Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
środa, 10 lutego 2016
21:00
Odcinek 21
„Człowiek
musi mieć tyleż obawy, co nadziei.”
– Nie wiem.
– To robisz dramat, a nawet
nie wiesz, czy to dziecko jest twoje?
– Nie robię dramatu.
Zastanawiam się.
– To, czemu jej o to nie
zapytałeś?
– No, ty chyba na głowę
upadłeś, a niby jak miałem to zrobić?
– Zwyczajnie. To mój syn?
Wystarczyłoby.
– Tak bez ogródek?
– Wydaje mi się, że w takich
okolicznościach, to najlepsze rozwiązanie.
– A jeśli to jest mój syn?
– A więc tego się boisz –
podsumował.
– Oczywiście, a co w tym
dziwnego?! – podniosłem głos.
– Gdyby chciała, żebyś o tym
wiedział, chyba by ci powiedziała.
– Nic nie rozumiesz. Jeśli
chcę skutecznie zniknąć z czyjegoś życia, to znikam i nie trąbie na lewo i prawo,
co u mnie słychać, rozumiesz?
– Twoja przeszłość coraz
bardziej mnie przeraża, Tom.
– Ty święty też nie byłeś –
odgryzłem się.
– Ale nie mam wątpliwości czy
jakieś lasce nie zrobiłem przypadkiem dziecka.
– Oczywiście, bo pieprzyłeś
się tylko z facetami – wykrzyczałem, raniąc go tymi słowami.
– Dzięki za szczerość.
Przynajmniej teraz wiem, jak mnie widzisz.
– Przepraszam, nie to miałem
na myśli.
– Właśnie, że miałeś. Od
samego początku masz mnie za geja, choć doskonale wiesz, że pragnąłem tylko
miłości bez względu na to, kto mi ją dawał.
– Przepraszam, Bill. To
wszystko przez to, że się boję. Nie wiem, co robić. Jeśli to naprawdę mój syn,
to…
– To niczego nie zmienia.
– Dla ciebie zawsze wszystko
jest takie proste.
– Jeśli to jest twój syn
najwyraźniej ona nie chciała, żebyś o tym wiedział. W przeciwnym razie
powiedziałaby ci o tym.
Zastanowiłem się nad tym przez chwilę. Teoria Billa była
całkiem sensowna. Wiem, że Kate zawsze lubiła obarczać mnie problemami, i z
całą pewnością, gdyby to dziecko było moje poinformowałaby mnie o tym,
chociażby dlatego, żeby mnie dobić. Mimo tego pewny nie byłem i wypadało się
zwyczajnie zapytać, tak jak powiedział Bill, ale świadomość, że mógłbym
usłyszeć, że Thomas jest moim synem, przerażała mnie, bo co dalej? Co z
Viktorią? Co z Billem? Nienawidziłem takich sytuacji. Najbardziej tych, które
dotyczyły mnie samego, bo o ile w innych przypadkach potrafiłem zachować zimną
krew, to wobec swoich problemów byłem bezradny.
– Nie jesteś wściekły? –
zapytałem po chwili milczenia.
– Jestem.
– Jakoś specjalnie nie
przejąłeś się tym.
– Nie jestem już dzieckiem,
Tom, żeby robić dramat, nie mając pewności czy mam powód. – Zmarszczyłem brwi.
– Umówisz się z nią na kolację i zapytasz się – rzucił znienacka.
– Na kolację?
– Tak, na kolację, nie na
seks. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy! – powtórzył zdecydowanie za głośno,
bo aż cofnąłem się.
– Zwykle po takich kolacjach
lądowałem z kobietą w łóżku – oznajmiłem.
– To tym razem będzie inaczej.
Pójdziesz z nią tylko na kolację i...
– Pod warunkiem, że zechce –
wtrąciłem.
– Zechce, uwierz mi na słowo,
że zechce.
– Skąd wiesz?
