Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 4 marca 2016
22:43
Ok, kochani udało mi się zrobić komputer. Jeszcze nic prócz Office nie mam zainstalowane, ale powoli doinstaluje sobie. Żeby jednak już wam nie marudzić zapraszam na odcinek.
Odcinek 27
Zacząłem spotykać się z Kate. Bill tak mi ufał, że nawet
mnie nie podejrzewał, że go zdradzam, choć dla mnie to nie była zdrada, bo Kate
była dla mnie kimś albo czymś w rodzaju higieny psychicznej. Każde nasze
spotkanie dawało mi poczucie panowania nad swoim życiem, ucieczki od tajemnicy,
którą miałem z Billem i która od jakiegoś czasu dziwnie mi ciążyła. Nie
chciałem niczego w swoim życiu zmieniać, jedynie czasami myślałem o tym, czy
nie moglibyśmy stworzyć dla Viktorii pełnej rodziny, takiej, w której miałaby w
Kate kogoś na kształt matki. Doskonale wiedziałem, że nie jesteśmy najlepszym wzorem
dla małej, a Anna czy Sonia, choć spędzały z dziewczynką całe dnie, nie
zastąpią jej kobiecego wzorca, jaki powinna mieć dziewczynka w jej wieku. Bill
oczywiście widział to inaczej i za każdym razem, gdy tylko schodziliśmy na ten
temat, kończyło się kłótnią. A co do naszego związku, to jedno muszę przyznać,
że balansowanie uczuciami to najtrudniejsza z życiowych gier. Dla mnie wszystko
oczywiście było jasne, kochałem Billa, ale pożądałem ciała Kate, Billa też. Ten
układ byłby wprost idealny, gdybym nie był jedynym, który o nim wiedział. Gdyby
wszystko zależało tylko ode mnie, to mógłbym nawet stworzyć trójkąt, ale
doskonale wiedziałem, że ani Bill ani Kate nie zgodzą się na coś takiego, więc
z premedytacją i pełną świadomością, że to kwestia czasu, kiedy wszystko się
rypnie, spotykałem się z Kate i szaleliśmy w łóżku, aż brakowało nam tchu. Jednak nie zaniedbywałem Billa, o nie. Przez to, że rozładowywałem się, już będąc z
Kate, nie dążyłem tak obsesyjnie do spełnienia, kiedy byłem z Billem, a to oznaczało,
że stawałem się o wiele bardziej kreatywny, na co Bill nie narzekał.
Od czasu do czasu też docierałem na strzelnicę, musiałem
przynajmniej udawać, że z zapałem ćwiczę, choć już od kilku miesięcy nie chroniłem
nikogo. Ledwo wystrzelałem magazynek, gdy poczułem wibracje mojego telefonu. Ściągnąłem
słuchawki i wyciągnąłem telefon z kieszeni, to Bill. Odebrałem.
– No co tam? – zapytałem, kierując
się do szatni, jednak w tym hałasie strzałów innych trenujących, nie słyszałem,
co do mnie mówił. – Co? Powtórz jeszcze raz, bo niczego nie słyszałem.
– Pytałem, czy już skończyłeś?
– Tak.
– To świetnie. Kupiłem kilka
rzeczy do twojego byłego domu i jestem niedaleko, mógłbym wpaść i zostawić je,
co ty na to?
– Jasne, czemu nie.
– Mogę kupić El Diablo na
wynos, będę miał po drodze, miałbyś ochotę?
– Świetny pomysł. To co,
spotykamy się w domu?
– Tak, do pół godziny będę.
– Dobra ja też. To na razie.
– Na razie, Tom.
Zebrałem się i ruszyłem do domu. Bill oczywiście dotarł
na miejsce pierwszy. Jak tylko zajechałem pod dom, na podjeździe stało już jego
auto. Zaparkowałem obok niego. Jak tylko wszedłem do domu, poczułem smakowity zapach
dobrze znanej mi potrawki.
– Mam nadzieję, że wziąłeś dużą
porcję, bo umieram z głodu – rzuciłem od progu, zamykając za sobą drzwi.
– Zawsze biorę dużą. Wino czy
piwo? – zapytał.
– Do El Diablo? Piwo.
– To bądź tak uprzejmy i
przynieś z samochodu. Kupiłem całą skrzynkę, ale nie zdążyłem przynieść.
– Dobra – odparłem i zgarniając
kluczyki od jego samochodu, poszedłem po skrzynkę. Kiedy wróciłem talerze z
jedzeniem i dwie szklanki do piwa stały już na ławie w salonie.
