Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 17 kwietnia 2016
21:00
Odcinek 38
– Nawet nie wiesz, jak za tobą
tęskniłem – wyszeptał, leżąc koło mnie.
– To ty nie wiesz, jak ja za
tobą tęskniłem. Do tego jeszcze gryzły mnie wyrzuty sumienia, zresztą nadal
gryzą.
– Nie potrzebnie, nic
wielkiego się nie stało.
– Jak to nie? Pobiłem cię i
zgwałciłem.
– Ach – sapnął z dezaprobatą.
– W sumie to ten gwałt to taki nie całkiem pełny.
Spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
– Chyba jestem bardziej
powalony w tych sprawach, niż sam sądziłem.
– Dlaczego?
– Doszedłem.
– Słucham? – zmarszczyłem
brwi.
– Dobrze słyszałeś, doszedłem.
Bolało mnie jak cholera, kiedy tak bezlitośnie mnie posuwałeś, ale w pewnym
momencie zrobiło mi się tak przyjemnie, że zacząłem z tobą walczyć nie dlatego,
żebyś mnie puścił, ale żebyś nie przestał, no i doszedłem.
– Chyba sobie żartujesz – zdębiałem.
– Wiem, że to dziwne, może
nawet chore, ale tak było. Nie podobało mi się tylko, że mnie biłeś, to
zdecydowanie nie było miłe i nie umiałem się obronić.
Na te słowa pogładziłem się po żebrach.
– Uważam, że całkiem
skutecznie potrafisz się bronić.
– Spanikowałem, miałem w
pewnym momencie wrażenie, że chcesz mnie tam zabić.
– Bo tak było – przyznałem.
Popatrzył na mnie.
– Nie wiem, co mi się wtedy
stało, ale pomyślałem, że albo będziesz mój, albo cię zabiję.
– Do zabicia mnie daleko ci było.
– Muszę nauczyć cię jakieś
samoobrony – rzuciłem.
– Przed tobą?
– Między innymi. Nigdy nic nie
wiadomo, może znowu mi odwali.
– To znowu połamie ci żebra,
chociaż może nie. Następnym razem nie będę się tyle zastanawiał i kopne cię w
krocze.
Skrzywiłem się, prawie czując ten ból.
– Tak czy siak, dobrze będzie,
jeśli kilka chwytów cię nauczę.
– Skoro tak uważasz.
– Strasznie schudłeś –
powiedziałem, zmieniając temat.
– Wydaje ci się.
Pokręciłem głową.
– Policzki ci się zapadły, do
tego czuję każdą twoją wystającą kość. Nie, żebym wcześniej ich nie czuł, ale
teraz wystają jeszcze bardziej.
– Trochę się zmartwiłem
Viktorią.
– To nie jest kwestia kilku
dni, tylko dłuższego czasu.
– Ty za to nic się nie
zmieniłeś.
– Sebastian dowoził mi wałówkę
z rezydencji – oznajmiłem.
– Prosiłem go o to.
– Wiem. Szkoda tylko, że o
siebie tak nie dbałeś, jak o mnie.
– Nic mi nie jest, czuje się
świetnie.
– Ale wcale tak nie wyglądasz.
Ty coś w ogóle jadasz?
– Oczywiście, cała lodówka
jedzenia.
– W lodówce, a powinno być w
brzuchu.
– Kiepski ze mnie kucharz. I
tak starałem się dla Viktorii.
Pokręciłem głową.
– Ty zginiesz beze mnie –
powiedziałem i zacząłem podnosić się.
– Gdzie idziesz?
– Zrobić nam coś do jedzenia.
Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.
Nie wiem, jak to się działo, ale nagle poczułem taki
głód, że miałem ochotę na okrągło jeść, a cały miesiąc wmuszałem w siebie każdy
posiłek.
Odnalezienie kuchni w tym apartamencie wcale nie było
takie trudne. Bill usiadł przy stole, obserwując mnie, a ja otwarłem lodówkę,
zaglądając, co mógłbym nam przygotować.
– Nie jest tak źle –
podsumowałem. – Masz makaron?
– Tak. Tam w szafce – kiwnął
mi głową.
Kiedy ją otwarłem, okazało się, że nawet ma tu dość sporo
przypraw.
