Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 1 stycznia 2016
21:00
Odcinek 11
„Życie najczęściej przynosi nieszczęście w
czasach wielkiego szczęścia”
Kiedy wszystkie problemy mijają, a zagadki zostają
rozwiązane, czas na przyjemnościach mija w okamgnieniu.
Żyliśmy pełnią życia, czerpiąc z tego życia pełnymi
garściami wszystko, co się nam nawinęło po drodze, głównie, rzecz jasna siebie.
Im bliżej i częściej ze sobą byliśmy, tym bardziej pragnąłem Billa, a on
rozkładał przede mną bezwstydnie nogi, kusząc tak samo za każdym kolejnym
razem.
To fascynujące, jak człowiek może skupić się wyłącznie na
przyjemnościach, kiedy nic go nie dręczy. Posiadanie bogatego brata bliźniaka,
wybitnie było mi na rękę. Przestałem całkowicie myśleć o pracy i zarabianiu
pieniędzy. Niestety, towarzystwo Billa w tym konkretnym przypadku działało na
mnie destrukcyjnie, ale udawałem, że tego nie widzę i korzystałem ze
wszystkiego, co od niego dostawałem, nie mając ani krzty wyrzutów sumienia.
Byłem tym naprawdę zaskoczony, że potrafię być takim darmozjadem. W życiu też
nie przypuszczałem, że dam radę wyleżeć w łóżku dłużej niż jeden dzień, a
ostatnimi czasy dwa, trzy dni bywały standardem. Totalnie miałem wszystko
gdzieś, zupełnie tak, jakby poza naszą sypialnią nie istniało już nic więcej. I
chociaż do tej pory to ja byłem tym, który wyznaczał granice i mówił, co wypada
a co nie, tym razem kompletnie zlałem, co i kto sobie o mnie pomyśli. Na
szczęście Bill trzymał rękę na pulsie. Gdzieś wewnątrz siebie miał granice
takiego lenistwa i kiedy po raz enty usłyszał ode mnie, że dziś nie wstaję z
łóżka, spojrzał na mnie z politowaniem i kazał mi ruszyć dupę, oznajmiając, że
jedziemy do Sydney na zakupy.
Dawno się tak nie uśmiałem z jego pomysłu, choć zawsze
mnie rozbawiały, ale kiedy przyglądał mi się, kręcąc z politowaniem głową, na
moje zachowanie zrozumiałem, że on wcale nie żartuje.
Jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem wylecieliśmy
do Australii.
Kolejny fakt o Billu to właśnie to, że są sprawy, z
których on nigdy nie żartuje. Jedną z nich są zakupy, i nie ma absolutnie
żadnej szansy, żeby go odwieść od tego pomysłu.
Choć często bywałem zagranicą, głównie dlatego, że moi
podopieczni prowadzili interesy w różnych zakątkach świata, to w Australii nie
byłem jeszcze nigdy. Pomysł zwiedzenia nowego kontynentu wydał mi się na tyle
kuszący, że nawet nie narzekałem, tylko szybko się spakowałem, tak na wszelki
wypadek, gdyby Bill miał się rozmyślić.
Jak tylko dotarliśmy do Sydney,
po zakwaterowaniu w hotelu Bill naprawdę zrobił namiar na sklepy. Łaziliśmy pół
dnia, a zważywszy, że nie spałem całą noc miałem już serdecznie dość, a on z
każdym kolejnym sklepem wydawał się nabierać więcej energii do buszowania
między regałami.
Kiedy wróciliśmy do hotelu, padałem ze zmęczenia. Nawet
jego troskliwe ręce, masujące moje ramiona i kark nie były w stanie utrzymać
mnie w świecie jawy. Zasnąłem prawie natychmiast.
Kilka dni mi zajęło, zanim się trochę przyzwyczaiłem,
albo to Bill trochę zwolnił tempo. Zresztą, ile można łazić po mieście. W końcu
obszedł wszystkie ważne dla niego sklepy i mogliśmy trochę odetchnąć i zwiedzić
coś oprócz kolejnej galerii handlowej lub drogiego butiku, a takich tu nie
brakowało.
