Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
wtorek, 2 lutego 2016
21:00
Witajcie kochani.
Ciskacie gromami na biedną Kate, a ona przecież jest taką
miłą osobą. Nawet Bill się do niej przekonał :D I Viktoria ją lubi…
Odcinek 19
„W przeszłość przenoszą nas wspomnienia, a w przyszłość - marzenia„
Przez kilka kolejnych dni Bill odwoził i przywoził małą z
zerówki. Widziałem, że każdego kolejnego dnia, zmienia się jego nastawienie do
Kate, aż w końcu oznajmił mi, że jutro to ja mam odwieść Viktorię, bo on ma
ważne spotkanie z klientem i nie da rady pojechać.
To był przełom, i to dość znaczący. To oznaczało, że w
końcu przekonał się, iż Kate nie jest dla niego zagrożeniem, a mnie ufa na
tyle, by pozwolić mi odwieźć małą i mieć kontakt z moją byłą.
Trochę to wszystko mnie bawiło, ale z przyjemnością
zgodziłem się, bo choć nie kochałem już Kate, to byłem ciekawy, co u niej. Jak
ułożyła sobie życie i w ogóle, jaka jest po tych wszystkich latach.
Nie dało się nie zauważyć radości na jej twarzy, kiedy
zobaczyła mnie razem z Viktorią.
Podeszła, właściwie podbiegła do nas, witając się.
– Witaj, Tom.
– Cześć.
– Cieszę się, że cię widzę.
– Ja też – przyznałem, obserwując
jak nachyla się nad Viktorią.
– Biegnij do klasy, ja jeszcze
porozmawiam tu chwilę z Tomem.
– Dobrze – odparła i
pociągnęła mnie za rękę, domagając się buziaka na do widzenia.
– Bądź grzeczna i uważaj na
lekcji – pocałowałem ją w czółko.
– Dobrze.
– Przyjdę po ciebie po południu.
Skinęła tylko głową i już kompletnie nie zwracając na
mnie ani na Kate uwagi, pobiegła do klasy i Lenki, która machała jej na
przywitanie.
– Już wróciłeś? – zapytała,
zmieniając nagle temat.
Uniosłem brwi, nie mając pojęcia, o czym ona mówi.
– Bill mówił, że musiałeś
wyjechać na kilka dni.
– A! Tak. Wróciłem wczoraj
wieczorem.
– Tajna misja?
Zaśmiałem się.
– Nie, małe zlecenie.
– Często tak wyjeżdżasz?
– Nie wiem, czy często, ale
zdarza się, że nie mogę odmówić.
– Rozumiem. Jak godzisz pracę
z wychowywaniem Viktorii?
– Bill mi pomaga, jak już
zapewne zdążyłaś zauważyć, a nawet poznać go.
Uśmiechnęła się.
– Jest do ciebie taki podobny,
że kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, wzięłam go za ciebie.
– Słyszałem. Nasze podobieństwo to naprawdę czysty
przypadek.
– Musi ci być bliski, skoro
powierzasz mu opiekę nad Viktorią.
– Powiedzmy, że po tym, jak
ocaliłem mu życie, łączy nas dosyć specyficzny rodzaj przyjaźni. – Oczywiście
dla mnie oznaczało to coś zupełnie innego niż dla Kate.
– Bardzo ciepło o tobie mówi.
– Kto, Bill? – trochę mnie
zaskoczyła tymi słowami.
– Tak. Wspaniały z niego
człowiek.
– Też go lubię – przyznałem,
nie chcąc się już rozwodzić jak dalekie jest moje uwielbienie dla jego osoby.
– A jak zajmuję się Viktorią,
wprost nie mogę się napatrzeć. Zachowuje się tak jakby była jego córką.
– Wiem. Bill taki już jest, a
Viktoria skradła jego serce.
– Nie tylko jego, moje też,
jest naprawdę urocza i taka bystra.
– A co tam u ciebie, ostatnio
nie było okazji porozmawiać – zmieniłem temat.
– U mnie? Praca, praca i jeszcze raz praca.
– No przecież nie pracujesz tu
od świtu do nocy.
– Sądzisz, że byłabym w stanie
utrzymać się z tej jednej pensji?
Wzruszyłem ramionami.
