Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

czwartek, 30 kwietnia 2015


Witajcie mordki.
Dziś nie będę wam truła, nie mam nastroju. Mam nadzieję, że spodoba się wam odcinek. Zapraszam.
Wasza Niki


Odcinek 4




Godzinę później zawiozłem go do domu. Jak na kogoś po czterech piwach, to prócz nieschodzącego uśmiechu z twarzy nie było widać, że cokolwiek wypił.
– Jakie plany na jutro? – zapytałem, kiedy weszliśmy do domu.
– O siódmej jedziemy do agencji, jeszcze mam wiele do zrobienia.
– Rozumiem. W takim razie dobrej nocy i do jutra.
– Dobranoc i dzięki za El Diablo. Chętnie znowu się na nie wybiorę – powiedział, a ja się tylko uśmiechnąłem.
Na drugi dzień już od szóstej czekałem na Billa w kuchni. Byłem tu zaledwie kilka dni, ale zdążyłem się już poznać i nawet zaprzyjaźnić chyba ze wszystkimi pracownikami tej rezydencji. Nawet Sebastianem, głównym majordomusem. Choć był już grubo po sześćdziesiątce i wydawało się z początku, że żelazne zasady to jego druga natura, okazał się zupełnie inny. Bowiem w kuchni tego ogromnego domu działy się naprawdę ciekawe rzeczy, a ten sztywny, pełen dystansu Sebastian uwielbiał robić figle całej żeńskiej części pracowników.
– Uważasz, że to jest zabawne? – Wykłócała się Anna, wymachując drewnianą łyżką tuż przed twarzą Sebastiana.
– Oczywiście.
– Dwa razy przez ciebie biegałam na dół.
Przyglądałem się im, nie mając zielonego pojęcia, o co chodzi. Dopiero, kiedy do kuchni weszła Sonia poznałem historię.
– Znalazłaś? – zapytała, zwracając się do Anny.
– Owszem, to Sebastiana trzymają się głupie żarty.
– To ty schowałeś szampon?
– Tak – przyznał się. – Szkoda, że nie widziałaś miny Anny, kiedy poszła po drugi i wróciła, a on stał na swoim miejscu.
– Stary złośliwy wariat – ciskała się Anna, a Sonia zanosiła się śmiechem.  Nawet mnie się udzieliła atmosfera.
– Tom, mam nadzieję, że ty nie jesteś taki dowcipny, jak ten stary dureń – rzuciła Anna.
– Ja dowcipny? – wtrącił się Sebastian. – Kochanie, beze mnie żyłybyście jak w klasztorze. A tobie ruch dobrze zrobił.
– Mam swoje lata, nie uśmiecha mi się bieganie po schodach w tę i z powrotem.
– No dobrze, przepraszam, może faktycznie przesadziłem trochę. Jednak twoja reakcja była niesamowita.
– Bardzo śmieszne. Ja naprawdę sądziłam, że mam sklerozę.
Przerzuciłem jeszcze kilka stron z informacjami w moim IPhone’ie, bardziej przysłuchując się ich dyskusji, niż w niej uczestnicząc. Jeszcze nie poznałem dokładnie wszystkich, tych ukrytych zwyczajów tego domu, więc wolałem się za wiele nie odzywać. Kiedy nagle zapanowała cisza, wiedziałem, że w polu widzenia musiał pojawić się Bill.
– Dzień dobry – przywitał się. – Czemu jesz w kuchni, a nie w jadalni? – zapytał mnie.
– Jestem pracownikiem w tym domu, więc jem tu, gdzie moje miejsce. – Wiedziałem, że powiedziałem za dużo, bo naprawdę miałem to gdzieś, gdzie zjem śniadanie i wypije poranną kawę. Równie dobrze mogłem poprosić Sonię, żeby mi przyniosła do mojego pokoju, albo samemu zabrać to wszystko i zjeść u siebie w spokoju. Jednak uwaga Billa w jakiś sposób mnie bodnęła i postanowiłem go utemperować. W każdym razie, muszę przyznać, że potrafił nad sobą panować. Spojrzał na każdego z osobna, po czym ignorując mnie i moją uwagę, zwrócił się do służącej.
