Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

sobota, 18 lutego 2017
Tekst poprawiony.



Odcinek 36




Siedział na tej ławce już od dobrych dwóch godzin, przyglądając się komórce, którą dał mu Gordon. Jakby o tym nie myślał, tak nasuwało mu się tylko jedno stwierdzenie, potrzebowali tego faceta. Gdyby tylko powiedzenie o tym Billowi było takie proste.
Wrócił do domu przed wieczorem, kompletnie nie wzbudzając w Billu podejrzeń.
– Cześć – przywitał się Bill.
– Cześć – odparł Tom, posyłając mu uśmiech.
– Zmęczony?
– Głodny – odparł Tom, wieszając kurtkę na wieszaku i podążając za Billem.
– Tak myślałem. Umyj ręce i przyjdź do kuchni, zaraz spróbujesz mojego specjału.
– Specjału? – zdziwił się Tom.
– Co prawda rzadko gotuję i potrafię upichcić tylko kilka potraw, ale to powinno ci smakować.
Tom zaśmiał się.
– Skoro tak twierdzisz, to muszę przynajmniej spróbować – odkrzyknął z łazienki.
– Na pewno nie pożałujesz – powiedział Bill, stawiając pełen talerz na stole.
– Um, wygląda i pachnie smakowicie – stwierdził Tom, siadając do stołu.
Gdy wziął pierwszy kęs do ust i przeżuł go powoli, spojrzał na Billa.
– I co? – zapytał.
– Co to jest?
– Gulasz babcinego przepisu.
– To ona takie pyszności gotowała?
Bill się uśmiechnął, wiedząc już, że Tomowi smakuje.
– Nawet lepsze. Smakuje ci?
– Jeszcze się pytasz? Zostało coś jeszcze?
– Tak. Spokojnie, starczy na dokładkę.
Dyskusja o jedzeniu wydawała się dla Toma idealnym pretekstem, by jak najdłużej odciągać rozmowę, która była nieunikniona.  Jednak po dokładce i dwóch szklankach Coli później, temat jedzenia został definitywnie zamknięty na rzecz minionego dnia.
– To opowiadaj, jak było. Nie wyglądasz na specjalnie zmęczonego.
Tom westchnął i uśmiech na twarzy Billa nagle znikł, orientując się, że nie był w pracy.
– Nie byłeś tam, prawda?
Tom spojrzał na brata i pokręcił głową.
– Nie.
– Zajebiście – skomentował Bill i wstawił naczynia do zlewu, robiąc to w taki sposób, że Tom od razu wiedział, że jest na niego zły.
– Musimy porozmawiać – rzucił, nie spuszczając z Billa wzroku ani na chwilę.
– O czym? Już ci mówiłem, nie będę udawał, że nic do ciebie nie czuję.
– Nie musisz.
– To, o czym chcesz rozmawiać? Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy spłukani i dodatkowo musimy się stąd wyprowadzić?
– Wyprowadzka pewnie też wchodzi w grę, ale nie w takim kontekście jak myślisz.
– To, w jakim, bo nie rozumiem.
– Usiądź, proszę.
Bill odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko. Jego rysy twarzy stężały i wyraźnie było widać, że jest zły.
– Najpierw muszę ci się do czegoś przyznać. Tylko mi nie przerywaj, bo nastawiałem się do tej rozmowy cały dzień.
– Zaczynam się bać.
– Nie masz czego. Posłuchaj, okłamałem cię z tą pracą, ale kasę miałem zamiar ci i tak przynieść.
Bill zmarszczył brwi.
– Miałem plan, który nie wypalił, chociaż może to nawet dobrze.
– Jaki plan?
– Chciałem ukraść ze sklepu szwajcarski zegarek i sprzedać go.
– Co takiego?!
– Dobrze słyszałeś.
– OSZALAŁEŚ?!
– Tak oszalałem, bo tak samo, jak ciebie wkurwia mnie to, że kręcimy się w kółko i nie potrafimy odbić się od dna. A szczerze mówiąc, to mam wrażenie, że coraz bardziej toniemy, dlatego zdecydowałem się to zrobić.
– Ty chyba jesteś nienormalny! – Zaczął krzyczeć.
– Może i jestem. Ta decyzja nie przyszła mi łatwo.
– Ja myślę – zadrwił Bill.
