Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 2 lutego 2016


Witajcie kochani.
Ciskacie gromami na biedną Kate, a ona przecież jest taką miłą osobą. Nawet Bill się do niej przekonał :D I Viktoria ją lubi…



Odcinek 19




„W przeszłość przenoszą nas wspomnienia, a w przyszłość - marzenia„


Przez kilka kolejnych dni Bill odwoził i przywoził małą z zerówki. Widziałem, że każdego kolejnego dnia, zmienia się jego nastawienie do Kate, aż w końcu oznajmił mi, że jutro to ja mam odwieść Viktorię, bo on ma ważne spotkanie z klientem i nie da rady pojechać.
To był przełom, i to dość znaczący. To oznaczało, że w końcu przekonał się, iż Kate nie jest dla niego zagrożeniem, a mnie ufa na tyle, by pozwolić mi odwieźć małą i mieć kontakt z moją byłą.
Trochę to wszystko mnie bawiło, ale z przyjemnością zgodziłem się, bo choć nie kochałem już Kate, to byłem ciekawy, co u niej. Jak ułożyła sobie życie i w ogóle, jaka jest po tych wszystkich latach.
Nie dało się nie zauważyć radości na jej twarzy, kiedy zobaczyła mnie razem z Viktorią.
Podeszła, właściwie podbiegła do nas, witając się.
– Witaj, Tom.
– Cześć.
– Cieszę się, że cię widzę.
– Ja też – przyznałem, obserwując jak nachyla się nad Viktorią.
– Biegnij do klasy, ja jeszcze porozmawiam tu chwilę z Tomem.
– Dobrze – odparła i pociągnęła mnie za rękę, domagając się buziaka na do widzenia.
– Bądź grzeczna i uważaj na lekcji – pocałowałem ją w czółko.
– Dobrze.
– Przyjdę po ciebie po południu.
Skinęła tylko głową i już kompletnie nie zwracając na mnie ani na Kate uwagi, pobiegła do klasy i Lenki, która machała jej na przywitanie.
– Już wróciłeś? – zapytała, zmieniając nagle temat.
Uniosłem brwi, nie mając pojęcia, o czym ona mówi.
– Bill mówił, że musiałeś wyjechać na kilka dni.
– A! Tak. Wróciłem wczoraj wieczorem.
– Tajna misja?
Zaśmiałem się.
– Nie, małe zlecenie.
– Często tak wyjeżdżasz?
– Nie wiem, czy często, ale zdarza się, że nie mogę odmówić.
– Rozumiem. Jak godzisz pracę z wychowywaniem Viktorii?
– Bill mi pomaga, jak już zapewne zdążyłaś zauważyć, a nawet poznać go.
Uśmiechnęła się.
– Jest do ciebie taki podobny, że kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, wzięłam go za ciebie.
– Słyszałem.  Nasze podobieństwo to naprawdę czysty przypadek.
– Musi ci być bliski, skoro powierzasz mu opiekę nad Viktorią.
– Powiedzmy, że po tym, jak ocaliłem mu życie, łączy nas dosyć specyficzny rodzaj przyjaźni. – Oczywiście dla mnie oznaczało to coś zupełnie innego niż dla Kate.
– Bardzo ciepło o tobie mówi.
– Kto, Bill? – trochę mnie zaskoczyła tymi słowami.
– Tak. Wspaniały z niego człowiek.
– Też go lubię – przyznałem, nie chcąc się już rozwodzić jak dalekie jest moje uwielbienie dla jego osoby.
– A jak zajmuję się Viktorią, wprost nie mogę się napatrzeć. Zachowuje się tak jakby była jego córką.
– Wiem. Bill taki już jest, a Viktoria skradła jego serce.
– Nie tylko jego, moje też, jest naprawdę urocza i taka bystra.
– A co tam u ciebie, ostatnio nie było okazji porozmawiać – zmieniłem temat.
– U mnie?  Praca, praca i jeszcze raz praca.
– No przecież nie pracujesz tu od świtu do nocy.
– Sądzisz, że byłabym w stanie utrzymać się z tej jednej pensji?
Wzruszyłem ramionami.
