Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
sobota, 21 maja 2016
21:27
Odcinek 4
Od wypadku Billa, a właściwie próby
samobójczej, o której nikt nie miał zielonego pojęcia, minęło już prawie dwa
tygodnie. Dziś kolejny raz lekarz poddał go badaniom, stawiając diagnozę, że
przyczyna, dla której nie może się poruszać leży w jego psychice.
Do samego obiadu męczył go jakiś psycholog, który zadawał
setki pytań, błądząc po omacku, a właściwie szukając punktu zaczepienia, co
mogło spowodować w Billu aż taką blokadę. Wymęczył go tak bardzo, że nie miał
siły nawet zjeść obiadu i zwyczajnie zasnął, kiedy matka próbowała go nakarmić.
Simone, znając plan Jorga miała nadzieje, że Tom pomoże
mu w odblokowaniu się, chociaż bała się ich reakcji, kiedy dowiedzą się, kim
tak naprawdę są dla siebie i że ich spotkanie i poznanie się zostało zaplanowane
w najdrobniejszym szczególe. Intuicja matki podpowiadała jej, że powinna powiedzieć
Billowi prawdę, zawsze miała z nim dobry kontakt, ale lekarz, który był
wtajemniczony w cały plan, stanowczo zabronił, twierdząc, że taka informacja
może zaszkodzić im obojgu i lepiej będzie zdać się na los.
Derek, fizjoterapeuta Billa, dziś też był wyjątkowo niedelikatny,
a przynajmniej tak się Billowi wydawało, co chwilę krzywił się lub syczał, gdy
ten naciągał mu mięśnie i ścięgna. Szczerze mówiąc, miał dzisiejszego dnia
serdecznie dość, gdyby tylko wiedział, że do takiej sytuacji się doprowadzi,
przemyślałby dziesięć razy to swoje samobójstwo, a już na pewno jego sposób,
ale kiedy zobaczył to drzewo przy drodze, był pewny, że nie wyjdzie z tego cało,
docisnął nawet pedał gazu do oporu, niemalże podpisując się tym gestem na liście
zmarłych, a przeżył i za cholerę nie mógł pojąć, jakim cudem.
– Od jutra będę przychodził
przed południem – oznajmił mu Derek, nakrywając go po skończonej rehabilitacji.
– Dlaczego? – zdziwił się
Bill, już się przyzwyczaił, że to właśnie po południu go męczył, wolał po południu,
nie był taki rozdrażniony i jakoś mniej go wszystko bolało.
– Mam dwóch nowych pacjentów –
wyjaśnił.
– Przed obiadem mogę nie być
zbyt miły – rzucił Bill.
Derek uśmiechnął się.
– Z głodu?
– Ogólnie. Długo dochodzę do
siebie po przebudzeniu.
– Bez obaw, poradzimy sobie, a
może właśnie będzie lepiej.
– Wątpię w to – bąknął pod
nosem.
– Będzie dobrze – odparł niewzruszony
Derek i poklepując Billa po ramieniu, pożegnał się z nim, zostawiając samego.
Toma zaskoczenie po tym, co usłyszał
od mecenasa Longa sięgnęło zenitu, patrzył przez chwilę na niego tak wielkimi
oczami, jakby zobaczył co najmniej ducha, a nie mężczyznę w średnim wieku.
–
Masz wybór albo odsiedzisz w więzieniu te trzy miesiące, albo trzy miesiące
odpracujesz w klinice.
– Jako kto, salowy?
– Terapeuta.
Tom prychnął tylko, szczerze rozbawiony ową propozycją.
– Przecież ja nie mam pojęcia
jak się zajmować chorymi.
– Jednym chorym. Jeśli się zgodzisz,
zostaniesz przydzielony do jednego pacjenta, którym będziesz się zajmował. Codziennie,
oczywiście po przeszkoleniu, będziesz robił mu masaże, nakarmisz go, umyjesz i
w ogóle dotrzymasz mu towarzystwa.
– Nie nadaję się do tego –
odparł, kręcąc głową.
– Czyli wybierasz więzienie? –
zapytał mecenas.
