Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 30 października 2015
21:00
Odcinek 57
Tak jak mi lekarz obiecał, trzy dni później wyszedłem ze
szpitala. Dobrze było wciągnąć do płuc świeżego wiosennego powietrza, a oczy
nacieszyć wszechogarniającą zielenią i słońcem, które wyjątkowo mocno dziś
przygrzewało.
– Zaczekaj – powiedziałem do
Billa, ściągając z siebie kurtkę.
– Chcesz się przeziębić?
– Chyba ugotować – odparłem, przewieszając
kurtkę przez rękę.
– Tam stoi samochód – wskazał
gestem głowy. Nawet bardzo mnie nie zaskoczyło, że wziął moje auto.
– Świetnie – bąknąłem pod
nosem, ruszając prosto do samochodu.
– Przepraszam, że wziąłem
twoje, ale przyzwyczaiłem się i…
Spojrzałem na niego, czekając na część dalszą. – To tak
jakbym ciągle był z Tobą.
– Nie przesadzasz trochę? My
się praktycznie nie roztajemy.
– Czyli gniewasz się –
podsumował.
– Nie, nie. Chcesz, to możesz nim
jeździć, przynajmniej będę miał pewność, że jesteś w nim bezpieczny. Czasami tylko
mam wrażenie, że trochę… – urwałem, szukając w myślach dobrego określenia tego,
co czułem, a dodatkowo ujęcia tego tak, by nie zrobiło mu się przykro i zrozumiał,
jak to wygląda z boku. – Zachowujemy się, jakbyśmy byli bliźniakami. – Bill się
zachłysnął śliną i zaczął kaszleć. – W porządku? – zapytałem, klepiąc go po
plecach.
– Tak, tak – pomachał ręką, żebym
przestał go już klepać. – Chciałem się zaśmiać i ślina mi wpadła, nie tam gdzie
trzeba. Może masz rację, każdy z nas potrzebuje też czasu dla siebie. Teraz gdy
już nie musisz wszędzie ze mną jeździć, trochę odpoczniemy od siebie.
Skinąłem głową, zgadzając się z nim.
– Poprowadzisz? – zapytał, dyndając
mi kluczykami przed nosem.
– Nie mam przy sobie
dokumentów.
– W takim razie zapraszam na miejsce
pasażera – mówiąc to, odblokował pilotem drzwi i otworzył mi je, zupełnie tak,
jak ja robiłem to zwykle jemu.
– Dzięki – odparłem, wsiadając
do środka. W międzyczasie, zastanawiając się, czy on też się tak idiotycznie
czuł za każdym razem, gdy ja mu tak otwierałem i zamykałem drzwi?
– Prosto do domu, czy masz
ochotę gdzieś jechać? – zapytał.
– Prosto do domu. Chciałbym
się wykąpać i przebrać w coś, co nie będzie przesiąknięte zapachem szpitala.
– Tam wcale nie pachnie
szpitalem. To ekskluzywna klinika.
– Chcesz powąchać moją koszulek?
– Naciągnąłem materiał, zmuszając go, żeby powąchał. Zrobił to, omiatając mnie przy
okazji swoim oddechem.
– Nic nie czuję.
– No, to pewnie ja śmierdzę
szpitalem.
– Dobrze, już dobrze. Jedziemy
do domu – zakończył dyskusję i odpalił silnik, ruszając do rezydencji.
Byłem w szpitalu tydzień, a czułem się, jakbym spędził
tam przynajmniej miesiąc. Wszystko wydawało mi się zmienić, chociaż to pewnie zasługa
tego, że od kilku dni była piękna słoneczna pogoda i zieleń rosła dosłownie w
oczach, każdego dnia zmieniając krajobraz miasta.
Kiedy dojechaliśmy do domu, powitalnego przyjęcia się nie
spodziewałem.
– Nie cieszysz się? – zapytała
ze smutkiem Anna.
– Nie, no cieszę. Jestem po
prostu zaskoczony. Nikt mi nigdy nie urządził takiego powitania.
– Radzę ci się przyzwyczaić,
bo tu to norma – szepną mi do ucha.
Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem.
– Dziękuję wam wszystkim.
Anna pierwsza podeszła i przytuliła mnie.
– Dobrze, że już wróciłeś i
jesteś cały i zdrowy.
– Też się cieszę.
Zaraz po niej Sonia zrobiła to samo, a Sebastian uścisnął
mi dłoń. Czułem się tu jak w rodzinie.
– Przepraszam, że tak się dziwnie
zachowuje, ale naprawdę to moje pierwsze w życiu przyjęcie powitalne.
