Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 3 lutego 2017
21:00
Odcinek 34
Kiedy Tom zrozumiał, co trzyma w dłoni, serce podeszło mu
do gardła. Chciał dobrze i czuł, że zrobił dobrze, bo to było jedyne wyjście,
ale zadecydował sam i wiedział, że właśnie o to Bill będzie miał do niego
pretensje.
– Co mam ci powiedzieć?
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Przecież wiesz.
– Powiedz mi to.
Tom przewrócił oczami i uciekł wzrokiem. Już czuł, że
Bill zrobi z tego problem i zaraz się pokłócą.
– Potrzebne były pieniądze, to
było dobre rozwiązanie, samochód za dużo nas kosztował.
– Zarabiał na siebie.
– Takie tam zarabianie.
– Sprzedałeś go przeze mnie.
– Nie przez ciebie.
– Przeze mnie, żeby opłacić
moje leczenie i pobyt w szpitalu.
Tom spuścił głowę.
– Spójrz na mnie.
– To tylko samochód.
– Kochałeś go.
– Ciebie kocham bardziej.
– Teraz tak mówisz, a kiedyś
znienawidzisz mnie za to.
Tom słysząc to, poderwał się z kanapy i wyłączając telewizor,
spojrzał na Billa.
– Oddałbym za ciebie nawet życie,
a nie tylko kupę złomu. I nie myśl już o tym.
– Tak po prostu mam zapomnieć
i żyć jakby się nic nie stało?
– Dokładnie tak.
– Nie potrafię.
– Potrafisz. Jeśli ja
potrafiłem, to ty tak samo. To, co teraz się nam przytrafia, wiele mnie
nauczyło. W końcu zrozumiałem, co jest w życiu najważniejsze. A wiesz, ile
warte są takie lekcje życia?
– Ukochany samochód.
Tom prychnął.
– Są bezcenne. Nawet sto
takich samochodów nie zastąpiłoby mi tego, co czuję, kiedy mam cię w swoich
ramionach.
– Nie chcę takiego poświęcenia.
Nie tak to miało być. Dlaczego nie zawiozłeś mnie do miejskiego szpitala, tylko
do prywatnej kliniki, nic by nas to wtedy nie kosztowało.
Na chwilę Tom zaniemówił, doskonale wiedział, że ani
jedna, ani druga opcja bez kasy nie wchodziła w grę.
– Pojechałem tam, gdzie było
najbliżej.
– I najdrożej.
– Nie przesadzaj. Zapomnij już
o tym. W ogóle, o czym my dyskutujemy?
Bill już nic więcej nie powiedział. Spojrzał na Toma w
taki sposób, że ten aż poczuł, jak coś mu się boleśnie przewraca w żołądku.
Czuł, że Bill nie zostawi tego tak i miał rację.
– Gdzie idziesz? – zapytał, widząc,
że Bill zaczyna się ubierać.
– Do matki.
– Po co?
– To chyba oczywiste, że po
kasę. Są pewne granice, a za chwilę zaczniesz mnie nienawidzić.
– Nie czuję do ciebie
nienawiści.
– Jeszcze nie.
– Nie masz po co do niej
jechać. To niczego nie zmieni. No, chyba że chcesz ode mnie odejść.
Bill chwilę zawahał się. Nie miał pojęcia o tym, że Tom
już rozmawiał z rodzicami i jasno powiedzieli mu, czego w zamian za pomoc
oczekują.
– Chcesz mi o czymś powiedzieć?
– Już powiedziałem, że to
niczego nie zmieni.
– Dokończ pranie – rzucił Bill
i ruszył do przedpokoju włożyć buty, jednak nie doszedł tam, bo Tom chwycił go
za ramię zatrzymując.
– To boli – zaprotestował Bill,
gdy Tom z całej siły zacisnął dłoń na jego ramieniu.
– Dlaczego jesteś taki uparty?
Powiedziałem ci, że to dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Zapomnij o tym i
skupmy się na tym, by zacząć zarabiać.
– Puść mnie, robisz mi siniaki.
Tom rozluźnił uścisk i wziął głęboki oddech. Nie chciał,
by Bill spotkał się z matką, bo dowie się o całej reszcie, którą on miał nadzieję
zachować tylko dla siebie i się wścieknie, a potem będzie chodził zdołowany. Chciał
mu zaoszczędzić tego, a im więcej czasu mijało, tym bardziej utwierdzał się w świadomości,
że czekają ich teraz naprawdę ciężkie chwile.
– Idź, jak chcesz, ale uważam,
że to strata czasu.
Do ostatniej chwili Tom próbował zmienić decyzję Billa.
– Zobaczymy.
