Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik
Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
4 godziny temu
-
2 tygodnie temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
8 lat temu
-
8 lat temu
-
8 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 17 września 2017
06:28
Witajcie kochani
Już mam dla was kolejny odcinek. Ale zanim pogrążycie się
w czytaniu chciałabym wam powiedzieć, że od października powinny się ukazywać odcinki
częściej. W moim życiu, a właściwe w pracy ogromne zmiany. Jedni odchodzą, nowi
przychodzą, a ja zmieniam stanowisko pracy, i to wszystko z początkiem października
ma się unormować, a co za tym idzie mam nadzieje, że będę miała więcej czasu na
pisanie, to znaczy nie będę tak zmęczona, może tak to ujmę.
No, ale tymczasem zapraszam na odcinek. Następny na pewno
ukaże się jeszcze w tym miesiącu 😄
Ciekawa jestem jak obstawiacie, czy operacja się uda? A może
macie inne przypuszczenia? 😃
Wasza Niki.
Odcinek 15
Niedługo później wróciła mama z pełną reklamówką owoców i
tacką jedzenia wegetariańskiego.
– Już jestem.
Spojrzałem na nią.
– Obudził się?
– Tak, chwilę pogadaliśmy.
– Jak się czuje?
– Ciągle zmęczony i śpiący.
Nic nie powiedziała, jedynie pogładziła mnie po plecach,
a to oznaczało, że martwi się.
– Masz, wzięłam ci coś do
jedzenia.
– Dziękuję – odparłem i wziąłem
się za jedzenie, ale byłem tak zestresowany, że ledwo zjadłem połowę i to już
nawet bardziej na przymus, żeby nie martwić mamy.
– Zjedz jeszcze – zachęcała
mnie.
– Dokończę później.
– To może banana? Obiorę ci.
Nawet nie protestowałem, bo zawsze tak nas niańczyła. I fakt,
że z każdym rokiem przybywało nam lat, wcale jej nie powstrzymywał. Czasami miałem
wrażenie, że gdybyśmy jej pozwolili, zmieliłaby to wszystko na papkę, jak
malutkim dzieciom.
Ledwo zjadłem tego banana. Tylko myśl, że muszę
zregenerować swój organizm, najbardziej jak się da, by Tom w razie czego
otrzymał najlepszy kawałek mojej wątroby.
Co sześć godzin szprycowali go kolejnymi dawkami leków.
Budził się kilka razy, ale na bardzo krótko. Robiono mu kolejne badania i
przychodziły kolejne wyniki, które co prawda nie były gorsze, ale też nie
poprawiały się, krótko mówiąc, staliśmy w miejscu.
Wróciłem właśnie z toalety, gdy zauważyłem, że Tom nie
śpi i mi się przygląda.
– Powinieneś pojechać do domu i
się porządnie wyspać – odezwał się, na co tylko skrzywiłem się i usiadłem na
brzegu jego łóżka.
– A ty pojechałeś, kiedy leżałem
w szpitalu i prosiłem cię o to samo?
– To była zupełnie inna sytuacja.
– Jest dokładnie taka sama,
tylko zamieniliśmy się miejscami.
– Czyli nie pójdziesz?
– Nie – odparłem krótko i
stanowczo.
Odetchnął głęboko.
– Chcesz coś do picia?
– Nie, dziękuję.
– Może zjadłbyś coś?
Aż zamknął oczy na te słowa. Już kilka razy go o to
pytałem i mówił mi, że mdli go jak pomyśli o jedzeniu, więc nic się w tej kwestii
nie zmieniło, skoro zareagował w ten sposób.
– Mógłbyś otworzyć okno,
strasznie tu duszno – poprosił, co mnie naprawdę zdziwiło, bo w pokoju była
klimatyzacja i wcale nie było ani duszno, ani gorąco.
– Dobrze się czujesz? – zapytałem,
dotykając jego czoła.
– Jakoś mi się tak ciężko
oddycha – powiedział i kolejny raz głęboko odetchnął.
Przestraszyłem się, coś było nie tak. Zerwałem się z łóżka
i wybiegłem na korytarz poszukać lekarza.
Po kolejnych kilku minutach zrobiło się wokół Toma
wielkie zamieszanie. Mama właśnie przyjechała z domu, blednąc i mało nie mdlejąc,
gdy zobaczyła, że zabierają Toma.
– Co się stało?
– To wstrząs anafilaktyczny.
