Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 21 lutego 2016
21:00
Witajcie kochani.
Już macie takie domysły, że głowa mała. Oczywiście część
z nich jest dobra, ale jeszcze nikt nie trafił na to, jakie to wszystko będzie miało
konsekwencje.
Cóż, może trudno zrozumieć Toma, ale w jego życiu zanim
pojawił się Bill przewijało się wiele kobiet, on sam o tym otwarcie mówił. Nagle
jednak został postawiony w sytuacji, że musi być wierny tylko jednej osobie. Nie
jest już nastolatkiem, żeby nie umieć być w takim związku, ale po pojawieniu
się Viktorii, do tego ten incydent z Thomasem, uświadomiły Tomowi, że on nie
chce się jeszcze angażować w cokolwiek na całe życie. Oczywiście zdaje sobie
sprawę, że Bill, jako jego brat, nawet, jeśli ich związek nie przetrwa zawsze i
tak już pozostanie jego bratem, ale Viktoria… Ostatnie wydarzenia, jakie mają
miejsce uświadomiły Tomowi, że on nie dorósł do takiej odpowiedzialności i
zaczyna się w tym wszystkim gubić. Pamięć życia, jakie prowadził zanim poznał
Billa coraz częściej do niego powraca. Czuł się wtedy panem sytuacji, a w tej
chwili nie panuje już nad niczym i to go zaczyna przerastać.
Wydaje się, że największymi ofiarami tego wszystkiego jest
Bill i Viktoria, ale… No cóż, żeby się dowiedzieć, co to za „ale” musicie poczekać :)
Zapraszam na odcinek.
Wasza Niki
Odcinek 24
„Otwarte drzwi kuszą nawet świętego”
Kiedy dojechałem na miejsce i dowiedziałem się w
recepcji, gdzie jest Viktoria, nawet nie czekałem na windę, która jak na złość
pojechała na samą górę, tylko dopadłem drzwi ewakuacyjnych i susami po dwa
schody wbiegłem na piąte piętro.
Jak tylko otwarłem drzwi, zobaczyłem Billa siedzącego na
krześle pod salą.
– Bill! – krzyknąłem i
podbiegłem do niego.
– Boże, Tom, co tak długo?
– Długo?
– Całą wieczność. Chodź szybko
do lekarza, musisz podpisać zgodę na operację Viktorii. Ona nie może czekać ani
chwili dłużej.
– Czemu sam nie podpisałeś? –
zdziwiłem się.
– Bo nie jestem jej prawnym
opiekunem, nie wolno mi.
– Jezu! – wściekłem się. –
Pieprzona biurokracja. – Gdzie ten lekarz?
Jak tylko weszliśmy do gabinetu, lekarz dokładnie
wyjaśnił mi, jak wygląda sytuacja. Niestety, tak jak przewidywał, nie było
szansy na to, żeby można się było obejść bez tej operacji, czy choć ją
przełożyć w czasie. Dziewczynka rosła i jej organy też, i to właśnie było
głównym powodem pogorszenia się jej stanu zdrowia. Nic nie można było zrobić,
żeby uniknąć tego zabiegu.
– Gdzie ona teraz jest? –
zapytałem.
– W sali przed zabiegowej,
podajemy jej na razie środki przeciwbólowe. Bardzo cierpi.
Słowo „bardzo cierpi” aż mnie dźgnęło w serce.
– Niech pan da te dokumenty i
robi, co musi. Nie chcę, żeby dłużej cierpiała.
– To słuszna decyzja –
powiedział, podsuwając mi zgodę na operację. Słuszna decyzja, dobre sobie,
jakby było inne rozwiązanie. Zawsze nienawidziłem lekarzy, miałem wrażenie, że
uważają się za Boga. – Proszę się nie martwić, dziewczynka jest silna, po
operacji szybko dojdzie do siebie.
Zanim zabrali małą na blok operacyjny, wszedłem do niej
razem z Billem. Jak mnie tylko zobaczyła, zaczęła płakać i wyciągać rączki w
moją stronę. Pozwoliłem jej, żeby się do mnie przytuliła. Objąłem ją, mocno
tuląc i uspokajając.
– Boli mnie brzuszek –
poskarżyła się.
– Wiem szkrabie. Pamiętasz,
jak Bill rozmawiał z tobą o operacji?
– Tak.
– Po niej przestanie cię boleć
brzuszek i już nigdy więcej nie będzie bolał.
– Na pewno?
– Tak.
Lekarz pozwolił mi zanieść ją na blok operacyjny. Nie
wiem, czemu tak cholernie się tym przejmowałem, co najmniej jakby to było moje
własne dziecko. Może faktycznie czułem więź z tą małą bardziej niż sądziłem.