– Zaraz nauczę cię ugotować
kilka prostych i smacznych dań.
– Myślisz, że niczego nie
potrafię?
– Myślę, że na pewno poradzisz
sobie z nastawieniem wody na makaron – spojrzałem na niego. – Chyba jej nie
przypalisz, co?
– No wiesz! – prychnął i
wdychając garnek z szafki, nalał do niego wody i postawił na kuchence. –
Spaghetti raczej z tego, co tu jest nie ugotujesz.
– A kto ci powiedział, że to
będzie spaghetti.
– A co?
– Zobaczysz.
– A będzie to zjadliwe? –
zapytał złośliwie.
– Ja z Viktorią na pewno to
zjemy, a ty możesz pościć dalej, jeśli chcesz.
– Viktoria już to jadła?
– Owszem.
– Smakowało jej?
– Bardzo.
– Nie wiedziałem, że potrafisz
gotować.
– Każdy facet musi umieć
ugotować, choć trzy dania, żeby nie umarł z głodu, jak zostanie sam.
– Mam od tego służbę.
– No i dlatego nie umiesz
niczego ugotować. Czym wy się żywiliście przez ten czas, co? – spojrzałem na
niego.
– Mogę prosić o inny zestaw
pytań?
Westchnąłem, zabierając się za krojenie mięsa.
Wiedziałem, że Bill poradził sobie z tym w inny sposób. Na pewno chodził z małą
do restauracji albo zamawiał coś z dostawą do domu.
– Gdzie masz jakąś patelnie?
– Tu – wyciągnął z drugiej
szafki, uważnie przyglądając się temu, co robię. – Nie wiem, co kombinujesz,
ale...
Kolejny raz spojrzałem na niego.
– Wątpisz w moje umiejętności?
– Sam nie wiem. Nie znam cię
od tej strony.
– Jeszcze wielu różnych rzeczy
o mnie nie wiesz, braciszku.
– Aż się boję zapytać, jakich.
Po jakiejś pół godzinie postawiłem przed nim talerz z
jedzeniem. Przyglądał się temu, jakby na siłę chciał się do czegoś przyczepić,
ale nie zamierzałem nawet zwracać uwagi, jeśli zacznie narzekać. Usiadłem przy
stole i zacząłem jeść, życząc mu wcześniej smacznego. Jak nigdy wyszło mi
naprawdę pyszne. Zwykle przesadzałem z chili, co akurat dla mnie nie było
większym problemem, by to zjeść, ale mając na uwadze, że będzie to też jadło
dziecko, musiałem się trochę ograniczyć i wyszło naprawdę niezłe.
Bill wziął pierwszy kęs do ust i zaczął przeżuwać.
Widziałem, że mu smakuje, gdy szybko połknął i wziął następny.
– I co? – zapytałem, choć
odpowiedź była już zbyteczna.
– Muszę przyznać, że dobre.
– Cieszę się, że ci smakuje,
ale gary ty myjesz.
– Co?
– No, ja gotowałem, ale ty
zmywasz.
– Ręce mi się zniszczą.
– A to już nie mój problem.
– Wiedziałem, że z tym
gotowaniem musi być drugie dno.
Zaśmiałem się.
– Przecież masz tu zmywarkę,
wrzucisz do środka i po sprawie.
– Wstyd się przyznać, ale nie
potrafię jej włączyć.
Aż przestałem jeść i spojrzałem na niego.
– Żartujesz, prawda?
Pokręcił głową.
– Nie wierzę ci. Twój
apartament w Berlinie naszprycowany jest elektroniką, o której większość ludzi
nawet nie ma pojęcia, a nie potrafisz włączyć durnej zmywarki?
– Nie. Boję się, że jak ją
włączę, a coś źle zrobię, to wszystkie naczynia się potłuką.
– To nie pralka. Układasz
wszystko w przeznaczonych na to przegródkach, wsadzasz środek myjący, zamykasz
i włączasz, to tyle.
Wzruszył tylko ramionami, wcale się nie przejmując, że
zrobił z siebie teraz największą ofiarę losu, jaką do tej pory widziałem w
życiu.
– To pralki też nie umiałeś
włączyć?
– Akurat pralka jest prosta w
obsłudze.