– Bo stara miłość nigdy nie
rdzewieje. A Jeśli ty tak głupiejesz na jej punkcie, to z całą pewnością jej
też pozostał jakiś sentyment i pójdzie z tobą na tę kolację, choćby z
ciekawości, ile straciła. A wtedy, po prostu ją zapytasz, czy masz przyjemność
być ojcem chłopca, czy nie. – Uniosłem brwi. – Tylko pamiętaj, ty jesteś już zajęty
i należysz do mnie, i miej to na uwadze, że daje ci kredyt zaufania.
– Za kogo ty mnie masz? –
oburzyłem się.
– Za stuprocentowego faceta,
który żadnej okazji nie przepuści, jeśli tylko mu się taka nadarzy.
Pokręciłem z niedowierzania głową. Czasami Billa
przenikliwość mnie zdumiewała. Być może sam tak myślał, a może to była ta nasza
bliźniacza więź i on po prostu wiedział, co mi chodzi po głowie.
– Odkąd się poznaliśmy mam
tylko same problemy – rzuciłem.
– O przepraszam cię bardzo, a
czy to ja posuwam wszystko jak leci?
– Zabezpieczałem się.
– Zawsze? – uniósł jedną brew,
pijąc do tego, że my nigdy tego nie robiliśmy.
– Ciebie nie liczę –
sprostowałem.
– I jesteś pewny, że jestem
tylko tym jedynym, z którym robiłeś to bez gumki?
– Jestem pewien.
– To nie wiem w ogóle, nad
czym ty się zastanawiasz. Jeśli zawsze się zabezpieczałeś, to ten chłopiec nie
może być twój.
– Może nie zawsze –
sprostowałem.
– Tom!
– No, co? To była moja
dziewczyna. Kochałem ją i chciałem się z nią ożenić, co w tym dziwnego, że
czasami robiliśmy to bez zabezpieczenia? Zresztą mówiła, że łyka pigułki, więc…
– Więc pchałeś. Nikt ci nie
mówił, że pigułki nie dają 100% gwarancji?
– Wiem. Jezu, Bill, nie musisz
robić ze mnie takiego debila.
– Sam z siebie robisz debila.
– Więc daruj sobie, dobrze?
Skoro to wszystko wiem, to chyba nic dziwnego, że mam wątpliwości. Zwłaszcza że
chłopak jest naprawdę do mnie podobny. No i to imię.
Bill westchnął i wstał z kanapy.
– Muszę się napić – rzucił.
– Znowu?
Nie znosiłem, kiedy pił, a ostatnio coraz częściej sięgał
po alkohol.
– Przy tobie nie da się być
trzeźwym. Aż się boję, co jeszcze wyjdzie. Może lepiej powiedz mi, co jeszcze
masz albo możesz mieć na sumieniu i miejmy to już za sobą.
– Nie wiem, czy skończyłbym do
jutra – odparłem i podszedłem do niego, podsuwając szklankę, żeby i mi nalał.
– No to pięknie – skomentował,
nalewając nam. – Ustal najpierw czy to twój syn, później będziemy martwić się
resztą.
– Jaką resztą?
– Tą, o której mi nie
powiedziałeś.
Zmarszczyłem brwi.
– A co tu opowiadać. Mówiłem
ci setki razy, że nigdy nie stroniłem od kobiet, a skoro same pchały mi się do
łóżka, głupi bym był, gdybym nie korzystał.
Spojrzał na mnie, robiąc taki wyraz twarzy, że nawet nie
musiałem pytać, co o tym sądzi, doskonale wyrażała to jego mimika twarzy.
– Dzwoń do niej – powiedział,
odstawiając pustą szklankę na stolik.
– Nie mów mi, co mam robić.
– To rób coś, bo zaczynasz
mnie denerwować. Cokolwiek powiem, reagujesz agresją. Wyjaśnij w końcu tę
sprawę, bo naprawdę zaczynam mieć tego dosyć. A jeśli nie masz odwagi zapytać
jej o to, to chętnie zrobię to za ciebie.
– Wolnego! – podniosłem rękę,
żeby się opanował. – Sam wiem, co mam robić.
