Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
środa, 2 grudnia 2015
21:00
Odcinek 4
„ To, co robi się z miłości, nie można oceniać w kategorii dobra czy
zła”
Tak jak powiedziałem Billowi, było kilka minut po ósmej
rano, gdy Viktoria bez skrupułów weszła do pokoju i wpakowała się nam na łóżko,
siadając między nami. Od razu też zauważyła, że jestem bez koszulki, a co
gorsze Bill też. Gdyby nie kołdra, mała miałaby okazję przejść w świat
dorosłych szybciej, niż życzyłby sobie tego jej ojciec. Bill oczywiście cały
się spiął, naciągając kołdrę pod samą szyję, ale to i tak było już daremne, bo
mała była spostrzegawcza i tak już wszystko zauważyła.
– Cześć – powiedziała,
podnosząc rączkę do góry.
– Cześć – Przebiłem małej
piątkę. Tak się zawsze witaliśmy. – Wyspałaś się?
Pokiwała głową.
– A ty?
– Też.
– To, czemu leżysz jeszcze w
łóżku?
– Zaraz wstanę.
– Dlaczego nie masz koszulki?
– A dlaczego pytasz?
– Tata mówi, że nago śpią ze
sobą tylko rodzice.
Bill parsknął śmiechem.
– Nie prawda – zaprzeczyłem.
– Ty też nie masz. – Spojrzała
teraz na Billa. – Kochaliście się? – Tym razem, to ja wybuchłem śmiechem.
Zważywszy, że dla niej kochać się miało trochę inne znaczenie, niż dla nas,
mina Billa mnie rozbroiła.
– Było nam w nocy gorąco –
Zaczął tłumaczyć się Bill, a na jego policzkach wykwitły pokaźne wypieki, i to
był bezcenny widok.
– Tata mówił, że jeśli dwoje
ludzi śpi ze sobą nago, to znaczy, że się kocha.
– Nie zawsze. My śpijmy w
jednym łóżku, bo nie ma tu drugiego, rozumiesz? – Wyjaśniłem jej.
– I było wam w nocy gorąco?
– Tak – odpowiedział Bill.
– Mnie też jest czasami gorąco,
ale tata mi nie pozwala spać bez ubrania.
– Bo jesteś dziewczynką, a
dziewczynki nie śpią bez ubrania – tłumaczył dalej.
– Dlaczego?
Bill spojrzał na mnie błagalnie, a ja tylko poruszyłem
brwiami. Ma, co chciał, niech się teraz tłumaczy, czemu tak na mnie działa, że
musiałem się w nocy z nim kochać.
– No, bo tak już jest. Mężczyźni
nie muszą niczego ukrywać – wtrąciłem się.
– Dziewczynki muszą?
Zaczynało się robić ciekawie. Przerabiałem to już kilka
razy, w końcu przywykłem, ale Billa rumieńce na twarzy oznaczały, że się
ugotował. Nie wiem, czy on się jeszcze nie zorientował, że im dalej w las tym
więcej drzew?
– Dziewczynki mają piersi,
które powinny zakrywać. – Tłumaczył jej.
– Ale ja nie mam jeszcze
piersi. Jestem za mała.
– Kiedyś ci urosną.
– Albo i nie – rzuciłem z
ironią.
– Zamknij się, Tom! – warknął
na mnie. – Urosną ci, każdej kobiecie rosną, dlatego nawet małe dziewczynki
muszą się zakrywać.
– Ale pieprzysz – bąknąłem, dostając
kuksańca w bok.
– A dlaczego?
– No śmiało, powiedz jej, co
byś zrobił, gdyby każda kobieta na ziemi chodziła bez.
– Nie pomagasz, Tom.
– Wcale nie miałem takiego
zamiaru.
– Dzięki.
– Co byś zrobił? – Mała była
uważna, a jak się już przyczepiła jakiegoś tematu, ciężko było ją z niego zbić.