Tom nie był bojaźliwy, ale nie znosił zamkniętych miejsc,
nie znosił życia w dyscyplinie i doskonale wiedział jak wygląda życie w więzieniu,
nasłuchał się już setki historii od ludzi, którzy za to, czy za tamto odsiedzieli
swoje. Zamilkł na chwilę, zastanawiając się jakby to było, gdyby zgodził się na
odpracowanie kary w klinice.
– Ile godzin dziennie musiałbym
być w tej klinice?
– Osiem.
– Osiem? To jak normalna praca
– stwierdził.
– Zgadza się i za ten czas
dostaniesz wynagrodzenie.
– Ile?
Mecenas przełożył kilka kartek w teczce i odnajdując
odpowiednią, podął ją Tomowi.
– Proszę, tu jest wszystko
wyszczególnione.
Tom chwycił ją i zerknął, po czym uśmiechnął się, odkładając
kartkę na biurko.
– To jest dniówka?
– Za cały miesiąc. No, chyba
że wolisz dostawać co tydzień, to się podzieli, nie ma najmniejszego problemu –
wyjaśnił mecenas.
– To chyba jakiś żart.
– Nie, Tom, to nie jest żart,
tak zarabiają przeciętni ludzie, a ty na trzy miesiące staniesz się jednym z
nich. No, chyba że wolisz więzienie, wybór należy do ciebie.
Tom szczerze nienawidził tego zwrotu mecenasa „no, chyba
że” czuł dokładnie, że niby ma wybór, ale tak naprawdę nie miał żadnego, bo
każdy mu nie odpowiadał.
– To żaden wybór.
– To ty tak uważasz.
– A co z resztą dnia? Odrobię
te osiem godzin i co dalej?
Mecenas ściągnął okulary i odłożył je na biurko.
– Masz wolne. Żyjesz, tak jak
chcesz.
– A jakieś wolne?
– Nie. To jest kara, więc
przez 90 dni, dzień w dzień musisz tam być.
– O której?
– Od dziesiątej do osiemnastej.
– Dziesiątej? O tej godzinie
to ja się dopiero kładę spać.
– Wybór należy do ciebie.
– Do osiemnastej, to ja w
ogóle już nic nie będę miał z reszty dnia.
– To jest kara Tom, a nie nagroda.
Tom tylko pokręcił głową. Przez jego umysł przesuwały się
setki myśli, a jedna najbardziej uporczywa to jak on się mógł tak wpakować.
– Mogę się nad tym zastanowić?
– Jasne. Masz dziesięć minut, Pójdę
zrobić sobie kawę, jak wrócę, chcę znać twoją decyzję.
I tym jakże uroczym akcentem, mecenas Long zakończył swój
monolog i wyszedł z gabinetu, zostawiając Toma samego ze swoimi myślami.
Co czuł? Złość! Ojciec mógł to załatwić bez kiwnięcia
małym palcem, ale umył ręce, a raczej wybitnie zależało mu na tym, żeby poniósł
karę. Tym razem ojciec dotrzymał słowa, ostrzegał go, że jeszcze raz w coś się wplącze,
nie pomoże mu i dotrzymał słowa.
Kiedy mecenas Long wszedł z filiżanką kawy do gabinetu, widział
po minie Kaulitza, że nie jest zachwycony sytuacją, w jakiej się znalazł. Obiecał
jednak Jorgowi załatwić to tak by się zgodził, choć nie miał pojęcia, dlaczego
tak bardzo zależało Jorgowi, by Tom poniósł karę i koniecznie znalazł się w tej
klinice, ale nie wnikał już, uznał, że Tom musiał mu naprawdę zajść za skórę.
Postawił filiżankę na biurku i usiadł, zerkając na Toma.
– No i jak, zastanowiłeś się?
– zapytał, kręcąc łyżeczką w filiżance.
– Nie było nad czym.
– Jak to nie?
– Nie. Właściwie nie ma żadnego
dobrego wyjścia. Jedno gorsze od drugiego. Nie chcę siedzieć przez trzy miesiące
dzień w dzień w szpitalu i przyglądać się jakiemuś schorowanemu człowiekowi i
musieć być dla niego wsparciem albo udawać, że wszystko będzie dobrze, gdy
zostało mu może kilka dni życia, ale jeszcze gorszym rozwiązaniem byłby nie móc
położyć się spać we własnym łóżku i przez trzy miesiące martwić się, czy przeżyję
kolejny dzień w tym przeklętym więzieniu.
