Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 5 stycznia 2016

Odcinek 12






„Tragedia trwa chwilę, reszta cierpienia jest już naszym dziełem”



                Dwie godziny później siedzieliśmy w prywatnym samolocie Trumperów, lecąc do Meksyku.
Obaj milczeliśmy. Obu dotknęła nas ta wiadomość i nadal jeszcze nie dotarło do nas, jakie to niesie za sobą ryzyko.
Kiedy wylądowaliśmy, czekał już na nas wynajęty samochód, którym razem z Billem ruszyłem do ośrodka. Na miejsce dojechaliśmy tuż przed południem. Ogromny mur okalał dziedziniec starego dwupiętrowego budynku i tylko gromadka bawiących się dzieciaków świadczyła o tym, że dobrze trafiliśmy. Choć z zewnątrz otoczenie nie zachęcało do wejścia, to kiedy weszliśmy do środka, zaparło nam obu dech w piersiach. Ten stary budynek obskurny z zewnątrz w środku był pięknie odnowiony i przesycone zapachami z kuchni, które aż wzbudzały apetyt.
– Panowie w sprawie? – zapytała jedna z kobiet, najwyraźniej pracująca tu, jako opiekunka.
– Nazywam się Tom Kaulitz – przedstawiłem się. – Jestem tu po Viktorię Bejre.
– Zaprowadzę panów do kierowniczki.
Skinąłem głową i ruszyliśmy za nią.
Gdy weszliśmy do gabinetu, dyrektorka przywitała się z nami i gestem ręki zaprosiła nas, byśmy usiedli.
– Co z Viktorią? Jak ona się czuje? – zacząłem wypytywać. Odkąd zamordowano ojca na jej oczach, nie miała kontaktu z nikim, kogo znała do tej pory. Tylko my byliśmy dla niej teraz osobami, którym ufała, a przynajmniej miałem taką nadzieję, że po tym, co ją spotkało, jeszcze komukolwiek zaufa.
– Już lepiej. Dochodzi do siebie.
Zmarszczyłem brwi. Wyobraźnia podsuwała mi najgorsze domysły.
– Boże – wyszeptał Bill.
– A teraz? – zapytałem.
– Nadal jest zamknięta w swoim świecie. Nie uśmiecha się, nie mówi, nie bawi się z innymi dziećmi. Czasami rysuje, ale tylko wtedy, gdy zostaje sama.  Jest pan w jakiś sposób spokrewniony z dziewczynką?
– Nie.
– Więc ona nie zna pana?
– Zna. Przez rok chroniłem ją.
– Rozumiem. Przepraszam, że o to zapytam, ale jaki ma pan kontakt z Viktorią?
– Wydaje mi się, że dobry – odparłem niepewnie.
– Bardzo dobry – wtrącił się Bill. – Ona go uwielbia.
Spojrzałem na Billa.
– A kim Pan jest dla dziewczynki? – zapytała Billa.
– Przyjacielem. Poznałem Viktorię jakieś czas temu, kiedy mój…, kiedy Tom był u nich w odwiedzinach. Spędziłem tam trochę czasu, polubiliśmy się.
– W porządku – powiedziała, zamykając akta i odkładając je na brzeg biurka. – Przepraszam za moje dziwne pytania, ale Viktoria nie jest już tą samą dziewczynką, co kiedyś.
– Co chce pani przez to powiedzieć? – zaniepokoiłem się.
– Chcę przez to powiedzieć, że dziewczynka nie tylko była światkiem morderstwa ojca, ale także została zgwałcona.
– Słucham? – ledwo zdołałem wydusić to z siebie. Gwałt? Przecież to jeszcze małe dziecko. Kompletnie bezbronna istota. To nie mogła być prawda.
– Dobrze pan słyszał. Ona tego nie pamięta, wyparła to ze swojej świadomości. To jak ją potraktowano, przerosło wszystko, co do tej pory widziałam, a sądziłam, że widziałam już straszniejsze rzeczy. Dziewczynka przeszła zabieg, który uratował jej życie. Miała rozerwane ściany pochwy i odbytu, do tego pękniętą wątrobę i lewy jajnik. Co prawda udało się nam zatamować krwotok z pękniętej wątroby, ale jajnik trzeba było usunąć.
Przez moment miałem wrażenie, że ona mówi o kimś innym. To było niemożliwe, żeby ktoś  pastwił się tak nad dzieckiem.
– Dziewczynka będzie wymagała wielu specjalistycznych operacji, które trzeba przeprowadzić jak najszybciej. To ważne, jeśli w przyszłości ma być zdrowa i mieć dzieci.
– Zrobimy jej tyle operacji, ile będzie trzeba – wtrącił się Bill.
– To bardzo drogie zabiegi – wyjaśniła.
– Nie szkodzi.
Patrzyłem na tę kobietę i czułem, jak serce bije mi w gardle. Bałem się, że Viktoria przeżyła zbyt wiele i będzie się mnie bała, że zacznie krzyczeć, że mnie nie pozna.
– Może nas pani zostawić na chwilę samych? – zapytałem, na co dyrektorka skinęła głową i wstała za biurka, kierując się do wyjścia.
– Wrócę za dwadzieścia minut – powiedziała, zanim zamknęła za sobą drzwi.
