Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

czwartek, 10 grudnia 2015

Odcinek 6



„Są takie sytuacje, z których nie ma dobrego wyjścia”


Przez kilka następnych dni skupiliśmy się na tym sejfie, jakby stał się celem naszego życia. Coraz bardziej byłem sfrustrowany tym, że nie możemy go otworzyć i coraz bardzie przekonany, że tam w środku pewnie w ogóle niczego nie ma.  Gdyby naszym rodzicom zależało na tym, żebyśmy go otwarli wymyśliliby szyfr, który albo ja, albo Bill znamy. Tymczasem wszystkie możliwe cyfry, jakie nam przyszły do głowy, nie były kombinacją, otwierającą to przeklęte pudełko.
W końcu po prostu wyciągnąłem pistolet z kabury i przeładowałem go, mierząc w sejf.
– Odsuń się, zaraz skończy się nasza męka.
– Nie! – krzyknął Bill, kładąc się na niego. – Chcesz go zniszczyć?
– Nie mam wyjścia. Nigdy go nie otworzymy. Ile już dni dłubiemy przy tym sejfie?
Bill westchnął, kolejny raz oglądając sejf ze wszystkich stron.
– Może być cenny – rzucił.
– Z wierzchu czy w środku?
– Z wierzchu.
Prychnąłem.
– W środku może też – dodał.
– To tylko stop metalu. Jakby ją oddać na złom nie wiem, czy nawet 5 euro za nią dostaniemy. Nie starczyłoby nawet na jedno El Diablo.
– Może masz rację, ale to nie powód, żeby zaraz go niszczyć.
– To jak chcesz go otworzyć? Znasz kombinacje tego pieprzonego szyfru?
– Może zawieziemy go do jakiegoś ślusarza?
– Ślusarza? – Że też wcześniej o tym nie pomyślałem. Nie wiem, co było w środku, ale zdecydowanie chęć poznania tajemnicy przysłoniła mi całkowicie trzeźwe myślenie. – Ubieraj się – rzuciłem, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się prawdy.
Najśmieszniejsze jednak było to, że każdy, do którego pojechaliśmy, kiedy tylko zobaczył, o co chodzi, odmawiał nam pomocy, twierdząc, że nie chce zostać w nic zamieszany.
– O co im wszystkim chodzi? – zapytał Bill, wsiadając do samochodu.
– Nie wiem. Wiesz, mam inny pomysł, może prześwietlimy ją i zobaczymy, co jest w środku, czy w ogóle warto zawracać sobie nią głowę?
– Gdzie chcesz ją prześwietlić?
– Zobaczysz. Zapnij pas – powiedziałem i ruszyłem do Jaroda. Pomógł mi z ustaleniem naszego pokrewieństwa, choć akurat nie miał pojęcia, czyje pokrewieństwo ustala, więc teraz może też nam jakoś pomoże. Po drodze, zanim go najechaliśmy, zadzwoniłem do niego, uprzedzając go, że jedziemy do niego z misją specjalną. Oczywiście zaczął dopytywać się, ale nie zamierzałem tłumaczyć mu wszystkiego przez telefon skoro mieliśmy się zobaczyć za kilkanaście minut.
Kiedy zajechaliśmy, czekał na nas przed budynkiem, palił papierosa. Wysiedliśmy z Billem z samochodu, zabierając ze sobą sejf i ruszyliśmy w kierunku Jaroda.
– Cześć – przywitałem się.
– Cześć, Tom.
– To jest Bill – przedstawiłem mu brata, ale nie poinformowałem go, że to mój brat, a nawet ktoś więcej.  
– Poznaj Jaroda, to kolega ze szkolenia. Jak widać, wyżej zaszedł ode mnie, bo jest zdolniejszy – skomentowałem fakt tego, gdzie teraz pracował.
– Chciałeś powiedzieć mniej leniwy – odparł Bill, a Jarod się zaśmiał.
– Może pomińmy kwestie mojego zaangażowania w naukę, dobrze? I przejdźmy do meritum – powiedziałem.
– Teraz ty jesteś oczkiem w głowie Toma? – zapytał Jarod. Już Miałem się wtrącić, ale Bill odegrał rolę lepiej, niż się spodziewałem.