Tom wyciągnął pieniądze z kieszeni i położył je na środek stołu.
– Boże, Tom, coś ty narobił? – Bill aż zasłonił usta rękami, nie wiedząc co powiedzieć.
– Bez obaw, nie ukradłem ich.  I nie zwinąłem też tego zegarka, bo ktoś mnie powstrzymał.
Billa oczy rozszerzyły się.
– Ochrona? Masz teraz przez to problemy? Przecież byłeś już karany.
Tom się uśmiechnął, kręcąc przy tym głową.
– Nic mi nie grozi. I nie byłem karany, to wszystko był jeden wielki spisek uknuty przez naszych rodziców.
– Skąd wiesz?
Tom tym razem wyciągnął z kieszeni telefon i położył go na stół.
– Od właściciela tego telefonu.
Bill wlepił wzrok w telefon, poznając go.
– Widzę po twojej minie, że się orientujesz, do kogo należy.
– Istotnie, ale nie rozumiem, jak znalazł się w twoim posiadaniu.
– Rozmawiałem z Gordonem. To on mnie powstrzymał przed kradzieżą. Bill, on był przeciwny, by nas poznać, zresztą wszystkiemu był przeciwny.
– Jasne, a ty jesteś taki naiwny i mu uwierzyłeś?
– A dlaczego miałby kłamać? On nic od nas nie chce.
– Nie chce, to co to jest? – Bill kiwnął głową na telefon i pieniądze leżące na stole między nimi.
– Nasza przepustka do normalnego życia, i to we dwoje.
Bill prychnął.
– I ty, właśnie ty, tak po prostu mu uwierzyłeś?
– To nie jest kwestia wiary. On chce nam pomóc. Twierdzi, że nie tak wyobrażał sobie nasze poznanie, że zgodził się tylko dlatego, że dowiedział się o twojej próbie samobójczej.
– Skąd?
– Nie wiem. Sam go o to zapytaj.
Bill kolejny raz prychnął.
– On podobno od jakiegoś czasu próbował się z tobą skontaktować.
– Tak, dzwonił kilka razy, ale nie odebrałem.
Tym razem Tom zrobił głębszy oddech.
– No co? A ty odebrałeś połączenie od ojca?
– Skąd wiesz, że dzwonił?
– Przejrzałem twoją komórkę.
– Co takiego?!
– Pozwoliłeś mi!
Kolejny raz Tom głębiej odetchnął.
– Dobra, nieważne. Kazał mi dać ci ten telefon i się z nim skontaktować, jak się zdecydujemy przyjąć od niego pomoc.
– Bez łaski – warknął Bill.
– Dokładnie to samo mu powiedziałem, ale myślałem dziś o tym wszystkim prawie cały dzień i uważam, że powinniśmy  przynajmniej zorientować się, jak on sobie tę pomoc wyobraża.
– Żartujesz, Tom?
– Nie. Mówię serio. On nie popiera tego, że żyjemy w kazirodczym związku, ale zdaje sobie sprawę, że sami do tego doprowadzili.
– Ach, no popatrz, co za powalająca refleksja.
– Nie drwij, Bill. On za tobą tęskni. Powiedział, że jest mu strasznie przykro, że stał się dla ciebie nikim, że nadal jesteś dla niego jego synem.
Bill zaniemówił i spuścił wzrok.
– Wiem, że mieliśmy wszystkich olać, ale…
– Chcesz mu zaufać?
– Chcę wierzyć, że ma czyste intencje.
– Nie podoba mi się to.
– Posłuchaj…
– To ty mnie posłuchaj, Tom! Gdzie on był, kiedy leżałem w szpitalu, kiedy ty musiałeś sprzedać samochód, żeby zapłacić za moje leczenie, gdzie wtedy był? Przecież byleś tam, mówiłeś im, że nie mamy pieniędzy, że tak się nie robi, Tom do cholery, gdzie on był wtedy?
Na te słowa Tom spuścił głowę, wlepiając wzrok w swoje dłonie. Czuł, że ta rozmowa właśnie tak będzie wyglądała.
– No właśnie – skomentował Bill Toma milczenie. – Sami sobie poradzimy – powiedział i wyszedł z kuchni, zostawiając Toma samego.