– Jak tam nowe projekty? – zapytałem. Ostatnio znowu skupił się na
wydaniu nowej kolekcji.
– Prawie wszystko gotowe.
– Szybko.
– Bo to tylko kilka rzeczy. Tym
razem nie zamierzam się tak zarzynać, jak w zeszłym roku.
– No, pamiętam, nie dałeś mi
nawet spać, zmuszając do wydania opinii, na którą nie miałem najmniejszej
ochoty.
– No co ty, Tom, twoja opinia
była dla mnie bezcenna i bardzo motywująca. Dolewki? – zapytał, gdy odstawiłem pustą
szklankę.
– Jeśli wypije kolejne piwo,
nie wrócimy na noc do rezydencji.
– I bardzo dobrze, po to właśnie
kupiłem całą skrzynkę. Chcę się dzisiaj narąbać i spędzić noc tutaj, razem z tobą.
Uśmiechnąłem się.
– Obawiam się, że jeśli tu
zostaniemy, obaj się nie wyśpimy.
– I dobrze, wyśpimy się po
śmierci.
Aż oblizałem usta. Przeklęty manipulator. Potrafił kilkoma
zdaniami wprowadzić mnie w taki nastrój, że na samą myśl, czułem jak moje
podniecenie rośnie.
I tak jak przypuszczałem, nie zmrużyliśmy w nocy oka ani
na chwilę. Jak już było po wszystkim, to albo Bill zaczynał zabawę od nowa,
albo ja. Padliśmy gdzieś koło ósmej rano, gdzie zwykle już dawno byliśmy na
nogach. Nie wiem, ile byśmy spali, gdyby nie komórka Billa.
– Nie odbieraj – wymamrotałem,
zakleszczając go jeszcze mocniej w swoich objęciach.
– Zerknę tylko kto to – mówiąc
to, chwycił komórkę. – To z domu – rzucił, na co od razu otrzeźwiałem. Jeśli
ktoś bez wyraźnego powodu dzwonił z domu, to najprawdopodobniej coś złego działo
się z Viktorią.
Bill odebrał, siadając na łóżku po turecku.
– Słucham… Tak… Coś się stało,
coś z Viktorią?... Jesteśmy razem, nic nam nie jest… Niedługo wrócimy. Ucałuj
od nas Viktorię i powiedz jej, że bardzo ją kochamy.
Rozłączył się, rzucając komórkę na pościel i wykładając
się z powrotem na poduszkach.
– To Sebastian – powiedział,
zerkając na mnie. – Pewnie Gordon kazał mu zadzwonić.
– Traktują cię wciąż jak
dziecko – skomentowałem.
– Ciebie też – sprostował. –
Do ciebie też dzwonił.
– Mam wyciszoną komórkę, do
tego została na dole w salonie – wyjaśniłem, ucinając ten temat. – Która godzina?
– Po piętnastej.
Nawet tego nie skomentowałem, spaliśmy naprawdę konkretnie.
Już dawno nie było tak, żebym przespał cały dzień.
– Było super, ale chyba pora wstać
– stwierdził Bill, przekręcając się jeszcze na bok w moją stronę i jak zwykle w
takich sytuacjach sięgnął ręką do mojej twarzy.
– Szczerze mówiąc, nie chce mi
się – stwierdziłem, czując jego smukłe palce za uchem po tym, jak zaczesał mi
włosy.
– Mnie też. Ale zrobiłem się
też głodny. W nocy straciłem chyba wszystkie kalorie, jakie udało mi się zgromadzić
w ostatnim tygodniu w nadmiarze.
– Ja też – przyznałem.
– Co na śniadanie? – zapytał,
na co parsknąłem śmiechem.
– Chyba obiadokolacje, jeśli
już.
– Wszystko jedno.
Wzruszyłem ramionami.
– To, co w lodówce.
– Zrobisz? Muszę pójść pod
prysznic, cały się lepie, nie będę mówił czym.
– Też się lepie, nie będę
mówił czym – powiedziałem.
– Umyjesz się później, proszę.
Jestem taki głodny, że jeszcze dziesięć minut i umrę z głodu.
Pokręciłem tylko głową i odrzucając kołdrę na bok, wstałem
z łóżka.
– To rusz się. Jedzenie i kawa
będą gotowe za dziesięć minut, jak się nie wyrobisz, to zjem wszystko sam, a ty
wrócisz do rezydencji głodny.