– A zmywarka do naczyń już
nie? – Uwielbiałem się z nim droczyć, zwłaszcza o pierdoły, robił się wtedy
taki podenerwowany, że zaczynał mówić coraz wyższym tonem głosu.
– Tom! Robisz to teraz
specjalnie.
– Owszem – przyznałem.
– Nienawidzę cię.
– Tak? A ja myślałem, że mnie
kochasz.
– Już nie. Za to, że się ze
mnie nabijasz już nie.
– Ach, no przecież nikomu nie
powiem, że sobie nie radzisz z włączaniem głupiej zmywarki do naczyń.
Prychnął.
– Przeginasz, Tom.
Po zjedzeniu zrobiłem Billowi szybki kurs obsługi
zmywarki. Ledwo powstrzymałem się, by nie parsknąć śmiechem, ale przełknął tę
naukę, jak przystało na mężczyznę. Zostawiłem go w kuchni samego i poszedłem
się odświeżyć, zanim znowu pojedziemy do szpitala. Bill w tym czasie zapakował
jedzenie dla Viktorii. Jakąś godzinę później ruszyliśmy do szpitala.
Nasza malutka oczywiście czuła się już doskonale. I gdyby
nie to, że jeszcze dobę temu było z nią bardzo źle, wypisaliby ją natychmiast
ze szpitala, a tak profesor postanowił ją przetrzymać jeszcze przynajmniej do
jutra wieczorem.
Oczywiście jak już mieliśmy wyjść z jego gabinetu,
Billowi się przypomniało, że bolą mnie żebra, i choć próbowałem zbagatelizować
sprawę, był tak namolny i nagadał temu profesorowi takich niestworzonych
rzeczy, że natychmiast zlecił zrobienie mi prześwietlenia.
Po otrzymaniu zdjęcia i zmacaniu moich obolałych żeber
stwierdził, że muszę jeszcze przez jakiś czas nosić bandaż elastyczny, bo
proces gojenia nadal trwa, a bandaż sprawi, że nie będę tak odczuwał bólu, do
którego przez ten miesiąc i tak się już przyzwyczaiłem. Przepisał mi jeszcze
jakieś leki, ale nie wiem co, bo receptę zgarnął Bill, jak tylko profesor
położył ją na biurku, obiecując, że sam dopilnuje, żebym zażywał lekarstwa i
chodził w bandażu. Wiedziałem, że tak będzie.
Tą ostatnią noc pobytu Viktorii w szpitalu, znowu z nią
spałem. Mała czuła się już dobrze, ale wolałem nie ryzykować, że przez to, że
mnie nie ma, jej stan nagle się pogorszy. Billa odesłałem do domu i choć
widziałem, że ciężko mu było nas zostawić, to całując mnie i Viktorię na
pożegnanie uśmiechną się, kręcąc przy tym głową.
– Co? – zapytałem szeptem,
żeby jej nie zbudzić.
– Kolejny raz śpisz z kimś
innym niż ja i to znowu jest kobieta.
– Ach – prychnąłem.
– Robię się zazdrosny.
– Kiedy wrócimy do domu, będę
tylko twój. Zrobisz ze mną, co zechcesz.
Kolejny raz się uśmiechnął.
Na drugi dzień pakowaliśmy się
do powrotu do domu. Dziwnie się czułem, ciągle przyglądałem się Billowi, jakbym
go nie widział wieki. Niby był taki sam, a jednak wydawał mi się inny.
– Przestań już – odezwał się
do mnie, przerywając moją zadumę.
– Co?
– Gapić się tak na mnie.
– Wybacz, ale nie wiedziałem
cię miesiąc i…
– Wciąż wyglądam tak samo.
Miesiąc to znowu nie tak wiele.
– Dla mnie to była wieczność.
– Mogę to zabrać ze sobą? –
zapytała Viktoria, trzymając w rączce pudełko kredek.
– Możesz, to przecież twoje –
powiedział Bill, a mała ucieszyła się i zajęła układaniem kredek w pudełku
według kolorów.
– Sporo jej tego nakupiłeś –
stwierdziłem.
– Chciałem odwrócić jej uwagę
od ciebie.
– I co?
– A jak sądzisz, byłbyś tu,
gdyby się udało?
Zerknąłem na Viktorię, co robi, ale była tak zajęta sobą,
że w ogóle nie zwracała na nas uwagi.