Śmieszne było to, że choć nigdy specjalnie nie
przepadałem za robieniem zakupów, w towarzystwie Billa jakoś inaczej to
znosiłem. Oczywiście, po kilku godzinach byłem zmęczony i miałem już dosyć, ale
to był taki przyjemny rodzaj zmęczenia. Często nachodziła mnie myśl, a właściwe
pytanie, czy tak będzie już zawsze? Czy tak będzie wyglądało nasze życie, moje
przy nim; przyjemności, zakupy, drogie restauracje, prywatne SPA i wiele innych
luksusów? Czy to mi się kiedyś nie znudzi? Bałem się tego. Wszystko kiedyś się
nudzi. Człowiek bawi się do pewnego momentu, a później to, co ma, już mu nie
wystarcza. Chce czegoś innego albo dużo więcej, co wtedy? Każdy człowiek
potrzebuje wyzwania, czegoś, co niezależnie od sytuacji będzie dawało mu bodziec
do życia. Bill miał tę swoją modę, a ja?
Do tej pory skupiłem się na gromadzeniu funduszy i
planach kupienia domku na plaży. Miałem tej kasy już tyle, że stać mnie było na
kupienie nawet trzech, ale już nie tego chciałem. Zaczynałem coraz częściej pogrążać
się w zadumie i szukać w myślach celu, który mógłbym sobie wytyczyć, ale
kompletnie nic mi nie przychodziło do głowy. Nie miałem żadnych pragnień,
wszystko cały czas obracało się wokół Billa. Rzecz jasna, moje uczucia do niego
się nie zmieniły i było mi z nim cudownie, ale potrzebowałem jeszcze czegoś
poza Billem, tak jak on miał te swoje agencje, poza mną.
– Halo, mówię do ciebie –
usłyszałem, kiedy kolejny raz myślałem, co dalej począć ze swoim życiem.
– Słucham cię. Jeśli chcesz, możemy
pojechać – odparłem. Nawet wtedy, gdy uciekałem myślami gdzie indziej,
dokładnie słyszałem, co do mnie mówił.
– Jeśli chcę? A ty?
– Mnie to jest obojętne.
– Widzę.
– Przepraszam Bill, zmęczyłem
się. Wiesz, że ja nie jestem dobry w planowaniu nam dnia. Jedźmy, gdzie chcesz,
i tak lubimy to samo.
Westchnął, uważnie mi się przyglądając.
– A ty, co chciałbyś robić? Gdzie
chciałbyś pojechać?
– A jest coś jeszcze, czego
nie widzieliśmy? – odpowiedziałem pytaniem.
Pokręcił głową i upił soku ze szklanki.
– Jeśli masz dosyć, to powiedz,
możemy posiedzieć w hotelu z dzień lub dwa. Mamy czas, nikt nas nie goni. To
nie są dwutygodniowe wczasy „Last minute” z określonym czasem na wszystkie
atrakcje.
– Nie mam dosyć, ale chętnie
posiedziałbym trochę w hotelu.
– Dobrze, to zostaniemy
dzisiaj w pokoju.
– Dzięki – odparłem i
chwyciłem swój telefon ze stolika przy łóżku.
– O nie! – krzyknął Bill i
rzucił się na mnie, zabierając mi aparat.
– No daj spokój, tylko sprawdzę
czy mam jakieś wiadomości.
– Umawialiśmy się, że nie
włączamy komórek aż do powrotu.
– No tak, ale to zajmie tylko
minutkę.
– Nie. Konfiskuję twoją
komórkę aż do powrotu.
Westchnąłem.
– Wyluzuj się.
– Wyluzuj… – wymamrotałem pod
nosem.
– Gdyby coś złego się działo,
zadzwonią do hotelu i przekażą nam, tak się umawialiśmy, pamiętasz?
– Tak, wiem.
Do tej pory wydawało mi się, że to Bill ma większą
obsesję na punkcie technologii i tego, co się dzieje w pracy i w domu, ale najwyraźniej
albo o czymś nie wiedziałem, albo nie znałem Billa od tej strony.
– Wiesz, co?
– No? – Spojrzałem na niego,
unosząc brwi. Jego „wiesz, co” zawsze oznaczało, że czymś mnie zaskoczy.
– Wydaje mi się, że muszę poświęcić
ci więcej uwagi, bo zaczynasz się nudzić i myśleć nie wiadomo, o czym.