Taki był właśnie Bill, dla niego wszystko było albo czarne, albo białe. Nigdy nie chodził na skróty ani nie korzystał z okazji, kiedy same mu się pchały w ręce. Uważał, że to, co się ma, doceni się bardziej, gdy się to samemu bez niczyjej pomocy osiągnie i tego się właśnie trzymał.
Natomiast Tom był otwarty.  Nie widział nic złego w tym, że się korzystało z czyjejś pomocy, zwłaszcza jeśli ewidentnie się jej potrzebowało. Dla niego propozycja Gordona była jak dar z nieba, ich przepustka do lepszego życia, do bezpiecznego bytu. Był wściekły na Billa, że tak po prostu powiedział NIE, a na tyle go już poznał, że doskonale wiedział, że nie zmieni zdania.
Poderwał się z krzesła i wyszedł z domu, trzaskając z takim impetem drzwiami, że Bill aż podskoczył, słysząc to w pokoju.
Musiał się przejść i ochłonąć, bo w tej chwili był tak wściekły na głupi upór Billa, że pokłóciliby się, a tego nie chciał.
Wyciągnął papierosy i odpalił jednego. Nie odszedł daleko, usiadł na drewnianym ogrodzeniu niedaleko domu, tak że Bill, jak wyjrzał przez okno, widział go.
Widział, że Tom się wkurzył i doskonale wiedział, że to on go doprowadził do takiego stanu.
Po głowie ciągle chodziły mu słowa Toma, to co zamierzał zrobić, to o czym rozmawiał z Gordonem, i był zły, że Tom tak łatwo dał się podejść.

Minęło kilka dni od tego wydarzenia. Komórka Gordona i pieniądze nadal nietknięte wciąż leżały w kuchni na stole, stając się powodem do codziennych kłótni. Doszło już nawet do tego, że Bill przeniósł się spać na kanapę w salonie.
Zrezygnowany Tom, nie jedząc nawet śniadania, wyszedł z domu z zamiarem poszwędania się po mieście. Ani w głowie było mu podjęcie pracy, kiedy w zasięgu ręki miał lepsze rozwiązanie ich problemów. Zamierzał jednak przetrzymać te dąsy Billa i udawać, że wyszedł za pracą.
Kolejny raz udał się do galerii handlowej, z której kilka dni wcześniej zamierzał zwinąć zegarek i usiadł na ławce, dokładnie naprzeciwko owego sklepu, pogrążając się we własnych myślach.
Wzdrygnął się jednak, gdy poczuł wibracje swojego telefonu w kieszeni. Wyciągnął go i zdziwił się, widząc na wyświetlaczu kompletnie nieznany mu numer. Odebrał.
– Halo.
– Dzień dobry, Tom – usłyszał i zmarszczył brwi. – Tu Gordon.
– Poznaję po głosie. Skąd zna pan mój numer telefonu?
– Z bilingu Billa. Uregulowałem jego rachunki. Dzwonie, bo już minęło trochę czasu, a nie mam od was żadnej wiadomości. Próbowałem dodzwonić się też na komórkę, którą ci dałem, ale jest chyba wyłączona.
– Tak, Bill ją wyłączył – odparł zrezygnowany Tom.
– Po twoim głosie wnioskuję, że nie jest dobrze.
– Niepotrzebnie mnie pan wtedy powstrzymał, ukradłbym ten zegarek i sprzedał, mielibyśmy pieniądze i jakoś by było, a tak jedyne, co osiągnąłem to to, że Bill jest na mnie ciągle wściekły, a o telefonie do pana nawet nie chce słyszeć. Pieniądze też leżą nietknięte… – uciął nagle, orientując się, jak żałośnie brzmią jego słowa.
Gordon tylko westchnął.
– Możemy się spotkać? Gdzie jesteś? – zapytał. Czuł, że to nie jest rozmowa na telefon.
– To nie jest dobry pomysł.
– To tylko rozmowa, Tom. Proszę.
Tom zamilkł, zastanawiając się, czy powiedzieć.
– Tom, halo, jesteś tam?
– Jestem. To nie ma sensu. Przepraszam – odparł i rozłączył się.
Gordon spojrzał na komórkę i uśmiechnął się. Doskonale wiedział, jak Tom się czuł. Reagował podobnie jak Bill, z tą małą różnicą, że nie był tak bardzo uparty i coś więcej do niego docierało. Odczekał chwilę i ponownie wybrał do niego połączenie.