– Ach – fuknął tylko i zerwał
się z łóżka, paradując nago po całym pokoju. Gdy odnalazł na przedpokoju swoje
bokserki i kilka innych rzeczy, które walały się tam od wczoraj, ruszył do
łazienki. A ja, naciągając na tyłek swoje dresowe spodnie, zszedłem na dół zająć
się przygotowaniem jedzenia.
Po paru minutach Bill pachnący i ubrany zszedł na dół do
kuchni i zachodząc mnie od tyłu, przylgnął do mnie całym swoim ciałem.
– Jeszcze nie gotowe?
– Gotowe - odparłem. – Ładnie
pachniesz – stwierdziłem, gdy tak bezceremonialnie zaczął składać pocałunki na
moich ramionach, a rękami błądzić po moim nagim torsie, zsuwając dłonie coraz
niżej, aż w końcu dotarł do gumki w moich spodniach i wcisnął dłoń do środka, zaciskając
na moim kroczu.
Aż wstrzymałem na chwile powietrze w sobie, czując
przechodzący mnie dreszcz przyjemności.
– Nie masz na sobie bielizny?
– zapytał zaskoczony.
– Nie. Po co miałem ją zakładać
jak zaraz i tak ją zdejmę – wyjaśniłem i odwracając się do niego przodem, pocałowałem
w usta.
– Um – mruknął, wyczuwając w
mojej ślinie smak kawy i czekolady, którą podjadłem w międzyczasie robienia nam
coś na szybko do jedzenia. – Wiesz, jest coś, nad czym zastanawiam się już od
jakiegoś czasu. Niby znam cię, niby wiem o tobie już wszystko, a wciąż
potrafisz mnie zaskoczyć jakąś drobnostką.
– Ciekawe, czym teraz cię tak
zaskoczyłem?
– Na przykład tym, że
potrafisz łazić w spodniach bez bielizny, przez ciebie będę teraz o tym ciągle
myślał. No i tym, jak smakujesz, kiedy
chwilę temu coś jadłeś. Tym, jak pachniesz, kiedy nie wziąłeś jeszcze prysznica
po naszych nocnych zabawach.
– Z tym zapachem to chyba
przesadziłeś. Teraz, to co najwyżej śmierdzę i to z całą pewnością, bo już
nawet czuje sam siebie.
– Być może, ale to twój
zapach.
– I twój też. Mogę ci nawet pokazać,
w którym miejscu mnie oznakowałeś.
– Muszę cię oznaczać, bo wiesz,
że jesteś tylko mój? Jeśli ktoś, choćby pomyśli, żeby się do ciebie zbliżyć,
wydrapie mu oczy, a ciebie przywiążę do łóżka i za karę, będę gwałcił.
Zaśmiałem się.
– Ty mnie?
– Tak.
Rozśmieszył mnie tym. Wiedziałem, że żartuje, ale sama świadomość
jak jest blisko odkrycia moich spotkań z Kate, trochę zmroziła mi krew w żyłach.
– Masz – podałem mu talerz z górą
kanapek. – Zanieś to do salonu, ja wezmę kawy.
Usiedliśmy. Bill oczywiście włączył telewizor, wsłuchując
się w wiadomości, które akurat leciały. Rzadko oglądałem tego typu programy. Informacje
przeglądałem najczęściej w Internecie, szybciej i konkretniej, bo wybierałem to,
co chciałem czytać, a nie słuchałem wszystkiego z braku możliwości przewinięcia
tego, czego nie chciałem słuchać.
Po jedzeniu uciekłem jeszcze do łazienki pod prysznic, i
w końcu zaczęliśmy się zbierać, by jechać do rezydencji.
– Czego szukasz? – zapytał, widząc,
że przeszukuje wszystkie kieszenie i rozglądam się po wszystkich meblach.
– Kluczyków do auta. Wydawało
mi się, że położyłem je na szafce, ale nie ma ich tam. Kurde, nie wiem, co z nimi
zrobiłem.
– Może gdzieś spadły? – stwierdził
i klęknął, pomagając mi szukać. Zmacaliśmy wszystkie zakamarki, aż w końcu
zguba znalazła się, leżąc sobie pod kanapą.
– Są – powiedział Bill, sięgając
ręką pod kanapę. – Musiały spaść i albo ty, albo ja kopnęliśmy je pod kanapę.
– Tyle szukania – bąknąłem pod
nosem, przyglądając się dziwniej minie Billa.