– Mieliśmy się na nich wypiąć,
a nie chodzić i prosić ich o jałmużnę.
Bill aż drgnął na te słowa i momentalnie wyprostował się,
skupiając wzrok na Tomie.
– Ale ja wcale nie idę o nic
prosić.
– To po co tam idziesz?
– Mam fundusz powierniczy,
chcę skorzystać z niego, to w końcu moje pieniądze.
– Ich pieniądze. Składali je
dla ciebie, ale to są wciąż ich pieniądze.
– Ale dla mnie.
Tom już chciał powiedzieć, że są, ale na określonych
zasadach, ale ugryzł się w język, zastygając w połowie słowa w milczeniu.
– Co cię tak zamurowało?
– Nic. Rób, jak chcesz. Żebyś
tylko później nie mówił, że cię nie ostrzegałem.
– Przed czym?
– Że to strata czasu. Oni się
na nas wypieli, nie rozumiesz tego?
– Zobaczymy. Dokończ pranie – mówiąc
to, Bill porwał kurtkę z wieszaka i wyszedł z domu.
Sfrustrowany Tom zacisnął dłoń w pięść i przywalił z
całej siły w ścianę, dając upust złości.
Tymczasem Bill ruszył na
przystanek autobusowy. Sprawdził, o której ma najbliższy autobus i usiadł na
ławce, mając jeszcze ponad piętnaście minut czasu.
Sam musiał się uspokoić. Ta cała bezsensowna dyskusja z
Tomem wyprowadziła go z równowagi. Nie rozumiał, czemu Tom aż tak się upierał,
żeby nie jechał. Może matka miała do niego żal, że kolejny raz jest uparty i
pomimo konsekwencji trzyma się swojego, ale wiedział też, że zawsze mu powtarzała,
że właśnie z tego jest z niego dumna, że potrafi trwać przy swoim, choć wiele
razy doskonale wiedział, że jest na przegranej pozycji. Mając w głowie właśnie tę myśl, wsiadł do
autobusu i ruszył do rodzinnego domu.
Kiedy stał pod drzwiami, czekając aż mu ktoś otworzy,
miał w głowie ułożoną konkretną przemowę, jaką zamierzał walnąć matce. Wcale nie
miał zamiaru sobie żałować i udawać, że rozumie jej oburzenie, bo nie rozumiał.
To jej wina, jej i Jorga, że im od początku nie powiedzieli. Poza tym, co w tym
aż takiego złego? Dzieci z tego na pewno i tak nie będzie, do tego kochają się
i obaj chcą to uczucie z ze sobą dzielić, więc nie było absolutnie mowy, że
któryś w tym układzie cierpi, dlatego kompletnie nie rozumiał, w czym był dla
rodziców problem. Tak na dobrą sprawę te wszystkie moralne zasady, przykazy i
nakazy człowiek wymyślił sobie sam. Zło i dobro to pojęcie względne. Zło istnieje
wtedy, gdy ktoś cierpi, a oni czerpali z tego związku tyle przyjemności i siły,
że mogliby swoim szczęściem obdarować jeszcze pół świata, więc dlaczego akurat rodzice,
ludzie, którzy do tej pory byli dla nich wzorem, akurat w tej jednej, ale
najważniejszej sprawie dla nich musieli stawać na drodze do ich szczęścia?
Drzwi otworzył Gordon. Rzadko bywał o tej godzinie w domu,
to też wzbudził w Billu lekkie zaskoczenie.
Nie wiedząc, jak ma się zachować w tej sytuacji,
postanowił podejść do sprawy oficjalnie.
– Dzień dobry – przywitał się.
– Jest mama?
– Dzień dobry. Tak, jest.
Wejdź.
Zaprosił go do środka. Bill stał w holu, uważnie rozglądając
się. Mieszkał tu przez całe życie, i nie było go tu zaledwie kilka miesięcy a wydawało
mu się, że dom wygląda inaczej.
– Idź do salonu, pójdę zawołać
Simone.
– Dziękuję – odparł i ruszył
do salonu. To miejsce także wyglądało jakoś inaczej. Wydawało mu się, że
zniknęło z niego kilka rzeczy, ale nie potrafił powiedzieć co, choć uważnie się
rozglądał.
Po chwili w salonie pojawiła się Simone. Pierwsze, co
uderzyło Billa, to fakt jak chłodno na niego spojrzała. Nie wiedzieli się już
naprawdę długi czas, a ona patrzyła na niego tak, jakby był jej obcym
człowiekiem.
– Dzień dobry mamo.
– Dzień dobry Bill. Widzę, że już
wróciłeś do zdrowia.