– Soniu, możesz mi zrobić dziś coś lekkostrawnego? Trochę źle się czuję. – Mało nie parsknąłem śmiechem. Czyżby te cztery piwa jednak dały o sobie znać? Kiepściutko, a sądziłem, że ma lepszą głowę, bo wczoraj wieczorem prawie w ogóle tego po nim nie było widać. No, chyba że czymś się jeszcze doprawił. Ma w czym wybierać w tym swoim barku.
– Dobrze – powiedziała.
Po czym, ignorując mnie, obrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni.
– Nie musiałeś tego mówić – odezwała się do mnie Sonia.
– Powiedziałem prawdę, a on powinien się liczyć z tym, że jego pracownicy zdają sobie sprawę, jak są traktowani.
– Jesteśmy tu wszyscy bardzo dobrze traktowani. Panicz Bill i Pan Trumper są dla nas jak rodzina. Może nie wiesz o tym Tom, bo jesteś tu zbyt krótko, ale bywały już takie czasy, że jadaliśmy posiłki z całą rodziną w dużym salonie przy jednym stole, jak jedna wielka rodzina.
– Bywały? To już nie bywają? – zapytałem z ciekawości.
– Po śmierci pani Simone, nie.
– To mama Billa, tak?
– Tak.
Westchnąłem. Może faktycznie wyrwałem się. Czasami mój temperament nawet mnie samego zaskakiwał.
– Możesz zrobić dla Billa coś do zjedzenia na później?
– On nigdy nie bierze niczego z domu.
– Zrób. Najlepiej coś lekkiego. Przypilnuję, żeby zjadł.
– Dobrze.
– Dziękuję.
Po pół godzinie, wlokąc się tuż za Billem, wyszliśmy przed dom.
Byłem jednak zaskoczony, że choć limuzyna w pełni sprawna czekała tuż przed wejściem, on skierował się w stronę mojego auta. Odblokowałem pilotem zamek i obserwowałem go. A on z dumą wsiadł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi, kiedy ja byłem jeszcze dobre kilkanaście metrów od samochodu.
– Tom? – usłyszałem w połowie drogi do auta swoje imię. Odwróciłem się, widząc Sonię z jakąś plastikową skrzynką, przypominającą trochę przenośną lodówkę. – Zapakowałam dla Billa jedzenie i termos z kawą, taką jak lubi. Tobie chyba też taka smakuje, więc zjecie razem, bo zrobiłam więcej.
Wziąłem od niej skrzynkę.
– Dziękuję.
– Uważaj na niego i na siebie.
– Będę, nie martw się – powiedziałem i podszedłem jeszcze do bagażnika, wkładając kontener do środka.
Kiedy wsiadłem za kierownicę, Bill już grzebał przy odtwarzaczu.
– W porządku? – zapytałem, uważnie się mu przyglądając.
– Tak. Jedźmy już.
– Myślałem, że wolisz jechać w limuzynie.
– Wolę, ale boli mnie głowa. Jeśli będę tłukł się przez miasto przez kolejną godzinę, do tego na tylnym siedzeniu, mój żołądek może tego nie wytrzymać.
– Acha! I wolisz, żeby to moje auto było obrzygane?
– Nie martw się, jeśli będzie mi niedobrze, to ci powiem.
– Super – skomentowałem i odpaliłem silnik, włączając nawiew zimnego powietrza, żeby go faktycznie nie zemdliło.
Na pierwszych zielonych światłach znowu spojrzałem na niego.
– Zaszkodziła ci ta wczorajsza potrawka?
– Raczej piwa. Rzadko kiedy piję w takich ilościach. Wolę coś mocniejszego, ale z umiarem.
– Ostrzegałem cię.