– Co się stało?
– Co to jest? – zapytał, wyciągając
spod kanapy, nie tylko moje kluczyki, ale także kolczyk, jak mniemam własność
Kate. Aż mi się zrobiło gorąco. – Czy to czasem, nie należy do Kate? Miała
takie same, prawda? – powiedział, patrząc prosto w moje oczy.
W ciągu jednej sekundy musiałem wymyślić wiarygodną historyjkę,
którą kupi Bill i na pewno wykręcanie się nie było dobrym pomysłem.
– Tak, to jej kolczyk, miałem
go jej oddać i też go posiałem.
– A co on tu robi? Ona tu
była? Spotykasz się z nią? – zapytał mnie pytaniami.
– No co ty. Nie była tu. Parę
razy odwiozłem ją do domu po zajęciach, zresztą razem z Viktorią. Zgubiła go w
aucie, znalazłem i miałem oddać, ale kompletnie wyleciało mi z głowy. Ona
pewnie nawet nie wie, że zgubiła go w samochodzie, bo nawet nie wspominała o
nim.
Bill cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku, ledwo
wytrzymałem to spojrzenie, wiedziałem, że mi nie wierzy, skąd? Bo ja bym nie
uwierzył, a on za dobrze mnie znał, żeby kupić taką bajkę.
– Oddaj jej go w końcu – powiedział,
podając mi kolczyk i kluczyki.
– Jak zaś go gdzieś nie
posieje – skomentowałem. – Może sam jej go oddasz, też wozisz Viktorie do
zerówki. – Ten manewr zawsze działał, bo to oznaczało, że nic między mną a Kate
nie było, a przynajmniej tak miał myśleć Bill. Chyba zbiłem go tym trochę z
tropu.
– Też mogę zapomnieć. Zresztą
na razie nie mam czasu odwozić i przywozić Viktorii. Dopóki nie dopnę tych
projektów na ostatni guzik, trochę ciasno będzie u mnie z czasem na inne rzeczy
za dnia.
Mruknąłem tylko, dając tym wyraz, że rozumiem i wyszliśmy
z domu, wsiadając do swoich samochodów.
Dobrze, że każdy jechał własnym autem, bo całą drogę kląłem
na głos jak szewc. Zasiałem w Billu ziarno wątpliwości i wiedziałem, że będzie teraz
drążył, aż wszystko wyjdzie na jaw. Chyba że, wymyślę coś, co odwróci jego
uwagę i zapomni, a ja zaproponuje Kate, żebyśmy zaczęli się spotykać u niej.
Jeśli tam coś zostanie, Bill niczego się nie domyśli.
Przez kolejne kilka dni, nie spotkałem się z Kate ani
razu, ani u mnie, ani u niej. Musiałem na jakiś czas spasować, żeby głupio nie wpaść.
Bill, choć ani razu nie zszedł na temat Kate, ani jej kolczyka, co więcej nawet
nie zapytał, czy jej go oddałem, bacznie mnie obserwował. Oczywiście między
nami nic się nie zmieniło, ale czułem, że tylko czeka, aż mi się noga podwinie,
żeby mieć już twardy dowód na to, że go zdradziłem i to nie raz.
Zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Powoli
podsumowywałem, ile mógłbym stracić. Na pewno nie straciłbym brata, nawet jeśli
się o tym dowie, ale nie byłem w stanie przewidzieć, jak się zachowa, kiedy się
w końcu dowie.
Od ponad miesiąca w mojej torbie na laptopa leżały
dokumenty adopcyjne. Miałem podjąć decyzję, co z dalszym losem Viktorii, komu
ją oddam, bo sam, pomijając fakt, że na początku nie chciałem stać się jej
ojcem, to teraz nie mogłem dla jej własnego bezpieczeństwa. Bill byłby
szczęśliwy, gdybym oddał ją jemu. Marzył o tym. Wystarczyło, żebym w
odpowiednią rubrykę wpisał jego dane i złożył jeden podpis i stałaby się jego
na zawsze. Do tej pory nawet nie zaglądałem do tych papierów. Nie chciałem nas
ograniczać. Było mi dobrze w takim układzie, jaki mieliśmy, pomijając osobę
Kate. Ja z Billem razem, a Viktoria tylko tymczasowo pod naszą opieką. To był
dla mnie idealny schemat, teraz jednak po wpadce z kolczykiem Kate, Bill z całą
pewnością miał podejrzenia, że mogę go zdradzać. Do tego wiedział, jakie jest
moje podejście do adopcji, nie wiem, na ile sobie dodawał dwa do dwóch, ale
jeśli nawet nie posądził mnie o zdradę, mówiąc mi to wprost, to domyślał się,
że chcę Viktorię oddać Kate, i tego byłem absolutnie pewny.