– No to rób, a nie gadaj, bo
czas ucieka – mówiąc to, zgarnął z kanapy swojego laptopa i uciekł do sypialni,
zostawiając mnie samego ze swoimi myślami i problemem, który potwornie mi
ciążył.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybierając jej numer z
listy kontaktów, zadzwoniłem.
Co do jednego zgadzałem się z Billem, musiałem znać
prawdę, bez względu na to, jaka ona była.
– No witaj, Tom, co słychać?
– Cześć. Dzwonię, bo miałem
dziś wieczorem umówione spotkanie z klientem, ale nie wypaliło i pomyślałem
sobie, właściwie nie wiem, czy wypada, ale – jąkałem się – mam zarezerwowany
stolik w restauracji, szkoda by było odwoływać rezerwację, bo naprawdę serwują
tam doskonałe jedzenie, i tak sobie
pomyślałem, czy nie miałabyś ochoty po prostu zjeść ze mną i porozmawiać? –
wydukałem w końcu, zerkając na siebie w lustrze i kręcąc głową, jakiego kretyna
właśnie z siebie robię. – Bez żadnych podtekstów, tylko przyjacielskie
spotkanie – dodałem, bo długo milczała.
– To miło z twojej strony, że
pomyślałeś właśnie o mnie. A gdzie ta restauracja?
– W centrum. Mógłbym podjechać
po ciebie do domu.
– Wiesz co, Tom, jadę
odwiedzić przyjaciółkę w klinice, gdybyś mnie stamtąd odebrał, byłabym ci
wdzięczna, chętnie pójdę z tobą na tę kolację.
– Jasne, co to za klinika?
– Vivantes. Wiesz gdzie to
jest?
– Tak. O dziewiętnastej pod
kliniką, pasuje ci?
– Będę czekała. Do zobaczenia,
Tom.
– Do zobaczenia.
Odetchnąłem. Naściemniałem z tym klientem, ale musiałem
jakoś wyjść z tego z twarzą, chociaż nie wiem, czy w tych okolicznościach to w
ogóle było osiągalne.
Kiedy się zacząłem szykować, Bill tylko mnie obserwował.
Był zły, ale starał się tego nie pokazywać. Cóż, doskonale wiedział, jakie są
realia naszego związku, którego na dobrą sprawę w ogóle nie powinno być. I
chyba tylko dlatego, że miał świadomość, że każdy z nas ma już jakiś bagaż
doświadczeń za sobą, w tej chwili milczał, choć nie, wtrącił się, kiedy po raz
kolejny zmieniłem koszulę, uważając, że tym razem ta jest zbyt oficjalna.
– Nie ubieraj się tak, jakbyś
szedł na rozdanie dyplomów.
Spojrzałem na niego.
– To w czym? – zapytałem.
Odłożył laptopa na łóżko i wstał, podchodząc do szafy.
– W tym ci jest dobrze i
myślę, że też swobodnie będziesz się czuł. Nie ubieraj się jak biznesmen, bo
nim nie jesteś. Ona przecież wie, że pracujesz jako ochroniarz.
– I to ma być powód, żebym
wyglądał jak zawsze?
– Do tego ubierz tę marynarkę
i nie będziesz wyglądał jak zawsze, pasuje?
Spojrzałem na wybrany przez niego zestaw, potem na niego,
a on tylko skinął głową i wrócił na łóżko, skupiając się kolejny raz na
laptopie.
Postanowiłem ubrać to, co mi zasugerował. Kiedy
spojrzałem na siebie w lustrze, musiałem przyznać, że to był dobry wybór. Odwróciłem
się do niego przodem.
– No i jak? – zapytałem.
Zerknął znad laptopa, choć i tak wdziałem w lustrze, że
ciągle patrzył, kiedy się ubierałem.
– Dobrze, bardzo dobrze.
– No to idę – powiedziałem. –
Życz mi powodzenia.
– W czym? – Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego. – Nie
wiem, czy chcesz być ojcem, czy nie – sprostował.