Tom kolejny raz wyciągnął telefon i przewrócił tylko oczami, widząc, kto dzwoni. Kilka dzwonków minęło, zanim odebrał.
– Proszę do mnie nie dzwonić. Odeślemy panu telefon i pieniądze, poradzimy sobie z Billem sami.
– To twoja, czy jego decyzja? – zapytał wprost.
– Nasza.
– Wasza? Musiałbym nie znać Billa, żeby nie wiedzieć, do czego jest zdolny, kiedy się nadąsa. Porozmawiaj ze mną Tom w cztery oczy, bardzo cię proszę, to tylko rozmowa i do niczego cię nie zobowiązuje, a Bill o niczym się nie dowie.
– Ale po co?
– Gdzie jesteś? – Gordon nie rezygnował, a z kolei zrezygnowany Tom poddał się.
Westchnął ciężko i odezwał się.
– W galerii handlowej przed sklepem, z którego chciałem ukraść zegarek.
– Będę za jakiś dziesięć minut. Czekaj tam na mnie – odparł Gordon i rozłączył się.
Tom jeszcze przez chwilę przyglądał się ekranowi swojej komórki, aż w końcu wygaszacz włączył się i jedyne, co widział to swoje własne odbicie.
Nie minęło nawet dziesięć minut, jak Gordon przysiadł się koło niego.
– Już jestem – odparł lekko zdyszany. Spieszył się, bo czuł, że musi im pomoc, inaczej stanie się coś złego. – Zamierzasz kolejny raz... no wiesz… – kiwną w stronę sklepu.
Tom pokręcił głową.
– Nie. Tak po prostu siedzę. Tu mi się najlepiej myśli i mało ludzi się kręci.
– I co wymyśliłeś?
– Jeszcze nic. Znaczy, jeśli o mnie chodzi, wiem, co bym zrobił, ale biorąc pod uwagę zdanie Billa, jestem uziemiony.
– To zrozumiałe, że chcesz być lojalny wobec niego.
– Kocham go, chcę z nim być, a jeśli on nie pójdzie za mną, to ja go nie zostawię, nawet jeśli przyjdzie nam mieszkać pod mostem.
– Tylko nie pod mostem, nie pozwolę na to – Uniósł się Gordon. -  To nasza wina, że tak się teraz miotacie.
– Mój ojciec tak nie uważa.
– Twój ojciec, jak i matka martwią się o was.
– Martwią? – Tom prychnął i uśmiechnął się.
– Ja wiem, że tego nie widać. Im głównie chodzi o wasz związek.
– Nie rozstaniemy się – skwitował krótko Tom. – Jeśli pana misja jest taka, by uśpić moją czujność i przemówić mi do rozsądku, to idę stąd, nie mamy, o czym rozmawiać. – Tom zerwał się z ławki z zamiarem odejścia, ale Gordon chwycił go za rękaw zatrzymując.
– Zaczekaj. Nie interesuje mnie wasz związek, chcecie, to w nim bądźcie, to wasze życie.
Tom spojrzał na rękę Gordona, którą nadal trzymał na jego nadgarstku.
– Usiądziesz? – zapytał, zwalniając nieco uścisk.
Po chwili wahania Tom przysiad się.
– Traci pan tylko czas, Billa nie da się przekonać do niczego.
Gordon się uśmiechnął.
– Trochę dłużej znam go od ciebie.
– Między nami już nie jest tak kolorowo, jak było kiedyś. Bill nawet nie chce spać ze mną, wyniósł się na kanapę.
Gordon znowu się uśmiechnął i poklepał Toma po ramieniu.
– No to jest jeszcze lepiej, niż myślałem.
– W czym lepiej? Że się pożremy na amen i każdy pójdzie w swoją stronę? Jeśli o tym pan myśli, to może dopniecie swego.
– Spokojnie, nie to miałem na myśli.
– A co?
– To, że Bill w ten sposób próbuje cię zmusić do podjęcia za niego decyzji.
– Słucham?
– On już taki jest. Chce, żebyś to ty podjął za was decyzję, a jeśli wyjdzie źle, żeby miał pretekst do wytykania ci tego.
Tom prychnął.
– Bez sensu – skomentował.
– Taki właśnie jest Bill. Boi się, że jeśli on podejmie złą decyzję, ty go zostawisz.