Przez mój zawód nauczyłem się nie angażować i tylko jedna osoba – Bill,
przełamał tę barierę, wdarł się, nie zważając na to, jakie straty poczyni w
moim życiu, dla niego liczyłem się tylko ja i nic więcej. Broniłem się przed
tym. Długo. W końcu jednak poddałem się. I Viktoria najwyraźniej też sforsowała
moją zaporę, zupełnie nie wiem, jak i kiedy, ale to jak przeżywałem jej
cierpienie, wyraźnie o tym świadczyło.
– Nie bój się, nic nie będzie
bolało – tłumaczyłem jej, całując jej małe rączki. – Teraz zaśniesz, a jak się
obudzisz, będę przy tobie.
– Obiecujesz? – zapytała,
pociągając nosem.
– Obiecuję. Czy kiedyś cię
okłamałem?
Pokręciła głową.
– Więc masz pewność, że będę
nad tobą zawsze czuwał.
– Chronił mnie?
– Tak. W końcu nadal jestem
twoim ochroniarzem – powiedziałem i uśmiechnąłem się, co sprawiło, że i ona
lekko się uśmiechnęła.
Zerknąłem na lekarza, który zaczął wstrzykiwać w wenflon
lek usypiający.
Bardzo szybko po nim zasnęła. A ja z ciężkim sercem,
zostawiając ją tam, wyszedłem na korytarz.
Bill czekał przy drzwiach. Jak tylko je otwarłem, zasypał
mnie pytaniami.
– Zasnęła. Lekarz powiedział,
że to może potrwać do czterech godzin, jeśli nie będzie żadnych komplikacji –
powiedziałem.
– Jakich komplikacji?
– Nie wiem, nie jestem
lekarzem, ale zawsze jakieś mogą wystąpić.
– Boże, biedactwo. Mało zawału
po drodze nie dostałem. Nie wiedziałem co robić, kiedy zaczęła krzyczeć z bólu.
Aż się skrzywiłem na te słowa.
– Nie mów mi o tym, proszę
cię. Mam wyrzuty sumienia, że tak długo zwlekaliśmy.
– Myśleliśmy, że się obędzie
bez tej operacji. Robiliśmy to w dobrej wierze – tłumaczył się.
Spojrzałem na niego.
– Przez te naszą dobrą wiarę
ona teraz cierpi. A mogło być inaczej. Mogliśmy ją przywieść tu dużo wcześniej
i bez stresu i przede wszystkim bólu poddać ją tej operacji.
– Przestań, Tom! – wrzasnął na
mnie. – Stało się. Zawsze masz takie moralne rozterki, bo jakoś nie przypominam
sobie, byś wcześniej je miewał.
– Wiesz co? Nie dbam o to, co
dzieje się ze mną, ale nie potrafię znieść, kiedy ktoś niewinny cierpi przez
moją lekkomyślność. I jeszcze te papierkowe bzdury. A co, gdyby umierała, też
czekalibyście na mnie? A gdybym był na
innym kontynencie, co wtedy?
– Skończ już! – Jego donośny
krzyk aż rozniósł się echem po korytarzu. Nawet jedna z pielęgniarek z dyżurki
na końcu korytarza wychyliła się zobaczyć, co się dzieje. A ja zamilkłem.
Stałem tam jak wryty. Pierwszy raz zobaczyłem Billa tak stanowczego i
opanowanego. – Posadź dupę na krześle i czekaj tu.
– Gdzie idziesz? – zapytałem,
czując jak z dość znaczną siłą, naciska na moje ramie, zmuszając mnie, bym
usiadł.
– Zaraz wracam.
Mówiąc to, zostawił mnie. Patrzyłem za nim, jak znika za
zakrętem na końcu korytarza. Nie wiem, ile go nie było, ale nie długo. W końcu
pojawił się na końcu tego samego korytarza i niosąc dwa kubki jakiegoś napoju
zbliżał się.
– Masz – powiedział,
podchodząc do mnie.
– Nie chcę.
On jednak nie zwrócił uwagi na to, co powiedziałem i
wcisnął mi w rękę kubek z gorącą herbatą.
– Trzymaj – wyciągnął rękę,
podając mi jakąś tabletkę.
– Co to jest?
– Coś na uspokojenie.
– Nie jestem zdenerwowany –
zaparłem się.
– Połknij ją.
– Nie potrzebuję tego. Jak
chcesz, sam ją zażyj.
– Już wypiłem swoją. Ta jest
dla ciebie.
– Widzisz, żebym był
zdenerwowany? – Nie rozumiałem, czemu tak się uparł. Całe życie radziłem sobie
bez jakichkolwiek środków uspokajających, a Bill naciskał mnie, jakbym naprawdę
zachowywał się jak wariat.