– Tak, jestem już zdrowy – odparł,
wcale nie kryjąc swojego zaskoczenia, że wiedziała o jego chorobie.
– Cieszę się. A co cię do mnie
sprowadza? – zapytała wprost, a Bill wprost odpowiedział.
– Interesy.
Uśmiechnęła się lekko.
– Zamieniam się w słuch.
– Chciałbym wypłacić pieniądze
z mojego funduszu powierniczego. Po ukończeniu 21 lat powiedziałaś, że będę
mógł zrobić z tymi pieniędzmi, co zechcę, więc chcę je wypłacić.
Simone wzięła głębszy oddech i zerknęła na Gordona, po
czym zatrzymała swój wzrok na Billu.
– To już jest nieaktualne,
chyba że przystaniecie na nasze warunki, wtedy możemy przedyskutować kwestie
pieniędzy.
– Warunki? Jakie warunki?
– Tom ci nie powiedział?
Aż poczuł, jak mu się skręcają wszystkie wnętrzności. W
jednej sekundzie zrozumiał, dlaczego Tom tak bardzo próbował go powstrzymać
przed tą wizytą.
– A co miał mi powiedzieć?
Mówił tyle różnych rzeczy, że nie wiem, co konkretnie masz na myśli – zagrał, próbując
nie dać poznać po sobie, że nie ma zielonego pojęcia, o czym ona mówi.
– Wiem, że macie problemy
finansowe, że ledwo wiążecie koniec z końcem, i pomożemy wam, nie ma problemu,
ale musicie zakończyć ten chory związek i poddać się leczeniu.
Billowi w jednej sekundzie zrobiło się gorąco, a w
drugiej oblał go zimny pot, nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
– Chyba sobie żartujesz!
Pokiwała głową.
– Nie Bill. Jak wiesz,
rozmawialiśmy już o tym z Tomem. Podjęliście decyzje, że chcecie być razem. W
porządku uszanujemy to, nie będziemy stawać wam na drodze. Ale żadne z nas nie wyłoży
ani centa na wasz kazirodczy związek, bo to jest niemoralne i odrażające, na
litość Boską, Bill!
– Odrażające? – oburzył się
Bill. – Dla ciebie miłość jest odrażająca?
– Taka miłość, tak.
– A jak nazwać to, co wy nam zrobiliście, co?
Jak mogliście pozwolić nam żyć przed 21 lat w świadomości, że jesteśmy
jedynakami? Tego nawet nie da się nazwać, jakim trzeba być człowiekiem, by tak
okłamywać własne dzieci.
– Nie taki był plan. Owszem, przyznaję,
popełniliśmy błąd, że nie powiedzieliśmy wam wcześniej o sobie, ale to nie jest
istota problemu, tylko wasz niemoralny związek.
– Związek, na który ty sama dałaś
przyzwolenie.
– Słucham?
– Nie udawaj, że nie wiedziałaś,
jak bardzo czekam na Toma, każdego dnia, kiedy miał przyjść do kliniki. Nie udawaj,
że ani razu nie zauważyłaś, że zakochałem się.
– Widziałam, ale nie sądziłam,
że pokochałeś Toma jak mężczyznę. Myślałam, że po prostu świetnie się rozumiecie.
Bill aż prychnął.
– Żałosne, to jest naprawdę żałosne.
I myślisz, że ja w to uwierzę, że tak myślałaś? Ty w ogóle myślałaś? – znowu
prychnął, kręcąc głową z politowania.
– Nie zamierzam się przed tobą
tłumaczyć, Bill. Chcecie pieniędzy, przystańcie na nasze warunki, a wszystko wróci
do normy.
– Nigdy! – skwitował krótko.
– W porządku, wasz wybór. Widzę,
że nie powodzi się wam aż tak źle, skoro stać cię było na buty za 300 euro.
– Tom mi kupił, po tym, jak
moje nie nadawały się już do chodzenia. Dba o mnie, choć wiele wyrzeczeń go to
kosztuje. Sprzedał nawet swój ukochany samochód, żeby opłacić mój pobyt i
leczenie w klinice.
– Opłacił, bo nie miał innego
wyjścia – skomentowała Simone.
– Bo mu na mnie zależy. Ty
pewnie wysłałabyś mnie do jakiegoś śmierdzącego publicznego szpitala i jeszcze
zostawiła na pastwę losu, a on siedział przy mnie całymi dniami, aż
wyzdrowiałem.
– Tak, Tom ma gest. Taniej by was
wyniosło to leczenie, gdyby cię zabrał do publicznego szpitala, ale skoro tak o
siebie dbacie, to dobrze, z jednej strony cieszy mnie to.