Sebastian podszedł do Billa i zabrał od niego moją torbę.
– Zaniosę do pokoju – rzucił
tylko.
– Dziękuję – odparł Bill, w
ogóle nie zwracając na to uwagi.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ciągle miałem świadomość,
że nie jestem już Billa ochroniarzem i nie bardzo wiedziałem jak się zachować.
– Chodź do kuchni, na pewno
jesteś głodny, w tych szpitalach kiepsko karmią – powiedziała Anna.
– No nie przesadzajcie, to
dobra klinika – oburzył się Bill.
– Tak, ale nie ma to jak
domowe posiłki – odparłem.
– Właśnie – potwierdziła tym
razem Sonia.
– Ty Bill też zjesz, bo chyba
schudłeś przez ten ostatni tydzień – powiedziała Anna. Zerknąłem na Billa, udawał
oczywiście, że tego nie usłyszał, ale chyba tak właśnie było. Nie dostrzegałem
zmiany, bo Bill ciągle był ze mną.
Zjedliśmy obiad i poszliśmy do twierdzy Billa.
– Wezmę prysznic, ciągle czuję
się jakbym był w szpitalu.
Skinął tylko głową.
Kiedy wszedłem do kabiny i puściłem gorącą wodę, od razu
poczułem jak zmywam z siebie nie tylko niepożądany zapach, ale trudy całego
tygodnia. Co prawda brałem prysznic w szpitalu, ale pachnące żele pod prysznic,
o które tak obsesyjnie dbał Bill, koiły zapachem moje zmysły i przenosiły mnie w
z zupełnie inny świat, aż się wzdrygnąłem, kiedy poczułem dłoń na ramieniu.
– Spokojnie, to tylko ja – powiedział
i objął mnie od tyłu ramionami.
– Co cię tak naszło? – zapytałem,
gładząc go po rękach.
– Ty – odparł krótko.
– Um – mruknąłem.
– Nareszcie jesteśmy sami.
– Chyba nie myślisz… – nie
dokończyłem, zachłystując się powietrzem, gdy jego dłoń zsunęła się na moje
krocze.
– Dokładnie o tym właśnie
myślę.
Zamknąłem oczy, podpierając się dłońmi o ściankę kabiny.
To było to i Bill doskonale potrafił odczytywać moje potrzeby. Czułem też jego pragnienie
bliskości i wcale nie chodziło o seks. Chodziło o sam dotyk i ciepło mojego
ciała. Odchyliłem głowę do tyłu, pozwalając wodzie padać prosto na twarz, a
jego rękom zająć się moim ciałem. Gdy poczułem, jak całuje mój kark, odwróciłem
się do niego przodem. Jeśli istnieje telepatia, to Bill idealnie potrafił czytać
mi w myślach. Bez zadawania zbędnych pytań, klęknął przede mną i wziął mój członek
do ust, nad resztą już nie myślałem, skupiając się na doznaniach, jakie
fundował mi jego język i podniebienie. Momentami miałem wrażenie, że się unoszę
gdzieś w przestrzeni. Podniecenie nasilało się, wpychając mnie na szczyt rozkoszy
i zaczynałem balansować na tej cienkiej granicy między osiągnieciem satysfakcji,
a całkowitym zaspokojeniem. Wtedy Bill bezceremonialnie wyhamowywał, przedłużając
tym samym całą zabawę o kolejne upojnie przyjemne minuty. Nie wiem, jak długo
tkwiliśmy pod tym prysznicem, ale chyba długo, bo opuszki moich palców pomarszczyły
się.
– A teraz maszeruj do łóżka. –
powiedział, kiedy oderwałem się od jego ust, dziękując mu za zaspokojenie moich
potrzeb.
– Słucham?
– Do łóżka. Już nie pamiętasz,
co powiedział lekarz? Masz przez kilka dni leżeć i odpoczywać.
– Bez przesady, nie jestem
obłożnie chory, zresztą bolą mnie już plecy od tego leżenia. Jeszcze jeden dzień
i nabawię się odleżyn.
– Nie dyskutuj ze mną! –
warknął, w ogóle nie słuchając, co do niego mówiłem.
– No co ty? – zaśmiałem się z jego
stanowczego tonu. A jednak naciągając na tyłek bokserki i dresowe spodnie i w drodze
do sypialni jakąś koszulkę usiadłem na brzegu łóżka, przyglądając się jak Bill
poprawia poduszki i odrzucając kołdrę na bok, zachęca mnie, bym się położył.
– No daj spokój, chyba
wystarczy, że nie będę nic robił i usiądę sobie na kanapie przed telewizorem.