– Przecież to śmieszne.
– Owszem, ale w tym momencie najlepsze, co mogłoby się wydarzyć.
– Nie rozumiem – Tom zmarszczył brwi. Naprawdę nie rozumiał, jak złość Billa mogłaby być czymś najlepszym, co mogłoby się im przytrafić. Żarli się, od co najmniej tygodnia o każdą pierdołę, nawet o to, że brudna łyżeczka leży w zlewie. Do tego wyniósł się spać do salonu i bliżej było im do rozstania niż cudownej przyszłości w swoich ramionach.
– Nie martw się, on prędzej zabije się, niż pozwoli ci odejść.
– Ostatnio działam mu na nerwy i myślę, że nawet na rękę byłoby mu, gdybym wyszedł i już nie wrócił.
– Jeśli to zrobisz, on się naprawdę zabije.
Mimo że Tom czuł się zrezygnowany i szczerze wątpił w sukces Gordona pomysłu, postanowił go wysłuchać, nie miał już nic do stracenia, a gdzieś w podświadomości tlił się w nim płomyk nadziei.
– No dobrze, to co mam zrobić?
Rozmawiali ponad godzinę, ustalając najmniejszy szczegóły wielkiego planu, niby wszystko wydawało się proste, jednak przed Tomem stały najtrudniejsze zadania, a mianowicie udobruchanie Billa i wyciągniecie go z domu.
– To nie będzie takie proste, Bill jest na mnie obrażony.
– Już ci powiedziałem, że on swoją postawą chce na tobie wymusić konkretne działanie. Musisz być stanowczy i nie zwracać uwagi na jego protesty, on się broni tylko do pewnego momentu.
– Nie będę go do niczego zmuszał siłą.
– Źle mnie zrozumiałeś. Billa stanowcze „NIE” diametralnie różni się od tego normalnego.
– A skąd ja mam wiedzieć, które jest które?
– Jeśli ze sobą sypiacie, na pewno wiesz, kiedy Bill mówi stanowczo „NIE”, a kiedy chce, żebyś go trochę podręczył.
Na twarzy Toma momentalnie zagościły rumieńce. Spuścił wzrok, starając się ukryć swoje zażenowanie. Mógł rozmawiać z Gordonem na różne tematy, bo facet naprawdę miał otwarty umysł, ale wchodzenie na tematy łóżkowe, zwłaszcza o Billu, okropnie go krępowały. To było coś, co było zarezerwowane tylko dla niego i nie zamierzał się z nikim o tym dzielić, nawet swoimi przemyśleniami.
– Tak więc, będę czekał na twoją wiadomość.  O telefon się nie martw, twoje rachunki też uregulowałem – sprostował Gordon, gdy Tom otworzył usta, by mu powiedzieć, że nie wie, czy będzie miał, z czego do niego napisać.
– Nie musiał pan.
– Zależy mi na Billu, kocham go, rozumiesz Tom?
– A co z panią Simone?
– Nie wiem. Na razie to wy jesteście dla mnie najważniejsi. Nie podoba mi się to, w jaki sposób wasi rodzice zareagowali.
– Postawili sprawę bardzo jasno – oznajmił Tom. – Mamy przestać ze sobą sypiać.
– Tak, wiem, ale to nie koncert życzeń. A ja nie zamierzam przez upór mojej żony stracić syna.
Na te słowa Tom poczuł, że mu się ścisnął żołądek. Nawet po tym wszystkim Gordon nadal uważał Billa za swojego syna. Nawet mając świadomość, że sypia ze swoim rodzonym bratem, nie była istotna dla niego tak bardzo, jak bezpieczeństwo i byt Billa.
Tom tylko odetchnął głębiej, było mu przykro, że o niego absolutnie nikt tak się nie martwi.
– Macie za co żyć?
– Słucham? – Tom wyrwał się z chwilowej zadumy.
– Macie jakieś pieniądze?
– Dał mi pan ostatnio, leżą cały czas na stole.
– O tym już mi mówiłeś. Pytam, czy oprócz tego, z czego Bill nie pozwala wam obu skorzystać macie jakieś pieniądze?
Tom pokręcił głową.
– Ale nie wezmę nic od pana – zaparł się, gdy zobaczył, że Gordon wyciąga portfel.
– Weźmiesz, a w swoim czasie oddasz co do centa.