Ja już miałem swoje sposoby odwrócenia jej uwagi bez tłumaczenia się, ale nie
zamierzałem ułatwić Billowi sprawy. Zresztą, to było naprawdę zabawne, kiedy
próbował wybrnąć z opresji.
– Tom żartuje. Co miałbym
zrobić?
– Nie prawda, nie żartowałem.
Nie słuchaj go.
– Tom! – Szturchnął mnie w
ramie.
– Kiedyś, jak urośniesz i będziesz
piękną dorosłą kobietą, każdy mężczyzna będzie chciał się z tobą ożenić.
– Jak tata z mamą?
– Tak.
Brawo braciszku, zaczynasz wychodzić na prostą, tylko
tego nie spieprz.
– Ja się ożenię z Tomem –
powiedziała bez ogródek, na co Bill się zaśmiał.
– Ze mną? – zapytałem, a ona
kiwnęła głową. – Dlaczego ze mną?
– Bo bardzo cię kocham. –
Przytuliła się do mnie, a Bill się rozczulił. Kiedy spojrzałem na niego miał
takie rozmarzone spojrzenie, aż mi się go żal zrobiło. Czy on faktycznie miał
tak mało miłości od matki? Dlaczego patrzył na to dziecko z taką tęsknotą w
oczach?
– Ja jestem dla ciebie za
stary – powiedziałem.
– Nie jesteś. – Podniosła się
i pocałowała mnie w policzek.
– Robię się o ciebie zazdrosny
– rzucił Bill.
– Widzę.
– Będziesz się musiał nieźle
postarać, żebym ci to wybaczył.
– Co?
– Czuję się zdradzony –
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
Viktoria westchnęła, po czym spojrzała na mnie, a jej
uwagę przykuła blizna po kuli. Nie widziała jej wcześniej, chociaż już nie raz
chodziłem bez bluzki.
– Co ci się stało? – zapytała,
dotykając paluszkiem blizny na moim brzuchu.
– Jeden zły człowiek mnie
zranił.
– Bolało?
Pokiwałem głową.
– Musisz na siebie uważać –
stwierdziła jak dorosła, na co Bill się zaśmiał.
– Dlaczego ty nie masz tyle
włosów co tata?
Bill znowu parsknął śmiechem.
– Sam jestem ciekawy –
powiedział.
– Zamknij się lepiej.
– Kiedyś będę miał.
– A kiedy?
– Jak się zestarzeje, nie
prędzej.
– A kiedy się zestarzejesz?
Wiedziałem, że nigdy nie przestanie zadawać pytań. Każda
kolejna odpowiedź rodziła kolejne pytanie, już to przerabiałem setki razy, więc
odwróciłem jej uwagę.
– Chcesz coś fajnego zobaczyć?
– zapytałem jej.
– Tak.
Chwyciłem kołdrę, odsłaniając Billa do połowy.
– Co ty wyprawiasz? –
zaprotestował.
– Cicho! Zobacz, jakie Bill ma
fajne rysunki na skórze.
Mała zainteresowała się jego tatuażami.
– Dlaczego masz obrazki na
ciele?
– Bo bardzo je lubię –
odpowiedział.
– Zobacz tutaj, widziałaś
syrenkę? – Pokazałem jej tatuaż na jego ramieniu.
– Dlaczego ta pani jest goła?
– Świetna robota, Tom –
wymamrotał.
Posłałem mu złośliwy uśmiech.
– Bo… - zaciął się.
– Bo ta piękna pani się topiła
i syrenka uratowała jej życie – walnąłem, na co Bill spojrzał na mnie i
widziałem, że cisnęło mu się na usta pytanie, co ja za brednie opowiadam.
– Ja też takie będę miała?
– Jak sobie narysujesz.
– Nie umiem.
– No to poprosisz kogoś, kto
ci je narysuje.
– Narysujesz mi? – zapytała
Billa.
– To nie była dobra ścieżka –
rzuciłem, próbując pod kołdrą naciągnąć na tyłek swoje bokserki.