– Spójrz na swoje ręce, trzęsą
ci się.
Spojrzałem, nawet tego nie czułem. Westchnąłem i łyknąłem
tę tabletkę, popijając herbatą.
– Zadowolony? – zapytałem
złośliwie.
Bill jednak nie odpowiedział mi, usiadł tylko koło mnie,
opierając głowę na moim ramieniu.
– Wszystko będzie dobrze, Tom,
zobaczysz.
– Yhym – mruknąłem. Lek zaczął
działać i faktycznie czułem się dużo spokojniejszy.
Po jakiś trzech godzinach z bloku operacyjnego wyszedł
lekarz. Obaj poderwaliśmy się z krzeseł, podchodząc do niego.
– Wszystko w porządku –
usłyszeliśmy i obaj odetchnęliśmy z wielką ulgą.
– Kiedy możemy ją zabrać do
domu? – zapytał Bill.
– Najwcześniej w przyszłym
tygodniu. To była rozległa operacja i muszę mieć pewność, że wszystko goi się,
jak należy, zanim pozwolę jej opuścić klinikę.
– Możemy ją zobaczyć? –
zapytałem.
– Tak. Za chwilę przewieziemy
ją na salę pooperacyjną. Na razie będzie dostawała silne środki przeciwbólowe i
będzie cały czas spała, więc nie oczekujcie, że będzie z nią jakiś kontakt.
Tak jak powiedział lekarz, z Viktorią nie było
praktycznie żadnego kontaktu, tylko na chwilkę przebudziła się i widząc nas obu
przy jej łóżku, spokojna natychmiast zasnęła. Postanowiliśmy z Billem,
wyznaczać sobie na zmianę dyżury. Nie chcieliśmy, żeby nie daj boże, obudziła
się i żadnego z nas przy niej nie było. Postanowiliśmy, że Bill zostanie z nią
do wieczora, a ja zmienię go i zostanę z nią na noc, a później rano znowu się zmienimy.
Kiedy wróciłem do domu, cała służba łącznie z Gordonem
zasypała mnie pytaniami. Opowiedziałem im wszystko ze szczegółami, w
międzyczasie pochłaniając obiadokolacje, a później poszedłem na górę przespać
się trochę, zanim pojadę do szpitala zmienić Billa.
Kiedy ktoś z twoich bliskich cierpi, wydaje ci się, że
czas płynie wolniej. Spałem niecałe dwie godziny, a miałem wrażenie, że o wiele
dłużej. Wziąłem szybki prysznic i tuż po dwudziestej drugiej ruszyłem do
kliniki.
Budynek o tej porze wydawał się opustoszały. Światła były
przygaszone, pacjenci spali, a goście, jeśli takowy byli siedzieli w salach ze
swoimi krewnymi, dotrzymując im towarzystwa i dodając otuchy w chorobie. Tym
razem winda czekała na mnie na parterze. Wjechałem na piąte piętro i ruszyłem
korytarzem do sali, w której leżała Viktoria, mijając po drodze dyżurkę i
pielęgniarkę, która uważnie mi się przyjrzała, ale nie zatrzymała mnie.
Wszedłem po cichu do pokoju. Bill od razu odwrócił się.
– Jestem – powiedziałem
szeptem. – Obudziła się?
– Na chwilkę.
– W porządku. Jedź do domu.
Anna czeka na ciebie z jedzeniem.
– Okej.
– Był lekarz? – zapytałem jeszcze,
przyglądając się, jak ubiera kurtkę.
– Był. Powiedział, że wszystko
jest dobrze.
– Świetnie.
– To jadę, Tom. Będę jutro
koło ósmej.
– Dobrze. Tylko uważaj na
drodze.
– Jasne – odparł i musnął mnie
w usta. Oddałem mu pocałunek.
I tak zostałem z małą sam. Gdzieś po pierwszej w nocy,
Bill przysłał mi sms’a z pytaniem, jak Viktoria. Napisałem mu, że śpij i że wszystko
na razie jest porządku i żeby kład się spać.
Odpisał mi tylko, że mam dzwonić, jakby się coś działo i życzył mi
dobrej nocy. Noc jednak była wyjątkowo spokojna, choć obawiałem się, że
Viktoria może się obudzić i płakać z bólu. Ona jednak przespała całą noc, i
nawet ja gdzieś o trzeciej nad ranem przysnąłem w fotelu.
Obudziła mnie pielęgniarka, która zmieniała małej
kroplówkę i podawała jej kolejną dawkę leków przeciwbólowych.
– Przepraszam, obudziłam pana
– wyszeptała.