– Nie mogę. Bill się zorientuje.
– To tylko 200 euro, powiesz, że zarobiłeś, resztę schowaj. Masz.
– Nie mogę. Przepraszam, wiem, że chce pan nam pomóc, ale ja nie mogę, źle się z tym czuję.
– Widzę, że jesteś honorowy, ale na samym honorze nie przeżyjesz, a jeśli nadal ci chodzi po głowie obrobienie tego sklepu, to lepiej weź to, co ci daję, bo jeśli będziesz miał konflikt z prawem, już wam nie będę w stanie pomóc. Chcesz tego? Chcesz Billa zostawić samego?
– Nie.
– To bierz – chwycił Toma za rękę i wcisnął mu pieniądze.
Jeszcze nigdy Tom nie czuł się taki upokorzony.
On, dwudziestojednoletni mężczyzna, który do tej pory uważał się za zaradnego i niezależnego faceta, brał kasę od kompletnie obcego mu człowieka, z którym właśnie podpisał niewidzialną umowę.
– Dziękuję – wydusił z trudem z siebie.
– To jest pożyczka Tom, już ci mówiłem, ja nie rozdaję pieniędzy. Ochłoń trochę, bo jesteś cały czerwony na twarzy i wracaj do domu. Ja muszę już lecieć, mam zebranie zarządu o piętnastej, nie chcę się spóźnić, w końcu jestem szefem i nie wypada się spóźniać, jeśli samemu żąda się tego od innych.
Tom niepewnie spojrzał w oczy Gordona.
– Czekam na twoją wiadomość.
– To może trochę potrwać, muszę najpierw Billa jakoś urobić.
– Rozumiem. Trzymam kciuki i głowa do góry, macie jeszcze mnie, pamiętaj o tym.
Brwi Toma poszybowały w górę na te słowa, Gordon wyraźnie widział, że zaskoczył go.
Wyciągnął w kierunku Toma dłoń na pożegnanie.
– To do zobaczenia – powiedział, obserwując, jak Tom walczy ze sobą, nie wiedząc jak się zachować, ale uścisnął mu dłoń, żegnając się z nim.
Tom został znowu sam. Sam ze swoimi kłębiącymi się myślami. Musiał odegrać przed Billem rolę tak perfidnie kłamliwą, że robiło mu się niedobrze na samą myśl, a to tylko po to, by Gordon mógł się spotkać z Billem i pomóc im. To znaczy, miał nadzieję, że chce im pomóc, bo ten upór Billa cały czas go jednak niepokoił.



7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ja muszę już lecieć, mam zebranie zarządu o pienistej..."
    Piętnastej, proszę :)
    Weny, kochana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam w przedmowie, że tekst zawiera błędy i będzie poprawiony, na co mieliście nie zwracać uwagi.

      Usuń
    2. Ach, nie zwróciłam uwagi, wydało się. xD Sorka :D

      Usuń
  3. Niech Bill spotka się w końcu z Gordonem,jestem ciekawa co ten ma im do zaproponowania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale super, długi rozdział. <3 Choć dla mnie i tak mogłoby być więcej, heh.
    Co do dzisiejszej akcji, jestem szczęśliwa, a równocześnie zaniepokojona. Gordon... od samego początku czułam, że on będzie im pomagał i jestem z niego niesamowicie dumna. Trochę obawiam się, czy aby na pewno miał rację co do Billa. Mam nadzieję, bo inaczej może być kiepsko.

    Pozdrawiam,
    An

    OdpowiedzUsuń
  5. Bill pewnie nieźle będzie wkurzony tym podstępem. W sumie to może być zabawne, bo Bill fajnie się wkurza xD Tom do tej pory był rozdarty i pewnie nadal trochę jest, ale myślę ,że finalnie Bill mu tą akcję wybaczy. W końcu Gordon szczerze chce pomóc. Smutno mi się zrobiło kiedy Tom pomyślał ,że o niego nikt się tak nie troszczy ( chociaż pomyślałam wtedy o Billu,bo on by zrobił dla niego dosłownie wszystko) i po raz kolejny jestem rozgoryczona, że własny ojciec się od niego odwrócił po tym jak to z jego winy stało się to co się stało. O Simone nawet nie chce wspominać bo tak nie cierpię tej baby, że to niepojęte. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
    ~Demi Lerman

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*