– Jeśli twój tata pozwoli –
powiedziałem.
– Zapytam – stwierdziła i
zrywając się z łóżka, pobiegła do ojca.
– Mało brakowało. Ona tak
zawsze? – Bill odetchnął z ulgą, kiedy mała zostawiła nas samych.
– Tak.
– Naprawdę z nią spałeś?
– No.
– I nigdy rano, no wiesz…
– Co?
– Nigdy nie miałeś wzwodu?
Uśmiechnąłem się.
– Miałem.
– I jak sobie z tym
poradziłeś? – zapytał, w pośpiechu ubierając się.
– Nie było łatwo. Czasami
wystarczyło, że poleżałem trochę, rozmawiając z nią. A czasami, jak to nie
pomagało, prosiłem ją, żeby mi przyniosła z kuchni szklankę soku lub wody, a w
międzyczasie wstawałem i szedłem do łazienki.
– Byłbyś świetnym ojcem?
– Przestań! Nienawidzę dzieci.
– Masz doskonałe podejście i
cierpliwość do nich.
– Przez kilka minut i tylko
dlatego, że nie są moje. Cały czas mam świadomość, że mogę wstać i wyjść,
pozbywając się problemu.
– Tak tylko mówisz.
– Bill?
– Hm?
– Jaka była mama? – zapytałem,
zmieniając temat i obserwując, jak nagle jego rysy twarzy tężeją. Spojrzał
gdzieś w bok i odetchnął głęboko.
– To śmieszne, wiesz?
– Co takiego?
– Cały czas kombinowałem, co
jest w tobie takiego znajomego i dopiero teraz to do mnie dotarło. - Uniosłem
brwi. – Jesteś bardzo do niej podobny. Odważny, pełen charyzmy, silny, a
zarazem bardzo uczuciowy.
– Kiedy Viktoria tuliła się do
mnie, miałeś taki dziwny wyraz twarzy.
Tak – Wszedł mi w słowa. – Mama też mnie tak
tuliła. Brakuje mi tego. Wiem, że jestem już dorosły, ale cholernie mi jej
brakuje.
– Masz teraz mnie. Wiem, że ci jej nie
zastąpię, ale…
Pokręcił głową.
– Przeciwnie. Zawsze byłem
dobry w wyrażaniu uczuć i emocji, ale to, co czuję, wiedząc, że mam brata, nie
potrafię opisać żadnymi słowami. To uczucie jest tak potężne, że aż czuję ból w
piersi i chce mi się płakać.
– Tylko mi tu bez płakania. Ja
nie potrafię pocieszać. – Pociągnął nosem, ocierając wierzchem dłoni łzy.
– Nie martw się, nie będę
płakał, a jeśli nawet, wystarczy, że mnie przytulisz, niczego więcej od ciebie
nie potrzebuję. Twoje silne ramiona i świadomość, że jesteś, w zupełności mi
wystarczą.
Złapałem go i przytuliłem do siebie. Czułem, jak głęboko
odetchnął. Rzadko kiedy płaczę, ale poczułem, że zaczynają mnie szczypać oczy,
a to oznaczało, że jeśli się nie opanuję, sam się zaraz rozpłaczę.
– Dlaczego w domu nie ma jej
zdjęć? – zapytałem, puszczając go.
– W domu nie ma żadnych zdjęć, jeśli jeszcze
tego nie zauważyłeś. Gordon nauczył mnie, że zmarłych należy czcić na cmentarzu
i nosić ich w sercu. Pielęgnować pamięć po nich i wspominać chwile, które z
nimi spędziliśmy, ale nie koniecznie obwieszać ściany ich zdjęciami i tworzyć w
domu coś na kształt ołtarza, bo to niczego nie zmienia dla zmarłej osoby, ani
dla nas. Tak samo odnosi się do zdjęć żyjących. Jeśli nie są to jakieś
artystyczne fotografie, to z ludźmi należy przebywać, a nie się patrzyć na ich
zdjęcia. Mimo wszystko mamy ich mnóstwo, pokaże ci. Nikt ich przed nikim nie
ukrywa.