– Rozumiem, że wybrałeś jednak
klinikę – stwierdził mecenas.
– Wybrałem? – Tom prychnął z ironią. – Tak, wybieram ten
cholerny szpital.
– Dobrze, w takim razie tu masz
adres kliniki i jutro punkt dziesiąta, stawisz się na recepcji, tam się
będziesz meldował codziennie punkt dziesiąta i odmeldowywał punkt osiemnasta.
Nie wcześniej, i żadnych spóźnień. Jedno spóźnienie i lądujesz w więzieniu,
rozumiemy się?
– Aż nadto.
Tom chwycił kartkę, i spojrzał na adres. Tyle dobrze, że
ta klinika od jego domu była oddalona niecałe dziesięć minut drogi autem, więc przynajmniej
nie miał daleko.
Kolejnego ranka, uwagę Billa przykuł mężczyzna,
który stał na korytarzu i przyglądał się mu. Drzwi do jego pokoju były
uchylone, bo salowa właśnie umyła podłogę i zostawiła otwarte, by podłoga
szybciej wyschła, a ten mężczyzna zbyt natarczywie zerkał, irytując tym Billa. Gdyby
tylko wiedział, że to jego rodzony ojciec…
– Jorg, co ty tu robisz? –
odezwała się szeptem Simone, zamykając drzwi do pokoju Billa.
– Byłem u profesora, chciałem
się upewnić, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
– Denerwuje się – przyznała. –
Nie spałam całą noc, mam wątpliwości, może powinniśmy im od razu powiedzieć?
– Nie.
– Dlaczego?
– A jeśli się nie polubią?
– Są braćmi, bliźniakami.
– To wcale nie oznacza, że
muszą się polubić.
– Nie wiem, jak ty wychowałaś
Billa, ale ja Toma nauczyłem nie osądzać i być tolerancyjnym.
– Za kogo ty mnie masz, Jorg,
ja Billa też uczyłam, żeby nikogo nie osądzał po pozorach, ale to, co im zrobiliśmy,
to zupełnie co innego. Przez 20 lat nie mieli pojęcia o swoim istnieniu, boję się,
że nam tego nigdy nie wybaczą.
– Nie ważne, oby mieli w sobie
oparcie.
– Jorg! – jęknęła ze strachem
w oczach. Właśnie zrozumiała, że Jorg zakładał najczarniejszy scenariusz, iż
chłopcy nigdy im tego nie wybaczą.
– A co jeśli się nie polubią,
a do tego nas znienawidzą, obaj wtedy zostaną kompletnie sami.
Na chwilę zapadła cisza. Jorg skupił wzrok na oczach
Simone, które nerwowo badały jego twarz.
– Miejmy nadzieję, że tak się nie
stanie.
Punkt
dziesiąta rano Tom stał przy recepcji. Był niewyspany, zmęczony, rozdrażniony,
ale punktualny, choć zastanawiał się, jak on wytrzyma tu te osiem godzin.
Jak tylko podpisał się na liście obecności, recepcjonistka
kazała mu iść prosto do ordynatora oddziału, dając mu dokładne wskazówki, jak
ma tam trafić. Po kilku minutach Tom zapukał do gabinetu, a słysząc
zaproszenie, wszedł do środka.
– Dzień dobry – przywitał się,
wieszając okulary słoneczne na bluzie pod szyją.
– Dzień dobry – odparł
profesor, nie mając pojęcia, kim jest ów młody mężczyzna.
– Nazywam się Tom Kaulitz,
miałem tu dzisiaj przyjść – wyjaśnił, widząc na twarzy profesora wymalowane
zaskoczenie.
– A, to ty jesteś Tom – uśmiechnął
się. – W pierwszej chwili myślałem, że to ktoś z rodziny jakiegoś pacjenta –
wyjaśnił swoją zaskoczoną minę. – Siadaj – wskazał gestem ręki na krzesło przy biurku.