– No – przyznałem, zagryzając wargę,
by się nie roześmiać. – Ostatnio sklepy bardziej absorbują twoją uwagę niż ja.
– No wiesz! – fuknął. – Od
przyjazdu kochamy się codziennie, to mało?
– Ja się kocham, bo ty zwykle
jesteś już tak zmęczony, że leżysz jak kłoda albo zasypiasz w trakcie.
– Słucham? – oburzył się, a
kiedy do tego podnosił ton głosu, brzmiał tak zabawnie, że naprawdę ledwo co
się powstrzymałem, żeby nie parsknąć śmiechem.
– Wybacz, ale nekrofilia mnie nie
kręci.
– Nie wierzę. A czego ty byś
jeszcze chciał? Robisz to ze mną, jak chcesz i kiedy chcesz.
– Wolę, jak na to jakoś reagujesz
– przyznałem.
– Przecież reaguję. Dochodzę za
każdym razem.
– Nie taką reakcję mam na myśli.
Zmarszczył brwi.
– Kręci mnie, kiedy wijesz się
pode mną przy każdym dotyku, a ty ostatnio, wybacz, że tak to ujmę, ale masz mnie
w dupie. Jeśli sądzisz, że zależy mi tylko na wsadzeniu ci i dojściu, to wystarczyłaby
mi ręka, byłoby szybciej i poręczniej.
Chwilę nic nie mówił, sondując mnie wzrokiem.
– No, dobrze, przyznaję, ostatnio
byłem tak zmęczony, że większości naszych zbliżeń nawet nie pamiętam.
– Owszem, bo spałeś.
– Przepraszam. Nie myślałem,
że ci to przeszkadza. Inni na twoim miejscu…
– Ja cię kocham, Bill i chcę,
żebyś uczestniczył i czerpał z każdego naszego seksu jak najwięcej przyjemności.
– Dobra, łapie. W takim razie,
panie Kaulitz, pozwoli pan, że dziś się panem zajmę. Dopieszczę każdy kawałek
pana ciała, a ten – spojrzał lubieżnie na mój rozporek – potraktuję ze
szczególną uwagą.
– No, zaczyna brzmieć całkiem
obiecująco. Ciekawe tylko, czy coś z tego będzie.
– Możemy zacząć nawet teraz,
jeśli tylko chcesz.
– Może najpierw coś zjemy? Nie
chciałbym, żebyś mi w połowie zaczął marudzić, że jesteś głodny.
– Ja? – oburzył się. – To ty
zawsze marudzisz, że zgłodniałeś.
– Nie prawda.
– Prawda. Przypomnij mi, choć
jeden raz, kiedy podczas seksu powiedziałem ci, że jestem głodny.
– W trakcie może nie, ale tuż
po… – Uwielbiałem się z nim przekomarzać. To było częścią gry wstępnej i już wtedy
zaczynałem czuć, jak całe podniecenia zaczyna mi się kumulować w podbrzuszu, popychając
mnie tylko do dalszego działania.
– Po? Kiedy po? Jak już
zdążyliśmy się nawet przespać i najwyższa pora była ruszyć dupę z łóżka? To
masz na myśli? Jeśli tak, to, to się nie
liczy.
– Ach tak.
Kiedy Bill się za coś brał, w tym przypadku za mnie, to
czuło się, że jest się w centrum jego uwagi, dosłownie. Dawno mnie tak nie
dopieścił, jak tego popołudnia. W pewnym momencie miałem już nawet dość, a
jakiś czas później to ja ze zmęczenia zasnąłem.
Było cudownie. Aż nie realnie, a jednak to wszystko działo się naprawdę.
Tydzień
później wróciliśmy do Niemiec. Jak tylko
dotarliśmy do twierdzy, zaczęło się wielkie rozpakowywanie i w końcu odzyskałem
swoją komórkę.
To naprawdę dziwne, że tak się przywiązałem do tego urządzenia,
że kiedy je włączyłem poczułem, jakbym zaczął jakoś głębiej oddychać. Tyle że
już po chwili żałowałem, że w ogóle ją miałem.
– Tak słucham – odebrałem połączenie
od Jaroda.