– Wiem, przecież nie mam do ciebie o nic pretensji.
– Pojedziemy inną trasą, żeby nie stać tyle w korku.
– Okej.
Przez całą podróż niewiele się odzywał. Ograniczył się właściwie do odpowiadania na moje pytania i to też dość enigmatycznie.
Właściwie to już sam nie wiedziałem czy aż tak źle się czuje, czy między innymi moja uwaga w kuchni wprawiła go w taki nastrój. Do południa obserwowałem go bardziej niż zwykle. Zdziwiłem się, kiedy kazał wszystkim iść do domu i przyjść jutro. Dochodziła dopiero czternasta, to nawet nie była połowa czasu, jaki spędziliśmy tu wczoraj.
– Wracamy do domu – powiedział.
– O tej godzinie? Teraz, to którędy bym nie pojechał będziemy stać w korku. Może poczekamy trochę?
– Nie mam zamiaru siedzieć tu ani minuty dłużej.
Już nic więcej nie powiedziałem. To on tu rządził.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu i wyjechaliśmy na ulicę Bill tylko potarł czoło, chyba żałując swojej decyzji. Ja jednak wcale nie miałem zamiaru stać w tym korku przez kolejne dwie godziny. Odbiłem w pierwszą boczną uliczkę, wyjeżdżając bez problemu za miasto.
– Dokąd mnie wieziesz? – Oczywiście zorientował się.
– Zaraz zobaczysz. Wytrzymaj pięć minut.
– Pięć minut?
– Tak. – Zerknąłem na niego, uśmiechając się, a on zrobił tylko ten swój zniesmaczony grymas twarzy, ale nie skomentował tego.
Kiedy dotarliśmy nad brzeg rzeki, wypuściłem go w końcu z auta.
Akurat nie było nikogo w pobliżu. O tej porze roku trochę było za zimno na pływanie, bo zwykle właśnie w tym miejscu nie brakowało amatorów kąpieli.
Bill rozejrzał się uważnie, robiąc kilka głębokich wdechów.
– Znasz to miejsce – stwierdził.
– Tak. Jeszcze kilka lat temu przychodziłem się tu kąpać w lecie.
– Kilka lat temu? Teraz już nie?
– Jestem trochę za stary na bieganie w samych kąpielówkach.
– Zabawne, mieszkam w Berlinie już dość długo, a w ogóle nie znam tego miasta. Nawet nie wiedziałem, że w tej rzece można się kąpać.
– Nie można. – Wskazałem mu ręką tabliczkę, na której wyraźnie pisało, że kąpiel jest surowo wzbroniona.
– Ale mówiłeś, że ty się kąpałeś.
– Jakbym zaczął ci wymieniać rzeczy, które są zakazane, a ja je robiłem, to nie wiem czy skończyłbym do jutra.
Odwrócił się w stronę rzeki i odchodząc kilka metrów od samochodu usiadł na brzegu, znowu pogrążając się w zadumie. Rozejrzałem się uważnie po okolicy, upewniając się czy jest tu bezpieczny. Dopiero teraz wyciągnąłem z bagażnika plastikowy pojemnik, który dała mi Sonia oraz sięgnąłem jeszcze do schowka po tabletki przeciwbólowe. Stawiając to wszystko obok niego, przysiadłem się.
– Co to jest? – zapytał, skupiając teraz uwagę na skrzynce.
– Szczerze mówiąc, to nie wiem. Powinna być wałówka i kawa.
– Poprosiłeś Sonię?
– Tak.
Pokręcił głową.
– Nie narzekaj. Rano nic prawie nie zjadłeś.
– Teraz też niczego nie tknę.
– W ten sposób będziesz cierpiał do jutra.
– Trudno. Za głupotę trzeba płacić.
– Daj spokój. Masz. – Podałem mu tabletki.
– To i tak nie pomoże.
– Pomoże, uwierz mi na słowo.
– Co, taki ekspert w tych sprawach jesteś?