Ta sytuacja zdecydowanie Tomowi przypominała schemat,
jaki miał okazje przerabiać wczoraj, tyle że w gabinecie mecenasa. – Przepraszam,
że ja tak na ty, ale jesteś taki młody, że…
– W porządku, może mi pan mówić
po imieniu, tak zresztą będzie chyba prościej, skoro ma się pan tu ze mną męczyć
przez trzy miesiące.
Profesor uśmiechnął się kolejny raz, trochę już wiedział
o temperamencie Toma, Jorg był tak uprzejmy i napomknął mu to i owo, i właśnie
miał okazję przekonać się na własnej skórze, ile było w tym prawdy.
– Cóż, to może powiem ci najpierw,
co cię tu czeka, a potem opowiem ci o osobie, którą się zajmiesz.
Tom skinął tylko głową.
– Więc dobrze. Dziś i jutro, nasz fizjoterapeuta Derek,
przeszkoli cię w podstawach masażu rozluźniającego, bo tylko taki będziesz mógł
wykonywać. Do tego, będziesz przez cały dzień
przebywał z pacjentem, jako osoba towarzysząca, rozumiesz? To taki czas dla rodziny
pacjenta, by mogli w tym czasie pojechać do domu odpocząć, czy też pójść do pracy
i nie martwić się, że ich członek rodziny leży w szpitalu kompletnie sam.
Tom tylko wciągnął głębiej powietrze do płuc, ciągle po głowie
chodziła mu myśl, że pewnie dostanie się mu pod opiekę jakiś staruch albo
starucha, która będzie mu zrzędzić bez przerwy o swojej rodzince, wnukach,
którym się nawet nie chce przyjść i posiedzieć z nimi, albo będzie wyzywać na cały
świat. Starał się ze wszystkich sił odpędzać myśl, że będzie zmuszony jeszcze kogoś
takiego masować, bo ta myśl napawał go wręcz obrzydzeniem, ale marnie mu szło.
Nie miał ogólnie nic przeciwko starym ludziom, doskonale zdawał sobie sprawę, że
kiedyś będzie taki jak oni, ale zajmowanie się kimś takim z miłości lub
powołania to co innego niż z przymusu.
– Oczywiście dojdzie ci jeszcze
kilka innych obowiązków, takich jak nakarmienie pacjenta, czy umycie go.
Oczywiście to zwykle robią pielęgniarki, ale czasami w jednej chwili kilka osób
prosi o pomoc, więc żeby nie leżeli i czekali w nieskończoność aż ktoś się nimi
zajmie, tacy właśnie opiekunowie pomagają im.
– Rozumiem – przytaknął,
czując, jak coraz bardziej negatywne emocje wzbierają w nim.
– Dostaniesz uniform
szpitalny, bo nie możesz tu paradować w swoich ubraniach – spojrzał na buty
Toma. – Białe adidasy mogą być, ale żebyś innych nie zakładał, tylko białe
obuwie.
Tom tylko skinął głową.
– A ten mój podopieczny to
mężczyzna czy kobieta? – zapytał w końcu.
– Mężczyzna, właściwie chłopak
w twoim wieku.
Tom po raz pierwszy zawiesił na profesorze swoje
spojrzenie dłużej niż na jedną sekundę.
– Ma na imię Bill. Dwa
tygodnie temu miał wypadek, nie może się poruszać.
– Jest sparaliżowany?
– Nie. To rodzaj blokady psychicznej,
kto wie, może tobie się uda i Bill wyjdzie ze szpitala o własnych siłach.
Toma jedna brew lekko uniosła się i opadła, jakby instynktownie
przyjmując wyzwanie. Jednak nawet nie skojarzył Billa z osobą, o której słyszał
w telewizji jakiś czas temu. Przez te ostatnie dwa tygodnie skupił się
wyłącznie na swoich problemach, a tamta informacja, którą mimo wszystko pamiętał
jakoś zeszła na dalszy plan.
– On wie, że będę się nim
zajmował?
– Tak. Co prawda nie wie, kto
dokładnie będzie się nim zajmował, ale wie, że będzie miał przy sobie taką
osobę – wyjaśnił profesor.