– W porządku – odparłem,
przecierając twarz rękami, kompletnie byłem skołowany. Zerknąłem na Viktorię,
spała bardzo spokojnie.
– Za godzinę będzie obchód.
Może przynieść coś panu?
– Nie, dziękuję. Niczego nie
potrzebuje.
– Może kawy?
– Kawy? No może faktycznie
napiłbym się.
– Zaraz przyniosę. Zrobię panu
z dyżurki, bo ta z automatu nie jest zbyt smaczna.
– Dziękuję.
Kawa istotnie trochę mnie postawiła na nogi. Pielęgniarka
przyniosła mi nawet rogalika z czekoladą.
Na obchodzie lekarz oświadczył mi, że wszystko jest
dobrze tylko potrzeba trochę czasu, żeby rany się zagoiły i Viktoria wróciła do
sił. Odetchnąłem z ulgą. Jakąś godzinę później przyjechał Bill, taszcząc ze
sobą torbę z mnóstwem różnych zabawek i książek dla Viktorii.
– Jestem. Jak tam?
– Dobrze. Był tu lekarz jakąś
godzinę temu. Powiedział, że wszystko na razie jest w porządku i potrzeba tylko
czasu, żeby doszła do siebie.
– Naprawdę?
– Tak.
– To dobrze. Tak się denerwowałem,
że nie mogłem w nocy spać. Budziłem się dosłownie co pół godziny. O czwartej
zacząłem rozważać przyjechanie tu, ale obawiałem się, że się wściekniesz, jak
mnie zobaczysz.
– Owszem – przyznałem.
– Wyglądasz okropnie –
stwierdził. – Spałeś, choć chwile?
– Tak, ale to takie spanie na
siedząco, sam wiesz.
– Domyślam się. Jedź do domu.
Prześpij się, zjedz coś, zmienimy się później. Dzisiaj to ja zostanę na noc.
– Bill…
– Przyjedziesz koło
szesnastej. Posiedzisz z nią trochę, a ja wrócę do domu odświeżyć się i
przyjadę wieczorem.
– A może posiedzisz z nią do
wieczora, a ja zostanę na noc?
– Nie.
– Czemu tak się upierasz?
– Ona ma tylko nas, nie możemy
się rozchorować z braku odpoczynku.
– Przekimam się na fotelu,
żaden problem.
– Powiedziałem nie. Proszę cię
nie upieraj się.
Nie chciałem się z nim znowu kłócić. Zresztą to było
bardzo utrudnione, bo samo mówienie szeptem nie było czymś wygodnym i
naturalnym, a co dopiero jakbyśmy mieli się licytować na racje.
– Dobrze, jak chcesz. To jadę.
Będę koło szesnastej – rzuciłem i całując najpierw Viktorię, a potem Billa na
pożegnanie, ruszyłem do domu.
Nasze dyżury ciągnęły się już tak czwartą dobę. Obaj
zaczynaliśmy odczuwać powoli zmęczenie i nawet zmiany, które robiliśmy, nie
dawały żadnego wytchnienia. Po tygodniu cieszyliśmy się, że w końcu możemy
zabrać ją do domu.
Mała jak tylko dopadła swój pokój, przestała szukać nas
wzrokiem i zajęła się swoimi zabawkami, całkowicie pogrążając się we własnym
świecie. Obaj z Billem odczuliśmy w końcu ulgę. Tu znała wszystkich, mogła z
nimi zostać i nie bała się, że nas nie widzi. Anna przywiozła swoją wnuczkę.
Dziewczynki ogromnie się za sobą stęskniły. I to chyba była dla Viktorii
najlepsza terapia, jej najlepsza przyjaciółka.
Kiedy zostawiłem dziewczynki same i wróciłem do apartamentu,
rozejrzałem się, nadsłuchując gdzie aktualnie znajduje się Bill. Był w
sypialni. Słyszałem, że otwiera i zamyka szuflady w komodzie. Wszedłem na górę
i nic nie mówiąc, objąłem go od tyłu i zacząłem całować po karku.
– Tom, co ty wyprawiasz?
– Stęskniłem się za tobą.
– Teraz?
– Tak. Teraz. Już.
Natychmiast.
– Ale Viktoria…
– Jest z Lenką. I Anna będzie
do nich zaglądać. Proszę, poświęć mi trochę uwagi.
Odwrócił się do mnie przodem.
– Zabrzmiało to, jak
rozpaczliwa prośba.
– To był dla nas ciężki
tydzień, odreagujmy go tak, jak obaj lubimy.
Uśmiechnął się.