– Dorabiam jeszcze po
godzinach. Udzielam korepetycji z niemieckiego i matematyki.
– Z matmy zawsze byłaś dobra –
przyznałem, przypominając sobie, ile razy rozwiązywała za mnie zadania na
klasówkach.
– Stare dzieje.
– Gdyby nie ty, nigdy bym nie
pozaliczał tych wszystkich egzaminów.
– Przestań, Tom, powiem ci to
samo, co mówili ci nasi profesorowie, jesteś bardzo zdolny, tylko strasznie
leniwy.
– Ach, bez przesady.
Nagle na korytarzu rozległ się dzwonek.
– Muszę iść – powiedziała,
zerkając w stronę klasy.
– Jasne. Będę po południu odebrać Viktorię.
Uśmiechnęła się.
– To do później – rzuciła na
odchodne.
– Do później – odpowiedziałem
i tym razem to ja ją odprowadziłem wzrokiem do klasy. Muszę przyznać, że figurę
miała niezłą. Nie przytyła jak większość dziewczyn z naszego rocznika. Była
zadbana i widać było, że choć jak twierdziła było jej ciężko, markowo się
ubierała, niewątpliwie to na pewno nie uszło uwadze mojemu bratu.
Ledwo wyszedłem z budynku, a rozdzwoniła się moja
komórka. Dzwonił do mnie instalator w sprawie nowego piecyka i podłączenia go,
pytał, kiedy mógłby przyjechać. Do czternastej miałem mnóstwo wolnego czasu,
więc umówiłem się z nim za godzinę.
W moim dawnym domu przybywało coraz więcej rzeczy. Nowe
ręczniki wisiały na wieszaku w łazience, który kiedyś montował ojciec. Pamiętam
to nawet, byłem zafascynowany, jak wiercił w ścianie otwory, a potem przykręcał
wieszak, miałem wtedy może ze trzy, cztery lata. Po ponad dwudziestu latach ten
sam wieszak nadal tu wisiał i miał się całkiem dobrze, jak to ojciec zawsze
powtarzał: „aluminium to uniwersalny materiał i przetrwa każdą epokę”, miał
rację.
Instalator, szybko uwinął się z montażem, zapewniając
mnie, że przez najbliższe dziesięć lat piecyk nie będzie wymagał żadnych
napraw. Szczerze mówiąc, wątpiłem w to, ale dobrze będzie, jak wytrzyma
bezawaryjnie, chociaż połowę z tego, a ja z Billem będę miał gdzie się umyć po
tym, co wyprawiamy.
Uśmiechnąłem się na samą myśl, jaką będzie miał minę,
kiedy naleje mu pełną wannę gorącej wody z mnóstwem piany i świeczek
poustawianych na brzegu. Nigdy nie przywiązywałem do takich rzeczy jakieś
specjalnej wagi, ale przy Billu nauczyłem się, że te kilka drobiazgów naprawdę
robi wielką różnicę i wprowadza jakąś dziwną atmosferę, której nie potrafiłem
racjonalnie wytłumaczyć, ale tak było.
Wypakowałem też z kartonu kieliszki i szklanki. Kupiłem nawet
filiżanki, w których Bill zawsze pijał kawę, no i ekspres do kawy, najbardziej
skomplikowany, jaki znalazłem w sklepie. A płacąc za niego niebotyczną sumę,
cieszyłem się, widząc oczami wyobraźni Billa rozkminiającego, jak to uruchomić.
Po prostu nie mogłem sobie tego widoku odmówić.
Komplet sztućców i mały zestaw talerzy także zagościły w
kuchennym kredensie. Trochę to już było żałosne jeść kawior z kartonowych
pudełek plastikowymi sztućcami, a z gwinta popijać wino, które nierzadko
kosztowało parę tysięcy euro. I tak, choć zarzekałem się, że nigdy w życiu, to
właśnie sam urządzałem dom, budując nie tylko związek między mną a Billem, ale
także, wijąc dla niego przytulne i co najważniejsze własne gniazdko. Miłość to naprawdę
dziwna rzecz. Przemeblowuje głowę w taki sposób, że nagle wszystko to, co
wcześniej było przeszkodą, przestaje istnieć, a samotność, która wydawała się
najlepszą rzeczą, staje się okropnie uciążliwa i bolesna.