Tom skinął głową, pomyślał nawet, że może nie będzie tak źle,
przynajmniej będzie to ktoś w jego wieku. Kto wie, może nawet znajdą wspólny język,
bo o czym może myśleć chłopak w jego wieku? O panienkach, imprezach lub
szybkich samochodach, więc chyba powinien znaleźć z nim jakiś wspólny temat do
dyskusji.
– Masz jakieś pytania?
– Na razie nie, ale gdybym
miał…
– To w każdej chwili możesz
mnie zapytać. No dobrze, to chodź, przedstawię cię Derkowi i poćwiczysz trochę,
musisz się przyłożyć Tom, bo Bill nie może się zorientować, że jesteś tu za
karę, masz być jak najbardziej profesjonalny.
Ledwo się powstrzymał, żeby nie prychnąć ze śmiechu tym
profesjonalizmem. Czuł, że to będzie kompromitacja i to od samego początku. W
ogóle czuł, że to jakaś farsa, ale zagryzł zęby i ruszył za profesorem.
Cały dzień Derek męczył Toma, instruując jak ma poprawnie
wykonywać masaż i z jaką siłą, i chociaż po dwóch godzinach mięśnie na rękach
paliły go ze zmęczenia, nie poskarżył się ani jednym słowem i ani razu nie
poprosił o przerwę.
Kiedy wrócił do domu, zjadł tylko obiadokolacje i tuż
przed dwudziestą poszedł spać. Był tak zmęczony, że nawet nie słyszał, że jego
telefon dzwonił kilka razy, dopiero rano, gdy się przebudził, zerkając nerwowo
na komórkę, która godzina zorientował się, że miał kilkanaście nieodebranych połączeń
i drugie tyle wiadomości od Alana.
Pierwszy raz od bardzo dawna zwlókł się z łóżka o siódmej
rano. Czuł się wyspany, choć to raczej normalne zważywszy, że spał jedenaście
godzin, ale totalnie zakręcony, spał za długo. Dopiero długi gorący prysznic
postawił go na nogi. Jorg nie krył zdziwienia, gdy tuż przed ósmą rano zobaczył
go w kuchni.
– Cześć – rzucił tylko do ojca
i podszedł do kredensu, zabierając się za robienie sobie śniadania.
– Cześć – odparł Jorg, uważnie
się mu przyglądając – A ty idziesz właśnie spać, czy już wstałeś?
Tom odwrócił się, gromiąc ojca spojrzeniem.
– Wstałem, a bo co?
– Nic, jestem pod wrażeniem.
Tom prychnął.
– Gdybyś mi pomógł, to bym nie
musiał wstawać tak rano.
– Myślę, że to ci dobrze zrobi.
Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje, słyszałeś o takim powiedzeniu?
– Słyszałem, ale inne.
– Tak?
– Kto rano wstaje, ten się chuja
wyśpi.
– Tom! – upomniał go, nie
lubił, gdy Tom przeklinał.
– Sorki, nie mogłem się powstrzymać.
– Widziałeś się już z tym
pacjentem, którym masz się zająć? – zapytał podchwytliwie Jorg.
– Jeszcze nie, jutro się z nim
zobaczę. Dziś będę trenował masaże i jakieś tam jeszcze inne pierdoły.
– Pierdoły? Pomoc drugiemu człowiekowi
nazywasz pierdołami?
– Oj tato.
– Wiem, że dasz radę.
– No jasne – odparł.
– No to ja będę uciekał,
zobaczymy się wieczorem, więc życzę ci miłego dnia.
Jorg wstał od stołu i odkładając brudne naczynia do zlewu,
ruszył do wyjścia z kuchni, poklepując po drodze Toma po ramieniu.
– Nawzajem – odparł Tom, oblizując
palce z dżemu.
– I usiądź przy stole, czemu
ty nigdy nie możesz zjeść jak człowiek, tylko zawsze na stojąco? – usłyszał jeszcze
w korytarzu.
– Bo tak lubię – odparł Tom bardziej
do siebie niż do ojca, biorąc gryza kanapki.