– Możemy to przełożyć do
wieczora? Ja naprawdę mam masę spraw na głowie. Raz-dwa się z nimi uporam i
obiecuję, że tej nocy nie zapomnisz do końca życia.
Westchnąłem.
– I znowu mam czekać?
– To tylko kilka godzin.
– A to by nam zajęło kilka
minut. No, nie daj się prosić. Wiem, że też tego chcesz.
– Chcę, ale najpierw obowiązki,
a potem przyjemności. – Musnął mnie w usta i uciekł mi. Nawet nie byłem na
niego wściekły. Rzuciłem się na łóżko, pogrążając w zadumie. Z nocy wyszły
oczywiście wielkie nici, bo wrócił prawie nad ranem i był tak zmęczony, że jak
tylko położył się do łóżka, od razu zasnął. Nawet nie zwracał uwagi na to, że
go dotykam. Odpuściłem sobie, rozwiązując swój palący problem sam.
Następnego dnia, nie zamierzałem dać się tak łatwo
spławić. Praca pracą, ale ja naprawdę nie wymagałem od niego zbytniej uwagi, a
te pół godziny tylko dla nas z powodzeniem by znalazł.
Wparowałem do pokoju, zastając go siedzącego na kanapie z
laptopem na kolanach.
– Długo ci to zajmie?
– Co? – zapytał, zerkając
przelotnie znad laptopa.
– No, to – kiwnąłem głową na
laptopa.
– Trochę, a co?
Usiadłem obok niego.
– Coś mi wczoraj obiecałeś i
co?
– Ach, wiem. No wybacz, nie
sądziłem, że tak długo mi z tym zejdzie.
– Wiem, ty jak skupiasz się na
pracy, masz wszystko inne, łącznie zemną gdzieś.
– Nie prawda.
– Prawda, prawda – mówiąc to,
pchnąłem go na kanapę.
– Tom, laptop…
Zamknąłem go i odsunąłem na bok.
– Nic mu nie będzie.
– Zapomnę, co robiłem.
– Wiem, że nie. A ja czuję się
zaniedbany – musnąłem jego usta, aż stęknął. Uwielbiałem go stawiać w takiej
sytuacji. Co było dla niego ważniejsze, praca, właściwie jego hobby, czy ja?
– Tom, proszę cię.
– Potrzebuję twojej uwagi.
Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
– Poświęcę ci uwagę w nocy.
– Już to słyszałem wczoraj.
Westchnął. Nawet nie próbował się usprawiedliwiać,
doskonale wiedział, że zawalił na całej linii.
– W ten sposób nigdy tego nie
skończę – rzucił i wpił się w moje usta. Uh, trzeba przyznać, że potrafił to robić
naprawdę dobrze, aż momentalnie przez całe moje ciało przetoczyła się fala
rozkoszy. Całował tak zapamiętale, że ledwo nadążałem za jego rytmem. – Lepiej? – zapytał, odrywając się od moich
ust.
– Jeszcze – odparłem,
oblizując usta.
– Jeszcze?
– Tak. Chcę więcej. Chcę
ciebie.
– Tom, proszę cię, ja muszę to
skończyć, dzięki temu będziemy mieli pieniądze na życie.
– Życie w luksusie.
– Tak, w luksusie. Należy się,
zwłaszcza tobie.
– Nie potrzebuję go, chcę
tylko ciebie.
– Teraz tak mówisz.
– Daj spokój.
– Muszę to dziś skończyć i
wysłać, a wtedy naprawdę będę miał wolną głowę i zaszalejemy.
Zrezygnowany oparłem głowę o kanapę, wlepiając wzrok w
sufit.
– A co ja mam robić do tego
czasu?
– Zajmij się czymś. Jedź na
zakupy albo na strzelnicę, dawno nie byłeś, a przecież lubisz to.
– Strzelnicę? – zdziwiłem się.
– No.
– Może to dobry pomysł –
przyznałem.
– No widzisz. Ja się szybko z
tym uwinę i jak wrócisz, będzie tak jak ostatnio. Pamiętasz tamten wieczór, gdy
oblewaliśmy to, że nie jesteś ojcem z przypadku?
Uśmiechnąłem się. Było ostro. Naprawdę wtedy sobie nie
żałowaliśmy.
– Masz ochotę na powtórkę?
– Pytasz, czy stwierdzasz?
– To umowa stoi. Wieczorem i w
nocy jestem cały twój. A teraz pozwól mi się tym zająć.
– No dobra, trzymam cię za
słowo.
Położył rękę na sercu.
– Przysięgam.
Wstałem z kanapy i zabierając klucze, portfel i kurtkę
wyszedłem z apartamentu. W mniemaniu Billa właśnie zmierzałem na strzelnicę,
ale mnie przyszedł do głowy zupełnie inny szalony pomysł.
