Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
czwartek, 9 lutego 2017
21:00
Witajcie kochani.
Króciutko o terminie następnej publikacji. Jak zauważyliście
jest to ponad tydzień. Kolejny raz wychodzi mi pracować 8 nocek pod rząd, od dziś
zaczynam. Nie wiem, czy będzie mi się chciało posiedzieć przed kompem i uklecić
kolejny odcinek jakoś wcześniej. Dlatego zaglądajcie wcześniej, może dam radę,
ale dla bezpieczeństwa i tego, żeby nie przekładać kolejny raz terminu na pewno
odcinek ukaże się nie później niż 18. A teraz zapraszam.
Odcinek 35
Minęło już kilka godzin, odkąd Bill wyszedł z domu. Tom
dokończył robić pranie i nawet powiesił je. Zdążył już nawet przygotować
jedzenie, a Billa nadal nie było. Kiedy na dworze zaczęło się ściemniać, nie
wytrzymał i postanowił do niego zadzwonić. Fakt, że trochę ostro ze sobą rozmawiali
przed wyjściem Billa, w ogóle go nie powstrzymywał. Chwycił telefon i wybrał połączenie,
zastygając po chwili w bezruchu.
WYBRANY ABONENT JEST POZA ZASIĘGIEM ALBO MA
WYŁĄCZONĄ KOMÓRKĘ. ZOSTAW WIADOMOŚĆ ALBO ZADZWOŃ PÓŹNIEJ.
Nie dowierzał, wybrał połączenie jeszcze raz, słysząc dokładnie
ten sam komunikat.
Coś było nie tak, czuł to. Wyłączony telefon i jakby nie
było późna już pora, podsunęły Tomowi kilka czarnych scenariuszy, łącznie z
tym, że Billa zamknęli w psychiatryku.
Co prawda starał się odgonić od siebie wszystkie złe
myśli i nawet włączył telewizor, próbując skupić się na filmie, ale nie
potrafił. Patrzył się tempo w ekran, błądząc myślami. W końcu sfrustrowany wyłączył
go i podszedł do okna. Ścisnęło go w żołądku, gdy zobaczył, że za oknem jest
już kompletnie ciemno. Ostatni autobus już dawno przyjechał, a Billa nadal nie
było.
Kolejny raz Tom wybrał połączenie do brata, ale i tym
razem usłyszał to samo. W końcu nie wytrzymał. Ruszył do pokoju przebrać się.
Miał zamiar zacząć szukać Billa, a swoje poszukiwania zacząć od domu Trumperów.
Już otworzył szafę, by wyciągnąć bluzę, gdy usłyszał szczęk zamka w drzwiach
wejściowych. Rzucił się biegiem do drzwi, widząc w nich ukochaną sylwetkę.
– Bill, gdzieś ty był tyle
czasu? Martwiłem się. Dlaczego masz wyłączoną komórkę, dzwoniłem do ciebie –
zasypał go mnóstwem pytań, orientując się po chwili, że Bill ma opuchnięte i
czerwone oczy, a to oznaczało, że musiał płakać. – Co się stało? – zapytał
niepewnie.
Bill tylko spojrzał smutno na Toma i po prostu przytulił
się do niego.
– Przytul mnie mocno –
poprosił.
– Co się stało? – Zapytał ponownie,
obejmując go mocno.
– Przepraszam, że cię nie posłuchałem.
Miałeś rację, że ta wizyta niczego nie zmieni.
Tom tylko westchnął.
– Powiedziała mi o wszystkim. Wszystko
już wiem, Tom. Wszystko! – kolejny raz zaniósł się szlochem.
– Nie myśl już o tym.
– Jak mam nie myśleć. Całą powrotną
drogę próbowałem to zrozumieć. Dlaczego oni nie rozumieją, że my się kochamy?
Dlaczego tak im to przeszkadza, przecież nikomu naszą miłością nie wyrządzamy
krzywdy, więc dlaczego Tom, powiedz mi?!
