdrawiam Klio
OdpowiedzUsuńCo się stanie z domem tego się dowiesz w trakcie ponawadniania, ale mogę powiedzieć, że wiele się w nim wydarzy.
Usuń