– Możesz oglądać telewizor w łóżku. No wskakuj.
– Niańczysz mnie jak dziecko.
– W tej chwili zachowujesz się
jak uparte, a do tego rozkapryszone dziecko.
Parsknąłem śmiechem i dla świętego spokoju położyłem się.
Na szczęście nie zostawił mnie w tym łóżku samego. Zaraz wśliznął się pod kołdrę
obok mnie, zgarniając po drodze pilota.
Kolację zjedliśmy w łóżku. Obejrzeliśmy chyba z cztery
filmy. Sądziłem, że nic mi już nie jest, ale na kolejnym po prostu zasnąłem,
nawet nie wiem, kiedy.
Dwa dni gniliśmy w tym łóżku. Naprawdę zaczynałem się
zastanawiać, czy nie zrobiły mi się odleżyny.
Na trzeci dzień zwyczajnie się zbuntowałem i wyciągnąłem
nawet Billa na spacer. To był chyba pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy, że
szliśmy leśną ścieżką i nie musiałem obawiać się o jego życie. Kiedy jednak
zaczynałem temat mojego powrotu do zawodu, Bill od razu albo mnie zbywał, mówiąc,
że jeszcze mam czas i najpierw muszę dojść do siebie, zanim zacznie o tym
myśleć albo udawał, że nie słyszy. Jedno było pewne, nie mogło być tak, że on
by nas utrzymywał i jasno dałem mu to do zrozumienia, chociaż oczywiście on nie
widział w tym nic złego.
Tydzień później, zacząłem ćwiczyć formę. Najpierw tylko biegi
na krótkie dystanse, a potem basen i siłownia. Tego dnia poszedłem pobiegać,
zostawiając Billa w świecie jego ukochanej mody. Rezydencję Trumperów otaczał
las, więc to idealne miejsce do biegania. Moja stała trasa, to dziesięć
kilometrów, w ciągu których gdzieś w połowie zwykle dzwonił do mnie Bill z pytaniem,
czy na pewno dobrze się czuję, no i kiedy wrócę? Nawet się o to nie wkurzałem,
bo dla mnie to był też znak, że jemu nic nie jest. Doskonale rozumiałem, że boi
się o mnie, zupełnie tak samo, jak ja o niego. Tego jednego dnia jednak nie zadzwonił.
Gdzieś w połowie trasy zacząłem zaglądać na komórkę sprawdzając zasięg. Miałem dziwne
wrażenie, że coś się stało. Wróciłem do domu wcześniej i wparowałem na górę jak
burza, zastając go siedzącego na kanapie i pogrążonego w jakieś zadumie.
Trzymał w ręce komórkę, a spojrzenie miał utkwione gdzieś w podłodze. Aż mnie
zmroziło.
– Co się stało? – zapytałem od
razu.
– Nik nie żyje – odparł, ale
nawet nie spojrzał na mnie.
– Słucham? – myślałem w
pierwszej chwili, że się przesłyszałem.
– Popełnił samobójstwo.
– Jak to? – Nie mogłem w to
uwierzyć.
– To moja wina – powiedział.
– To nie twoja wina. Był chory
psychicznie i nikt nie wie, co tak naprawdę chodziło mu po głowie.
– Gdyby nie ja, żyłby dalej.
– Przestań sobie wmawiać – powiedziałem,
obserwując, jak rzuca telefonem o kanapę i wstaje, nawet nie patrząc w moją stronę,
kierując się najwyraźniej do sypialni.
– Bill?
– Chcę zostać sam.
Zachowanie Nika mnie zaskoczyło. Nawet jeśli się leczył
psychiatrycznie, nie wyglądał mi na takiego, który wybierze taki sposób na rozwiązanie
swoich problemów. Owszem groziło mu więzienie, ale mógł dostać góra 3 lata, a
po półtora wyjść za dobre sprawowanie, to przecież nie była wieczność.
Zadzwoniłem do komisarza Radke, który wszystko mi
wyjaśnił. Powiedział, że Nik zostawił list dla Billa. Obiecałem, że w przyszłym
tygodniu wpadnę na komisariat, żeby odebrać swoją broń i przy okazji odbiorę ten
list. Nie chciałem w takiej sytuacji zostawić Billa samego. Nawet jeśli w tej
chwili chciał zostać sam, to był sam w pokoju, a nie w ogóle.
Tej nocy jednak położył się na samym brzegu łóżka daleko
ode mnie.
Długo leżałem, zastanawiając się, co powiedzieć i zrobić,
ale kiedy dotknąłem jego ramienia, aż się wzdrygnął.
– Bill… – wyszeptałem.