Poranne
ćwiczenie nijak się Billowi nie podobały. Derek znowu go wymęczył i ledwo co
przy końcówce nie posłał go do diabła. Miał koszmarnie nudny dzień, totalna
beznadzieja, bo tylko to jedno słowo Billowi ciągle chodziło po głowie.
Przerzucił 137 kanałów w telewizji już chyba z dziesięć razy, nie znajdując
niczego, co by choć na pięć minut odciągnęło jego uwagę od tego bezsensownego leżenia
tu. Wskazówki zegara, który wisiał tuż nad drzwiami, też dziś wybitnie powoli przesuwały
się, nawet matka, która przyszła do niego wydawała się jakaś podenerwowana.
– Poprawić Ci może poduszkę? –
zapytała chyba już czwarty raz w ciągu godziny.
– Nie trzeba, jest mi
wygodnie.
– To może poczytać ci coś?
Spojrzał na nią.
– A chętnie, najlepiej tę bajkę
o psie, który jeździł koleją – odparł ironicznie.
– Ja się pytam poważnie.
– Mamo idź do domu.
– Wyrzucasz mnie?
– Tak, jesteś zmęczona,
siedzisz tu ze mną całymi dniami.
– Nie jestem zmęczona.
– Jesteś. Widzę to, masz
podkrążone oczy i jesteś podenerwowana.
– Nie chcę, żebyś był tu sam.
– Nie jestem tu sam, pełno
ludzi się tu kręci, wchodzą, wychodzą, sama widzisz.
– Ale to obcy ludzie.
– Mamo, proszę cię, jedź do
domu, przyjedziesz do mnie później, dobrze?
Chwilę milczała, ale doskonale wiedziała, że jak tylko wyjdzie
ze szpitala spotka się z Jorgiem, aż ją skręcało z nerwów, jak radzi sobie Tom
i czy wszystko idzie zgodnie z planem.
– No dobrze – odparła, wstając
z fotela. – Będę pod wieczór.
– Dobrze.
– Przywieść ci coś?
– Nie.
– To jadę – ucałowała go
jeszcze na pożegnanie i zostawiła w końcu samego.
Jak tylko drzwi zamknęły się za nią, jakoś odetchnął z
ulgą. Dałby sobie rękę uciąć, że ta nerwowość
matki mu się udzielała. Ale nawet przez myśl mu nie przyszło, że dziś to jego ostatni
dzień, kiedy będzie tu kompletnie sam bez jakiejkolwiek nadziei, że ktoś w
jakikolwiek sposób wypełni pustkę nie tylko w jego sercu, bo na to już nawet nie
liczył, ale chociaż w życiu. Ostatni dzień...
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ty kobieto wiesz ile się nerwów najadłam!!!!!!!!! Już myślałam, że nie wstawisz notki i że, coś ci się stało!!! Wiesz jak odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam, że jest odc.? Mam nadzieję, że wszystko u cb ok i tu zawiodła tylko pamięć, a nie twoje życie :) Uch kamień z serca.
OdpowiedzUsuńNota jak zwykle rewelacyjna. Myślałam, że Tom od razu się wkurzy, ale jak wyobraziłam sobie jego minę to... =) Teraz będzie musiał męczyć się z Billym :D Tom pewnie będzie łaził wnerwiony, albo załapie z nim dobry kontakt chyba, że... Może Tommy jak tylko zobaczy Billy'ego to żuci się na niego jak wygłodniały wilk, nagle zmieni preferencje i go porządnie wyrucha, a później Bill wstanie i pójdzie. Co do Billy'ego to będzie zirytowany osobą Toma. Ech myślałam już że w tym rozdziale się już poznają, ale no cóż... jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. No i domysły XD
DUŻO WENY życzę, Niki #<3<3<3
Azusa:*
PS
Oczywiście scena przez jakieś 50 rozdziałów XXD
PPS
Tak wiem jestem tak troszeczkę zboczona xD
PPPS
UsuńW PS chodzi mi o scenę jak Tommy rucha Billa do nieprzytomności XD
Azu
Wszystko w porządku nic mi nie jest, zawaliłam z wstawianiem, bo koleżanka przyszła do mnie na paznokcie. Sama robota to nie problem bym się wyrobiła, ale chyba same wiecie jak to jest jak wam koleżanka przyjdzie z 2 h zrobiło się prawie 4 bo przecież trzeba było się jeszcze nagadać :)
Usuń:3
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu ale coś czuję, że za bardzo nie będą za sobą przepadać.