Proszę się uspokoić i poczekać, wszystko jest pod kontrolą – powiedział lekarz.
Aż prychnąłem na te słowa, bo nic, ale to nic nie było
pod kontrolą. Już od co najmniej dwóch dni miałem wrażenie, że nie wiedzą co
podać Tomowi, żeby mu pomóc. Czułem, że szprycują go tymi sterydami bardziej ze
względu na nas, niż z przekonania, że to faktycznie zadziała.
Zamknąłem się w toalecie i zwyczajnie rozpłakałem. Nie
mogłem się opanować, cały czas czułem, że powoli tracę Toma, a oni, zamiast
przeszczepić mu wątrobę, zwlekają.
Przez ponad dwie godziny nie mieliśmy pojęcia, co się z
nim dzieje za drzwiami sali, na którą go zabrali. Próbowałem zdać się na moją
intuicję i ocenić, jakie są rokowania bliźniaka, ale im dłużej się skupiałem,
tym bardziej popadałem z domysłami ze skrajności w skrajność.
Kiedy otworzyły się drzwi i wyjechali z Tomem na łóżku, odetchnąłem.
Żył! To było najważniejsze, a reszty miałem się dowiedzieć za chwilę.
W pokoju podłączyli go do aparatury i rurki z tlenem, a
on ciągle spał.
Lekarz kolejny raz posprawdzał wszystkie parametry i
zaprosił nas do swojego gabinetu.
– Co z nim? – zapytałem, nie mogąc
już znieść tej niewiedzy.
– To alergia na sterydy. Normalnie
nic by mu nie było, ale jego wątroba jest uszkodzona i wystąpiły komplikacje. Musieliśmy
go kolejny raz podłączyć do dializy, żeby oczyścić organizm.
– A co ze sterydami? – zapytała
mama?
– Właśnie o tym muszę z
państwem porozmawiać.
Przeraziłem się, czułem, że coś jest nie tak.
– Nie możemy mu już ich podawać
– oznajmił lekarz. – Zresztą wyniki ostatnich badan nie polepszyły się, a to
oznacza, że w ogóle na nie, nie reaguje i potrzebna by była większa dawka.
– To mu je podajecie.
– Właśnie tłumacze, że
wystąpiła alergia i nie może już dostać ani odrobiny leku, bo to go zabije.
– To w takim razie, co teraz,
panie doktorze? – zapytała mama.
– Pozostaje nam w tej chwili
już tylko przeszczep.
– Macie jakiegoś dawce? – dopytywała
mama. Oczywiście Tom był wpisany na listę biorców na pierwszym miejscu, jako
osoba, która bez niej umrze.
– Niestety nie.
– I dobrze! – wypaliłem. –
Więc weźmiecie moją. Dla mnie to było oczywiste, nie wiem, po co w ogóle
wpisywali Toma na tę listę.
– Twoje wyniki bardzo się poprawiły
i z dnia na dzień są leprze, ale to nie jest najlepszy pomysł.
– Rozumiem, że z punktu
widzenia prawnego, nie wolno panu wykonać takiego zabiegu ze względu na mój
stan zdrowia.
– Zgadza się.
– Czyli wszystko zależy od
jednego durnego papierka?
– Bill, Tom nie przeżyje tego
przeszczepu. On potrzebuje zdrowego organu.
– Którego nie macie.
– Na razie nie mamy, ale jest
wpisany na listę i w każdej chwili może się pojawić.
– A jeśli nie? Ile mu czasu zostało?
– Niewiele.
– W takim razie to ja będę
miał krew brata na rękach, jeśli umrze. Dłużej nie będę siedział z założonymi
rękami i czekał, tracąc cenny czas – odparłem i wstając z krzesła, wyszedłem z
gabinetu. Teraz liczył się czas, musiałem zadzwonić do naszego prawnika i
zlecić mu, by załatwił wszelkie potrzebne formalności.
Kiedy wszystko z nim ustaliłem, ruszyłem do pokoju Toma.
Gdy wszedłem, zdziwiłem się, że nie ma tu mamy,
najwyraźniej była jeszcze u lekarza albo gdzieś poszła, tak czy owak
wiedziałem, że pojawi się tu, bo na wieszaku wisiał jej płaszcz. W pokoju
panował półmrok i dało się słyszeć syk tlenu. Usiadłem na fotelu przy łóżku Toma
i dotknąłem jego ręki. Ocknął się.
– Jak się czujesz? – zapytałem.