– Dorabiam jeszcze po godzinach. Udzielam korepetycji z niemieckiego i matematyki.
– Z matmy zawsze byłaś dobra – przyznałem, przypominając sobie, ile razy rozwiązywała za mnie zadania na klasówkach.
– Stare dzieje.
– Gdyby nie ty, nigdy bym nie pozaliczał tych wszystkich egzaminów.
– Przestań, Tom, powiem ci to samo, co mówili ci nasi profesorowie, jesteś bardzo zdolny, tylko strasznie leniwy.
– Ach, bez przesady.
Nagle na korytarzu rozległ się dzwonek.
– Muszę iść – powiedziała, zerkając w stronę klasy.
– Jasne.  Będę po południu odebrać Viktorię.
Uśmiechnęła się.
– To do później – rzuciła na odchodne.
– Do później – odpowiedziałem i tym razem to ja ją odprowadziłem wzrokiem do klasy. Muszę przyznać, że figurę miała niezłą. Nie przytyła jak większość dziewczyn z naszego rocznika. Była zadbana i widać było, że choć jak twierdziła było jej ciężko, markowo się ubierała, niewątpliwie to na pewno nie uszło uwadze mojemu bratu.
Ledwo wyszedłem z budynku, a rozdzwoniła się moja komórka. Dzwonił do mnie instalator w sprawie nowego piecyka i podłączenia go, pytał, kiedy mógłby przyjechać. Do czternastej miałem mnóstwo wolnego czasu, więc umówiłem się z nim za godzinę.
W moim dawnym domu przybywało coraz więcej rzeczy. Nowe ręczniki wisiały na wieszaku w łazience, który kiedyś montował ojciec. Pamiętam to nawet, byłem zafascynowany, jak wiercił w ścianie otwory, a potem przykręcał wieszak, miałem wtedy może ze trzy, cztery lata. Po ponad dwudziestu latach ten sam wieszak nadal tu wisiał i miał się całkiem dobrze, jak to ojciec zawsze powtarzał: „aluminium to uniwersalny materiał i przetrwa każdą epokę”, miał rację.
Instalator, szybko uwinął się z montażem, zapewniając mnie, że przez najbliższe dziesięć lat piecyk nie będzie wymagał żadnych napraw. Szczerze mówiąc, wątpiłem w to, ale dobrze będzie, jak wytrzyma bezawaryjnie, chociaż połowę z tego, a ja z Billem będę miał gdzie się umyć po tym, co wyprawiamy.
Uśmiechnąłem się na samą myśl, jaką będzie miał minę, kiedy naleje mu pełną wannę gorącej wody z mnóstwem piany i świeczek poustawianych na brzegu. Nigdy nie przywiązywałem do takich rzeczy jakieś specjalnej wagi, ale przy Billu nauczyłem się, że te kilka drobiazgów naprawdę robi wielką różnicę i wprowadza jakąś dziwną atmosferę, której nie potrafiłem racjonalnie wytłumaczyć, ale tak było.
Wypakowałem też z kartonu kieliszki i szklanki. Kupiłem nawet filiżanki, w których Bill zawsze pijał kawę, no i ekspres do kawy, najbardziej skomplikowany, jaki znalazłem w sklepie. A płacąc za niego niebotyczną sumę, cieszyłem się, widząc oczami wyobraźni Billa rozkminiającego, jak to uruchomić. Po prostu nie mogłem sobie tego widoku odmówić.
Komplet sztućców i mały zestaw talerzy także zagościły w kuchennym kredensie. Trochę to już było żałosne jeść kawior z kartonowych pudełek plastikowymi sztućcami, a z gwinta popijać wino, które nierzadko kosztowało parę tysięcy euro. I tak, choć zarzekałem się, że nigdy w życiu, to właśnie sam urządzałem dom, budując nie tylko związek między mną a Billem, ale także, wijąc dla niego przytulne i co najważniejsze własne gniazdko. Miłość to naprawdę dziwna rzecz. Przemeblowuje głowę w taki sposób, że nagle wszystko to, co wcześniej było przeszkodą, przestaje istnieć, a samotność, która wydawała się najlepszą rzeczą, staje się okropnie uciążliwa i bolesna.