Na każdym kroku dostrzegałem, jak bardzo zmieniłem się
przy Billu. We wszystkich moich myślach i planach Bill był obecny. Wiązałem z
nim swoją przyszłość tak samo, jak kilka lat wcześniej z Kate. Czułem, że to
jest coś ważnego i chyba pierwszy raz od lat nie bałem się, że popełniam błąd.
Zerknąłem na zegarek, to był najwyższy czas jechać po Viktorię. Zamknąłem dom i
ruszyłem. Dojechałem grubo przed czasem, ale nie przejąłem się tym. Wszedłem do
budynku i zacząłem rozglądać się po korytarzu. Przed każdą klasą wisiały
tablice z pracami uczniów. Chociaż minęło już kawałek czasu, wciąż pamiętam jak
ja chodziłem do szkoły i jaki byłem dumny, kiedy moje prace umieszczano na
tablicy. Nie lubiłem chodzić do szkoły, właściwie to najbardziej nie lubiłem
się uczyć, ale teraz z perspektywy czasu miło ją jednak wspominam. To był
naprawdę zwariowany okres w moim życiu.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka i w kilka sekund na korytarzu
zrobiła się ogromna wrzawa.
Przerwa, a dla niektórych koniec zajęć. Pamiętam, że
zawsze byłem pierwszy na korytarzu, krzycząc i szalejąc na przerwach.
Po chwili na korytarzu pojawiła się też Viktoria. Widząc
mnie, rzuciła się biegiem przez cały korytarz, wpadając prosto w moje ramiona i
tuląc się.
– Co za powitanie – odezwałem
się. – Wszystko w porządku?
– Tak. Dostałam dzisiaj złotą
gwiazdkę – pochwaliła się, wyciągając do mnie rączkę z naklejką.
– No pięknie, a za co taka
nagroda?
– Za rozwiązanie rebusu.
– Rebusu? To taka mądrala z
ciebie?
Kiwnęła głową.
– Jestem z ciebie bardzo dumny
– powiedziałem, całując ją w głowę i zerkając na Kate, która właśnie stanęła
koło nas.
– Widzę, że już się pochwaliła
nagrodą.
– Tak – przyznałem.
– Była dziś najlepsza w
klasie. Nie myślałeś, żeby zapisać ją na dodatkowe zajęcia?
– Myślałem, ale to tylko od
niej zależy czy będzie na jakieś chciała chodzić.
– Mamy tu dużo pozalekcyjnych zajęć.
Dam ci broszurkę. Pomyśl nad tym, szkoda by było zmarnować jej talentu.
Viktoria ładnie rysuje i ma ścisły umysł, mogłaby spróbować w jakieś dziedzinie.
– A to trochę nie za wcześnie?
– Nie, dlaczego? Dzieci w jej
wieku właśnie najwięcej chłoną wiedzy. Poza tym zajęcia są dostosowane do wieku
dziecka.
– Pomyślimy, tak? – zapytałem
małej, a ona pokiwała tylko głową.
– Pojedziemy do McDonalds’a? –
zapytała, będąc teraz zainteresowana zupełnie, czym innym.
– Nie. Co za dużo to nie zdrowo
– odparłem.
– Ale ja chcę Happy Meal’a.
– W domu czeka na ciebie
pyszny obiad.
Mała westchnęła, a Kate uśmiechnęła się.
– Bill ją rozpuścił i takie tego
efekty. Ja wolę, żeby jadła domowe jedzenie.
– Chyba zapomniałeś, jak sam dzień
w dzień chodziłeś do McDonalds’a.
– Cicho!
Jej śmiech rozszedł się echem po całym korytarzu. Zawsze
go lubiłem, był taki melodyjny i przyjemny dla ucha. Chcąc nie chcąc samemu zacząłem
się śmiać.
– Chodźmy już, jestem głodna.
– Viktoria złapała mnie za rękę.
– A kanapki zjadłaś?
– Tak.
– No, choć już – zaczęła, ciągnąc
mnie do wyjścia.
– Viktoria, nie ciągnij mnie.