– Gdyby to zrobił, nie
musiałby sprzedawać auta, ale on chciał, żebym miał najlepszą opiekę.
– Obawiam się, że chyba Tom ci
nie powiedział o wszystkim.
Bill zmarszczył brwi.
– Skoro pracujecie, sami
opłacajcie sobie składki na ubezpieczenie zdrowotne, my już więcej tego nie będziemy
robić. I radzę ci szybko o to zadbać, bo drugiego auta do sprzedania już nie
macie.
– Co takiego?
– Przykro mi, że Tom musiał
sprzedać auto, żeby opłacić twoje leczenie, i szczerze nie rozumiem, czemu w
tej sytuacji nie poprosił, by cię przewieźli do publicznego szpitala.
Przynajmniej starczyłoby wam pieniędzy na dłużej, ale widocznie stać go na to,
a ty chyba powinieneś szczerze porozmawiać z BRATEM – zaznaczyła to intonacją głosu
– bo ten wasz idealny ZWIĄZEK – znowu podkreśliła to intonacją głosu – Ma
strasznie dużo dziur. Tak chcecie budować wspólną przyszłość, na kłamstwach i
tajemnicach? Jeśli tak, to życzę wam powodzenia. A jak już będziecie mieli
dosyć zabawy i zdecydujecie się na leczenie, dajcie mi albo Jorgowi znać. A
teraz wybacz, muszę dokończyć pakować się, wyjeżdżam z Gordonem w interesach –
mówiąc to, odwróciła się i ruszyła do swojego pokoju, po drodze jeszcze
żegnając się z Billem.
– Do widzenia Bill i pozdrów
ode mnie Toma.
Bill stał na środku salonu w szoku. Minęła chyba minuta,
zanim spojrzał na Gordona.
Cały czas huczały mu w głowie słowa matki i jak bumerang
wracała dzisiejsza dyskusja z Tomem. Tak bardzo Tom starał się go zatrzymać,
teraz to widział. Czuł się w tej chwili okropnie i zdał sobie sprawę, jak Tom
musiał się czuć, gdy usłyszał coś podobnego.
Uciekł wzrokiem w bok i bez słowa ruszył do wyjścia. Wszystko
legło w gruzach. Nie było sensu nawet tego komentować, to też po prostu opuścił
dom, zatrzaskując za sobą drzwi.
Najpierw był na Toma zły, a potem pomyślał, że właściwie
zrobiłby dokładnie tak samo, chcąc mu zaoszczędzić przykrości. Westchnął i wyciągnął
komórkę, żeby zadzwonić do niego i powiedzieć mu jak bardzo go kocha i że już
wraca oraz przeprosić go, że tak głupio się upierał, ale jak tylko wcisnął
automatyczne wybieranie numeru, zaklął na głos.
TWOJE POŁĄCZENIA WYCHODZĄCE I PRZYCHODZĄCE
ZOSTAŁY ZABLOKOWANE. W CELU ODBLOKOWANIA USŁUGI PROSIMY O UREGULOWANIE
NALEŻNOŚCI I KONTAKT Z OPERATOREM SIECI.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Jesteś zła na ich rodziców. Wiem, że w tym przypadku to tylko postacie fikcyjne, ale wkurzyłam się jakby ta sytuacja naprawdę miała miejsce, tak się nie robi.
OdpowiedzUsuńP.S. Lubię Twój styl pisania ^‿^
Popieram aż mi się ciśnienie podniosło:) Nao
UsuńWłaśnie o wywołanie w was takich reakcji mi chodziło. A to jeszcze nie koniec :)
UsuńZa każdym razem jak w opowiadaniu odzywa się Simone albo Jorg mam ochotę coś rozwalić. No kurwa! Gorszych hipokrytów nie widziałam. Ale jestem pewna, że bliźniacy jeszcze im pokażą, że aż im w pięty pójdzie. Dalej mam nadzieję, że Gordon jakoś się włączy. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Tak, wydaje się, że Gordon naprawdę umył od tego ręce. Dla bliźniaków też wszystko skończyło by się dobrze wystarczyłoby tylko żeby pozostali dla siebie wyłącznie braćmi, ale czy warto?
UsuńKiedy nie ma za co żyć podejmuje się naprawie takie decyzje, o których normalnie wcześniej by się nawet nie pomyślało.
Kurde... niby wiem, że to tylko fikcja...
OdpowiedzUsuńAle mam tak straszną ochotę udusić tych rodziców, że to aż... ech. No po prostu ech!
Czekam na dalej:)
Wiesz, oni jasno się określili, wszystko wróci do normy jeśli... tyle że chłopcy już nie potrafią myśleć o sobie inaczej niż o parze.
Usuń