– Nie jesteś na niego zły, że
romansuje z sekretarką?
– Nie. Wiem, że to może
dziwne, ale ja doskonale wiem, jak on kochał mamę. Bardzo przeżył jej śmierć.
Przez dwa lata, woził ją i sprowadzał różnych lekarzy, żeby ją ratować. Po
pogrzebie przyszedł do mojego pokoju i powiedział mi, właściwie to była nawet
prośba, żebym został z nim w tym domu. Miałem dziewiętnaście lat, więc mogłem
się bez problemu stamtąd wynieść, ale on zaczął mnie wręcz błagać, żebym
został.
– Trochę nie rozumiem tej
relacji między wami – przyznałem.
– Gordon, to wspaniały ojczym.
Wiele mnie nauczył. Każdemu życzyłbym takiego ojczyma, bo nigdy nie dał mi
odczuć, że tak naprawdę nie jestem jego rodzonym synem. Zawsze dbał o moje
bezpieczeństwo. Do tej pory dba. Nigdy mnie nie skrytykował za wygląd, a miałem
różne pomysły na swój image. Za to, że związałem się z Nikiem też nie. Kiedy
było źle, przychodził i starał się ze mną dużo rozmawiać, choć nie zawsze
miałem na to ochotę, ale on dzielnie znosił wtedy moje dąsy, milczenie, czy
nawet obelgi. Gładził mnie tylko po ramieniu i powtarzał, że jest ze mnie
dumny, że dla niego zawsze będę jego synem, bo w końcu mnie wychował i że
zawsze będzie mnie wspierał, i nie ma do mnie żalu, że w złości mówię mu te
przykre rzeczy. Nawet nie wiesz, jakie to było dla mnie ważne.
– Domyślam się.
– Wiem, że mnie kocha. Może
ciężko w to uwierzyć, ale potrafi nawet dzisiaj przyjść, usiąść i tak
zwyczajnie pogadać, co u mnie słychać. U mnie, rozumiesz? Nie w mojej pracy.
Bardzo to sobie cenie.
– To dlaczego nie spędzacie
świąt razem? Dlaczego on wyjeżdża, a ty zostajesz w domu sam?
– Bo tak zdecydowałem.
Patrzyłem na Billa, nie mogąc w to uwierzyć.
– Ale dlaczego?
– On też długo zadawał to
pytanie i przed każdymi świętami, nawet tymi, które spędziliśmy razem pyta, czy
nie zmieniłem zdania.
– I?
– Nie zmieniłem.
– Ale przecież nie spędziłeś
tych świąt sam, tylko ze mną.
– Bo mnie zmusiłeś.
– Och! – oburzyłem się. –
Jeszcze mi tylko powiedz, że żałujesz tego wyjazdu.
– O nie. To były najlepsze
święta w całym moim życiu. Lepsze nawet od tych, kiedy mama jeszcze żyła.
– Tak, bo mnie schlałeś i
wykorzystałeś.
– Nie protestowałeś jakoś
zaciekle.
– Jak to nie?
– Tylko do momentu, w którym
się podnieciłeś, a potem sam mnie przeleciałeś.
– Cóż – bąknąłem, nie mając
nic więcej do dodania.
– W każdym razie, pytasz, dlaczego
nie obchodzę świąt? Jak ci już mówiłem do stołu siada się z rodziną, a moja rodzina,
mój cały świat, jaki do tej pory miałem jest już na cmentarzu.
– Świąt nie spędza się wyłącznie
z rodziną – wtrąciłem. Ja już od dawna nie miałem nikogo z mojej prawdziwej rodziny
a mimo tego Andiego i jego mamę oraz paczkę moich najlepszych przyjaciół traktowałem
jak swoją rodzinę, i naprawdę ciężko mi było zrozumieć to, co robił Bill, jakby
sam siebie chciał ukarać za to, że został na tym świecie sam. To było dziwne.