– Ciii… Uspokój się. Już
dobrze. Nie przejmuj się. Nawet nie wiesz, jak się martwiłem, strasznie długo cię
nie było, do tego wyłączyłeś telefon.
– Nie wyłączyłem, odcięli mi
za nieuregulowane rachunki. A wróciłbym wcześniej, tylko ostatni autobus mi uciekł,
więc szedłem pieszo.
– Boże, to ponad dwie godziny
pieszo.
– Wiem. Może i dobrze
przynajmniej ochłonąłem po drodze, bo kiedy wyszedłem od matki, byłem tak wściekły,
że miałem ochotę coś rozpieprzyć.
– Bill, jesteś po chorobie, nie
powinieneś… Na pewno zmarzłeś.
– Nie. Nie, spokojnie, nie zmarzłem,
ciepło się ubrałem, tylko strasznie głodny jestem.
– Głodny?
Bill skinął głową.
– Już dawno nie usłyszałem od
ciebie, że jesteś głodny.
– Bo pchasz co chwilę we mnie,
a ja jadam maksymalnie dwa razy dziennie. A kiedy przychodzi odpowiednia pora i
naprawdę jestem głodny, potrafię się upomnieć.
Tom machnął tylko ręką i ruszył pierwszy do kuchni nałożyć
Billowi zupy.
Dyskutowali cały wieczór i prawie pół nocy, o rodzicach,
o ich sytuacji, o tym, co muszą zrobić, żeby jakoś dalej żyć. Ustalić jakiś
plan działania.
– Masz – Bill podał Tomowi
swoją komórkę.
– Po co mi ją dajesz?
– Sprzedaj ją jutro, i tak nie
mam aktywnego numeru.
– Znowu pozbywamy się rzeczy.
– Nie ważne. Najważniejsze, że
mamy siebie, a to jest warte każdej ceny.
– Nie uważasz, że zdecydowanie
za dużą cenę płacimy?
– Uważam, ale nie będę
rezygnował z sensu mojego życia, z ciebie, tylko dlatego, że ona tego chce. To
jest jej wina, że do tego doszło. A skoro zawiniła, powinna teraz ponieść tego
konsekwencje.
– Ponosi. Została sama.
– Ma jeszcze Gordona. A Póki
co to my ponosimy konsekwencje ich decyzji. Proszę cię Tom, nie wałkujmy już
tego tematu, wystarczająco mi dzisiaj napsuła krwi.
– Jasne.
– A ty myślisz inaczej?
– W sumie to już sam nie wiem.
Czuję, że… zresztą nieważne.
– Co? No powiedz.
– Nic takiego. Lepiej już śpij.
Jutro trzeba ruszyć w miasto szukać roboty. Nikt nam już nie pomoże, musimy
sami o siebie zadbać. Sprawy zaszły już tak daleko, że nie mamy, co liczyć na
starych.
– Masz rację – przyznał Bill.
Przez kilka kolejnych dni obaj
próbowali zarobić gdzie się da, i ile się da. Starczało im na bieżące sprawy,
ale nie było najmniejszych szans, by odłożyli coś i zaczęli planować
przyszłość.
Do tego Tom drugi raz dostał mandat za jazdę bez biletu i
nie przyznał się Billowi, nie chcąc go denerwować. Jednak wszystko się wydało,
gdy Bill postanowił zrobić pranie i opróżniając kieszenie, znalazł kwitki.
– Tom?
– Co?
Kolejny dobrze znany już Tomowi schemat, powtórzył się.
Bill stał przed nim z wyciągniętą ręką, w której trzymał dowody winy.
– Co to jest?
Tom wstrzymał na chwilę powietrze i odrywając wzrok od
trzymanych przez Billa świstków, zatrzymał go na jego twarzy.
– Nie przejmuj się.
– Nie przejmuj się? Chcesz
pójść do więzienia? Dlaczego nie kupiłeś tego cholernego biletu, przecież to
nie majątek, Tom!
– Za takie pierdoły nie wsadzają
do więzienia. Przestań się nakręcać, Bill. Poza tym chciałem zaoszczędzić.