Jedno zrozumiałem, każda decyzja, jaką się w życiu
podejmuje wcześniej czy później niesie za sobą jakieś konsekwencje. Mógłbym
teraz gdybać, co by było, gdybym nie spotkał się z Kate? Co by było, gdyby Bill
nie znalazł tego przeklętego kolczyka? Albo jasno sobie zadać pytanie, ile
jeszcze udałoby mi się go okłamywać, że nic prócz koleżeństwa mnie z Kate nie łączy.
Cała ta sytuacja, była dla mnie chora. Gdyby Bill nie był
taki uparty i spojrzał na nasz związek z dystansem, zrozumiałby, że mój czy
nawet jego, gdyby tylko chciał skok w bok, niczego między nami nie zmieniają. Ale
on, w tym jednym jedynym przypadku miał podejście do tego zupełnie jak typowa
kobieta. Chociaż Kate właśnie taka nie była, wiedziała, że te nasze spotkania
są tylko tymczasowe, że to się wcześniej czy później skończy i w końcu to, że
my razem nigdy już nie będziemy parą, i akceptowała to. Ona, właśnie ona, matka
sześcioletniego chłopca, która najbardziej powinna obstawać, wręcz zażądać ode
mnie deklaracji, zgodziła się na luźną bez zobowiązującą relację.
Westchnąłem i chwyciłem długopis. Nie zastanawiając się
dłużej, wpisałem wszystkie dane Billa w rubryki i podpisując się na dole strony,
zamknąłem teczkę i poszedłem do niego. Siedział na kanapie i grzebał coś w
laptopie.
– Masz – rzuciłem mu teczkę
prosto na klawiaturę laptopa.
– Co to jest? – zapytał.
– Obiecałem ci, że się
zastanowię i podjąłem w końcu decyzję. Mam nadzieję, że nie będę jej żałował,
ale nie możemy, Viktoria nie może żyć z nami tak na pół gwizdka.
Zmarszczył brwi, otwierając teczkę i orientując się, co w
niej jest.
– Tom…
– Jest twoja. Zanieś to do notariusza
i załatw to, co potrzeba.
– Dlaczego zmieniłeś zdanie?
– Nie zmieniłem, tylko podjąłem
decyzję. Nigdy byś mi tego nie wybaczył, gdybym ją oddał komuś innemu – spuścił
wzrok, co oznaczało, że mam rację.
– Dlaczego wpisałeś tu tylko
mnie, obaj jesteśmy dla niej teraz rodzicami.
– Nie mogę figurować, że mam pięcioletnie
dziecko w jakichkolwiek dokumentach. Jeśli ci, co ją prawie zabili, dowiedzą
się, że przeżyła i że ja ją mam, zabiją ją. To, że nie będę tam wpisany, jako
jej prawny opiekun, nie zmienia tego, kim dla niej jestem a jestem czy tego
chcę, czy nie, jej drugim ojcem, zresztą tak samo, jak ty.
Aż odłożył laptopa na bok.
– Jesteś tego pewien? – zapytał,
wstając z kanapy i podchodząc do mnie.
– Tak. I tak za długo nad tym myślałem.
Te papiery leżą u mnie zdecydowanie za długo, a to tylko formalność, bo jak już
powiedziałem od dawna jesteśmy dla niej nowymi rodzicami.
Bill objął mnie, przytulając się.
– Kocham cię, Tom – wyszeptał
tuż do mojego ucha.
– Ja ciebie też i nigdy nic
tego nie zmieni.
– Jutro zawiozę dokumenty do
naszego prawnika, zajmie się tym.
– W porządku. Jeśli coś będzie
jeszcze potrzebne, mój podpis czy coś tam, niech dzwoni do mnie, podjadę i załatwię,
co trzeba.