– Tak. Czuję się przy nim bardzo bezpieczny.
– Nie wątpię. Jest najlepszy, dobrze trafiłeś, przy nim włos ci z głowy nie spadnie.
– Wiem.
– No dobrze, co takiego pilnego masz do mnie, Tom?
– To – zaprałem z rąk Billa sejf i podałem go Jarodowi. – Potrzebuje prześwietlić to i zobaczyć co jest w środku.
– Żartujesz? – zapytał, spoglądając najpierw na mnie, a potem na Billa.
– Nie.
– Nie przejdzie.
– Dlaczego?
– Za gruba stal – stwierdził, obracając go na wszystkie strony.
– A możesz to jakoś otworzyć?
– Co, szyfru zapomniałeś?
– Taa. Wiesz, rodzinna pamiątka.
– Chyba puszka Pandory. Może lepiej go nie otwierać – powiedział, przyglądając się dokładnie sejfowi.
– Ja go muszę otworzyć, bez względu na to, co się w nim znajduje i co się później stanie.
– No to ci powiem, że jeśli nie zostanie otwarta za pomocą szyfru, wybuchnie i to, co znajduje się w środku, ulegnie zniszczeniu.
– Słucham? – Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
– Takie sejfy były robione na zamówienie. Już raz coś takiego widziałem. Mają zamontowany w środku detonator. Nie jest dużej mocy, ale zniszczy zawartość, jeśli nie zostanie otwarty za pomocą szyfru.
– Co może być w środku? – zapytał Bill.
– Prawdopodobnie jakieś dokumenty. Jest lekki i nie słychać, żeby coś w środku się przesuwało.
– Jakie dokumenty? – drążył Bill.
– A tego to ja już nie wiem.
– To może lepiej nim nie potrząsaj, bo jeszcze wybuchnie – stwierdziłem.
– Bez obaw, to tak nie działa. W środku jest płyn, kiedy dostanie się do niego powietrze wybuchnie, ale jeśli otworzysz go szyfrem mechanizm zgniecie specjalną kapsułkę z proszkiem i zobojętni płyn zasadowo i już nie wybuchnie. Twojej rodzince najwyraźniej zależało na tym, żeby zawartość nie dostała się w niepowołane ręce. To jakiś spadek po babci? – zapytał.
– Gorzej – odparłem. Liczyłem na to, że może on nam pomoże, tymczasem, nie dość, że nadal nie wiedzieliśmy jak dostać się do środka, to jeszcze dowiedzieliśmy się, że jeśli nie zrobimy tego za pomocą szyfru to, co znajduje się w środku, przestanie mieć rację bytu. Naszym rodzicom musiało naprawdę zależeć na tym, żeby nie trafiło to w niepowołane ręce, tylko dlaczego?
Pożegnaliśmy się z Jarodem i wsiedliśmy do samochodu.
– I co teraz? – zapytał Bill, kładąc sejf na tylnym siedzeniu.
– Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem.
– A co z sejfem?
– W tej chwili jedyna myśl, jaka mi się nasuwa, to jedzenie. Dopóki nie napełnię żołądka, nie wymyślę nic mądrego.
Bill westchnął.
– Ty także musisz coś zjeść.
– Kiedy mam problem, nie mogę jeść – powiedział, zapinając pas.
– Zauważyłem. Jedziemy na El Diablo. Zjemy, a potem pomyślimy, co dalej.
Zabranie Billa na jedzenie było doskonałym pomysłem. W końcu się trochę rozluźnił i zjadł nawet więcej ode mnie, no i trochę się upił, bo zaczął się śmiać i gadać jak nakręcony, choć ciągle twierdził, że w ogóle nie jest pijany.
Gdybym nie prowadził, dotrzymałbym mu towarzystwa w piciu, a tak musiałem się ograniczyć tylko do jednego piwa, ale i tak śmiałem się razem z nim. Nie wiem, jak on to robił, ale z jego paplaniny śmiałem się nawet wtedy, gdy byłem trzeźwy, a to oznaczało, że pasujemy do siebie jak dwie połówki jednej pomarańczy.
Wróciliśmy do domu.