– To chyba oczywiste, że nie
chcę – odparłem, podenerwowany jego głupim tekstem.
– No to życzę ci, żebyś nim
nie był i żeby szybko się to wszystko skończyło, bo odkąd się to zaczęło, chodzisz
rozdrażniony, że strach się do ciebie w ogóle odezwać.
– A ty to może nie?
– Ja się tylko bronie. Nie
pozwolę sobie na to, żebyś się na mnie wyżywał.
– Przestań, Bill, bo jeszcze
skłonny jestem uwierzyć, że naprawdę jakoś się na tobie wyżywam.
– Wystarczy, że na wszystkie
tematy związane z dziećmi reagujesz jakimiś dziwnymi podtekstami.
Zamyśliłem się, to akurat była szczera prawda.
– Może masz rację –
przyznałem. – Jadę. Jak będę wracał, zadzwonię.
– Okej.
Całą drogę modliłem się w duchu, żeby to wszystko okazało
się tylko zbiegiem okoliczności i Thomas nie był moim synem. Postanowiłem, że
jeśli jakimś cudem się z tego wywinę, podpiszę Billowi papiery adopcyjne
Viktorii i uczynię go jedynym prawnym opiekunem dziewczynki.
Kiedy podjechałem pod klinikę, Kate już czekała.
Wysiadłem z samochodu i przywitałem się z nią, całując ją w policzek.
– Długo czekasz?
– Nie, dopiero co wyszłam.
Otwarłem jej drzwi, czekając, aż wsiądzie do samochodu. W
końcu ruszyliśmy.
Stolik, który udało mi się zarezerwować, już na nas
czekał. Usiedliśmy, składając zamówienie i czekaliśmy, mając teraz czas na
rozmowę.
– Zawsze w takich
restauracjach spotykasz się z klientami?
– Nie. Ale często. To oni
zazwyczaj decydują o miejscu spotkania.
– A twój klient zrezygnował,
że się z tobą dziś nie spotkał?
– Coś mu wypadło i zmienił
termin spotkania, to akurat też się bardzo często zdarza.
– Rozumiem. Kto by pomyślał,
że jesteś ochroniarzem.
– Czemu, nie wyglądam na
takiego?
– Nie – pokręciła głową.
– No to może i dobrze.
– Nie boisz się?
– Czego?
– Że coś ci się stanie, masz
przecież dla kogo żyć.
Oczywiście tego, że odkąd związałem się z Billem, nie
brałem żadnych zleceń, nie wiedziała i nie zamierzałem jej wyprowadzać z tego
błędu.
– Zamachowcy nie strzelają do
ochroniarzy.
– Ale zasłaniasz kogoś, więc
istnieje ryzyko, że taki postrzał może być śmiertelny.
– To się zdarza.
– Byłeś już ranny?
– Tak, dwa razy. Raz byłem
tylko draśnięty, a drugi raz wylądowałem w szpitalu.
– Boże, musiałeś się pewnie
bać.
– Szczerze mówiąc, nie
myślałem wtedy o sobie. Ważne było, że mój klient przeżył i nic mu się nie
stało.
– Bill?
– Tak, chodzi o Billa.
– Mówiłeś, że już nie jesteś
jego ochroniarzem, a jednak ciągle przy nim jesteś.
Uśmiechnąłem się. Cóż, domyślałem się, że może o to
zapytać.
– Z Billem łączy mnie dużo
innych spraw.
– Rozumiem. Masz śliczną
córkę.
– Ja? – uniosłem brwi. –
Viktoria nie jest moją córką.
– Myślałam…
Uśmiechnąłem się.
– Rok temu byłem ochroniarzem
małej. Jej ojciec był świadkiem przestępstwa i za to, że zgodził się zeznawać w
sądzie, został objęty programem ochrony świadków. Nie dbał o własne życie, ale
córka była dla niego oczkiem w głowie, więc mnie przypadła rola ochroniarza, a
właściwie niańki małej.
– Mówisz, był, coś się z nim
stało?
Skinąłem głową.