– Tak, wiem, ale mama umarła dzień
przed świętami – ciągnął dalej.
– I?
– I myślisz, że to by było w porządku
radować się przy stole i choince, kiedy jej ciało ledwo co ostygło.
– Jezu, Bill. Rozumiem, że wtedy
mogłeś nie chcieć obchodzić świąt, ale sądzisz, że ona by chciała, żebyś każde kolejne
święta spędzał sam?
– Tych świąt nie spędziłem sam.
– Nie odwracaj kota ogonem – warknąłem
na niego. – Kochałeś ją? – zapytałem.
– Oczywiście, czemu w ogóle
pytasz?
– Wiesz, jaką przykrość jej sprawiasz,
kiedy tak postępujesz? Krzywdzisz nie tylko siebie, ale i Gordona.
Bill przyglądał mi się uważnie, coś do niego dotarło, bo
na moment uciekł spojrzeniem w bok, jakby nad czymś myślał.
– A tak w ogóle to Gordon wie,
że jesteśmy braćmi? – zmieniłem nieco temat.
– Nie. Sam jestem ciekawy,
dlaczego mama mu o niczym nie powiedziała.
Do pokoju nagle wparowała Viktoria.
– Tata mi pozwolił.
Powiedział, że jak urosnę, to mogę sobie zrobić obrazki na skórze.
– No widzisz. – Pogłaskałem ją
po główce.
– I kazał wam powiedzieć, że
macie przyjść na śniadanie.
– Już idziemy – odparłem i
spojrzałem na Billa. – Gotowy?
– Tak.
Ruszyliśmy do kuchni.
– Siadajcie. Nie wiem, co
lubisz, Bill, więc zrobiłem wszystkiego po trochu – powiedział, stawiając przed
nami kubki z gorącą kawą.
– On zje wszystko. Nie
musiałeś się przejmować i robić tu zaraz bankietu – rzuciłem, widząc zastawiony
stół po same brzegi.
– Gość w domu, Bóg w domu, a w
tym przypadku to podwójnie, bo ciebie, Tom też traktuję jak gościa.
– Gościa, który zwalił ci się
na głowę i nie wie, kiedy wyjechać – skomentowałem swoje bezproduktywne
siedzenie tu.
– Viktoria umyłaś rączki? –
zapytał córki.
– Tak.
– No to siadaj.
Mała wgramoliła się na krzesło, dopadając od razu do
kubka z kakaem.
– Jak dla mnie to możesz tu
zostać na zawsze – odparł.
– Aż tak długo nie będziesz
mnie musiał znosić. Bill po mnie przyjechał i zaraz będzie chciał wracać do
Niemiec.
– Szkoda, ale dobrze, że
przyjechałeś – zwrócił się do Billa. – Tom chodził jak struty.
– Bez przesady – wtrąciłem
się.
– Tak wyglądałeś, Tom. Z
daleka było widać, że jesteś czymś przybity. - Bill spuścił na chwilę głowę,
doskonale wiedział, co było powodem. – A kiedy się pojawiłeś, od razu wróciła
mu radość życia. Nie wiem, co mu powiedziałem, ale to naprawdę pomogło.
– Tak po prawdzie, to nic
takiego mu nie powiedziałem.
Bruno spojrzał na mnie, a ja wzruszyłem tylko ramionami.
– W każdym razie, dobrze, że
przyjechałeś – odparł, taktownie nie dopytując się o nic więcej. – A kiedy
chcecie wracać?
Spojrzałem na Billa.
– Właściwie, to… – urwał, nie
wiedząc jak odpowiedzieć, żeby nikomu nie sprawić przykrości.
– Mamy w Niemczech parę spraw
do załatwienia – sprostowałem, mając na myśli rozwiązanie zagadki naszego
rozdzielenia. Bill spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, a ja tylko
porozumiewawczo ruszyłem brwiami.