– Zajebista mi oszczędność –
skomentował Bill. Już nawet nie miał siły się kłócić, usiadł zrezygnowany obok
Toma i ukrył twarz w dłoniach.
– Mam już tego wszystkiego
dosyć, Tom – przyznał.
– Zawsze możemy wrócić do planu
„B”.
– I co, udawać przed rodzicami
i łazić na jakieś durne terapie? Myślisz, że nikt się nie zorientuje, że udajemy?
– Podobno jesteś świetnym
aktorem.
Bill prychnął.
– Nie na taką skalę. Nie
potrafię udawać, że nic do ciebie nie czuję, kiedy reaguje na każde twoje
spojrzenie.
– Wiesz – zaczął Tom. – Miałem
ci nie mówić, ale wobec obecnej sytuacji powiem ci. Jutro przyniosę do domu
koło 300 euro.
– Skąd?
– Mam nagraną robotę.
– Co to za praca?
– Pomoc przy rozładunku.
– I tyle płacą?
– Tak, bo to delikatne rzeczy.
Pogadam z tym facetem, może weźmie mnie na stałe. Ładnie płaci, więc kilka takich
rozładunków i stanęlibyśmy na nogi.
Bill spojrzał na Toma, nie mając zielonego pojęcia, że
Tom w tej chwili kłamie jak z nut.
Od jakiegoś czasu Tom był już tak zdesperowany sytuacją,
że postanowił zrobić coś bardzo głupiego, ale opłacalnego w jego mniemaniu.
– Fajnie by było – stwierdził Bill.
– Poproszę go. Będzie dobrze,
czuję to, a wiesz, że mam nosa do takich spraw.
– Tak, wiem – przyznał i wstał
z kanapy. – Pójdę dokończyć to pranie, jeśli masz zrobić na facecie dobre wrażenie,
powinieneś przede wszystkim schludnie wyglądać.
– Nie wątpię, że ty już o to
zadbasz – posłał Billowi uśmiech.
Tej nocy, Tom nie zmrużył oka ani na chwilę. Miał plan,
jak zdobyć pieniądze, ale nie był on związany z żadną pracą, a już na pewno nie
tą, o której powiedział billowi. Wiele razy za starych dobrych czasów, kiedy
szlajał się po sklepach z Alanem widział, jak łatwo można było ukraść jakieś
drogie rzeczy a potem je po prostu sprzedać po okazyjnej cenie. Nie był dumny z
tego pomysłu, ale wydawał mu się jedynym rozwiązaniem. Potrzebowali pieniędzy
na już, to, co do tej pory obaj zarabiali, po prosu nie wystarczało. Wiedział,
że to zły pomysł, ale jednocześnie szybki, a w ich sytuacji jedyny sensowny.
Wczesnym rankiem, zerwał się z łóżka, nie mogąc już w nim
uleżeć ani minuty dłużej. Jak tylko wstał, Bill natychmiast obudził się.
– Śpij jeszcze – rzucił Tom, całując
go w policzek.
– A ty?
– Muszę się powoli zbierać.
– Zrobię ci śniadanie.
– Nie wstawaj – powstrzymał
go. – Sam sobie zrobię. Śpij, jest jeszcze wcześnie.
Bill uważnie przyglądał się bratu. Czuł, że coś jest nie
tak, ale nie bardzo miał się do czego przyczepić, a fakt, że już od dwóch
miesięcy żyli z dnia na dzień i niemalże każdego dnia życie dawało im kolejnego
kopa, stwierdził, że to pewnie to, a Tomowi nic złego nie grozi.
Tuż przed ósmą, Tom kręcił się
po galerii handlowej. Sklep, w którym zamierzał zwinąć z wystawki drogi szwajcarski
zegarek, otwierali dopiero za godzinę, ale Tom musiał nastawić się do całej
akcji psychicznie. Jeszcze nigdy tak się nie denerwował. Doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, co zamierzał zrobić i czuł się już ze samą świadomością swojego
przyszłego czynu źle, ale tłumaczył sobie, że to jedyny sposób, żeby łatwo i
szybko zdobyć pieniądze i ruszyć z miejsca.