Jak tylko wyjechałem za bramę posesji, wyciągnąłem
komórkę i wybrałem połączenie do Kate. Odebrała po dwóch sygnałach.
– Cześć – odezwałem się.
– Cześć, Tom.
– Przeszkadzam?
– Nie. No co ty. Właśnie
siedzę i czytam książkę.
– A gdzie Thomas?
– Ogląda bajki. A jak
Viktoria?
– No, jest już w domu.
Wszystko jest w porządku. Za tydzień przywiozę ją na zajęcia.
– Cieszę się. Martwiłam się.
Nie mogłam się do ciebie ostatnio dodzwonić, chyba miałeś wyłączony telefon.
– A coś się stało? – zapytałem
ostrożnie.
– Nie, nie – zaprzeczyła od
razu. Po prostu chciałam się dowiedzieć, co z Viktorią. Wiesz, nikt mnie nie
powiadomił, że coś się stało, a nie było jej już drugi dzień na zajęciach i się
zaniepokoiłam.
– Przepraszam, w ogóle o tym
nie pomyślałem. Powinienem był, chociaż wysłać ci wiadomość co się stało. Dużo
przebywaliśmy w klinice z Billem na zmianę, nie chcieliśmy, żeby po tym wszystkim,
co przeżyła, została sama wśród obcych ludzi i z tego wszystkiego zapomniałem parę
razy podładować telefon.
– Nie szkodzi. Rozmawiałam z
Billem, powiedział mi, że już po operacji i że Viktoria wraca do zdrowia.
– Kate?
– Tak.
– Masz z kim zostawić Thomasa
na dwie godzinki?
– Jasne, a co się stało?
– Chcesz zobaczyć pokój, w którym
wszystko się między nami zaczęło?
– Żartujesz? Pewnie, że chcę.
– To przyjedź do mojego domu,
będę czekał.
– Będę za godzinę.
– To na razie.
– Do zobaczenia.
Byłem zadowolony. Ona przynajmniej mnie nie przekładała
na wieczór czy noc, miała czas dla mnie teraz. Podobało mi się to.
Dojechałem do domu i zaparkowałem na podjeździe. Ogarnąłem
trochę kuchnie, bo po ostatniej moje wizycie tu zostawiłem chlew w zlewie i wszystko
zdążyło wyschnąć już na amen, ale jakoś się z tym uporałem na czas.
Usłyszałem nagle, jak przed domem zatrzymuje się samochód.
Zerknąłem przez okno, widząc, jak wysiada z taksówki. Otwarłem od razu drzwi, wychodząc
po nią na werandę.
– No hej – odezwała się.
– Witaj – objąłem ją,
przytulając. Spięła się, nie spodziewała się takiej poufałości z mojej strony,
ale nie zaprotestowała. – Chodź do środka. Tylko nie spodziewaj się, nie
wiadomo czego. Tamtych rzeczy, co były tu kiedyś już dawno nie ma. Wiesz, przed
sprzedażą domu trzeba było je usunąć, ale…
– To oczywiste – przyznała,
wchodząc do środka i rozglądając się.
– Boże, to jak muzeum.
– No dzięki.
– Nie, nie – pomachała nerwowo
rękami. – Chodzi mi o to, że tu wygląda jak kiedyś, prawie – dodała, zerkając
na duży telewizor.
– Napijesz się wina?
– Chętnie.
– Siadaj.
Nalałem do kieliszków wina i choć czekał mnie powrót
samochodem do domu, wiedziałem, że pół kieliszka mogę wypić, a drugi pełny
podałem Kate.
– Dziękuję.
– Marny ze mnie gospodarz, bo
z deserów mam tylko ciastka kupione w markecie. Kiedyś mówiłaś, że je lubisz.
– O matko – rozczuliła się,
gdy postawiłem paterę pełną ciastek. – Pamiętałeś. Uwielbiam je do dziś. Nie powinieneś
tego całego stawiać przede mną. Będę je jadła, aż zjem wszystkie.
Zaśmiałem się.
– Jedz śmiało, po to je
kupiłem. Opowiadaj, co tam się ciekawego działo przez ten tydzień?
– W szkole?
Skinąłem głową.
– W sumie Viktoria nic nie
straciła. W przyszłym tygodniu będziemy robić nową tablicę z rysunkami dzieci,
ale żeby ją to nie ominęło i żeby jej nie było przykro, poczekamy, aż wróci.
– Dzięki.
– Nie ma sprawy. A powiedz mi,
co na to wszystko Bill? Kiedy rozmawiałam z nim przez telefon wydawał się bardzo
przejęty tym, co się działo.
– Istotnie. Bardzo to przeżył.