Tej nocy nie mogłem nasycić się jego ciałem. Po drugim razie zasnął jak niemowlę, trochę wrażeń i alkohol zrobiło swoje, a ja nadal miałem na niego ochotę, i nie zważając na to, że śpi, zacząłem obdarowywać go pocałunkami. Choć spał rozsunął bezwstydnie nogi, jakby zapraszając mnie, więc skorzystałem. Mruknął, wyginając się lekko, kiedy w niego wszedłem.
– Tom…
– Kocham cię – powiedziałem, dopadając jego ust.
– Jeszcze nie masz dosyć? – zapytał między pocałunkami.
– Ciebie? – spojrzałem mu w oczy. – Nigdy!
– Ach… Zaczekaj. – Zmienił lekko pozycję, pozwalając mi głębiej w siebie wejść.
– Um – mruknąłem z przyjemności.
– Wiem, lubisz tak.
– W ogóle dużo o mnie wiesz.
– Jestem dobrym obserwatorem – powiedział i syknął, kiedy trafiłem w jego prostatę.
– Ja też wiem, gdzie masz swój czuły punkt.
– Więc zajmij się nim, jak należy, skoro mnie już zbudziłeś.
– Jak sobie życzysz.
Zmęczenie wpływało twórczo na nasze myślenie. Choć chwilę temu skończyliśmy się kochać, nie przeszkadzało nam to w snuciu planów, które zamierzaliśmy jak najszybciej wcielić w życie.
– Wiesz, co? – Bill odezwał się, nadal próbując wyrównać oddech.
– No?
Odwrócił głowę w moją stronę.
– Z samego rana wypytam o wszystko Gordona. Jeśli coś wie, wyciągnę to z niego.
– A jeśli nie, pojedziemy do Andiego, może ciocia coś będzie wiedziała na temat ojca – rzuciłem.
Bill skinął głową, przystając na pomysł.
Byłem ciekawe jak nasi opiekunowie dobrze znali naszych rodziców. Gordon, jako mąż musiał coś wiedzieć. Ciocia na pewno też coś wiedziała. Nawet jeśli ojciec nie powiedział jej czegoś wprost, dużo można się było domyśleć z jego wymijających odpowiedzi, a ona jako kobieta i matka doskonale wiedziała, kiedy ktoś kręci.
Z samego rana zgodnie z planem tuż przed wyjściem Gordona do pracy Bill poszedł z nim porozmawiać. Siedział w jego gabinecie chyba z godzinę. Zaczynałem się już powoli denerwować i myśleć o tym, czego mógł się dowiedzieć. Czy Gordon wiedział, że jesteśmy braćmi? Jak zachowa się Bill, kiedy stamtąd wyjdzie? Gordon mimo wszystko miał ogromny wpływ na Billa. Co prawda nie był w stanie nim sterować, ale zauważyłem, że Bill bardzo liczył się z jego zdaniem i wiele swoich decyzji po konsultacji z ojczymem zmieniał. Jeśli po tej rozmowie powie mi, że między nami koniec, najpierw zrobię krzywdę jemu za to, że słucha czyichś rad, a potem pójdę do Gordona i wygarnę mu gdzie mam jego zdanie.
Kiedy potężne drzwi gabinetu otwarły się, aż się wzdrygnąłem, wyrywając się z zadumy.
Spojrzałem na Billa, ale nie wydawał się smutny, zamyślony czy zły. Pożegnał się z ojczymem, życząc mu przyjemnej pracy i ciągnąc mnie za rękaw, wyprowadził do drugiego pokoju.
– I co? – spytałem, nie mogąc już dłużej wytrzymać tej niepewności.
– On nic nie wie – odparł krótko.
– Jak to?
– No tak. Sam jestem zaskoczony, ale on nie ma zielonego pojęcia o tym, że żyjesz i że jesteśmy braćmi.
– A mama?
– Powiedział, że nigdy nie poruszali tego tematu ze względu na to, że straciła jedno z dzieci.
Aż pokręciłem głową. Miała niezłą wymówkę.
– I on to kupił?
– Mówiłem ci, że Gordona nie obchodziła jej przeszłość. On chciał jej i mnie zapewnić dom i przede wszystkim bezpieczeństwo, a reszta nie była dla niego istotna.