– Nie życzyłem mu śmierci –
wydusił to w końcu z siebie. – Chociaż kiedy cię postrzelił i straciłeś przytomność,
chciałem mu wpakować kulkę w łeb.
– Wiem, to nie twoja wina.
– Może gdybym z nim porozmawiał…
– Samobójcy nie da się odwieść
od jego zamiaru. Jeśli nie teraz zrobiłby to później.
– Skąd wiesz? – Odwrócił się w
końcu w moją stronę.
– Tak działa ich psychika. Dla
ich to jedyne wyjście pozbycia się dręczącej myśli. Bill, Nik się pogubił już
długo przed tym, jak poznał ciebie. Słyszałeś przecież, że leczył się
psychiatrycznie.
– Zostawił dwójkę dzieci.
– Nawet nie myślał o tym, że
ich zostawia. Dla niego liczył się tylko on sam i jego cierpienie, jego
problemy. To był chory człowiek i postąpił jak chory człowiek.
– Jesteś tego pewien?
– Tak – odparłem krótko. Chwilę
sondował mnie wzrokiem, po czym przysuną się w końcu do mnie.
– Przytul mnie mocno – powiedział.
Zrobiłem to, całując go w czoło.
– Nie przejmuj się. Niczemu
nie jesteś winien, rozumiesz?
– Yhym.
– Śpij, sen dobrze ci zrobi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Może i jestem dziwna ale... cieszę się, że on nie żyje XD nie wiem co więcej napisać więc... weni czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńTak jak powiedziałam śmierć dopadła w końcu swoją ofiarę.
UsuńOj to nie Ty jedna. Bo ja też życzyłam Nikowi śmierci i to wiele razy... A po za tym chce wiedzieć co pisało w tym liście I! Aż zmroziło mnie kiedy Tom wspomniał o bliźniakach.
OdpowiedzUsuńWeny <3 Kali.
Niedługo się dowiesz, co było w tym liście.
UsuńCzyli jednak Nik... A nie wiem, mi jakoś tak dziwnie, bo skoro to Nik stał za zamachami, a teraz nie żyje to zastanawiam się tak jak Tom.. Co teraz z ich życiem...? Wiem jedno- znając Twoje opowiadania na pewno nie będzie nudno i szykujesz dla nas jeszcze wiele niespodzianek :D weny kochana:*
OdpowiedzUsuńOj będzie się jeszcze działo, zapewniam Cię.
UsuńBędzie się coś jeszcze w tym opowiadaniu działo? Bo jak umarł Nick to ich źródło problemów też zniknęło, ale po tobie można się wszystkiego spodziewać ;)
OdpowiedzUsuńCzy będzie, kochana sądzisz, że jak Tom się dowie, że są rodzeństwem, to będzie po sprawie?
UsuńHej, szybko poszło z tym Nik'iem. Na początku, jak wprowadziłaś postać Nik'a do opowiadanie, myślałam że on może stać za zamachami. Potem stwierdzałam, że za prosto by było :) Zastanawiam się tylko skąd on miał kasę na wynajęcie zamachowca ? Czegoś mi tu brakuje...
OdpowiedzUsuńTom kolejny raz wspomniał coś o bliźniakach, może jak się dowie prawdy aż tak zszokowany nie będzie. Czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam Klio
Jak ktoś jest bez pieniędzy, to za grosze zgodzi się na wszystko. To też taką osobę znalazł Nik. To musiał być amator, bo Nik nie chciał Billa zabić, tylko go nastraszyć i doskonale wiedział, że chłopaczek spudłuje. Jego plan prawie wypalił, z małym wyjątkiem - Billa, który nie przybiegł się schować w jego ramionach i to go strasznie rozsłociło.
UsuńCzekam i czekam aż Tom się dowie o pokrewieństwie z Billim :D Świetnie się czytało :)
OdpowiedzUsuńDużo weny xx
Już niedługo się doczekasz :)
UsuńRozdział genialny. Już nie mogę się doczekać, aż Tom pozna prawdę ;)
OdpowiedzUsuńWrócimy kiedyś do systemu "rozdział co trzy dni"? Bo aż ciężko się doczekać!
W przedmowie do nastopnej części trochę wam wyjaśnię co i jak to będzie dalej z publikacją i tym opowiadaniem. Tylko nie martwcie się już na zapas, że na przykład porzucę opowiadanie, bo nic z tych rzeczy.:)
UsuńDzisiaj podobno ma być rozdział i jak idiota ciągle patrzę od 6:00 czy nic nie ma x""D
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadania, gratuluje weny i w ogóle.... Pomysłu.