Przez szybę sklepu przyglądał się
upatrzonemu zegarkowi. Był wart ponad 20 tysięcy euro, złota bransoleta i jego
diamentowe dodatki na tarczy sprawiały, że nie jeden krążył wokół niego, marząc
o posiadaniu takiego, a stać było na niego tylko nielicznych.
Gdy zbliżała się pora
otwarcia, siedział na ławce przed sklepem. Poprawił jeszcze sznurówki w
adidasach, tak żeby podczas ucieczki mu się przez przypadek nie rozwiązały, i
jak tylko drzwi sklepu otwarły się, zapraszając pierwszych klientów, ruszył do
środka.
Serce biło mu jak szalone, a adrenalina, która krążyła w żyłach,
wyostrzała wszystkie zmysły. Zdążył już zauważyć, ile na sklepie jest kamer i
jak się ustawić, by nie zauważyli, że zegarek właśnie zniknął z wystawy.
Starał się zachowywać jak jeden z klientów, tak jak
wtedy, gdy sam bywał tu i kupował.
Nie wzbudzał podejrzeń, bo markowe ubrania skutecznie
odciągały od niego uwagę, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Minuty dłużyły się, do sklepu weszło jeszcze kilka osób,
idealnie odciągając uwagę ekspedientki.
Tom rozejrzał się dyskretnie i ocenił, którędy najszybciej
będzie uciekać, zacisnął w pięści trzymany zegarek i już miał go schować do kieszeni,
gdy nagle ktoś chwycił go za rękę.
– Nie rób tego! – usłyszał i zdrętwiał.
Cała krew odpłynęła i kolejny raz potężną falą napłynęła mu do głowy, sprawiając,
że słyszał bicie swojego serca w uszach. W ułamku sekundy ocenił swoją sytuację.
Nikt, ale to nikt nie mógł wiedzieć, co chciał zrobić. Powoli odwrócił głowę,
by zobaczyć, kto go powstrzymał i zaniemówił. – To najgłupsza rzecz, jaką mógłbyś
zrobić. Chcesz Billa zostawić samego? – zapytał Gordon.
– A to już nie pana sprawa.
– Tak zamierzasz rozwiązywać wasze
problemy?
– Rozwiązuję je tak, jak
potrafię.
– Myślałem, że stać cię na
więcej.
– Przykro mi, że się pan
rozczarował. Zresztą pewnie wszyscy się rozczarowaliście – odparł kąśliwie i odkładając
zegarek na miejsce, wyszedł pospiesznie ze sklepu.
Jego plan się nie powiódł, i to przez Gordona, który musiał
się pojawić akurat w tym miejscu i w tym czasie. Cały jego misterny plan
poszedł na marne i tylko o tym teraz myślał. Jak on teraz wróci do Billa bez
pieniędzy? Co mu powie, że gościu mu nie zapłacił, że pracy jednak nie było? Zanim zdążył jednak całkowicie pogrążyć się w swoich
myślach, poczuł jak ktoś go łapie za ramię i zatrzymuje. Odwrócił się
gwałtownie.
– Zaczekaj, porozmawiajmy –
poprosił Gordon.
– O czym?
– O tym, co chciałeś zrobić, o
was.
– Nie ma już o czym rozmawiać
– odparł Tom. – Już wszystko powiedzieliście, a my się nie rozstaniemy. To
wasza wina, że do tego doszło i to wy powinniście ponosić konsekwencję, a
niemy. Nic od was nie chcemy, jedyne czego pragniemy, to żyć razem w spokoju.
– Oczywiście – przyznał Gordon.
– Masz rację. To nasza wina i w pełni się z tobą zgadzam.
Tom uniósł brwi w lekkim szoku.