Spojrzałem na Kate, najwyraźniej ją bardziej niż mnie bawiła
ta sytuacja. Dostrzegałem wyraźny wpływ Billa na Viktorię, bo coraz to na więcej
sobie pozwalała. Nie to, że chciałem być dla niej surowy, ale nie mogło być tak,
żeby ogon machał psem.
– Viktoria! – podniosłem na nią
głos i spojrzałem groźnie. Mała natychmiast się uspokoiła, spuszczając głowę w dół.
– Pójdziemy już. Muszę porozmawiać z Viktorią, bo takiego zachowania nie będę
tolerował. – Mała nawet na mnie nie spojrzała.
– Oczywiście. To do jutra,
Tom. Do widzenia Viktoria.
– Do widzenia – odparła naburmuszona.
Ruszyliśmy do wyjścia. Cały czas trzymałem ją za rękę.
Kiedy posadziłem ją na tylnym siedzeniu samochodu i zapiąłem jej pas, nachyliłem
się do niej, zaglądając jej prosto w twarz.
– Co to za dąsy, co? Dobrze
wiesz, że ja nie lubię takiego zachowania.
– Przepraszam – wymamrotała.
– Nie gniewam się na ciebie,
ale nie rób tak więcej, to bardzo nieładnie. Jesteś już dużą dziewczynką, a zachowałaś
się jak dwulatka. Chcesz, żeby pani i inne dzieci się z ciebie śmiały?
– Nie – pokręciła głową.
– To obiecaj, że nigdy więcej
nie będziesz się tak zachowywała.
– Obiecuję.
Choć byłem w tym momencie stanowczy, serce mi się krajało,
jak patrzyłem na jej smutną minę.
– No, choć tu, niech cię przytulę.
– Objęła mnie mocno za szyję. – Kocham cię, szkrabie, pamiętaj o tym – pocałowałem
ją w czółko. Jeszcze chwilę tuliła się do mnie.
Kiedy przyjechaliśmy do rezydencji i dopadłem Billa zrobiłem
mu wykład na temat wychowywania i rozpieszczania dzieci. Jeden tydzień
wystarczył, żeby Viktoria robiła z nami, co chciała. Miałem to gdzieś, czy Bill
się jej daje, ale ja sobie na coś takiego nie zamierzałem pozwolić i jasno mu
to powiedziałem.
Zastrzegłem sobie, że jeśli coś z tym nie zrobi i mi nie pokaże,
że potrafi być wzorem dla małej dziewczynki, to nawet niech nie marzy, że ją
zaadoptujemy. Potraktował to ostrzeżenie poważnie, bo nawet ze mną nie
dyskutował. I zanim zniknąłem z pokoju z zamiarem udania się na dół na siłownię,
wcisnąłem mu broszurkę, którą dała mi Kate z dodatkowymi zajęciami pozalekcyjnymi.
Lubiłem być górą, lubiłem rządzić i teraz wyraźnie czując psychiczną przewagę
nad Billem, czułem się nieziemsko usatysfakcjonowany.
Już prawie kończyłem ćwiczenia, gdy Bill wparował na siłownię.
– Może taniec? – zapytał, machając
mi broszurką przed nosem.
– Taniec? – zdziwiłem się. A
jaki jest pożytek z tańca, co ona z tym potem zrobi?
– Nie z każdego hobby musi być
jakiś większy pożytek. Wydaje mi się, że człowiek powinien robić to, co lubi, a
nie decydować się na to, z czego w przyszłości będzie miał więcej kasy.
– No wybacz, że myślę tak
przyziemnie. Ty ze swojego pływania jakoś też wielkich korzyści nie miałeś.
– Gdybym zdobył pierwsze
olimpijskie miejsce, miałbym dożywotną pensję.
– Żartujesz?
– Nie. Nie wiedziałeś o tym?
– Nie.
– Więc zanim zaczniesz
krytykować, zrób wywiad.
Zamilkłem na chwilę.
– Może niech Viktoria sama
zdecyduje – stwierdziłem.
– Uważasz, że jest na tyle duża,
że będzie wiedziała, co chce robić w życiu?
– A może to my jej zbyt szybko
układamy życie, nie sądzisz? – zapytałem, przesiadając się na kolejne
urządzenie.
– Tak uważasz?
– Ona ma dopiero pięć lat.
– Sześć.