Spojrzałem na Billa, patrzył na mnie i czułem, że dokładnie wie, o czym myślę.
– Nie, Tom – odezwał się pierwszy, jakby słyszał to, co ciągle tłukło się w mojej głowie.
Pokręciłem głową.
– Szczerze mówiąc boję się z nią nawet zobaczyć – przyznałem.
– Ona nas, ciebie, Tom potrzebuje. W tej chwili jesteśmy jedynymi osobami, którym ufa.
– Taki pewny jesteś, że ona jeszcze komukolwiek ufa?
– Mnie może nie, ale tobie tak. Byłeś jej ochroniarzem, ona na pewno wie, że tylko ty możesz ją ochronić.
– Wyobrażasz sobie, co ona musiała czuć, kiedy ją gwałcili?
– Właśnie, dlatego musimy jej teraz pomóc. I nie zamierzam o tym myśleć. W ten sposób jej nie pomożemy.
– Boże – przetarłem twarz rękami. – My się pieprzyliśmy, a ona w tym czasie przeżywała koszmar.
Bill spuścił głowę.
– To nie nasza wina.
Do pokoju wróciła dyrektorka, spojrzała na nas, chyba widziała, że obaj jesteśmy tą wiadomością przytłoczeni.
– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Tak. Po prostu jesteśmy wstrząśnięci – odparłem.
– Rozumiem.
– Boję się, czy ona… – urwałem, nie wiedząc jak to ująć.
– Czy się nie będzie bała?
Skinąłem głową.
– Trudno mi powiedzieć jak zareaguje, ale zwykle na wszystkich reaguje obojętnością. Proszę się nie bać, nie będzie krzyczeć czy płakać. Jeśli pana nie pozna po prostu uda, że pana nie widzi.
Wcale mnie to nie pocieszyło, bo jeśli ona mnie nie pozna, a ja ją muszę stąd zabrać, to… wolałem już nawet o tym nie myśleć, bo kompletnie nie miałem pomysłu, co zrobię w takiej sytuacji.
– Nie chciałbym stwarzać jej dodatkowej traumy.
– Proszę się nie obawiać, dzieci są w stanie znieść o wiele więcej niż dorośli, bo wielu rzeczy po prostu nie rozumieją. Może pójdziemy do jej pokoju i przekonamy się, jak zareaguje?
Kiwnąłem głową i wstałem, czując, że mam nogi jak z waty. W życiu nie bałem się tak, jak w tej chwili. To było coś poza moją kontrolą i nie mogłem absolutnie nic z tym zrobić. Byłem zdany wyłącznie na uczucie, jakie do mnie żywiła, a o jakim na dobrą sprawę nie miałem pojęcia.
Ruszyliśmy długim korytarzem. Minęliśmy kilka wielkich pokoi, w których stały piętrowe łóżka, a na dywanie pośrodku pokoju bawiły się dzieci. Kiedy doszliśmy do końca korytarza, weszliśmy schodami na drugie piętro, zatrzymując się tuż za rogiem.
            – To pokój Viktorii. Siedzi tu sama, bo nie integruje się z innymi dziećmi, woli trzymać się na uboczu i rysować syrenki.
– Syrenki? – zdziwił się Bill.
– Tak. Nie wiemy, dlaczego wciąż je rysuje.
Spojrzałem na Billa porozumiewawczo. Co się mogło tlić w jej małej główce. Widziałem setki jej rysunków i doskonale wiedziałem, że nigdy wcześniej nie rysowała syren. Czy to, iż pokazałem jej Billa tatuaż z syrenką miało jakiś znaczenie? Powiedziałem jej wtedy, że pani się topiła i syrenka ją uratowała, czy mogło być tak, iż ona rysując to, krzyczała o pomoc?
– Jest pan gotowy?
– Szczerze mówiąc denerwuję się.
– To naturalne. Proszę się zachowywać jak zwykle.
Odetchnąłem głęboko.
– W porządku – powiedziałem, dając znak dyrektorce, żeby otworzyła drzwi.
Duża mosiężna klamka opadła a drzwi ze szczękiem ustąpiły, otwierając się na oścież z charakterystycznym skrzypnięciem.
– Viktoria? Masz gości, Tom do ciebie przyjechał.
Nasze spojrzenia spotkały się. Nigdy nie zapomnę jej oczu, to nie był wzrok pięciolatki, to było spojrzenie dorosłej kobiety, która doskonale wiedziała, kim jestem i dla której w tym momencie stałem się całym światem. Kucnąłem, wyciągając w jej stronę ręce.
– Cześć kruszynko – odezwałem się, uśmiechając.
– Tom… – Nagle rozpłakała się i w dzikim pędzie zaczęła biec w moją stronę, wpadając prosto w moje ramiona. Jeszcze nigdy nie czułem, żeby dziecko potrafiło tak mocno ściskać. Objęła mnie za szyję, tuląc się i płacząc. Cała się trzęsła.
– Już dobrze, maleńka, już jestem przy tobie. – Przytuliłem ją, mocno kołysząc się i próbując ją jakoś uspokoić.
– Tom… – dławiła się łzami, próbując mi powiedzieć. – Mój tatuś… oni… – jąkała się.