– Jasne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
No to Tom leci na dwa fronty, nie ładnie, nie ładnie. Bill zaczął coś podejrzewać, za pewne zacznie znajdować coraz to inne rzeczy, a Tomowi głowa będzie się palić od pomysłów, skąd się wzięła ta rzecz Kate w mieszkaniu, aucie, jego rzeczach. Ja bym tak nie chciała, to za dużo roboty, ale Tom jest głupi! Teraz jak to się wyda straci wszystko! Victorię, Billa, hajs, piękny dom, hajs no ja nie wiem, dla jakieś kobiety, która mało zarabia, ma syna i jest nudna jak flaki z olejem! Nie da się nadążyć za naszym Tomaskiem, niby się go zna, a jednak nie. Ale chociaż Bill jest teraz prawnym opiekunem Victorii, to dobrze, bo Bill nadaje się na ojca, jak mało kto. Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńBuziaki i weny, no ja swojej nie mogę znaleźć, ani czasu, ani weny. Masakra, pozdrawiam :)
Daisy
Ja Tobie też życzę dużo weny, bo nie ukrywam, że czkam na kolejny odcinek na twoim blogu :)
UsuńBył już taki jeden co leciał na dwa fronty i (o ironio, też Niemiec) przegrał. Tom też przegra bo takie rzeczy zawsze Wychodzą na jaw... Szkoda mi będzie Billa bo już został skrzywdzony a Tom to dupek - przecież wie jak boli zdrada i jakie są jej skutki. Biedny Bill. Odcinek fantastyczny i czekam na kolejny :-D
OdpowiedzUsuńSkoro jak twierdzi go "kocha" to zdrada nie powinna mu przyjść do głowy a jak znalazł kolczyk to powinien z tym skończyć a nie zastanawiać się jak to ukryć i ciągnąć dalej. Jeszcze mówi że Bill chce deklaracji jeśli mówi się że kocha to trzeba w pewnym sensie brać za to odpowiedzialność jeśli tego nie czujesz to tego nie mów proste. Najbardziej nie lubie zdrady po co sobie komplikować życie dla kilku nowych wrażeń .
OdpowiedzUsuńPatrząc z perspektywy czasu to Tom bardzo się zmienił. Już nie przypomina siebie z pierwszego sezonu opowiadania. Serce mnie boli na myśl jak poczuje się Bill kiedy dowie się, że osoba którą tak pokochał go zdradza. Czy Tom nie pamięta co Bill przeżył z Nikim? Naprawdę mam ochotę go teraz zabić -.- I mam wielką nadzieję że Bill nie rzuca słów na wiatr jeśli chodzi o to że przywiąże Toma do łóżka i będzie go gwałcił. Ogólnie nie jestem za tym żeby sprawiać komuś ból, ale Tomów się baaaardzo należy.
OdpowiedzUsuń*Nikiem
Usuń**Tomowi
Masz rację, Tom się zmienił. Zmienił się po tym jak dowiedział się, że Bill jest jego bratem bliźniakiem. To w nim zmieniło wszystko. Nagle, decydując się trwać w związku z Billem zrozumiał, że wkracza na dość śliski grunt i od tego momentu będzie musiał bardzo uważać. Jakoś wczuł się w tę rolę, ale gdzieś po drodze pojawiła się nowa pokosu w postaci Kate i idąc swoim tokiem myślenia Tom stwierdził, że skoro i tak już balansuje na cienkiej linie, to jeden sekret mniej czy więcej nie robi mu już żadnej różnicy, a wprowadza w jego życie, które zaczęło przypominać mu zbyt przewidywalny schemat - urozmaicenie i postanowił zaryzykować. Czy mu się opłaci? On uważa, że tak. Jest tak pewny siły uczucia Billa do niego, że sądzi iż nawet gdy Bill się dowie, jakoś to będzie. Czy dobrze myśli, czy dobrze ocenił Billa? Niedługo się przekonasz :)
UsuńJaki z tego Toma jest idiota... Jakby mu serio czegoś brakowało...
OdpowiedzUsuńAle spoko... Bill mu już powiedział ze go będzie gwałcił jak go zdradzi to ja trzymam za słowo xD
Ale Tom to serio nie myśli. Tak w 1 części starał się żeby Billa nikt nie zranił a teraz sam mu wybije nóż w serce. No zwyczajny palant no. -.-
Mam nadzieje ze Bill się na nim odpowiednio dobrze zemści. I nie ze ucieknie czy coś tylko ze faktycznie da mu popalić. :)
No to życzę weny :)))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzyżbym odgadła wcześniej ten gwałt? XDDDD
OdpowiedzUsuńOh shit, Bill taki uroczy, a Tom go w konia robi... Przyjebać mu trzeba. Nie mogę się doczekać, aż Bill pokaże pazurki.
Pozdrawiam,
An.