Rozejrzał się uważnie po pokoju i dopiero po chwili na
mnie spojrzał.
– Już po operacji? – zapytał.
Był kompletnie zdezorientowany.
– Nie, nie było żadnej
operacji. Poczułeś się źle i zabrali cię. Miałeś znowu robioną dializę, i
pewnie coś tam jeszcze ci robili, ale… lepiej powiedz, jak się czujesz?
– Lepiej.
– Lepiej ci się oddycha?
– Lepiej się czuję.
Pierwsza myśl, jaka mnie naszła to, to, że on umiera,
więc jak do cholery miał się czuć lepiej? A druga, że tak właśnie mówią ludzie,
którzy są o krok od śmierci. Podobno na kilka godzin przed odejściem nagle czują
się dużo lepiej i… Boże! Aż mnie coś ścisnęło w środku. Ledwo powstrzymałem się,
by nie wybuchnąć szlochem.
– A ty dobrze się czujesz? – zapytał.
– Wyglądasz na zmęczonego.
Uśmiechnąłem się i skinąłem głową. Bałem się w tej chwili
odezwać, bo czułem, że głos mi się załamie. Musiałem się opanować i to
natychmiast, nie mogłem mu pokazać, że jestem przerażony i co gorsze uświadomić
mu przez to, jak z nim źle.
– Dasz mi trochę wody? Strasznie
zaschło mi w ustach.
– Jasne – poderwałem się z miejsca
i chwyciłem szklankę z wodą. Wkładając do niej słomkę, dałem mu się napić.
Wypił wszystko.
– Dzięki. Tego potrzebowałem.
Nie wiem, co mi teraz podają, ale naprawdę czuję się dużo lepiej. I chyba
zrobiłem się nawet głodny.
Ledwo przełknąłem ślinę, bo doskonale wiedziałem, że nie dostaje
w tej chwili nic.
– W końcu. To dobrze, przez
ciebie kiedyś zejdę na zawał – zacząłem mówić tak, jakby faktycznie wszystko
wracało do normy. Nie chciałem, żeby znał prawdę, nie widziałem sensu mówienia
mu, jak naprawdę mają się sprawy. W międzyczasie przyszła mama. Rozpłakała się,
a ja musiałem ratować sytuację, wciskając kit, że to ze szczęścia. Kiedy Tom zasnął,
wyprowadziłem ją na korytarz.
– Cholera, mamo, ja tu staram
się go okłamać, że wraca do zdrowia, a ty wszystko psujesz.
– Przepraszam, nie chciałam.
Żeby nie te cholerne wyniki, to naprawdę można by powiedzieć, że wygląda lepiej,
zauważyłeś? Nawet jego usta nie są już takie sine.
– Nie są, bo przefiltrowali mu
krew i dlatego czuje się lepiej, przecież lekarz mówił nam to wszystko. – Tłumaczyłem
jej. – Czekam teraz na mecenasa, jak tylko przyjedzie z dokumentami, robimy
przeszczep.
– Billy, synku ja wiem, że chcesz
pomoc, ale lepiej by było, żeby Tom dostał nieobciążony organ.
– Nie mamy takiego, a on też
już nie ma czasu. Nie dostaje żadnych leków, wkrótce jego wątroba zacznie gnić,
tak czy siak muszą mu zrobić operację i usunąć martwy organ.
– On tego nie przeżyje.
– Przeżyje! Jest silny, da
sobie radę. Poza tym jest jedna sprawa, która go tu trzyma.
– Dziewczyna?
Mama oczywiście poleciała swoim tokiem myślenia, ale nie wyprowadzałem
jej z błędu, i inteligentnie nie odpowiedziałem, zmieniając zaraz temat
rozmowy.
Wiedziałem, że mama się boi, ale dla Toma nie było innej opcji.
Parę godzin później do szpitala
przyjechał nasz prawnik z dokumentami.
Zebrało się zaraz konsylium lekarskie i zaczęli omawiać
przebieg przeszczepu i tuż przed północą zapadła decyzja o przeszczepie. Kolejny
raz pobrano krew do badań ode mnie i od Toma. I ubrany w szpitalną piżamę
usiadłem na brzegu łóżka brata, patrząc mu prosto w oczy.
– Billy nie rób tego.
– Nawet mnie o to nie proś – skwitowałem.
– Posłuchaj lepiej uważnie. W Torbusie mam pamiętnik i w chuj rzeczy w nim
zapisanych, które mi naobiecywałeś i jeszcze nie spełniłeś.