– Nie popieram decyzji moje
żony, twojej matki i ojca. Od początku byłem przeciwny, byście się poznali –
przyznał. – Tak, z egoistycznych pobudek, Bill uważał mnie za swojego rodzonego
ojca, a teraz stałem się dla niego nikim, nawet nie chce ze mną
porozmawiać. Uwierz mi, że długo nad tym
myślałem i naprawdę wiele czynników wydarzyło się, zanim zgodziłem się, byście
poznali prawdę. Bill się miotał, ty z tego, co mówił Jorg, także popadałeś ciągle
w kłopoty, wyglądało tak, jakbyście obaj nie mieli żadnego sensu życia. Dlatego
stwierdziliśmy, że to może być najlepsze rozwiązanie. Potrzebowaliście się. I wszystko
szło dobrze, poza tym, że wasza przyjaźń przerodziła się w miłość.
– I tak poznalibyśmy się w
klinice i byłoby tak, jak jest. Nasze spotkanie było nam i tak pisane –
stwierdził Tom.
– Nie – zaprzeczył Gordon. – Kara,
którą musiałeś odpracować w szpitalu, nigdy tak naprawdę nie była karą. Nie
było żadnej rozprawy ani żadne więzienie ci nie groziło. Owszem, były małe
problemy z faktem, że znaleziono przy tobie narkotyki, ale twój ojciec wszystko
załatwił, papiery masz czyste.
Tom aż wciągnął gwałtownie powietrze, to nie było to, co
spodziewał się usłyszeć.
– Simone nie ma pojęcia, nic
je nie powiedziałem, ale wiedziałem już w szpitalu, kiedy Bill leżał sparaliżowany,
że próbował popełnić samobójstwo, dlatego zgodziłem się na to, byście się
poznali.
– Zgodziłeś?
– Tak. To była dla mnie bardzo
trudna decyzja. Kocham Billa i nadal uważam go za swojego syna, bo dla mnie nic
się w tej kwestii nie zmieniło. Po tym, jak zachorował na zapalenie płuc, a
twój ojciec i moja żona, jasno oznajmili, że sami musicie sobie poradzić, stwierdziłem,
że to zaszło już za daleko.
Żebyś mnie teraz dobrze zrozumiał, Tom. Nie popieram tego,
że żyjecie w związku kazirodczym, ale uważam, że porzucenie was na pastwę losu,
karząc wybierać między miłością a życiem w dostatku, było ciosem poniżej pasa.
Wiem, że jakoś dajecie sobie radę, ale wiem też, że obaj
nie macie doświadczenia ani znajomości, by pracować za godziwe pieniądze i ułożyć
sobie życie.
– I co w związku z tym?
– Próbowałem się skontaktować
z Billem kilka razy, ale ma wyłączony telefon, a twojego numeru nie znam.
– Bill już nie ma telefonu,
sprzedałem go w zeszłym tygodniu. I tak był bezużyteczny po tym, jak nie mieliśmy,
za co zapłacić rachunków. Zresztą mój telefon czeka podobny los, to tylko
kwestia czasu.
– Rozumiem – zamyślił się na
chwilę, a Tom zmarszczył brwi. – Chciałbym wam pomoc, Tom.
– Bez łaski, poradzimy sobie.
– Tak? – skinął głową na sklep,
z którego kilka minut temu Tom zamierzał ukraść zegarek.
– Co za różnica.
– Ty się do tego nie nadajesz,
Tom. Złodziejem trzeba się urodzić, a ty poruszasz się jak słoń w składzie
porcelany.
Tom prychnął.
– A co, pan nim jest, że wie,
jak należy to zrobić?
– Zanim stałem się tym, kim
jestem, miałem dokładnie taki sam pomysł i ktoś mnie uchronił przed tym
głupstwem w ostatniej chwili. Zupełnie tak, jak ja ciebie dzisiaj.
Toma oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
– Zdziwiony? Może ci kiedyś
opowiem swoją historię. Jak na ironie bardzo przypomina waszą, tylko, co innego
było problemem, ale fakt jest taki, że myślałem w tamtym czasie dokładnie tak
samo, jak ty dzisiaj – mówiąc to, wyciągnął z kieszeni telefon. – Daj go
Billowi, to mój zapasowy, Bill wie. Powiedz mu, że chciałbym wam pomóc. Porozmawiaj
z nim i jeśli naprawdę go kochasz namów go na to spotkanie.