– Żebyś wiedział. – Otwarłem skrzynkę, zaglądając do środka. Zapachy, jakie się z niej wydobyły od razu wzmogły mój głód. Nalałem do kubka kawy i dałem ją Billowi. Przyssał się do niej, popijając tabletki.
– A ty nie pijesz? – zapytał.
– Nie mam drugiego kubka.
– Możemy pić z jednego – stwierdził, oddając mi go. – No, chyba że się brzydzisz.
– Czego mam się brzydzić? – zapytałem, nalewając do pełna.
– Wiesz, że picie z jednego naczynia, to taki jakby niebezpośredni pocałunek.
– Bzdura! – zaprzeczyłem, śmiejąc się.
– Wcale nie.
– I co, niby to będzie, że się pocałowaliśmy?
Wzruszył ramionami.
– Chyba słyszałeś plotki, jakobym był gejem.
– A jesteś?
– Nie stronię od męskiego towarzystwa, ale w moim łóżku bywają także kobiety, więc wiesz.
Patrzyłem na niego, trzymając ten kubek kawy i zastanawiając się jak daleko poleci ta rozmowa. Nieźle to sobie rozegrał. Tyle, że ja naprawdę miałem gdzieś, jakiej był orientacji.
– Z której strony piłeś? – zapytałem.
– Z tej. – Wskazał gestem głowy, a ja odwróciłem kubek i upiłem kawy dokładnie z tego samego brzegu, co on.
– Kiepski substytut – skomentowałem. – Następnym razem wymyśl coś dosadniejszego. Proszę, twoja kanapka. – Podałem mu zawiniątko.
Zaskoczyłem go, bo pokręcił tylko ze zdumienia głową i zaczął rozwijać papier.
– Wiesz, Tom?
– Hm?
– Boję się – powiedział, a ja omiotłem wzrokiem okolice.
– Jestem przy tobie, niczego nie musisz się bać.
– Nie tego się boję.
– A czego?
Westchnął ciężko, wlepiając wzrok gdzieś w horyzont. Bywały chwile, że ciężko było mi go zrozumieć. Jakbym w ogóle rozumiał jego pokręconą naturę, ale gdzieś tam wyczuwałem, co mu w duszy gra. Teraz jednak wyraźnie widziałem jego tęsknotę za czymś, ale nie miałem pojęcia, co go dręczy.
– Jeśli chcesz o czymś pogadać, to mów śmiało.
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
– Psychologii też cię uczyli na tym szkoleniu?
– Miałem kilka zajęć.
– Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mi pomóc w tej konkretnej sprawie.
– Tak? A to dlaczego?
– Możemy zmienić temat? – zapytał.
Wzruszyłem ramionami.
– Co to były za prochy? – zapytał z znienacka.
– Aspiryna.
– Dziwne, że zadziałała.
– Bo to działa w połączeniu.
– Jakim połączeniu?
– Jedzenie plus mocna kawa.
– Zapamiętam sobie na przyszłość.
– Zamierzasz kolejny raz się tak upić?
– Nie, ale przy tobie nigdy nic nie wiadomo. Masz na mnie zły wpływ.
– Ja? Dlaczego?
To śmieszne, ale setki razy słyszałem to zdanie. „Masz zły wpływ…” Minęło już tyle czasu, zmieniłem się, chyba dorosłem, przynajmniej do tej chwili tak sądziłem, a on jednym tylko zdaniem przywołał dawno zapomniane uczucie, które wcale nie było dla mnie przyjemne.
– Zaczynam robić różne dziwne rzeczy. A najgorsze jest to, że im więcej przebywam w twoim towarzystwie, tym bardziej mam wrażenie, że coś mnie w życiu ominęło i już nigdy tego nie odzyskam.