Takie dwa charakterki to może być różnie.
UsuńJuż nie mogę się doczekać dalszych wydarzeń :D
OdpowiedzUsuńM.
Blagam niech to nie bedzie tak ze oni sie w sobie zakochaja a potem sie dowiedza ze sa blizniakami i sie rozstana.... Proszeee rozdzial super
OdpowiedzUsuńJak już pisałam na pewno nie powtórzy się schemat, który już raz pisałam w jakimś opowiadaniu, więc... No :)
UsuńA już myślałam, że to w tym rozdziale się spotkają. No, cóż teraz 4 dni do następnego. Jak ja to przetrwam?
OdpowiedzUsuńRozdział boski i już czuję że się pewnie nie polubią od razu znając ich charaktery. Myślę że Tom będzie się jako tako starał być miły, ale Bill na odwrót i Tom będzie tracił cierpliwość 😎
No muszę was trochę pomęczyć, żeby nie było za szybko no nie :)
UsuńPrzeczuwam że Tom nie będzie miał łatwo :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod postem Azusy - też się nieźle wystraszyłam. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuńA odcinek był jak zwykle świetny. Jak inni, już myślałam, że się spotkają, ale nie. Ty lubisz męczyć, haha. :P I w sumie także mam przeczucie, że się sobie nie spodobają, ale kto wie? Ty nas często zaskakujesz.
Pozdrawiam,
An
żyję, żyję, no bo w końcu jest słoneczko i jest ciepło, więc dla mnie właśnie nastał raj na ziem, a zawaliłam ze wstawianiem, bo... pisałam wyżej w odpowiedzi to możesz przeczytać. W każdym razie porażka jak dwie baby się razem spotkają.
UsuńTaka pogoda najlepsza. Ja odkryłam, że pisanie na tarasie poprawia wenę. Jedyny minus to późniejsze przepisywanie, ale cóż.
UsuńSpotkania choć bardzo miłe, potrafią zaburzyć grafik, znam to uczucie. ^^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA myślałam że w tym odcinku juz się poznają no :P. Dozujesz nam przyjemności po trochu :P. Ale w następnym to już chyba się spotkają co? :P
OdpowiedzUsuńKurcze tak czytam i czytam i mi ciągle za mało i za krótko :< mogłabym czytać bez przerwy. :P
Ni, nie jeszcze nie, ale w następnym zapewniam Cię, że już tak :)
UsuńOk. Więc zacznę od tego. Że mój odwyk zaczął się wczesniej niż myślałam. Rozłożyłam się i siedzę w domu i zapowiada się ze nawet do środy, a potem jest wolne, ale nie narzekam bo czas umiały mi twoje opowiadania, niestety dla mnie skończyłam dzisiaj ostatnie. Ale wracając do rzeczy odcinek wspaniały i juz nie mogę doczekać sie kolejnego jak zawszę. Nie mogę doczekać się ich pierwszego spotkania ! Ciekawa jestem jak zareagują na siebie czy chociaż w ich umysłach zakiełkuje myśl że są podobni. No i czy Tom faktycznie przywróci Billowi wiarę w życie. Mam nadzieje ze tak i nie tylko przywróci, ale i nada sens.
OdpowiedzUsuńTakze życzę jeszcze więcej pomysłów i weny i nie katuje cie juz dłużej moimi przemyśleniami (puki co bo do kolejnego odcinka :*)
Do następnego;) <3
~~ Anastazja
Dziękuję bardzo. Na brak pomysłów na szczęście nie narzekam gorzej z wolnym czasem, a teraz gdy zrobiło się tak przyjemnie cieplusio i słonecznie biedzie jeszcze gorzej, bo ja nie będę mogła usiedzieć w domu, no ale jakoś dam radę pisać przynajmniej to co piszę na bieżąco, na ma taryfy ulgowej :)
Usuń