Jest mocno związany emocjonalnie z Viktorią.
– A ty?
– Ja też, ale ja się nauczyłem
tłumić swoje uczucia. W mojej pracy nie mogę pozwolić sobie na to, żeby
opanowały mnie emocje. Muszę wszystko osądzać, że tak to ujmę na zimno.
Trochę podkoloryzowałem, ale nie musiała wiedzieć, co tak
naprawdę siedzi w mojej głowie, a już tym bardziej w sercu. Kobiety interesują
się facetami dotąd, dopóki nie poznają jego uczuć, potem przestaje je już taki
interesować.
– Ale Viktoria to nie praca. Wiecznie
ochroniarzem też nie będziesz, oni przecież też przechodzą na emeryturę, co
wtedy?
– No wiesz, do emerytury
jeszcze kawał czasu mi zostało, nie jestem aż taki stary.
Zaśmiała się. Najwidoczniej wino zaczęło robić swoje, a
druga dolewka ośmielała ją coraz bardziej.
– Pokażesz mi w końcu ten
słynny pokój? – zmieniła temat.
– No pewnie. Chodź.
Weszliśmy na piętro, bezbłędnie wiedziała gdzie się kierować.
Co prawda nie było tam żadnych innych rzeczy prócz mebli, ale i tak, kiedy
weszła do środka, jej wspomnienia powróciły. Zresztą zupełnie jak moje, kiedy
przyjechałem tu z Billem pierwszy raz.
– Boże, nie mogę w to
uwierzyć. Powiedz mi, jak ci się udało kupić ten dom?
– Och, to naprawdę dziwna
historia i w sumie nie ma, czego opowiadać.
– Ten pokój wtedy wydawał mi
się o wiele większy.
– Mnie też – przyznałem. – W
ogóle cały dom wydawał mi się większy, ale takie odczucie chyba ma się zawsze,
gdy wraca się na stare śmieci.
– I ta słynna wersalka –
spojrzała na mnie.
Uśmiechnąłem się.
– Pamiętam.
– Boże, nawet nie wiesz, jaka byłam
wtedy szczęśliwa. Całowaliśmy się, pamiętasz?
– Tak.
– Nie mogę w to uwierzyć, tyle
wspomnień i to tych najmilszych memu sercu.
Znowu spojrzała na mnie, ale nie patrzyła mi w oczy,
tylko na moje usta. Wiedziałem, czułem, czego ode mnie oczekuje.
– Kate?
– Tak?
– Mogę cię pocałować? –
zapytałem, ściągając tym samym jej wzrok na swoje oczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńObiecałam sobie, Niki, że pierwszy raz skomentuję twoją twórczość, kiedy przeczytam wszystko, co do tej pory opublikowałaś i dokończysz to opowiadanie. Jednakże to, co się wydarzyło i prawdopodobnie się wydarzy, wzburzyło mnie do tego stopnia, że na usta cisną mi się same przekleństwa pod adresem Toma i jego zachowania. Muszę się ogromnie hamować, żeby nie napisać wszystkich epitetów, które tłoczą się w mojej głowie, a znam ich wiele ;)
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, trudno uwierzyć mi, że jako autorka, która co prawda uwielbia mieszać w głowie swoim czytelnikom (:)), zniszczy to uczucie, które się narodziło między chłopakami, coś, o co tak długo i z uporem walczyli - bo chcąc nie chcąc zdrada będzie początkiem końca.
Mam jednak nadzieję, że albo w Tomie, albo w Kate obudzi się zdrowy rozsądek, że któreś z nich wycofa się w ostatnim momencie.
Niki, życzę Ci weny do kontynuacji tego i rozpoczęcia kolejnego opowiadania! A sobie? Opanowania emocji :)
Pozdrawiam serdecznie,
Daria
;____________;
OdpowiedzUsuńDroga Niki, wybieraj trumnę dla mnie.
Ohh shit, Tom, weź przestań, nie załamuj mnie!
Ostatnio na każdy twój rozdział wyczekuję niecierpliwie, a jak już przychodzi ten dzień, to dochodzi stres i strach o to, co się wydarzy... I ta twoja dzisiejsza przemowa - w sumie, to masz rację. Bill zaniedbuje Toma, który z kolei chce mieć ciepło drugej osoby praktycznie cały czas. Ale to nie zmienia faktu, że zachowuje się perfidnie robiąc takie rzeczy na boku. Cóż, z bólem serca mówię, że obaj są w jakimś stopniu winni. Ach, no i informuję - ja chcę happy end twincestowy. Inaczej będziesz miała na sumieniu makabryczną rzeź.
PS. Wkrótce zmieniam nazwę konta, żeby nie było, że przestałam komentować!