– Nadal nie rozumiem tej relacji między nim a naszą matką, musiał jej bardzo ufać.
– Nigdy nie dała mu powodu, żeby jej nie wierzył. Uszanował to, czego nie chciała mu powiedzieć. Była mu wierna i zawsze u jego boku, więc nie miał powodu drążyć tematu, rozumiesz?
Westchnąłem, przeczesując dłonią włosy.
– W takim razie plan B.
– Plan B?
– Tak. Jedziemy do Andiego. Może ciocia będzie wiedziała coś więcej.
Bill tylko skinął głową.
Tuż po obiedzie wyjechaliśmy.
Jako że mieliśmy tam spędzić dzień lub dwa, zabraliśmy ze sobą bagaże i nasz nieszczęsny sejf, na wypadek, gdybyśmy jakimś cudem wpadli na szyfr do niego.
Lato w górach było tak samo urokliwe, jak zimą. Wszechogarniająca zieleń, ogromna przestrzeń i cisza, aż się zatrzymaliśmy na jednej z polanek, napawając się tym spokojem.
– Boże, jak tu pięknie – wydusił Bill, męcząc się z odkręceniem termosu z kawą, który dała nam na drogę Anna.
– No. Nie wiem jak ty Bill, ale ja mógłbym tu zamieszkać.
– No, ja w sumie też, ale musiałbym się zatroszczyć o jakieś lądowisko dla helikoptera.
Spojrzałem na niego jak na wariata.
– No co? Przecież musiałbym się jakoś szybko dostać do miasta.
– No tak, zapomniałem, że ty jesteś mieszczuchem do szpiku kości.
– Sądzisz, że Berlin to takie wielkie miasto? Nowy Jork to jest dopiero ogrom, nie dorasta Berlinowi do pięt.
– No to musisz się czuć w Berlinie jak w dziczy.
– Na początku tak było, ale teraz przyzwyczaiłem się. No i zawsze mogę wsiąść w samolot i polecieć do Nowego Jorku.
Pokręciłem głową. Dużo jeszcze będę musiał się o nim nauczyć. Zjedliśmy kanapki i wypiliśmy kawę, siedząc tam chyba ze dwie godziny. Słonko tak cudnie przygrzewało, że ode chciało mi się dalej jechać. Gdyby nie fakt, że dzwoniłem wcześniej do Andiego, uprzedzając go o naszej wizycie, dłużej byśmy tu posiedzieli, a tak musieliśmy się zbierać, żeby zdążyć na kolację, na którą obiecałem, że dojedziemy.
Z godnie z planem dojechaliśmy na miejsce o umówionej porze.
Ciocia wyściskała mnie i Billa, od razu zapraszając na ucztę. I nie wiele się pomyliłem, nazywając to, co dla nas przygotowała ucztą.
Bill spojrzał na mnie, po czym na ciocię i Andiego i widziałem zmieszanie na jego twarzy.
– Będziesz musiał to wszystko zjeść – rzuciłem, odpowiadając na jego nieme pytanie, czy to wszystko dla nas?
Zaśmiał się, starając się ukryć swoje zażenowanie.
– Na pewno jesteście okropnie głodni, mieliście przecież długą drogę.
– Dostaliśmy wałówkę na drogę, ciociu – uświadomiłem ją.
– Nie szkodzi, pewnie i tak jesteście głodni, wciąż jeszcze rośniecie.
– W tym wieku, to chyba wszerz – rzuciłem, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wpadliście. Przez tę nogę na święta w ogóle się wami nie nacieszyłam.
– Widzę jednak, że z nogą już wszystko w porządku – powiedział Bill.
– Jak najbardziej. Jestem już gotowa do zimy i szusowania ze stoku.
– Ciociu! – Jej się ciągle wydawało, że ma 20 lat, a jednak wiek też swoje robił. Jednak obiecała, że będzie ostrożniejsza.
– No, więc na długo przyjechaliście?
– Właściwie to jesteśmy tu tylko przejazdem, pojutrze musimy ruszać dalej – wyjaśniłem. Starałem się ją jakoś powoli wprowadzić w nastrój, jaki zamierzałem zrobić, by jakoś zejść na temat ojca i jego przeszłości.
– Sprawy biznesowe? – zapytała ciocia.