– Wiem, słoneczko. Cichutko, wiem wszystko. - Zacząłem wycierać jej łzy. Dyrektorka stała, przyglądając się. Nie miała już wątpliwości, kim jestem dla tej małej. Przede mną jednak pozostała decyzja, co zrobić. Według dokumentów, stałem się za nią odpowiedzialny. Nie byłem jej prawnym opiekunem, ale na czas załatwienia wszelkich formalności i znalezienia Viktorii nowego domu i kochających ją rodziców, byłem dla niej wszystkim, co miała.
– Pierwszy raz odkąd tu jest, odezwała się i płacze – powiedziała dyrektorka. Nagle mała zaczęła odpychać mnie od siebie. Puściłem ją, nie wiedząc, co się stało, a ona spojrzała na Billa.
– Przyjechałeś mnie uratować?
Bill zerknął na mnie, a potem z powrotem na Viktorię, kiwając jej głową.
– Tak jak syrenka?
– Tak.
Nagle rzuciła się w jego stronę, wpadając prosto w jego ramiona.
– Jestem tu i zabiorę cię daleko, bardzo daleko. – Mówił do niej spokojnie, a ona mocno tuliła się do niego.
– Chyba nie ma już żadnych wątpliwości, kim panowie są dla niej.
Uśmiechnąłem się. Poczułem, że spadł mi kamień z serca. Cholernie obawiałem się spojrzeć tej małej w oczy. Bałem się, że pierwsze, o co mnie zapyta, to gdzie byłem, kiedy krzywdzili ją i jej tatę, ale nie, nic takiego się nie wydarzyło. Za nic mnie nie obwiniała. Obawiałem się tego, bo dziecku pewne rzeczy ciężko jest wytłumaczyć, choć Viktoria obracała się od urodzenia między dorosłymi i jej intelekt czasami wykraczał poza rozumowanie dziecka w jej wieku, to nadal nim była i pewnych rzeczy mogła po prostu do końca nie rozumieć. Jednak najważniejsze było dla mnie to, że nie miała do mnie żalu i że tak ufnie tuliła się do Billa, choć przecież, gdy go poznała, miała okazję mieć z nim kontakt tylko kilka dni. Najwyraźniej to jednak wystarczyło.
– Panowie podjęli już decyzję, gdzie zamieszka Viktoria? – zapytała, a Bill odezwał się, nawet nie konsultując tego ze mną.
– Z nami. Zabieramy ją. W tej chwili jesteśmy dla niej jedynymi osobami, które zna i którym ufa.
– Bill… – złapałem go za rękaw, a on tylko zmarszczył brwi.
– Chcesz jechać z nami? – zapytał małej, głaszcząc ją po główce.
Viktoria natychmiast pokiwała głową. Dla niego wszystko było jasne, mała należała do nas. Zacząłem się obawiać, że Bill zbyt się angażuje. Nie mogliśmy jej zatrzymać, bo ani on, ani ja nie mieliśmy pojęcia o wychowywaniu dziecka. Do tego dziecka po traumatycznych przejściach, jednak nie chciałem teraz wszczynać dyskusji a tym bardziej kłótni, która postanowiłem odłożyć na później i zabrać małą, tak jak chciał tego mój bliźniak.
Wróciłem jeszcze do gabinetu dyrektorki, a jedna z opiekunek została z Billem i Viktorią, ubierając ją i pakując jej rzeczy na wyjazd.
– Tu jest cała dokumentacja medyczna. Bardzo proszę jak najszybciej skonsultować się z lekarzem, dla niej to bardzo ważne.
– Oczywiście – odparłem i po podpisaniu wszystkich dokumentów z plikiem papierów wyszedłem w końcu przed budynek. Bill cały czas tulił małą. Nie płakała już, ale tak kurczowo zaciskała ręce wokół jego szyi, że miałem wrażenie, iż sam to poczułem.
– Pojedziemy teraz na lotnisko i polecimy samolotem do Niemiec. Cieszysz się? – zapytałem, głaszcząc palcami jej policzek.
– Tak.
– Jakiś czas z nami zostaniesz. Nie musisz się niczego bać, nie pozwolę żeby ktoś więcej cię skrzywdził.
Pokiwała głową. Więc ruszyliśmy na lotnisko, a potem w drogę powrotną do Niemiec. Jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, ile będzie mnie, nas ta decyzja kosztowała. W naszym życiu zaczął się kolejny etap, coś, do czego z Billem nie byliśmy w ogóle przygotowani, ale on to widział oczywiście inaczej.
Siedzieliśmy w tym samolocie, ona ufnie wtulona w jego ramiona smacznie spała, a on wpatrywał się w nią jak w obrazek, zupełnie tak, jakby była jego własnym dzieckiem. Czułem, że czeka mnie poważna rozmowa z Billem, bo znając jego upodobania będzie chciał żebyśmy stali się dla niej rodzicami, a ja nie czułem się na siłach by podołać takiej odpowiedzialności.
Zmiany, które wkraczały w nasze życie niosły za sobą radość, ale i też kłopoty i wiedziałem, że nie jestem w stanie już tego powstrzymać, nie przy Billu.


7 komentarzy:

  1. Aż się popłakałam przy tym odcinku. Niesamowite jest to jak postąpił Bill. Dzieci to takie trudne stworzenia, ufne, ale delikatne i bardzo łatwo je zranić. Bill postąpił tak jak należało, gdyby chciał, żeby mała została z nimi, ale postąpił źle jeśli będą mieli zamiar ją oddać. Juz nie wpomne o tym, że to nie do końca ok względem Toma, ponieważ nie zapytal go. Już nie wpomne o tym, że mimo, iż mała znała chłopaków kobieta nie sprawdziła chłopaków ani raz. A nigdy nie wierzy się na słowo. Poza tym chyba umknął mi fakt czemu ojciec z córka 'ukryli się' XD
    No pisz dalej bo się nie mogę doczekac następnego rozdziału. :) miłego wieczoru.
    Pozdrawiam, god said no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic Ci nie umknęło, jeszcze nie było dlaczego Bruno ukrywał się razem z córką. Niedługo wszystkiego się dowiesz.

      Usuń
  2. Dawno nie komentowałam, ale zawsze czytam rozdziały. Po prostu wiem,że ty wiesz, że wszyscy kochamy to opowiadanie i nie muszę tego robić ale teraz... Smutne jest to że ta mała tak źle została potraktowana za winę swego ojca i być może ja inaczej na tę sprawę patrzę bo sama mam na imię Wiktoria. Czytając ten rozdział ciągle zastanawiałam się, jak zachowałabym się na jej miejscu ,a jak na miejscu bliźniaków... Doszłam do wnioslu, że pewnie dokładnie tak samo. Mam jakieś dziwne wrażenie że Viktoria ściągnie na Kaulitzów jakieś kłopoty dlatego też nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :** weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brakuje "-" przed zdziwieniem Billa na temat syrenek w wypowiedzi tej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  4. To był chyba najbardziej wzruszający odcinek ze wszystkich Twoich opowiadań. Może przez to że dotyczył małego, w bestialski sposób skrzywdzonego dziecka. Mam nadzieję, że Tom nie wpadnie na pomysł pomszczenia ojca dziewczynki. pozdrawiam Klio

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*