– Bill? – zacząłem nieco
ciszej. – Kiedy tu przyjechałem, nazwała mnie…
– Tatą – dokończył – Wiem,
słyszałem.
– Ty jej kazałeś?
Pokręcił głową.
– Nie. Parę dni po naszym
przylocie, kiedy zaczęła wypytywać, czy przyjedziesz i kiedy i dlaczego cię nie
ma, sama z siebie zaczęła mówić o tobie „tata”.
– Nie jestem jej ojcem i nie
chcę, żeby zapomniała o swoim prawdziwym tacie.
– Wiem. Posłuchaj Tom, ja z
nią o tym rozmawiałem, tłumaczyłem jej, że jej prawdziwy tata nie żyje i ona
wie o tym, nadal go pamięta i kocha, ale ciebie nazywa swoim drugim tatą, więc
nie odbieraj jej tego.
– Skoro ja jestem dla niej
teraz tatą, to kim ty jesteś, mamą? – zaśmiałem się.
– Nie, głupku – uderzył mnie w
ramię. – Mnie też czasami nazywa swoim tatą.
– Nie namiesza się jej?
Bill wzruszył ramionami.
– Niech mówi, jak chce, dla
mnie to bez znaczenia jak mnie nazwie, mogę być nawet mamą, choć kiedy pierwszy
raz powiedziała w sklepie „to mój tata”, mało zawało nie dostałem.
– No, ja też. Aż przeszedł
mnie prąd.
Bill się zaśmiał.
– Dziwne uczucie nie?
– Bardzo.
Zdecydowaliśmy się zostać w Ameryce. Nie planowaliśmy na
jak długo, ale na razie ten dwupoziomowy apartament na ostatnim piętrze
Manhattanu miał się stać naszym domem.
Nie bałem się zmian, chociaż mój angielski różnił się od
angielskiego Billa, który praktycznie wychował się w Stanach. Nie mniej jednak
nie przejmowałem się swoim akcentem i dzielnie znosiłem uśmiechy Billa, kiedy
według niego coś brzmiało na tyle specyficznie, że już nie mógł się powstrzymać.
Wystarczyło jednak moje jedno spojrzenie, żeby się uspokoił.
Jednak, pomimo że teoretycznie wszystko między nami wróciło
do normy i wciąż byliśmy razem, coś się zmieniło. Tu miałem swój własny pokój i
swoje własne ogromne łóżko. Widziałem zdenerwowanie u Billa, kiedy układał równo
kolejną poduszkę na moim łóżku.
– Jeśli potrzebujesz dodatkowego
koca albo…
Złapałem go za rękę, powstrzymując przed wygładzaniem
zmarszczek na kołdrze, których już dawno nie było.
– Zostaw już to w spokoju. Niczego
więcej nie potrzebuję, a poduszek jest tu i tak za wiele, chyba że zamierzasz
tu spać ze mną – powiedziałem wprost to, co gryzło nas obu.
Spojrzał mi w oczy, był zmieszany i zupełnie nie wiedziałem,
co myśli.
– Jesteś zmęczony, dwie ostatnie
noce spałeś skulony z Viktorią w szpitalnym dziecięcym łóżku.
– Nie było tak źle.
– No, tak – przyznał, spuszczając
głowę w dół. – Mimo wszystko, powinieneś dobrze wypocząć. Ach! – machnął
nerwowo rękami – Zapomniałem wykupić dla ciebie leki. Zaraz pojadę do miasta.
Już miał się odwrócić, gdy chwyciłem go za rękę, kolejny
raz zatrzymując.
– Zaczekaj Bill.
– Tak?
– Nie potrzebuję tych leków. Mam
założony bandaż i jest naprawdę dobrze, w ogóle już nie czuję bólu. Wolałbym z
tobą…
Nie dokończyłem jednak, bo wszedł mi w słowo.
– Leki to ważna część leczenia.
Słyszałeś, co powiedział profesor? Przenosiłeś to, a to może mieć fatalne skutki
na przyszłość. Rozpakuj się, rozgość i zerknij, co robi Viktoria, a ja dosłownie
za godzinkę wrócę – mówiąc to, uciekł z pokoju, zgarniając w pośpiechu swoją
torbę i kurtkę, i wyszedł, krzycząc tylko na odchodne przy drzwiach, że nie
bierze kluczy i że będzie dzwonił domofonem.