– Rodzinne – wyjaśniłem jeszcze bardziej, schodząc na tor rozmowy, która najbardziej nas interesowała.
– Rozumiem – odparła, taktownie nie dopytując się o szczegóły.
– Ciociu, jak dobrze znałaś mojego ojca? – zapytałem w końcu, a Bill od razu przyssał się do kieliszka z winem, które przyniósł Andy. Stres go zżerał i tylko dlatego, że go już zdążyłem poznać, wiedziałem, że właśnie próbuje zalać go alkoholem.
– A co chcesz wiedzieć?
– Tak ogólnie pytam. Nigdy o nim nie rozmawiamy, a to w końcu mój ojciec.
– Ty nigdy nie chciałeś o nim gadać – wtrącił Andreas. – Zawsze mówiłeś, że stary kutas zrobił ci na złość swoją śmiercią.
W tym momencie miałem ochotę udusić Andiego. Istotnie tak zawsze mówiłem, ale wiele rzeczy mówi się w złości i nie zawsze tak się właśnie myśli. Ja wtedy tak mówiłem, bo strasznie mi brakowało ojca. Dopiero po jego śmierci poczułem, jak wiele miłości mi dawał. Nigdy nie przyznałem się Andiemu, że strasznie za nim tęsknie. Ciocia starała się mi okazywać tyle uczucia, ile mogła, ale ona nigdy nie była w stanie zastąpić mi ojca, dlatego tęsknotę próbowałem zastąpić złością, co w tamtym czasie jakoś mi się udawało.
Bill oczywiście spojrzał na mnie. Nie wiem, co sobie o mnie w tym momencie pomyślał, ale minę miał nieciekawą.
– Kiedy to było, Andy. – Próbowałem ratować sytuację.
– Nie tak dawno. Ile twój ojciec nie żyje, z dziesięć lat? Pamiętasz, jak obrzuciłeś dom, w którym mieszkałeś z ojcem jajkami?
– Jajkami? – zdziwił się Bill. – Dlaczego?
– Nie pamiętam tego – wyparłem się, choć doskonale pamiętałem tamto zdarzenie.
– Nie możliwe. Obaj wtedy dostaliśmy od mojej matki lanie za to, że dwie wytłaczanki jajek zmarnowałeś.
– Ale po co to zrobiłeś? – Bill drążył temat.
– Jak to, po co? – zaczął Andy.  – Z zemsty. Kilka miesięcy przed wypadkiem ojciec odmalował całą elewację. To był najpiękniejszy dom na ulicy, więc Tom postanowił go przyozdobić.
– Nie rozumiem, z zemsty niszczyć własny dom? – Bill był zaskoczony. Tak, miałem skomplikowaną psychikę, zresztą podobnie jak on. Każdy z nas po śmierci rodziców inaczej odreagowywał.
– Wystawiliśmy dom na sprzedaż – wtrąciła się ciocia – A Tom, niszcząc go, chciał zaniżyć jego wartość w akcie zemsty, za to, że ojciec umarł i zostawił go samego.
Bardzo trafnie to ujęła.
– Skończyło się na tym, że razem z Andreasem za karę, że go nie powstrzymał szorowali całą elewację.
– Tak, cały dzień zmarnowaliśmy przez Toma głupie pomysły. Najgorsze było to, że jajka szybko zaschły i najpierw trzeba było to wszystko namoczyć. Dobrze, że ojciec Toma był solidnym człowiekiem, inaczej farba by już dawno zeszła po takim szorowaniu.
– Bo to była specjalna farba do elewacji - wodoodporna, przywiózł ją gdzieś z zagranicy – wyjaśniłem tym samym, przyznając się, że doskonale pamiętam tamto zdarzenie.
– Dlaczego sprzedaliście dom? – zapytał Bill.
– Ja tak zdecydowałem – wyjaśniłem.
– Ale dlaczego?
– Bo nie chciałem mieszkać w miejscu, które przypominało mi ojca.
– I nie żałujesz tego teraz?
– Nie. Czego mam żałować, budynku? Mogę mieć do niego, o co innego żal – spojrzałem wymownie na Billa, który od razu zrozumiał, o co mi chodzi i spuścił wzrok.
– No dobrze, to, czego chcesz się dowiedzieć o tacie? – zapytała ciocia.