– No właśnie – potwierdził,
najwyraźniej łapiąc mój nieco wymijający powód.
– Rozumiem.
– Zostaniemy do końca
tygodnia, jeśli nie nadużyjemy twojej gościnności – wtrącił Bill. Najwyraźniej
chciał się nacieszyć tym panującym tu spokojem.
– Jeśli tylko zajmiecie się
Viktorią, możecie tu zostać na stałe.
Zaśmiałem się, doskonale wiedziałem, co oznacza
opiekowanie się dziewczynką. Bill był na razie wniebowzięty, ale tylko dlatego,
że nie miał pojęcia, jak mała potrafi zmęczyć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Dziękuję za kolejną odsłonę,cieszę się ,że wszystko sobie wyjaśnili,pogodzili,przetrawili swoją sytuację.Ważne ,że są razem.Paranna scena odwiedzin w ich sypialni małej Viktorii,to majstersztyk.Mała jest przezabawna - do schrupania,nasi bracia byli by świetnymi tatusiami,tylko trochę praktyki im potrzeba.Niech się cieszą chwilami spokoju,bo przed nimi sporo do zrobienia i wyjaśnienia.Serdecznie pozdrawiam ,życzę weny i powodzenia w nowej sytuacji życiowej.Beata
OdpowiedzUsuńZnowu sto lat mnie tu nie było, przepraszam. Tłumaczyć się nie będę, ale chyba każdy rozumie brak czasu.
OdpowiedzUsuńZ czystym sumieniem mogę przyznać, że wszystko nadrobiłam i jestem wniebowzięta.
Co do opowiadania. Mała wymiata po całości. Zastanawia mnie tylko, co by było, jakby nakryła ich jak się np. całują.
Poranna scenka była bezbłędna. Już myślałam, ze bardziej się wkopać nie mogą, ale jak zaczęli paplać o tych tatuażach to leżałam na blacie biurka ze śmiechu.
I domagam się więcej historii z przeszłości Billa, ponieważ kiedy on opowiada o swojej mamie, o tym, co wtedy czuł i myślał, wpadam w jakiś dziwny stan otępienia, chłonę tekst cała sobą i w pewnym stopniu się z nim utożsamiam.
Wiem, co czuje Bill, jak ciężko mu było w przeszłości, jak bardzo za tym wszystkim tęskni, ale mam wrażenie, ze już się trochę pozbierał z rozsypki i dzięki Tomowi uczy się żyć na nowo. Tom jest jego lekarstwem na rany psychicznie i, choć ich nie wyleczy kompletnie, Bill zawsze będzie miał w bliźniaku wsparcie. Chyba tylko dla tego dalej walczy z tym wszystkim. On jeden przeciw całemu światu. Ponieważ od zawsze wierzył, że nie jest sam na tym świecie i gdzieś na Ziemi jest jego pokrewna dusza. Marzył, że kiedyś ja spotka, będzie mógł ukryć się w czyiś ramionach i czuć się tam bezpiecznie.
To wszystko daje mu Tom. Kocha go, wspiera, daje poczucie stabilizacji psychicznej. Bill na prawdę ma szczęście, że to Tom został jego ochroniarzem, ponieważ dzięki temu odnaleźli się po ponad dwudziestu latach.
Upss... Rozpisałam się trochę nie na temat, ale na prawdę tak myślę. Nie mogę się doczekać następnych części.
Pozdrawiam i życzę dużo weny
KOTEK
Bardzo spokojny i przyjemny rozdział. Dobrze chłopakom zrobi ten krótki urlop. Znając Ciebie ta sielanka pewnie szybko się skończy :) pozdrawiam Klio
OdpowiedzUsuńKakałem? Serio :')
OdpowiedzUsuńPS. Powinno być kakao, ten wyraz się nie odmienia...
UsuńJak uroczo *o*
OdpowiedzUsuńOby ta sielanka trwała jak najdłużej ♥