Zmarszczyłem brwi. Nie wiem jak on to robił, ale przy nim ciągle odzywał się we mnie dawny Tom. Im bardziej on zagłębiał się w swoją przeszłość, tym intensywniej ogarniała mnie chęć wykrzyczenia mu w twarz, żeby przestał pierdolić i użalać się nad sobą, bo nie ma zielonego pojęcia, jak to jest żyć tylko marzeniami i nie mieć żadnych perspektyw na przyszłość.  Odetchnąłem głęboko, musiałem się opanować, to przecież nie jego wina, że w życiu miał łatwiej. Musiałem przestać myśleć o nim tak jakby to on był odpowiedzialny za to, że urodziłem się w biednej rodzinie.
– Co niby miało cię ominąć? Bill, masz dopiero dwadzieścia pięć lat, całe życie przed tobą.
– Wszystko. Ty masz jakieś wspomnienia z dzieciństwa. Na przykład ta rzeka. Przychodziłeś się tu kąpać razem z przyjaciółmi. Ja nawet nie miałem przyjaciół.
– Uważasz, że coś straciłeś?
– Tak. I myślę, że to było coś bardzo cennego.
– Nie masz czego żałować.
Widziałem, że coś go dręczy, ale jego problem chyba leżał daleko w przeszłości. Przypuszczalnie zupełnie niechcący wzbudziłem w nim jakieś wspomnienia.
– Posłuchaj… to, że ci od czasu do czasu opowiadam o sobie różne rzeczy, nie znaczy, że moje życie było wspaniałe i nigdy nic złego mi się nie przydarzyło.
– Co masz na myśli?
– Po śmierci ojca kompletnie się pogubiłem. Miałem czternaście lat i wydawało mi się, że jestem już na tyle dorosły, żeby poradzić sobie samemu. Robiłem rzeczy, z których nie jestem dumny i wylądowałem nawet kilka razy na posterunku policji. Naprawdę mamie Andiego należy się złota korona za cierpliwość do mnie, i że mnie nie oddała do poprawczaka.
– Za co trafiłeś na policję?
– Za kradzież.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Nie wierzę. Zupełnie mi nie pasujesz do roli przestępcy.
– A jednak. Ja zawsze byłem niespokojną duszą.
– Co ukradłeś?
– Telefon komórkowy.
Bill uniósł brwi, był zdziwiony.
– Nie patrz tak, w tamtych czasach komórki mieli tylko nieliczni. Wtedy wydawało mi się, że mając najnowszy model, będę miał większe poważanie wśród rówieśników. Były cholernie drogie, za drogie jak dla mnie, więc go zwinąłem.
– Połakomiłeś się na durny telefon? Nie wierzę! Nie wyglądasz mi na takiego.
– Ale taki byłem. Nigdy nie miałem pieniędzy, ani jak ojciec żył, ani jak wychowywała mnie mama Andreasa. Co prawda miałem co zjeść i w co się ubrać oraz dach nad głową, i własne ciepłe łóżko, ale ja chciałem czegoś więcej. Szlajaliśmy się z Andym do dzielnic, gdzie mieszkają bogacze i fantazjowaliśmy sobie, który z domów mógłby być nasz, i co byśmy sobie kupili, będąc na miejscu tych ludzi.
Nie mogłem się powstrzymać, musiałem mu to powiedzieć. Choć byłem już dorosły i miałem drogi luksusowy samochód oraz sporą sumkę pieniędzy na koncie, a tamte czasy już dawno minęły, to jednak wciąż to gdzieś głęboko we mnie tkwiło. I zupełnie nie wiem jak on to zrobił, ale dotarł do tej jak sądziłem dawno zapomnianej życiowej zadry, prowokując mnie.
– Boże… - jęknął.
– Dlatego nie myśl, że coś cię ominęło, bo ja chętnie wymazałbym z pamięci i życia wiele z tych rzeczy, które zrobiłem i przeżyłem.
Zapanowała cisza. Nie wiem, czy coś do niego dotarło, ale wyraźnie nad czymś myślał. Pewnie jeszcze trochę byśmy posiedzieli, gdyby nie zaczęło kropić.