7 komentarzy:

  1. Rozumiem Toma, w złości się mówi wiele nieprzyjemnych rzeczy, których się potem żałuję. Potem czasami trudno jest przeprosić. Mam nadzieje, że ciotka coś wie i naprowadzi ich na to jak otworzyć sejf, bo aż mnie skręca z ciekawości xD Super to wymyśliłaś z tymi grobami, sejfem i tym że wybuchnie jak się go nie otworzy szyfrem. Boskie ♥
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Wenyy ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już w następnym odcinku dowiesz się czy ciotka pomoże w otwarciu sejfu.

      Usuń
  2. Niech ta sprawa się wyjaśnia :D I'm very excited. Coraz bardziej zaczyna mnie to wciągać. Ta cała historia jest bardzo interesująca. Nie mogę się doczekać nexta. Życzę dużo weny xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, że jak jedno się wyjaśni, to drugie się pogmatwa :D

      Usuń
  3. Cześć! :)

    Dawno się nie odzywałam, bo mam ograniczony dostęp do sieci, ale w końcu mogłam nadrobić i to opowiadanie. <3

    Szczerze przyznam, że oczekiwałam większego "bum" z Tomem w roli głównej. Coś za gładko poszło... Czuję, że będzie tu jeszcze większa "zawierucha". (Ta dziewczynka to pewnie okaże się jakąś ich rodziną w przyszłości, czy coś w ten deseń, dobrze łapię?)
    Podoba mi się też, że wyszedł na pierwszy plan "detektywistyczny" wątek. Uwielbiam takie poszukiwania i tajemnice. W tym sejfie powinny być oryginalne akty urodzenia braci, a klucz pewnie będzie do jakiejś skrytki (albo domu). Wyczuwam grubszą aferę. Pomijając, że byli zrośnięci w dzieciństwie, to nic nie wskazywało na żadne większe problemy u ich rodziców, które wymagałyby takiej drastycznej separacji. Przecież każde wzięło jedno dziecko ze sobą. I ten sejf...
    Może zabrzmi to głupio, ale zachowywali się jak w konspiracji, jakby byli jakimiś szpiegami, czy coś w tym stylu... Bo jeśli byliby zwyczajnie bogaci i sławni, to nie ukryliby się taką akcją.
    I dlaczego, na litość!, chłopcy nie wypytali Sebastiana? Serio, on wydaje się najbardziej poinformowaną osobą w otoczeniu Billa i mam wrażenie, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

    Mam nadzieję, że ciotka trochę im podpowie i nakieruje na odpowiednie tory.

    Będziesz to opowiadanie wydawała w pliku do pobrania? Jeśli tak, to popraw sobie tę linijkę:
    "– Widzę jednak, że z nogą już wszystko w porządku – powiedziałem Bill."
    Gramatyka poleciała i nie wiadomo do końca to powiedział. ;)

    Poza tym chciałam Cię poinformować (pisałam na maila, ale nie wiem, czy doszedł), że publikuję od 1.12 kontynuację You&Me na nowym blogu i naturalnie na KiL-u. :) Jeśli wciąż Cię interesuje moja pisanina, to zapraszam serdecznie: https://fanfictionada.wordpress.com/inside-outside-alone-along/