Na każdym kroku dostrzegałem, jak bardzo zmieniłem się przy Billu. We wszystkich moich myślach i planach Bill był obecny. Wiązałem z nim swoją przyszłość tak samo, jak kilka lat wcześniej z Kate. Czułem, że to jest coś ważnego i chyba pierwszy raz od lat nie bałem się, że popełniam błąd. Zerknąłem na zegarek, to był najwyższy czas jechać po Viktorię. Zamknąłem dom i ruszyłem. Dojechałem grubo przed czasem, ale nie przejąłem się tym. Wszedłem do budynku i zacząłem rozglądać się po korytarzu. Przed każdą klasą wisiały tablice z pracami uczniów. Chociaż minęło już kawałek czasu, wciąż pamiętam jak ja chodziłem do szkoły i jaki byłem dumny, kiedy moje prace umieszczano na tablicy. Nie lubiłem chodzić do szkoły, właściwie to najbardziej nie lubiłem się uczyć, ale teraz z perspektywy czasu miło ją jednak wspominam. To był naprawdę zwariowany okres w moim życiu.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka i w kilka sekund na korytarzu zrobiła się ogromna wrzawa.
Przerwa, a dla niektórych koniec zajęć. Pamiętam, że zawsze byłem pierwszy na korytarzu, krzycząc i szalejąc na przerwach.
Po chwili na korytarzu pojawiła się też Viktoria. Widząc mnie, rzuciła się biegiem przez cały korytarz, wpadając prosto w moje ramiona i tuląc się.
– Co za powitanie – odezwałem się. – Wszystko w porządku?
– Tak. Dostałam dzisiaj złotą gwiazdkę – pochwaliła się, wyciągając do mnie rączkę z naklejką.
– No pięknie, a za co taka nagroda?
– Za rozwiązanie rebusu.
– Rebusu? To taka mądrala z ciebie?
Kiwnęła głową.
– Jestem z ciebie bardzo dumny – powiedziałem, całując ją w głowę i zerkając na Kate, która właśnie stanęła koło nas.
– Widzę, że już się pochwaliła nagrodą.
– Tak – przyznałem.
– Była dziś najlepsza w klasie. Nie myślałeś, żeby zapisać ją na dodatkowe zajęcia?
– Myślałem, ale to tylko od niej zależy czy będzie na jakieś chciała chodzić.
– Mamy tu dużo pozalekcyjnych zajęć. Dam ci broszurkę. Pomyśl nad tym, szkoda by było zmarnować jej talentu. Viktoria ładnie rysuje i ma ścisły umysł, mogłaby spróbować w jakieś dziedzinie.
– A to trochę nie za wcześnie?
– Nie, dlaczego? Dzieci w jej wieku właśnie najwięcej chłoną wiedzy. Poza tym zajęcia są dostosowane do wieku dziecka.
– Pomyślimy, tak? – zapytałem małej, a ona pokiwała tylko głową.
– Pojedziemy do McDonalds’a? – zapytała, będąc teraz zainteresowana zupełnie, czym innym.
– Nie. Co za dużo to nie zdrowo – odparłem.
– Ale ja chcę Happy Meal’a.
– W domu czeka na ciebie pyszny obiad.
Mała westchnęła, a Kate uśmiechnęła się.
– Bill ją rozpuścił i takie tego efekty. Ja wolę, żeby jadła domowe jedzenie.
– Chyba zapomniałeś, jak sam dzień w dzień chodziłeś do McDonalds’a.
– Cicho!
Jej śmiech rozszedł się echem po całym korytarzu. Zawsze go lubiłem, był taki melodyjny i przyjemny dla ucha. Chcąc nie chcąc samemu zacząłem się śmiać.
– Chodźmy już, jestem głodna. – Viktoria złapała mnie za rękę.
– A kanapki zjadłaś?
– Tak.
– No, choć już – zaczęła, ciągnąc mnie do wyjścia.
– Viktoria, nie ciągnij mnie.