– Zaczyna padać – rzuciłem.
– I co teraz? – zapytał, patrząc na mnie.
– Wracamy do domu. No, chyba że chcesz gdzieś jeszcze jechać, albo moknąć tu.
– Nie. Nie znoszę deszczu, wracajmy.
Po niespełna godzinie dotarliśmy do rezydencji. Bill uciekł prosto do swojej twierdzy, a ja ze skrzynką, którą dostałem od Soni, udałem się do kuchni.
– Dzięki, było pyszne – powiedziałem, stawiając pojemnik na wyspie kuchennej.
– Zjadł? – zapytała, zaglądając do środka.
– Wcinał aż mu się uszy trzęsły.
– Masz na niego dobry wpływ.
– Ja bym raczej powiedział, że odpowiednie podejście. Będę u siebie, jakby mnie ktoś szukał – powiedziałem, zwijając po drodze z patery kilka różnych owoców i butelkę wody.


11 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny odcinek.Czuję niedosyt ,za szybko przeczytalam ,mam ochotę na więcej.Świetnie opisujesz co gra w duszy chłopaków,podobają mi się ich relacje,to jak ze sobą rozmawiają.Retrospekcja Toma dodała smaczku i przybliżyła go nam ,szkoda że Bill się zatrzymał i nie otworzył.Ale pewnie za wiele bym chciała,czekam na następną odsłonę(może będzie troszkę dłuższa?).Miłej i słonecznej majówki życzę.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Pierwszy dzień deszczowy, ale spodziewałam się, że tak będzie. Na majówce zawsze pada albo jest zimno.
      Powoli poznacie przeszłość Billa i Toma. Obaj będą po kolej wprowadzać was w to, jednocześnie stając się dla siebie coraz bliższymi osobami. Co do długości odcinków, to nie są aż takie krótkie, zwykle 7-8 stron, to chyba dość sporo :) Chociaż ja wiem, że chcielibyście dłuższe:)

      Usuń
  2. Świetne! Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków ;). Bardzo ciekawe charaktery postaci i ich zachowania. Podoba mi się twój styl. Życzę miłej majówki i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Stanowczo powinnam wypróbować ten cudowny środek na kaca, dosłownie cały dzień się męczę z nim. :D
    A co do odcinka, powiem Ci szczerze, że zdziwiłam się wybuchowym charakterkiem Toma, czepliwy jakiś się zrobił chyba na stare lata. Może Bill go jakoś utemperuje :D
    Nic więcej nie wymyślę... Więc tylko powiem: z utęsknieniem czekam na dalszą część. Pozdrawiam.
    and-god-said-no

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ich kłótnie wynikają z tego, że są bliźniakami, choć jeszcze o tym nie wiedzą i każdy chce rządzić. To dopiero początek, ale Bill doprowadzi Toma do szewskiej pasji swoim zachowaniem.

      Usuń
  4. Trochę smutno, że mama Billa (a właściwie ich obu) zmarła :< Jestem ciekawa przeszłości zarówno Billa jak i Toma. Myślę, że już niedługo Bill bardziej się otworzy i da się poznać bo na pewno mają więcej wspólnego niż mógłby przypuszczać ^^. To takie fajne, że Tom zabiera go i pokazuje mu coraz to inne miejsca hah ∩__∩ Ale znając życie to pewnie nie będzie tak pięknie przez cały czas. No nic, tylko czekać na następny, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć i historia Simony jeszcze wszystkich zaskoczy, ładnie z bliźniakami. Na chwilę obecną chłopcy się poznają i docierają, chociaż Tom powoli zaczyna mieć dosyć, kaprysów i pomysłów Billa, o czym wkrótce i wy się przekonacie.

      Usuń
  5. Najbardziej podoba mi się to jak opisujesz , co chłopaki czują w danej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię sobie od czasu do czasu odświeżać tego bloga i to opowiadanie jest bezsprzecznie moim ulubionym. ;p

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*