– Policja nadal próbuje ustalić,
dlaczego udało się im do niego dotrzeć i zabić z zimną krwią na oczach dziecka.
Viktoria ledwo to przeżyła. Przez to całe zamieszanie z przypadku zostałem
tymczasowym opiekunem Viktorii, dlatego jest ze mną.
– A Bill? Widać, że bardzo ją
kocha. Obserwuję go czasami, jak przywozi albo odbiera Viktorię.
– Bill też trochę z przypadku
został wmieszany w opiekę nad małą. I teraz chce ją adoptować.
– A ty?
– Ja? Chyba
na razie powinienem zająć się własnym życiem, zanim zacznę wychowywać nie swoje
dzieci.
– Myślałam,
że kochasz Viktorię.
– Bo kocham. Bardzo. Ta mała
skradła moje serce i nic już tego nie zmieni, ale może gdzieś tam mam własne
dziecko, o którym nawet nie wiem – spojrzałem na nią wymownie i wiedziałem, że
zrozumiała.
– Tom, czy chciałbyś mnie o coś
zapytać?
– Właściwie… – rozejrzałem się
po sali, bałem się poznać prawdę, jeśli ten chłopiec jest moim synem to, co
powinienem zrobić w takiej sytuacji? Mogłem oczywiście nie pytać i żyć nadal w
nieświadomości, ale ta myśl, ta niepewność, zadręczyłaby mnie na śmierć.
Spojrzałem znowu na nią. – Tak – odparłem. Musiałem wiedzieć, bez względu na
prawdę, musiałem to wiedzieć.
– Słucham.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Serio? Serio? W takim momencie? Jesteś niczym polsat :D Jak zwykle świetnie! czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńNo nie! Jak mogłaś?! W takim miejscu i ile mam czekać?! No nie! Załamana jestem idę do konta i płacze. To nie feir! No weź! Umieram z ciekawości, do tego rozmowa Billa i Toma mnie nakręciła i teraz sama nie wiem, co myśleć. Jeśli to dziecko Toma to będzie aaaaaaaaagggggggggpppppppxxxxxxxwwwwwwwqqqqqqaaqa pełno plontania, no nie wiem co napisać! Oj ja biedna! Ja zniszczona, ja poraniona! Czekam na nexta buziaki :* pisz szybciutko kochana, bo umrę jak w romeo i Julii z miłości do tego opowiadania :*
OdpowiedzUsuńDaisy
No i zabrakło kilku linijek tekstu .... trzeba czekać ehhhh Uwielbiam Twojego Bill'a :)Już nawet nie wymyślam co może być dalej. pozdrawiam Klio
OdpowiedzUsuńSerio
OdpowiedzUsuńSerio
Nie zgadzam się
Mam teraz czekać?! Toż ta odpowiedź zaważy nad przyszłością tego opowiadania! Najpierw boli mnie ta oziębłość między chłopakami, potem, łagodnie mówiąc, wkurza ta cała Kate, a teraz TO! Ugh...
Tak czy siak, rozdzialik standardowo super. Pozdrawiam i czekam!
Kochani ja tak specjalnie skończyłam :P Tekst na nastopny odcinek właściwie już prawie gotowy, więc chyba jakoś wytrzymacie do soboty :)
OdpowiedzUsuńToż to tyle dni! Męczarnie nas czekają! Ale jak mus, to mus...
UsuńNo nie! Jak mogłaś! Aż zaczęłam krzyczeć "NIE!!!! NO NIE!!! " a mama pytała sie mnie co sie dzieje. W takim momencie...Do soboty jeszcze tyle czasu a jeszcze potem czekać do godziny 21. Zwariuje. Mam nadzieje że to sie jednak nie skończy na seksie no chyba że seksie Billa i Toma :-D Nie lubie jak tak zimno ze sobą rozmawiają i trzymam kciuki żeby to dziecko nie było Toma a pomiędzy nimi troche sie uspokoiło. Życzę dużo weny kochana!
OdpowiedzUsuń