Spojrzałem na Kate, najwyraźniej ją bardziej niż mnie bawiła ta sytuacja. Dostrzegałem wyraźny wpływ Billa na Viktorię, bo coraz to na więcej sobie pozwalała. Nie to, że chciałem być dla niej surowy, ale nie mogło być tak, żeby ogon machał psem.
– Viktoria! – podniosłem na nią głos i spojrzałem groźnie. Mała natychmiast się uspokoiła, spuszczając głowę w dół. – Pójdziemy już. Muszę porozmawiać z Viktorią, bo takiego zachowania nie będę tolerował. – Mała nawet na mnie nie spojrzała.
– Oczywiście. To do jutra, Tom. Do widzenia Viktoria.
– Do widzenia – odparła naburmuszona.
Ruszyliśmy do wyjścia. Cały czas trzymałem ją za rękę. Kiedy posadziłem ją na tylnym siedzeniu samochodu i zapiąłem jej pas, nachyliłem się do niej, zaglądając jej prosto w twarz.
– Co to za dąsy, co? Dobrze wiesz, że ja nie lubię takiego zachowania.
– Przepraszam – wymamrotała.
– Nie gniewam się na ciebie, ale nie rób tak więcej, to bardzo nieładnie. Jesteś już dużą dziewczynką, a zachowałaś się jak dwulatka. Chcesz, żeby pani i inne dzieci się z ciebie śmiały?
– Nie – pokręciła głową.
– To obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz się tak zachowywała.
– Obiecuję.
Choć byłem w tym momencie stanowczy, serce mi się krajało, jak patrzyłem na jej smutną minę.
– No, choć tu, niech cię przytulę. – Objęła mnie mocno za szyję. – Kocham cię, szkrabie, pamiętaj o tym – pocałowałem ją w czółko. Jeszcze chwilę tuliła się do mnie.
Kiedy przyjechaliśmy do rezydencji i dopadłem Billa zrobiłem mu wykład na temat wychowywania i rozpieszczania dzieci. Jeden tydzień wystarczył, żeby Viktoria robiła z nami, co chciała. Miałem to gdzieś, czy Bill się jej daje, ale ja sobie na coś takiego nie zamierzałem pozwolić i jasno mu to powiedziałem.
Zastrzegłem sobie, że jeśli coś z tym nie zrobi i mi nie pokaże, że potrafi być wzorem dla małej dziewczynki, to nawet niech nie marzy, że ją zaadoptujemy. Potraktował to ostrzeżenie poważnie, bo nawet ze mną nie dyskutował. I zanim zniknąłem z pokoju z zamiarem udania się na dół na siłownię, wcisnąłem mu broszurkę, którą dała mi Kate z dodatkowymi zajęciami pozalekcyjnymi. Lubiłem być górą, lubiłem rządzić i teraz wyraźnie czując psychiczną przewagę nad Billem, czułem się nieziemsko usatysfakcjonowany.
Już prawie kończyłem ćwiczenia, gdy Bill wparował na siłownię.
– Może taniec? – zapytał, machając mi broszurką przed nosem.
– Taniec? – zdziwiłem się. A jaki jest pożytek z tańca, co ona z tym potem zrobi?
– Nie z każdego hobby musi być jakiś większy pożytek. Wydaje mi się, że człowiek powinien robić to, co lubi, a nie decydować się na to, z czego w przyszłości będzie miał więcej kasy.
– No wybacz, że myślę tak przyziemnie. Ty ze swojego pływania jakoś też wielkich korzyści nie miałeś.
– Gdybym zdobył pierwsze olimpijskie miejsce, miałbym dożywotną pensję.
– Żartujesz?
– Nie. Nie wiedziałeś o tym?
– Nie.
– Więc zanim zaczniesz krytykować, zrób wywiad.
Zamilkłem na chwilę.
– Może niech Viktoria sama zdecyduje – stwierdziłem.
– Uważasz, że jest na tyle duża, że będzie wiedziała, co chce robić w życiu?
– A może to my jej zbyt szybko układamy życie, nie sądzisz? – zapytałem, przesiadając się na kolejne urządzenie.
– Tak uważasz?
– Ona ma dopiero pięć lat.
– Sześć.