Stałem na środku pokoju w
osłupieniu, nie wiedząc kompletnie, co myśleć o zachowaniu Billa. Czy on się
mnie bał, czy zwyczajnie nie chciał, żeby między nami było coś więcej?
Chciałem z nim o tym porozmawiać, bo o ile kilka kwestii
odnośnie uczuć już sobie wyjaśniliśmy, to dwie oddzielne sypialnie i trzymanie
się ode mnie na dystans były dla mnie dziwne, żeby już nie powiedzieć
niepokojące, ale nie dał mi nawet powiedzieć słowa, bo uciekł.
Podszedłem do okna, zerkając na ulice i dostrzegając na
chodniku Billa, który wsiada do samochodu i odjeżdża. Miałem mętlik w głowie. Mówiąc
mu o tym wspólnym spaniu, nie miałem na myśli od razu seksu. Zresztą nigdy
takich rzeczy nie planowałem, to zawsze wychodziło spontanicznie, chciałem
tylko mieć go blisko siebie, czuć jego ciepło i zapach. Wyczuwać każdy
mimowolny ruch. Móc obudzić się pierwszy i bezkarnie się mu przyglądać jak
jeszcze śpi. Czy on już tego nie chciał?
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ooo. Kurde, jest tak dziwnie. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że już tak zwyczajnie rozmawiają, jedzą... Chociaż nadal coś jest nie tak. Albo po prostu to ja doszukuję się czegoś niestworzonego, albo między nimi jest tak oficjalnie i... Drętwo? Wydaje mi się, że to po prostu brak tej rozmowy. Tak ją odwlekają. Zastanawiam się, czemu Bill nie chce spać z Tomem. Obrzydza go to? Boi się, że, no nie wiem, że jest brudny/brzydki? XDD Ajć. Tego dowiem się za jakiś czas... W ogóle to rozwaliło mnie wyznanie Billa, że doszedł. Czyżby małe BDSM się szykowało? To by mogło być świetne! Czasem brakuje mi takiej ostrości. W którymś z twoich opowiadań też był taki motyw. Co Tom znalazł zdjęcia. Alter Ego...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mrs. An
Oni sami siebie nakręcają. Coś złego się między nimi wydarzyło i każdy ma w jakimś stopni poczucie winy i to właśnie to ich blokuje. Tom wydaje się odważniejszy, ale to tylko pozory. A co do dojścia Billa, to bodaj w 35 odcinku z perspektywy Billa on sam o tym wspomina.
UsuńProblemy, problemy, ach...
UsuńI kurde, rzeczywiście Bill wspominał. Sprawdziłam. Kurde, ja nie wiem jak ja mogłam to przeoczyć. XD
Niby wszystko zmierza w dobrym kierunku ale hmmm... jestem ciekawa czy Bill wybaczył Tomowi jako bratu czy jako facetowi... ostatnia scena tak mnie zastanowiła. Ale może lepiej dla Victorii, że oni dadzą sobie trochę na wstrzymanie bo może się w końcu nią naprawdę zajmą (jakiś psycholog itp.) zamiast tylko ja rozpieszczać...
OdpowiedzUsuńHeh, no wiesz, nie wiedzieli się miesiąc do tego w tym czasie nie mieli ze sobą kontaktu po tym co się stało, obj czują się niezręcznie.
UsuńI znowu się zepsuło, napisałam wcześniej kom,ale się nie dodał :( między Billem i Tomem nigdy chyba nie będzie dobrze, prawda? Teraz niby są razem, ale osobno, Bill ma za dużo ran, żeby zapomnieć, a wiki, na pewno masz do niej plany i to większe, niż może się wydawać :) ale ja dzielnie czekam na następne części, chce więcej ich takich sprzeczek, jak o zmywarkę :D ale ciekawe,co robi służba? W końcu Gordon żadko jest, a w tedy, co robi Sonia, Anna i Sebastian? Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńWięcej weny :*
Daisy
Dopiero się zobaczyli po miesiącu. Najpierw muszę się ze sobą na nowo oswoić po tym co się stało, a to też wymaga trochę czasu.
Usuń