– Jeszcze nie skończyła.
Jeszcze sto razy zmieni zdanie co do tego, co chciałaby robić.
– A ty miałeś jakieś marzenia?
– Jak każdy.
Uśmiechnął się.
– Kim chciałeś być?
– Muzykiem.
– Kim?
– Chciałem być gitarzystą i grać
w zespole.
– I co? – Wiedziałem, że zrobiłem
na nim wrażenie.
– Nic. Jak widać, nie jestem. przewinął
się też epizod graffiti. Właściwie skończył się po tym, jak za karę musiałem
zamalować całą ścianę na biało.
– I co więcej?
– To wszystko. Co, uważasz, że
to mało?
– Czemu nie próbowałeś
zrealizować swoich marzeń?
– Bo to tylko marzenia.
– Nie żal ci, mogłeś nauczyć
się grać na gitarze i założyć jakiś zespół no i spróbować.
– Umiem grać na gitarze. A co
do reszty, to nie jest takie proste, jak ci się wydaje. Ty mogłeś załatwić
wszystko kasą, ja nie miałem takiej perspektywy, musiałbym być naprawdę bardzo
dobry, żeby się przebić.
– Zawsze trzeba mieć nadzieję.
– Moja nadzieja umarła wraz z
ojcem. Nie miałem czasu na marzenia, musiałem skupić się na rzeczach dla mnie
osiągalnych.
Bill westchnął.
– Naprawdę potrafisz grać na
gitarze?
Wzruszyłem ramionami.
– Dobry w tym jesteś?
– Dawno nie grałem, ale coś
tam potrafię.
– Słuchaj, Tom, a może
spróbujesz? Gordon na pewno ci pomoże.
– Jestem już na to za stary,
Bill. W dzisiejszych czasach karierę robi się, mając góra piętnaście lat, nie
prawie trzydziestkę na karku.
Spuścił na chwilę głowę.
– Wiesz, w takich momentach jestem
zły na mamę. Ja miałem wszystko podane na tacy, wystarczyło jedno moje słowo i
już to miałem, a ty nie mogłeś nawet spróbować spełnić swoich marzeń, i ona
przyglądała się na to z boku, nie rozumiem jej.
– Takie jest życie. Nie ma
sensu rozgrzebywać przeszłości, na którą i tak już nie mamy wpływu.
– Tak, masz rację, ale to mnie strasznie dręczy.
– Spojrzał na mnie. – To, co robimy z Viktorią?
– Z tego, co czytałem na tej
broszurce, można zrobić jej testy, dzięki którym będzie wiadomo, w którą stronę
kierować rozwój jej zainteresowań.
– Czytałem.
– Myślę, że to by było na
początek dobre posunięcie.
– Ale nad tańcem też warto się
zastanowić. Kate mówiła, że Viktoria ma wyczucie rytmu. Kto wie, może zostałaby
jakąś sławną tancerką.
– Ja tam bym wolał, żeby
zamiast sławy była szczęśliwa.
Bill spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
– Przy nas może sobie pozwolić
na rozwijanie kompletnie nieprzydatnej pasji, pieniędzy na życie jej nigdy nie
zabraknie.
Wstałem z ławeczki i podszedłem do niego.
– Jeszcze nie podjąłem decyzji,
czy z nami zostanie, więc nie mów tak jakby była już nasza.
– Przyznaj lepiej, że robisz wszystko,
żeby nie była.
– Na razie się zastanawiam, bo
w przeciwieństwie do ciebie mam świadomość, że ta więź będzie już na całe życie.
– No to wyobraź sobie, że ja
też mam taką samą świadomość.
– Tak? A odnoszę cały czas wrażenie,
że traktujesz ją jak chwilowy kaprys.
– Wiesz co? – spojrzał mi prosto
w oczy. – Pieprz się, Tom – rzucił i ruszył do wyjścia, ale nie pozwoliłem mu.
Chwyciłem go za ramie i zatrzymałem.
– Nie tym tonem, mój drogi. A
co do pieprzenia, to wolę to robić z tobą niż sam ze sobą – mówiąc to, zacząłem
go całować. Chwilę się wyrywał, ale kiedy przejechałem dłonią po jego kroczu,
tylko jęknął i oddał pocałunek, poddając mi się całkowicie. Odsunąłem się od
niego, oblizując usta z resztek naszej śliny. Obaj mierzyliśmy się wzrokiem,
ciężko przy tym oddychając.