– Jeszcze nie skończyła. Jeszcze sto razy zmieni zdanie co do tego, co chciałaby robić.
– A ty miałeś jakieś marzenia?
– Jak każdy.
Uśmiechnął się.
– Kim chciałeś być?
– Muzykiem.
– Kim?
– Chciałem być gitarzystą i grać w zespole.
– I co? – Wiedziałem, że zrobiłem na nim wrażenie.
– Nic. Jak widać, nie jestem. przewinął się też epizod graffiti. Właściwie skończył się po tym, jak za karę musiałem zamalować całą ścianę na biało.
– I co więcej?
– To wszystko. Co, uważasz, że to mało?
– Czemu nie próbowałeś zrealizować swoich marzeń?
– Bo to tylko marzenia.
– Nie żal ci, mogłeś nauczyć się grać na gitarze i założyć jakiś zespół no i spróbować.
– Umiem grać na gitarze. A co do reszty, to nie jest takie proste, jak ci się wydaje. Ty mogłeś załatwić wszystko kasą, ja nie miałem takiej perspektywy, musiałbym być naprawdę bardzo dobry, żeby się przebić.
– Zawsze trzeba mieć nadzieję.
– Moja nadzieja umarła wraz z ojcem. Nie miałem czasu na marzenia, musiałem skupić się na rzeczach dla mnie osiągalnych.
Bill westchnął.
– Naprawdę potrafisz grać na gitarze?
Wzruszyłem ramionami.
– Dobry w tym jesteś?
– Dawno nie grałem, ale coś tam potrafię.
– Słuchaj, Tom, a może spróbujesz? Gordon na pewno ci pomoże.
– Jestem już na to za stary, Bill. W dzisiejszych czasach karierę robi się, mając góra piętnaście lat, nie prawie trzydziestkę na karku.
Spuścił na chwilę głowę.
– Wiesz, w takich momentach jestem zły na mamę. Ja miałem wszystko podane na tacy, wystarczyło jedno moje słowo i już to miałem, a ty nie mogłeś nawet spróbować spełnić swoich marzeń, i ona przyglądała się na to z boku, nie rozumiem jej.
– Takie jest życie. Nie ma sensu rozgrzebywać przeszłości, na którą i tak już nie mamy wpływu.
 Tak, masz rację, ale to mnie strasznie dręczy. – Spojrzał na mnie. – To, co robimy z Viktorią?
– Z tego, co czytałem na tej broszurce, można zrobić jej testy, dzięki którym będzie wiadomo, w którą stronę kierować rozwój jej zainteresowań.
– Czytałem.
– Myślę, że to by było na początek dobre posunięcie.
– Ale nad tańcem też warto się zastanowić. Kate mówiła, że Viktoria ma wyczucie rytmu. Kto wie, może zostałaby jakąś sławną tancerką.
– Ja tam bym wolał, żeby zamiast sławy była szczęśliwa.
Bill spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
– Przy nas może sobie pozwolić na rozwijanie kompletnie nieprzydatnej pasji, pieniędzy na życie jej nigdy nie zabraknie.
Wstałem z ławeczki i podszedłem do niego.
– Jeszcze nie podjąłem decyzji, czy z nami zostanie, więc nie mów tak jakby była już nasza.
– Przyznaj lepiej, że robisz wszystko, żeby nie była.
– Na razie się zastanawiam, bo w przeciwieństwie do ciebie mam świadomość, że ta więź będzie już na całe życie.
– No to wyobraź sobie, że ja też mam taką samą świadomość.
– Tak? A odnoszę cały czas wrażenie, że traktujesz ją jak chwilowy kaprys.
– Wiesz co? – spojrzał mi prosto w oczy. – Pieprz się, Tom – rzucił i ruszył do wyjścia, ale nie pozwoliłem mu. Chwyciłem go za ramie i zatrzymałem.
– Nie tym tonem, mój drogi. A co do pieprzenia, to wolę to robić z tobą niż sam ze sobą – mówiąc to, zacząłem go całować. Chwilę się wyrywał, ale kiedy przejechałem dłonią po jego kroczu, tylko jęknął i oddał pocałunek, poddając mi się całkowicie. Odsunąłem się od niego, oblizując usta z resztek naszej śliny. Obaj mierzyliśmy się wzrokiem, ciężko przy tym oddychając.
– Czasami naprawdę cię nienawidzę – odezwał się w końcu.
– Dlaczego?
– Bo chcę być na ciebie wściekły, a ty jednym pocałunkiem sprawiasz, że mam ochotę, żebyś mnie dosłownie zerżną tu i teraz.
Zerknąłem na drzwi, ale te niestety nie miały od środka możliwości zamknięcia się.
– Jeśli lubisz ryzyko… – Powędrował wzrokiem dokładnie w to samo miejsce co ja. Jednak zanim zaczęliśmy rozważać, co zrobić, Sebastian otworzył drzwi, zastygając w nich na chwilę w bezruchu i precyzyjnie oceniając, co się tu wydarzyło jeszcze chwilę temu.
– Pominę już fakt, że nie powinniście, sami wiecie, dlaczego, ale zwracam wam uwagę, że tu są dzieci, które mogą w każdej chwili wejść i was zobaczyć – wygłosił, choć nikt go nie prosił o wypowiedzenie swojego zdania.
Bill oczywiście zachował się tak, jak na jego sposób bycia przystało, bardzo szybko pokazał, gdzie jest Sebastiana miejsce.
– A przyszedłeś tu w sprawie? – zapytał.
– Powiedzieć, że kolacja już gotowa. Mam kazać podać w jadalni, czy zanieść na górę?
– Zjemy w kuchni. Dziękuję Sebastianie, za chwilę przyjdziemy.
Ten tylko spojrzał na mnie potem znowu na Billa i skinął głową, wyrażając tym gestem, że przyjął do wiadomości.
– Nie traktuj go tak – zwróciłem Billowi uwagę, kiedy tylko Sebastian zamknął drzwi.
– Czego się boisz, Tom?
– Dobrze wiesz, czego.
– To wciąż jest majordomus i nie może przekraczać pewnych zasad, nawet jeśli zna naszą tajemnicę.
– Taki pewny jesteś, że jej dotrzyma?
– Tak.
To była kolejna rzecz, której nie rozumiałem u Billa. Miał wiarę w ludzi. Ufał, że jeśli coś przyrzekli, to bez względu na okoliczności dotrzymają słowa. Ja tak nie potrafiłem, być może dlatego, że trafiałem na takich co utopiliby człowieka w łyżce wody, a być może po prostu byłem ostrożny.
– Obyś miał rację. Idę wziąć prysznic. Powiedz Annie, żeby mi zrobiła koktajl białkowy. Ona wie, o co chodzi.
– Ok.
 


6 komentarzy:

  1. No powoli idzie, leci jak krew z nosa, ale potem jak uderzysz to będzie wow przez duże W. Bill jest rozkoszny, a zajmowanie się przez nich Victoria rozkoszne, zawsze jak wyobrażam sobie mała to taka jest słodka, że ooooo! A Tom buduje swoje gniazdko, sądzę, że z myślała o Billu, ale nie on będzie spędzać tam czas z Tomem, a kto inny. Buziak :* Weny, czekam na inne.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i to już w kolejnym odcinku zwalę was z nóg :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coooooo?! Hallo! Jest 3! Jak mam wytrwać do 6? Cóż za branie przykładu z Toma! Nie wolno tak się pastwić nad czytelnikiem. Teraz będę wyczekiwać odcinka dwa razy mocniej! Protest!

      Usuń
    2. heh, ja też czekam u Ciebie na kolejny odcinek :)

      Usuń
  3. Na razie jestem szczęśliwa razem z nową rodzinką (Bill nie odpuści i liczę ,że mała Viki z nimi zostanie).Jestem ciekawa czym nas zwalisz z nóg .Proszę bądź delikatna i dbaj o nasze serca.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  4. Od dwóch odcinków nie wiem co napisać żeby nie używać brzydkich słów. Najdelikatniej jak można napiszę tylko, że Tom to niemyślący buc i idiota... Dziwie się, że Bill mu jeszcze nie przywalił. Pozdrawiam Klio

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*