Pozdrawiam serdecznie, czekam na tę miłość między chlopakami i weny życzę,
An
Ej, ale chyba nie jebniesz dzieciaka Tomowi i Kate...?
UsuńTo co zrobiłam z butelką kiedy ten odcinek czytałam a tym bardziej końcówke jest nie do opisania. Tak jak osoba wyżej mam nadzieje że sie nie zgodzi ale wiem że i tak sie zgodzi. Bo gdyby tego nie chciała to by nie patrzyła na jego usta. To sie źle skończy. Bardzo źle sie skończy. Jak on może być takim skończonym idiotą! On chce zdradzić osobę którą tak bardzo kocha z kimś kto kiedyś go zranił. Może i masz racje że Kate nie ma pojęcia o tym że Tom jest w związku ale i tak mnie wkurza bo gdyby nie pojawiła sie znowu to nie byłoby żadnej zdrady która pewnie będzie. I może Kate mnie wkurza ale Tom to mnie już bardzo wkurwia bo sie zachwuje jak nieodpowiedzialny nastolatek który nie może sie powstrzymać z ruchaniem. No bo jak mu Bill zrobi na kilka dni post i odmówi seksu to on już musi lecieć i ruchać jakby bez tego dłużej by nie przeżył. Ja mam nadzieje że jeśli zdradzi Billa i on sie o tym dowie to że mu tak przywali i wygarnie że sie nie pozbiera. I najlepiej jakby jeszcze Kate sie dowiedziała o tym że Tom jest w związku a i tak sie z nią przespał i żeby ona też mu wygarnęła i żeby został sam jak palec i zrozumiał co narobił. Jeszcze może sie okaże że sie nie zabezpieczą i jednak zrobi jej dzieciaka. Boże zabiłabym go. No nie mam już do niego siły. I jednak dalej cichaczem licze na to że coś sie stanie i nie będzie zdrady. Pisz pisz dalej kochana :-)
OdpowiedzUsuńCzytam każdy odcinek, ale nie zawsze komentuję... Tom odwala, no cóż, jest facetem, a Kate była jego wielką miłością... Tylko, że teraz ma Billa, którego kocha, a mimo wszystko myśli o tej kobiecie w kategoriach łóżkowych. Liczę na to, że nie zrobi bratu świństwa, zwalczy pokusę i go nie zdradzi. Z drugiej strony, nie mogą być wiecznie szczęśliwi, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. :)
No to zdrada! Wiedziałam, że będzie, no ciekawa dalej poprowadzisz tą akcję i ciekawe, czy zrobisz sad end? Możliwe, bo czemu nie? W końcu to twoja twórczość, a ja zawsze po zakończenia w stylu Sad end mam taką melancholie itp. Ale nie o mnie teraz. Bill, bill, bill ciekawe jeśli Tom prześpi się z Kate, to wieczorem już nie będzie miał ochotę na Billa, co zdziwi na pewno go, bo nie jest głupi. Jest mądrzejszy niż Tom. Ale jeśli go przeleci, to Tom nie będzie taki napalony na niego, co odczuje jeszcze bardziej Bill i pomyśli sobie, że Toma już nie podnieca, a i tak pewnie wszystko zwróci się do jednego, do tego, że Toma przyprze do ściany i każe mu przyznać, że go zdradza, a Tom powie, tak, tak zdradza ciebie, ale co z Viktoria? Bill nie jest prawnym opiekunem! Oj kręcisz, ale chociaż jest nad czym pomyśleć i na co czekać. Pozdrawiam i życzę weny, czekam na next, jak zawsze.
OdpowiedzUsuńPS. Dobrze, że Tom kupił ten piecyk i inne rzeczy do mieszkania, teraz się przydadzą.
Daisy
No to się porobiło... Najlepiej niech Tom się zapomni w trakcie i zamiast Kate powie Bill :)Może wreszcie ktoś temu pacanowi przyłoży. Bezpieczników zmienić kobieta nie potrafi ale mam nadzieję, że przyłożyć już tak. Mam pytanie, co z meksykańskimi bandziorami? Może Tom jeszcze nie zapomniał jak się strzela, jeszcze trochę i chłopak zgnuśnieje. Twoje opowiadanie jest po prostu świetne :) pozdrawiam Klio
OdpowiedzUsuńA ja tam widzę chlamydię, syfilis, żółtaczkę lub hiv w ramach pokuty za zdradę
OdpowiedzUsuńTom może się opamięta w ostatniej chwili. Przecież nie brał ze sobą prezerwatyw. Może wyjść z tego dzieciak albo jakiegoś syfa dostanie.
OdpowiedzUsuń