– Skąd pewność, że to właśnie
Billa trzeba przekonywać do tego spotkania, a nie mnie?
Gordon uśmiechnął się ciepło.
– Bo nadal tu stoisz –
wyjaśnił. – Przemyślcie to. To wy ustalicie zasady, gdzie i kiedy, ja się
dostosuję.
– Dziękuję, ale nie
skorzystamy – odparł dumnie Tom i już miał się odwrócić na pięcie i odejść, gdy
Gordon chwycił go za kurtkę.
– Świetnie, że jesteś taki
honorowy, ale schowaj dumę do kieszeni i przynajmniej przemyślcie to – mówiąc to,
włożył Tomowi telefon do kieszeni. – Jorg ani Simone o niczym się nie dowiedzą.
To jest sprawa między mną a wami i masz na to moje słowo. Zresztą zapytaj
Billa, ile warte jest moje słowo, kiedy je komuś daję. A tu masz trochę
pieniędzy.
Tom cofnął się.
– Nic od pana nie wezmę.
– Potrzebujecie kasy, po to właśnie
chciałeś ukraść ten zegarek, prawda? Więc bierz, zamiast zegarka daje ci
pieniądze. Bierz.
– Nie mogę – Jeszcze nigdy Tom
nie czuł się taki bezradny. Jego cały system wartości Gordon zburzył w ciągu
tych kilku minut rozmowy i nie rozumiał, czemu chciał temu facetowi wierzyć. Chciał
ze wszystkich sił, żeby Gordon dosłownie zmusił go do uległości. Od prawie dwóch
miesięcy żyli z dnia na dzień. Ich całe życie obracało się wyłącznie wokół
zapewnienia sobie jedzenia, a wkrótce pewnie też nowego lokum, bo doskonale zdawał
sobie sprawę, że wiecznie nie będą mieszkać w letniskowym domku rodziców Alana.
– Oddasz mi, jak zarobisz. To
jest pożyczka, ja nie rozdaje pieniędzy, zapytaj Billa. – Tym jednym zdaniem Tom
pozwolił sobie wcisnąć pieniądze.
Stał jak osłupiały, gdy Gordon pożegnał się z nim i powiedział,
odchodząc już, że czeka na wiadomość.
Gdy został sam, usiadł na jednej z ławek w galerii i zamyślił
się. Czy powinien powiedzieć o tym Billowi? Już tyle razy mu obiecywał, że
niczego przed nim nie będzie ukrywał. Jeśli nie powie mu, znowu się pokłócą, bo
wcześniej czy później Bill i tak się dowie o tym spotkaniu, i tym co zamierzał zrobić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Gordon uwielbiam cię! (づ◕﹏◕)づ
OdpowiedzUsuńI niech już będzie dobrze, dobrze?
Ohh oby w końcu im sie udało :) czekamy na nastepny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńGordon ma za dobre serce i jest sprawiedliwy, dlatego miałam nadzieję, że się wtrąci i jak widać, spełniło się. Z jego pomocą będzie im o wiele łatwiej i pewnie załatwi im też pracę. Simone i Jorg na pewno się dowiedzą, że im pomaga, bo takie rzeczy zawsze wychodzą na jaw. Jestem ciekawa tylko czy Simone go zostawi czy jakoś to przełknie. Zobaczymy. Myślę, że zmierzamy w dobrym kierunku. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
No tak właśnie myślałam, że Gordon to dobry człowiek
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać tego bloga i jest on genialny ! :)
OdpowiedzUsuńA ile odcinków tego opowiadania będzie?
Dziękuję.
UsuńCo do ilości odcinków, to nie jestem wstanie powiedzieć, ile dokładnie będę ich jeszcze, ale to już jest końcówka, tak że niedużo.