Zdziwiony, uniósł tylko jedną brew.
– Mówię poważnie, wszystko
sobie notowałem. Jak stąd wyjdziesz, dostaniesz go i spełnisz wszystkie swoje
obietnice.
– Dużo tego? – zapytał
zaintrygowany.
– Sporo. Ale myślę, że jak się
postarasz, to do swoich setnych urodzin dasz radę wszystkie je spełnić.
– Aż tyle zamierzasz żyć?
– Może nawet dłużej, i ty też.
Dostaniesz kawałek mojej wątroby, ten najlepszy, najbliżej serca – zamilkłem na
chwilę, gdy zmarszczył brwi, wyraźnie nad czymś myśląc. – Masz o nią dbać –
pociągnąłem myśl dalej. – Bo na drugi
raz dostaniesz figę z makiem.
Uśmiechnął się.
– Ale tak poważnie, to będzie dobrze,
czuję to.
– Wiem – powiedział. – A co z
twoimi obietnicami? – zapytał.
– A ja ci coś obiecywałem?
– Też trochę tego było.
– Na przykład co? – zapytałem,
a on się zamyślił. – Mogłeś sobie
zapisywać – rzuciłem, a on spojrzał mi w oczy.
– Tą, która interesuje mnie
najbardziej, pamiętam.
– Co to takiego?
– Pamiętaj, że obiecałeś.
– No skoro obiecałem, to na
pewno spełnię, jak tylko stąd wyjdziemy.
– To dobrze, bo brakuje mi
tych naszych zabaw – wyznał, a ja aż poczułem ukłucie w podbrzuszu. Tyle innych
rzeczy mógł teraz ode mnie wyegzekwować, a zależało mu tylko na tym?
– No tak – przyznałem,
doskonale pamiętając, co mu powiedziałem kilka dni temu. – Dotrzymam obietnicy,
ale chyba 20x dziennie to nie będziesz chciał, co?
Tym razem roześmiał się na głos.
– Nie. Tyle na pewno nie dam
rady.
– No nie wiem, w tych sprawach
stać cię na wiele.
– Nie będę aż taki wymagający.
– No to umowa stoi –
obiecałem, wiedząc, że może już nigdy nie będzie mi dane go tak dotknąć.
Objąłem go, przytulając się mocno do niego. Poczułem, jak
zaciska mnie w swoich ramionach.
– Kocham cię – powiedziałem,
nie było to nic nadzwyczajnego, bo często to sobie mówiliśmy. To uczucie było dopuszczalne,
bo mówiąc mu to, miałem go na myśli, jako brata, nie kochanka.
– Ja ciebie też – odpowiedział.
Po chwili zabrali nas na blok operacyjny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Musi się udać :) Inaczej będzie ze mną źle x;
OdpowiedzUsuńOperacja musi się udać,bo jestem bardzo ciekawa tych obietnic zapisanych w pamiętniku Billa :)
OdpowiedzUsuńTom musi żyć i Bill też :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Toma i Billa , mam nadzieję że przeżyją operacje
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale mam złe przeczucia co do Billa...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że operacja się uda.. Muszą ją przeżyć, no! Nie rób nam tego! ;-; Czytałam ten odcinek już kilka razy, ale dopiero teraz mogę jak człowiek skomentować ;) Jak zawsze cudownie, czekam na kolejny wpis i jednocześnie zapraszam do siebie, na pierwszego twincesta w życiu.. A myślałam, że nigdy nic takiego nie przyjdzie mi do głowy :P
OdpowiedzUsuńhttp://help-me-back-on-my-feet.blogspot.com/p/as-high-as-we.html
Pozdrawiam :)
Jestem pesymistą, operacja się spieprzy, ale jeśli tak to opowiadanie zakończy się w kilku rozdziałach, co by nie miało sensu. Ale udana operacja tez nie bylaby lepsza, bo zabilaby to opowiadanie, robiąc je po prostu nudnym. Tak więc najlepsza opcja to operacja która się uda ale będzie z komplikacjami. Chyba... Nie wiem.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i pozpozdrawiam :)
Kiedy coś nowego?
OdpowiedzUsuńNo właśnie kiedy next bo mnie ciekawość zżera ��
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie. Kochani jeszcze trochę cierpliwości.
UsuńNie mogę doczekać się dalszego ciągu wydarzeń ❤ Życze dużo weny ❤
OdpowiedzUsuń