– Czasami naprawdę cię
nienawidzę – odezwał się w końcu.
– Dlaczego?
– Bo chcę być na ciebie
wściekły, a ty jednym pocałunkiem sprawiasz, że mam ochotę, żebyś mnie dosłownie
zerżną tu i teraz.
Zerknąłem na drzwi, ale te niestety nie miały od środka
możliwości zamknięcia się.
– Jeśli lubisz ryzyko… – Powędrował
wzrokiem dokładnie w to samo miejsce co ja. Jednak zanim zaczęliśmy rozważać,
co zrobić, Sebastian otworzył drzwi, zastygając w nich na chwilę w bezruchu i precyzyjnie
oceniając, co się tu wydarzyło jeszcze chwilę temu.
– Pominę już fakt, że nie
powinniście, sami wiecie, dlaczego, ale zwracam wam uwagę, że tu są dzieci,
które mogą w każdej chwili wejść i was zobaczyć – wygłosił, choć nikt go nie
prosił o wypowiedzenie swojego zdania.
Bill oczywiście zachował się tak, jak na jego sposób
bycia przystało, bardzo szybko pokazał, gdzie jest Sebastiana miejsce.
– A przyszedłeś tu w sprawie?
– zapytał.
– Powiedzieć, że kolacja już
gotowa. Mam kazać podać w jadalni, czy zanieść na górę?
– Zjemy w kuchni. Dziękuję Sebastianie,
za chwilę przyjdziemy.
Ten tylko spojrzał na mnie potem znowu na Billa i skinął głową,
wyrażając tym gestem, że przyjął do wiadomości.
– Nie traktuj go tak –
zwróciłem Billowi uwagę, kiedy tylko Sebastian zamknął drzwi.
– Czego się boisz, Tom?
– Dobrze wiesz, czego.
– To wciąż jest majordomus i
nie może przekraczać pewnych zasad, nawet jeśli zna naszą tajemnicę.
– Taki pewny jesteś, że jej dotrzyma?
– Tak.
To była kolejna rzecz, której nie rozumiałem u Billa.
Miał wiarę w ludzi. Ufał, że jeśli coś przyrzekli, to bez względu na okoliczności
dotrzymają słowa. Ja tak nie potrafiłem, być może dlatego, że trafiałem na
takich co utopiliby człowieka w łyżce wody, a być może po prostu byłem ostrożny.
– Obyś miał rację. Idę wziąć
prysznic. Powiedz Annie, żeby mi zrobiła koktajl białkowy. Ona wie, o co
chodzi.
– Ok.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
No powoli idzie, leci jak krew z nosa, ale potem jak uderzysz to będzie wow przez duże W. Bill jest rozkoszny, a zajmowanie się przez nich Victoria rozkoszne, zawsze jak wyobrażam sobie mała to taka jest słodka, że ooooo! A Tom buduje swoje gniazdko, sądzę, że z myślała o Billu, ale nie on będzie spędzać tam czas z Tomem, a kto inny. Buziak :* Weny, czekam na inne.
OdpowiedzUsuńNo i to już w kolejnym odcinku zwalę was z nóg :D
OdpowiedzUsuńCoooooo?! Hallo! Jest 3! Jak mam wytrwać do 6? Cóż za branie przykładu z Toma! Nie wolno tak się pastwić nad czytelnikiem. Teraz będę wyczekiwać odcinka dwa razy mocniej! Protest!
Usuńheh, ja też czekam u Ciebie na kolejny odcinek :)
UsuńNa razie jestem szczęśliwa razem z nową rodzinką (Bill nie odpuści i liczę ,że mała Viki z nimi zostanie).Jestem ciekawa czym nas zwalisz z nóg .Proszę bądź delikatna i dbaj o nasze serca.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńOd dwóch odcinków nie wiem co napisać żeby nie używać brzydkich słów. Najdelikatniej jak można napiszę tylko, że Tom to niemyślący buc i idiota... Dziwie się, że Bill mu jeszcze nie przywalił. Pozdrawiam Klio
OdpowiedzUsuń