    Pozdrawiam ciepło!
    Ri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no miło mi, że się odezwałaś. Niestety maila od Ciebie żadnego nie dostałam, ale dobrze, że tu się odezwałaś.
      Więc na pewno nie zdradzę tak szybko tajemnicy, co czeka chłopaków, ale owszem szykuje się coś znacznie grubszego, by nie skupiać się na tym, że Tom był obrażony na Billa za to, że mu nie powiedział prawdy. Trzeba też wziąć pod uwagę, że chłopcy,a właściwe mężczyźni mają już po 25 prawie po 26 lat, więc nieco inaczej podchodzą do różnych spraw. Trochę w życiu przeszli i nagrzeszyli, i moralność nie jest dla nich tak ważna jak za młodu.
      Co do rodziców chłopców już "soon" dowiesz się o co chodziło. A co do małej Viktorii, to od razu rozwieję wątpliwości, to nie jest żadna ich krewna. Dziewczynka jest dla nich zupełnie obcą osobą.

      Dziękuję Ci bardzo za namiary na bloga, chętnie poczytam dalszą część, tylko będę musiała chyba przeczytać pierwszą serie, bo mało już pamiętam. Ciekawa też jestem, czy skoro jest 2 seria You&Me, to czy będzie kontynuacja BO? Mam cholerny sentyment do tego opowiadania i okropnie ubolewał, że zostało tak porzucone.
      Niedługo zajrzę na Twojego bloga i oczywiście zostawię komentarz.
      Pozdrawiam. :*

      Usuń
    2. Dzięki za wyjaśnienia. :)

      Druga seria You&Me powstała tylko z udziałem moich bohaterów, czyli bliźniaków, ponieważ jako kreacje należące do mnie, mogę je sobie dalej sama pisać. W przypadku BO nie mam możliwości go wskrzesić samodzielnie, bo Nerisa (która praktycznie od tamtego czasu znów zapadła się pod internetowy grunt) zastrzegła sobie, że nie pozwala mi na moją samodzielną kontynuację tamtej historii (nawet tylko z perspektywy Billa). Mogłabym być chamska i mimo wszystko ją skończyć (bo uwielbiam postać Billa, którego tam wykreowałam i uważam, że to nie fer wobec czytelników, którzy tak mocno się zaangażowali w nie), ale nie chciałabym mieć później z tego powodu kłopotów.
      Też mnie gryzie ta sytuacja, lecz nie mam jak jej rozwiązać – przynajmniej na razie nie wpadłam na żaden sensowny i prawnie właściwy sposób. Ewentualnie mogłabym przerobić to LRPG na całkowicie jedno-perspektywiczne opowiadanie, ale wtedy musiałabym praktycznie napisać je na nowo, bo poza Tomem, Nerisa wymyśliła część fabuły... No i nie byłaby to już ta sama historia. Klimat też pewnie zmieniłby się...

      W przypadku You&Me miałam większe pole manewru, bo już wcześniej ustaliłyśmy, że będziemy swoje historie 2. części prowadziły niezależnie. Neri miała mieć dwie inne i tylko własne postacie, a ja miałam pisać chłopców, zaś obie miałyśmy pilnować pewnych punktów wspólnych. Dlatego gdy znów zostałam sama sobie, to mogłam zrobić 2. zgodnie ze wspólnymi ustaleniami, wciąż wykorzystując wszystko, co działo się w części 1.

      Co będzie z 3. jeszcze nie wiem, bo możliwe, że Nerisa się odezwie do mnie i wrócimy do współpracy. Tylko nie wiem, czy jeszcze będę chciała tak ryzykować, bo w sumie to jest masa czasu przed komputerem spędzona na pisaniu oraz poprawkach (a obecnie skoncentrowałam się bardziej na własnych projektach). Może w takim przypadku skończymy BO, ale raczej nie nastawiałabym się na to. Bezpieczniej jest założyć, że się to nie zdarzy.

      Z mojej strony będą powstawać kolejne historie po zakończeniu (lub nawet jeszcze w trakcie) obecnie publikowanej. Na razie projekt, o którym Ci opowiadałam w mailach jest podwieszony z powodu moich ograniczeń technicznych (żadnego GG czy innego kompatybilnego komunikatora) ;.; , ale dręczę mojego "Świętego" o hojność pod choinką. ;)

      Liczę na Twoją opinię. :)

      :*
      Ri

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*