– Nareszcie! Jezu, Kaulitz! Próbuję
się z tobą skontaktować od trzech tygodni.
– Przepraszam, byłem za granicą
i wyłączyłem telefon. Co się stało?
– Bruno nie żyje. Został
zamordowany.
Aż usiadłem z wrażenia.
– Słucham?
– Trzy tygodnie temu. Nie wiem,
jak się dowiedzieli, gdzie jest, ale urządzili na nim dosłownie pogrom.
– A Viktoria?
– Żyje, ale…
– Co, ale? Gadaj!
– Mała jest w ośrodku. Była
świadkiem tego wszystkiego. Jej zresztą też nie oszczędzili, biedne dziecko. To
cud, że przeżyła – dodał na koniec, ale nawet mi przez myśl nie przeszło, co
miał na myśli. – Posłuchaj, Tom, dzwonie, bo w domu Bruna znaleźliśmy dokumenty,
z których wynika, że gdyby coś mu się stało, dziewczynka ma być pod twoją
opieką. Ona jest teraz w ośrodku w Meksyku i trzeba ją stamtąd jak najszybciej zabrać,
bo jeśli dowiedzą się, że mała przeżyła, zabiją ją.
Serce mi na moment stanęło, a cały świat zatrzymał się na
upiornie długie sekundy, zalewając mnie falą przerażenia, gdy dotarło do mnie,
co się stało.
– Jasne – odparłem bardziej
machinalnie, niż trzeźwo myśląc w tej chwili. – Wyślij mi adres tego ośrodka – powiedziałem
i rozłączyłem się.
Bill akurat schodził z antresoli, na której była nasza sypialnia.
– Coś się stało? – spytał, widząc
moją minę.
– Bruno nie żyje, zabili go –
powiedziałem.
Zareagował w tym momencie dokładnie tak samo, jak ja,
zamurowało go. Dopiero po chwili zasypał mnie setkami pytań, na które ja sam nie
znałem odpowiedzi, oprócz jednej, Viktoria potrzebowała mnie. Nas.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Okej, po tym rozdziale moje obawy co do tej nowej osoby w ich życiu trochę osłabły i sądzę, że to ta mała skradnie serce bliźniaków. Tylko co miałaś na mysli, pisząc o pokusach? Może będą się chcieli wprowadzić do starego domu Toma?
OdpowiedzUsuńI kto znalazł Bruno i dlaczego go zabili i tak zależy im na śmierci Viktorii? Czy Bill i Tom mogą być przez to w niebezpieczeństwie?
Z każdym kolejnym rozdziałem dostaję coraz więcej odpowiedzi na moje poprzednie pytania, ale jednocześnie w mojej głowie powstaje więcej niewiadomych. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!
Tak jak pisałam gdzieś w jakimś komentarzu, wiele się wyjaśni, ale też wiele powstanie nowych pytań - Nadszedł czas dotrzymać słowa.
OdpowiedzUsuńCo do Bruna, niebawem będzie wyjaśnione co i jak. Pytasz czy przez to Bill i Tom mogą być w niebezpieczeństwie? Oczywiście że tak, ale Bill już o to zadba, by po Viktorii zaginął wszelki ślad istnienia, co się wybitnie Tomowi nie spodoba :) Musisz pamiętać jakie podejście do pewnych spraw ma starszy z braci, a to oczywiście było w poprzednich odcinkach.
Co do domu Toma... No, tu to się będzie działo i wcale nie mam na myśli ilości, a jakości tych wydarzeń. Tak że musisz kochana jeszcze trochę uzbroić się w cierpliwość, by poznać odpowiedzi na swoje pytania. Tylko obawiam się, że kiedy je uzyskasz, pojawią się nowe, bo to jeszcze nie koniec :D I tu właśnie mam na myśli te pokusy :D
Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńAustralijskie safari po sklepach wykończyło Toma,nie dziwię się ja też nie należę do łowczyń,takie maratony to też nie moje klimaty ,odpadam w przedbiegach.On i tak był dzielny.Powrót niestety przyniósł złe wieści,jestem ciekawa jak panowie poradzą sobie z nowym wyzwaniem jakie rzuciło im życie.Dziękuję bardzo,życzę weny i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuń