Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

środa, 13 stycznia 2016

Odcinek 14




„ Szczęście to nie tylko to, co los daje, ale także to, czego nie zabiera”

Kolejny dzień zaczął się bardzo intensywnie. Jak tylko się obudziłem, w pierwszej kolejności poczułem, że ktoś śpi na moim brzuchu. Gdy otworzyłem oczy, okazało się, że to Viktoria. Zerknąłem w bok, ale po Billu nie było śladu, nawet pościel zdążyła już wystygnąć.
Przełożyłem małą na poduszkę i ostrożnie, tak żeby jej nie zbudzić, wstałem. Dopiero teraz zerknąłem na komórkę i godzinę. Bill chyba miał coś z głową, żeby wstawać o szóstej rano. Zszedłem do salonu, lokalizując go na kanapie z laptopem na kolanach.
– Co ty wyprawiasz? Jest dopiero szósta rano.
– Nie mogę spać, kiedy mam tyle na głowie.
– Tyle, to znaczy, co?
– Malowanie, meblowanie, w ogóle urządzanie pokoju dla Viktorii.
– Nie przesadzasz trochę? Przecież to wszystko można zrobić później. Wracaj do łóżka.
– Jeśli chcesz, to się kładź jeszcze, ja nie mam czasu.
Westchnąłem.
– Ty naprawdę jesteś dziwny – skomentowałem, grzebiąc w szafie za jakimś świeżym podkoszulkiem.
– I za to mnie właśnie kochasz. Choć tu i zobacz, jak myślisz, będzie się jej podobało? – zawołał mnie, przekręcając laptopa w moją stronę.
– Co to ma być?
– Łóżko z baldachimem. Każda dziewczynka o takim marzy – wyjaśnił. – Tylko nie wiem, jaki wybrać kolor, a może w jakieś wzorki, co, jak uważasz?
Podrapałem się po czole.
– Musisz mi pomóc, Tom.
– Ja się na tym nie znam. Mnie o takie rzeczy nie pytaj.
– Nie znam, nie znam. Ale w kwestii nowej kolekcji mi doradziłeś i to dzięki tobie tak dobrze się teraz sprzedaje.
– Kolekcja ubrań dla dorosłej osoby, to nie to samo, co meble dla małej dziewczynki.
Tym razem to on westchnął.
– A gdybyś miał kupić mebelki dla swojej córki, to jaki kolor byś wybrał?
– Różowy – odparłem krótko.
– No i jakoś poszło. W takim razie różowe.
– Idę do kuchni – rzuciłem, chcąc się jak najszybciej stracić mu z pola widzenia. Czułem, że jak się stąd nie ulotnie za chwilę każe mi malować i skręcać meble, a ja miałem zupełnie inny plan na dzisiejszy dzień.
– Viktoria jeszcze śpi? – zapytał, odrywając wzrok od monitora, kiedy byłem już prawie przy drzwiach.
– Tak. Zaraz wracam – powiedziałem i wyszedłem, schodząc na dół.
Na dole rezydencji udało mi się trafić jeszcze na Gordona, który właśnie szykował się do wyjścia.
– Jak tam, przetrwaliście noc? Viktoria dobrze się tu czuje?
– Tak, wszystko gra. Jest trochę zagubiona, nowi ludzie, nowe miejsce, ale przyzwyczai się. Bill właśnie planuje urządzać pokój dla małej.
– Uuu, no to się będzie działo, znając zapał Billa.  A co do małej, to po tym, co przeszła, to i tak cud, że komukolwiek zaufała.
– Wiem.
– No nic, dajmy jej czas na oswojenie się z nowym otoczeniem. Ja uciekam, i tak jestem już spóźniony.
– O szóstej rano?
– O szóstej, to ja już powinienem siedzieć w swoim gabinecie.
A ja sądziłem, że Bill jest takim maniakiem wczesnego wstawania, najwidoczniej przejął tę cechę po Gordonie.
W kuchni, jak nigdy nikogo nie zastałem. Rzadko kiedy bywało tu tak, że sam sobie coś robiłem. Nie dlatego, że nie umiałem, ale dlatego, że wszyscy mnie w tym wyręczali, jakbym co najmniej był niepełnosprawny. Dużo czasu mi zajęło, żeby się do tego przyzwyczaić, ale cóż, mieszkałem w tej wielgachnej rezydencji, w której jak w wojsku przestrzegano pewnych zasad i musiałem się do nich dostosować czy mi się to podobało, czy nie.  Jednak dziś, z uwagi, że było tak wcześnie, miałem okazję sam coś zrobić do jedzenia i picia, i to nie tylko dla siebie, co wprawiło mnie w wyjątkowo dobry humor.
Cały dzień spędziliśmy na urządzaniu małej pokoju. Żeby nam nie przeszkadzała, obarczyliśmy opieką Annę I Sonię, bardzo je polubiła, a raczej dała się im przekupić za czekoladowe lody i stertę ciastek. Uprzedziłem obie panie, że jeśli się pochoruje, będą się same nią zajmowały. Na szczęście nic takiego się nie stało. Pod wieczór, znowu padałem na twarz. Czułem się zmęczony, ale też szczęśliwy a pokój wyglądał naprawdę bajecznie, zupełnie jak pokój dla małej księżniczki.
– Chyba przesadziliśmy – stwierdziłem, siadając na podłodze pod ścianą i popijając wodę z butelki. Bill usiadł koło mnie, zabierając mi po chwili wodę.
– Warto było, wygląda zajebiście – podsumował, dopijając resztę wody.
– No – przyznałem.
– Ciekawe czy Viktorii się spodoba?
– Z całą pewnością – podsumowałem. – Nie wyjdzie stąd przez miesiąc.
– Idziemy po nią? – zapytał, oddając mi pustą butelkę.
– Idziemy.
Kiedy przyprowadziliśmy ją na górę i pokazaliśmy jej pokój, jej wyraz twarzy był bezcenny. Jeszcze nigdy nie wiedziałem tak zaskoczonego, a jednocześnie zachwyconego dziecka.
– To twój pokój – powiedział Bill. – Podoba ci się?
Mała pokiwała głową, nawet na nas nie patrząc, skupiała wzrok na każdej pojedynczej rzeczy, a zawaliliśmy ten pokój tyloma różnymi zabawkami i rzeczami, że samemu miałem lekki oczopląs, aby to wszystko ogarnąć wzrokiem.
– Będę tu teraz spała? – zapytała.
– Tak – odpowiedział jej Bill. – Chyba że wolisz spać z nami.
Spojrzałem na Billa, mając ochotę kopnąć go w kostkę.
– Nie. Chcę tutaj.
Uśmiechnąłem się. Pokój podobał się jej, a to oznaczało, że nasze łóżko będzie tylko nasze, a w nocy będziemy mogli spokojnie pogrzeszyć.
– No dobrze, to obejrzyj sobie swój pokój, a ja przygotuje ci kąpiel, jest już późno i jesteś już zmęczona, my zresztą też – powiedziałem i zostawiając ją z Billem, poszedłem napuścić wodę do wanny.
Kolejne dwa tygodnie były dość spokojne, choć spodziewałem się o wiele większego zamieszania, głównie z udziałem Viktorii. Ona jednak zachwycona swoim nowym pokojem i mnóstwem zabawek, które i tak przybywały każdego kolejnego dnia, skupiła się wyłącznie na zabawie. Dobrze, że widzieliśmy uśmiech na jej twarzy i zaangażowanie w zabawię, bo to oznaczało, że wraca do psychicznej równowagi. Nawet zaczęła rozmawiać z Gordonem. A z Sebastianem za rękę przechadzała się po całej rezydencji.
Gordon zlecił nawet zrobienie placu zabaw dla małej, tak żeby nie siedziała cały dzień w pomieszczeniu, skoro na dworze wciąż była piękna letnia pogoda.
Wszystko prawie wróciło do normy, oprócz tego, że mała nie mogła z nami zostać na stałe. Viktoria potrzebowała prawdziwej rodziny, mamy, taty, stabilizacji i prawidłowych wzorców, żeby mogła wyrosnąć na normalną kobietę, a my? Jaki ja i Bill mogliśmy dać jej wzorzec do naśladowania? To była kwestia czasu, kiedy w końcu przyłapie nas na całowaniu się albo na czymś jeszcze gorszym, i co jej wtedy powiemy? Nie zwracaj uwagi, bo u nas to tak wyszło przypadkiem. Nie było mowy, żebym dopuścił do takiej sytuacji. Teraz jeszcze, nie było to aż tak trudne do ukrycia, ale jak Viktoria będzie starsza, nie łatwo będzie coś jej wmówić, czy zbyć ją z tropu, jak coś zauważy.
Bill oczywiście nawet nie chciał słyszeć o oddaniu jej, zresztą odkąd z nami zamieszkała ani razu nie zszedłem na ten temat, sądząc, że jeśli nie będziemy o tym rozmawiać, to nie będzie problemu a ja zapomnę, o czymś takim jak adopcja.
Widziałem jak bardzo zaangażował się w wychowywanie dziewczynki. Przebierał ja kilkanaście razy dziennie, i nie, ona nie miała absolutnie nic przeciwko, uwielbiała to. Kiedy tylko Bill zabierał ją ze sobą do agencji. Po powrocie mała tryskała taką energią, że trudno było uwierzyć, że jeszcze kilka tygodni temu spotkało ją takie nieszczęście.
Oczywiście, nie zwaliłem na Billa całego obowiązku opieki nad Viktorią, ja także spędzałem z nią mnóstwo czasu, ale ona wolała jego towarzystwo, niż moje, może dlatego, że w przeciwieństwie do mnie on jej niczego nie zabraniał ani niczego nie odmawiał, ale nie przeszkadzało mi to, dopóki wszyscy byli szczęśliwi, wszystko było dobrze.
– Viktoria, czas na kąpiel. – Bill kolejny raz wołał ją do łazienki.
– Zaraz.
– Zaraz to będzie woda zimna, choć już.
– Już idę.
I to „już idę”, przeciągnęło się o kolejne piętnaście minut. Bill wszedł do salonu, zasłaniając mi sobą telewizor. Spojrzałem na niego w przelocie, po czym znowu skupiłem wzrok na ekranie, a raczej jego kroczu.
– Mógłbyś? – pomachałem ręką, żeby się odsunął. – Zasłaniasz mi.
– Może byś mi tak pomógł.
– W czym? Podobno świetnie sobie radzisz.
– To nie jest śmieszne.
– Nie śmieje się – oświadczyłem, zerkając mu w oczy.
– Z tym kompanię mnie wrobiłeś, tak to widzę.
– Ja? Nie mój drogi. Ja w przeciwieństwie do ciebie mam u niej autorytet. Wystarczy, że powiem słowo i robi, co jej każe, a ty rozpieściłeś ją, pozwoliłeś sobie na takie traktowanie, to teraz masz za swoje.
– Autorytet? – prychnął. – Chciałbym to zobaczyć – rzucił mi wyzwanie.
– Mam ci udowodnić?
– Tak, śmiało. Jeśli uda ci się ją zagonić do łazienki, więcej ani jednym słowem nie wspomnę o tym, żebyś mi pomógł.
– Trzymam cię za słowo – rzuciłem. – Viktoria, marsz do łazienki, słyszałaś?! – krzyknąłem.
– Już idę – odpowiedziała i obaj patrzyliśmy, jak wychodzi ze swojego pokoju, maszerując z nieco kwaśną miną do łazienki.
Bill popatrzył na mnie, a ja tylko ruszyłem brwiami.
– To jeszcze nie oznacza, że jesteś dla niej autorytetem, po prostu boi się ciebie.
– Nie ma powodu się mnie bać. Pozwoliłeś sobie, więc takie są tego konsekwencje. Powiedzmy to sobie szczerze, nie masz zielonego pojęcia o wychowywaniu dzieci, i zanim zdecydujesz się mieć swoje własne, radzę ci się dobrze nad tym zastanowić, bo każde będzie robiło z tobą, co będzie chciało.
– Na razie wystarczy mi to, które mamy, nie potrzebuję więcej dzieci – odparł i obracając się na pięcie ruszył do łazienki.
Nie będzie łatwo wbić mu do głowy, że Viktoria jest u nas tylko chwilowo, on traktował ją już jak swoją własność i czułem, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Skupiłem się ponownie na filmie, próbując złapać wątek, kiedy usłyszałem jego wołanie z łazienki.
– Toom?!
Zamarłem, słysząc ten specyficzny rodzaj przeciągania głosek w moim imieniu, to zawsze oznaczało, że coś się stało. Poderwałem się z kanapy i ruszyłem do łazienki. Nie spodziewałem się absolutnie tego, co zobaczyłem. Woda w wannie była czerwona od krwi.
– Co się stało? – zapytałem, widząc przerażoną twarz brata i strużkę krwi spływającą po udach Viktorii prosto do wody.
– Nie wiem, zaczęła krwawić – wydukał.
Nasza sielanka właśnie się skończyła. Chwyciłem z wieszaka duży kąpielowy ręcznik i otuliłem nim małą, wyciągając ją z wody.
– Boli cię coś? – zapytałem, stawiając ją na szafce przed lustrem. Pokręciła głową.
Zacząłem ją szybko wycierać.
– Ubieraj ją i jedziemy do szpitala – rzuciłem do Billa, zostawiając go na chwilę samego.
W tym urządzaniu jej nowego życia zapomnieliśmy, że powinniśmy z nią iść do lekarza. Kierowniczka z ośrodka w Meksyku wyraźnie powiedziała mi, żebym jak najszybciej udał się z nią do lekarza.
Ubrałem się w pośpiechu, zgarniając wszystkie dokumenty i wparowałem z powrotem do łazienki. Viktoria cały czas krwawiła, na ręczniku widniały plamy krwi. Bill ubierał ją z drżącymi rękami.
– Dobra, zostaw już to, i tak przesiąknie krwią. Idź się ubrać – wygoniłem go z łazienki. Viktoria zaczęła płakać. Bała się, nie wiedziała, co się dzieje, a nasze przerażone miny, tylko ją upewniały, że dzieje się coś złego.
Chwyciłem drugi czysty duży ręcznik i owinąłem ją.
– Chodź – wyciągnąłem ręce, a ona przytuliła się, obejmując mnie za szyję. Trzymając ją na rękach, wyszedłem z łazienki. Bill był już prawie gotowy, wiązał właśnie drugiego buta. – Weź dokumenty – kiwnąłem mu głową na papiery, które przyszykowałem.
Zeszliśmy w pośpiechu na dół, kierując się prosto do samochodu. Kiedy Bill wsiadł, podałem mu małą, a sam obszedłem auto i wsiadając za kierownice, ruszyłem prosto do szpitala, błagając w myślach, żeby nie wykrwawiła się po drodze.
Przez całą drogę płakała, nie mogliśmy jej uspokoić, dopiero przed szpitalem trochę się uspokoiła, chociaż to bardziej wynikało z tego, że osłabła z utraty dużej ilości krwi.
Na izbie przyjęć, jak tylko weszliśmy, od razu podbiegł do nas sanitariusz i lekarz.
Zaczęły się badania, posypały się pytania, a w tym wszystkim najbardziej cierpiała Viktoria. Okazało się, że trzeba było ją operować i to natychmiast. Viktoria zacisnęła rączkę na mojej koszulce i nie chciała mnie puścić. Byłem zmuszony zanieść ją na salę operacyjną i czekać, aż podany środek usypiający zadziała i mała zaśnie, dopiero wtedy wyszedłem. Bill stał po drzwiami i czekał. Kiedy wyszedłem, zasypał mnie mnóstwem pytań, jak gdybym co najmniej ja ją tam operował.
– Zawaliliśmy, Bill – rzuciłem tylko.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że to aż tak pilna sprawa – odparł.
– Ja też nie, ale zawaliliśmy.
– Cały czas czuła się dobrze. – Bill próbował nas usprawiedliwić, ale to na nic, bo obaj doskonale wiedzieliśmy, jaki jest jej stan zdrowia, po prostu zepchnęliśmy to na dalszy plan, sądząc, że na razie bardziej niż lekarza potrzebuje miłości i spokoju.
– Nie zmienia to faktu, że zaniedbaliśmy to, co powinno było być zrobione zaraz po przywiezieniu jej z Meksyku – podsumowałem.
Usiedliśmy w poczekalni i czekaliśmy. Operacja trwała ponad sześć godzin, to okropnie długo jak dla dziecka. Profesor, który ją operował, powiedział, że zrobił wszystko, co w jego mocy, ale będzie musiała przejść jeszcze dwie kolejne operacje. To nie była budująca wiadomość.
Powiedział też, że przez dwa dni będą ją utrzymywać w śpiączce farmakologicznej, dla jej bezpieczeństwa.
Wróciliśmy do domu i nie mogliśmy znaleźć sobie miejsca. Minęło zaledwie dwa tygodnie, a obaj tak się do jej obecności przyzwyczailiśmy, że nagle brak jej osoby stał się jakiś nieznośny.
– Idę coś zjeść – powiedziałem i zszedłem do kuchni.
Anna i Sonia jak tylko mnie zobaczyły, zasypały pytaniami. Od przyjazdu małej do Niemiec, o nic nie pytały, ale dziś chciały wiedzieć dosłownie wszystko.
– Co zrobił jej ojciec, że go zabili? – zapytała Sonia, stawiając przede mną talerz zupy.
– Nic. Był w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu. Był świadkiem przestępstwa. To zorganizowana przestępcza grupa. Zeznawał przeciwko nim w sądzie i doskonale wiedział, że przez te zeznania ryzykuje swoje i Viktorii życie. O swoje życie się nie martwił, ale córka była dla niego świętością. Policja objęła go programem ochrony świadków, ale do czasu, kiedy miał zniknąć miałem przede wszystkim chronić małą.  Nie wiem, jak to się stało, że go znaleźli, nie mam pojęcia – przyznałem, biorąc z koszyka kolejną kromkę chleba.
– Co teraz zrobisz?
– Na chwilę obecną, oni są przekonani, że Viktoria nie żyje. Gdyby wiedzieli, że przeżyła, obawialiby się, że mogłaby zeznawać przeciwko nim.  Ona widziała, kto zabił jej ojca, widziała, kto ją skrzywdził, to jest w niej i nawet jeśli wyparła to z siebie, to gdyby stanęła twarzą w twarz z tymi, którzy dopuścili się tego, poznałaby ich.
– Czy to konieczne? Musi przez to przechodzić kolejny raz? – zapytała Anna.
– Wiem, że to okropne, ale oni muszą odpowiedzieć za to, co zrobili. Rozmawiałem już z policją i psychologiem, postarają się w to nie mieszać Viktorii, wiedzą, kto za tym stoi, ale może być tak, że nie będzie innego wyjścia i Viktoria będzie musiała zeznawać, jako świadek i poszkodowana.
– Przecież to jeszcze dziecko. Ile ona z tego rozumie?
– Nie wiele, ale rozpoznaje osoby, a to sędziemu wystarczy, jeśli wskaże, kto w tamten dzień zabił jej ojca i brutalnie ją zgwałcił.
Bill wszedł do kuchni, od razu mierząc mnie wzrokiem.
– Nie pozwolę na to, żeby Viktoria zeznawała, niech nawet chodzą na wolności, ale więcej nie będzie przeżywała tego koszmaru od nowa.
– Może nie będzie musiała – sprostowałem.
– A jeśli będzie musiała? Nie pozwolę na to.
Spojrzałem porozumiewawczo na Annę.
– Zjesz zupę? – zapytała Billa.
– Tak, poproszę – odparł, siadając koło mnie.
– Teraz, najważniejsze jest to, żeby wyzdrowiała – powiedziała Anna, stawiając przed Billem talerz z zupą.
– Dziękuję. Wyzdrowieje, już ja o to zadbam – powiedział.
Nie wątpiłem w to.
Pojutrze mieli ją wybudzić ze śpiączki farmakologicznej i jeśli będzie czuła się dobrze, do końca tygodnia wypisać ją ze szpitala.
Mieliśmy z Billem dwa dni wyłącznie dla siebie, a skończyło się na tym, że on spał w pokoju małej, a ja w salonie na kanapie. I wcale się nie pokłóciliśmy, jakoś obaj nie mogliśmy cieszyć się sobą, wiedząc, że ona jest w szpitalu.
W dzień wybudzenia, w drodze do szpitala, zahaczyłem jeszcze sklep z zabawkami. Chciałem jej coś kupić, coś takiego, co mogłaby mieć zawsze ze sobą, coś, co dodawałoby jej otuchy i myślałem o jakimś pluszaku. Dzieci lubią takie rzeczy, im bardziej przyjemne w dotyku, tym lepiej. Łaziliśmy z Billem po całym sklepie, aż w końcu wypatrzyłem coś, co wydawało mi się idealnym prezentem. Pluszowy czarnobiały pies haski z niebieskimi oczami, to było to. Maskotka niebyła jakoś specjalnie duża, ale bardzo przyjemna w dotyku.
– Spodoba się jej – powiedział Bill, kiedy od dłuższego czasu przyglądałem się pyszczkowi psa.
– Tak uważasz?
Pokiwał głową.
– No to wezmę go – stwierdziłem.
Wiem, że miała w domu mnóstwo różnych pluszaków, ale ten miał być taki na specjalną okazję.
Kiedy Viktoria wybudziła się, spojrzała na nas i widać było, że jest zdezorientowana, ale nie skarżyła się na ból, więc wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Usiadłem koło niej na łóżku i położyłem na poduszce pluszaka.
– Zobacz, kto tu przyszedł jeszcze do ciebie.
Uśmiechnęła się, wyciągając po niego ręce.
– Zaopiekujesz się nim? Bardzo za tobą tęsknił.
Kiwnęła głową i przytuliła maskotkę mocno do siebie.
– Mówiłem, że się jej spodoba – rzucił Bill.
Odkąd wybudzili ją, na zmianę z Billem czuwaliśmy przy niej, aż do wypisania jej ze szpitala. On opowiadał jej bajki, a zmyślał takie niestworzone rzeczy, że parę razy musiałem odwrócić głowę w drugą stronę, żeby nie widział, jak się śmieje. Naprawdę miał wyobraźnie. Ja nie potrafiłem, aż tak zmyślać, więc musiało jej wystarczyć moje czytanie.
Po tygodniu wypisali ją ze szpitala, ale za dwa tygodnia miała przejść kolejną operację, o której jej jeszcze nie powiedzieliśmy. Jednak coś się zmieniło i to nie chodziło o Viktorię, a mnie i Billa. Jeszcze nie wiedziałem, co to dokładnie jest, ale czułem to w jego zachowaniu i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że coś się między nami psuje, choć na pozór nic takiego się nie działo.


2 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystko! AH! Teraz mogę napisać długiego komentarza, więc usiądź, weź herbatkę/kawę cokolwiek i czytaj. Na sam początek zacznę, że opowiadanie bardzo mi się podoba. Kocham Billa, który to on namawia Toma do sexsu itp. Tom jest trochę dla mnie za słodki, ale teraz zachowuje się jak mężczyzna. Tak nie mogłam go rozgryźć, był raz uroczy, a raz wredny. Świetnie mu dobrałaś charakter, bo na sam początek było widać jego niezdecydowanie. Czasami miałam ochotę krzyknąć, żeby zjadł snikersa, bo za bardzo gwiazdorzy! Ale Bill nie był gorszy nie, te ich zakłady wywoływały we mnie palpitację serca, chociaż już się nauczyłam, że Tom jednak jest lepszy. Wszystko potem było takie słodkie, urocze, a jak doszło do tego, że obydwoje chcą być wreszcie razem, to tak za cieszyłam! Lecz pojawił się Nick, jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. I dobrze nikt go nie chciał, a Tommy mógł się wreszcie skupić na Billym. Dramatyczny moment dla mnie był, kiedy Tom uciekł z willy. Tak nie wiedziałam czy się pogodzą, musieli być razem, bo TO miłość na wieki! Teraz pojawiła się Victoria, to takie straszne, co jej się stało. Nie potrafię tego skomentować, bo to we mnie zawsze wywołuje wściekłość, jak można coś takiego zrobić komu kolwiek, a co dopiero dziecku. Tą małą powinni zabrać do psychologa, jest dobrze teraz, ale później tak nie będzie. Boje się o nią, teraz ma przejść znowu operację, to bardzo dużo dla takiego małego dziecka. Do tego coś się między nimi dzieje, Bill bardzo się zajmuje małą, teraz jest to potrzebne, ale pewnie coraz bardziej będą się od siebie oddalać. Oni muszą być razem! Muszą! Bo inaczej napiszę do ciebie petycję. I czekam na resztę, przy okazji, że jestem u głosu, mam nadzieje, że doszłaś do końca. Świetnie piszesz, i czekam na więcej cześć twc. Nie mogę doczekać się następnych twoich dzieł, ale słodzę, lecz należy ci się. No i tak przy okazji zapraszam do siebie :) http://dotyk-by-white-daisy.blogspot.com mam nadzieje, że ci się spodoba, oczywiście jeśli wpadniesz tylko.
    PS. Wydaje mi się, że Bill będzie chciał drugie dziecko, bo spodoba mu się macierzyństwo :)
    Pozdrawiam
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za komentarz. Na pewno też zajarzę na Twoją stronę.
      Co do tego, co się dzieje między braćmi to, niewątpliwie Viktoria trochę stanęła między nimi, Bill się bardzo zaangażował, jak to Bill, a Toma przeraża fakt, że stał się odpowiedzialny za drugą osobę i nie wie co zrobić, bo z jednej strony chce się uwolnić od odpowiedzialności, a z drugiej kocha tę małą i gdzieś tam podświadomie nie dopuszcza do siebie myśli, że nagle zniknęła by z jego życia. Jednym słowem ma w sobie sprzeczne emocje i nie potrafi się opowiedzieć po żadnej ze stron, dlatego też miota się i szuka dobrego rozwiązania. Czy znajdzie? niedługo się przekonasz.:)

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*