Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

sobota, 21 maja 2016

Odcinek 4





Od wypadku Billa, a właściwie próby samobójczej, o której nikt nie miał zielonego pojęcia, minęło już prawie dwa tygodnie. Dziś kolejny raz lekarz poddał go badaniom, stawiając diagnozę, że przyczyna, dla której nie może się poruszać leży w jego psychice.
Do samego obiadu męczył go jakiś psycholog, który zadawał setki pytań, błądząc po omacku, a właściwie szukając punktu zaczepienia, co mogło spowodować w Billu aż taką blokadę. Wymęczył go tak bardzo, że nie miał siły nawet zjeść obiadu i zwyczajnie zasnął, kiedy matka próbowała go nakarmić.
Simone, znając plan Jorga miała nadzieje, że Tom pomoże mu w odblokowaniu się, chociaż bała się ich reakcji, kiedy dowiedzą się, kim tak naprawdę są dla siebie i że ich spotkanie i poznanie się zostało zaplanowane w najdrobniejszym szczególe. Intuicja matki podpowiadała jej, że powinna powiedzieć Billowi prawdę, zawsze miała z nim dobry kontakt, ale lekarz, który był wtajemniczony w cały plan, stanowczo zabronił, twierdząc, że taka informacja może zaszkodzić im obojgu i lepiej będzie zdać się na los.
Derek, fizjoterapeuta Billa, dziś też był wyjątkowo niedelikatny, a przynajmniej tak się Billowi wydawało, co chwilę krzywił się lub syczał, gdy ten naciągał mu mięśnie i ścięgna. Szczerze mówiąc, miał dzisiejszego dnia serdecznie dość, gdyby tylko wiedział, że do takiej sytuacji się doprowadzi, przemyślałby dziesięć razy to swoje samobójstwo, a już na pewno jego sposób, ale kiedy zobaczył to drzewo przy drodze, był pewny, że nie wyjdzie z tego cało, docisnął nawet pedał gazu do oporu, niemalże podpisując się tym gestem na liście zmarłych, a przeżył i za cholerę nie mógł pojąć, jakim cudem.
– Od jutra będę przychodził przed południem – oznajmił mu Derek, nakrywając go po skończonej rehabilitacji.
– Dlaczego? – zdziwił się Bill, już się przyzwyczaił, że to właśnie po południu go męczył, wolał po południu, nie był taki rozdrażniony i jakoś mniej go wszystko bolało.
– Mam dwóch nowych pacjentów – wyjaśnił.
– Przed obiadem mogę nie być zbyt miły – rzucił Bill.
Derek uśmiechnął się.
– Z głodu?
– Ogólnie. Długo dochodzę do siebie po przebudzeniu.
– Bez obaw, poradzimy sobie, a może właśnie będzie lepiej.
– Wątpię w to – bąknął pod nosem.
– Będzie dobrze – odparł niewzruszony Derek i poklepując Billa po ramieniu, pożegnał się z nim, zostawiając samego.

Toma zaskoczenie po tym, co usłyszał od mecenasa Longa sięgnęło zenitu, patrzył przez chwilę na niego tak wielkimi oczami, jakby zobaczył co najmniej ducha, a nie mężczyznę w średnim wieku.
                – Masz wybór albo odsiedzisz w więzieniu te trzy miesiące, albo trzy miesiące odpracujesz w klinice.
– Jako kto, salowy?
– Terapeuta.
Tom prychnął tylko, szczerze rozbawiony ową propozycją.
– Przecież ja nie mam pojęcia jak się zajmować chorymi.
– Jednym chorym. Jeśli się zgodzisz, zostaniesz przydzielony do jednego pacjenta, którym będziesz się zajmował. Codziennie, oczywiście po przeszkoleniu, będziesz robił mu masaże, nakarmisz go, umyjesz i w ogóle dotrzymasz mu towarzystwa.
– Nie nadaję się do tego – odparł, kręcąc głową.
– Czyli wybierasz więzienie? – zapytał mecenas.
Tom nie był bojaźliwy, ale nie znosił zamkniętych miejsc, nie znosił życia w dyscyplinie i doskonale wiedział jak wygląda życie w więzieniu, nasłuchał się już setki historii od ludzi, którzy za to, czy za tamto odsiedzieli swoje. Zamilkł na chwilę, zastanawiając się jakby to było, gdyby zgodził się na odpracowanie kary w klinice.
– Ile godzin dziennie musiałbym być w tej klinice?
– Osiem.
– Osiem? To jak normalna praca – stwierdził.
– Zgadza się i za ten czas dostaniesz wynagrodzenie.
– Ile?
Mecenas przełożył kilka kartek w teczce i odnajdując odpowiednią, podął ją Tomowi.
– Proszę, tu jest wszystko wyszczególnione.
Tom chwycił ją i zerknął, po czym uśmiechnął się, odkładając kartkę na biurko.
– To jest dniówka?
– Za cały miesiąc. No, chyba że wolisz dostawać co tydzień, to się podzieli, nie ma najmniejszego problemu – wyjaśnił mecenas.
– To chyba jakiś żart.
– Nie, Tom, to nie jest żart, tak zarabiają przeciętni ludzie, a ty na trzy miesiące staniesz się jednym z nich. No, chyba że wolisz więzienie, wybór należy do ciebie.
Tom szczerze nienawidził tego zwrotu mecenasa „no, chyba że” czuł dokładnie, że niby ma wybór, ale tak naprawdę nie miał żadnego, bo każdy mu nie odpowiadał.
– To żaden wybór.
– To ty tak uważasz.
– A co z resztą dnia? Odrobię te osiem godzin i co dalej?
Mecenas ściągnął okulary i odłożył je na biurko.
– Masz wolne. Żyjesz, tak jak chcesz.
– A jakieś wolne?
– Nie. To jest kara, więc przez 90 dni, dzień w dzień musisz tam być.
– O której?
– Od dziesiątej do osiemnastej.
– Dziesiątej? O tej godzinie to ja się dopiero kładę spać.
– Wybór należy do ciebie.
– Do osiemnastej, to ja w ogóle już nic nie będę miał z reszty dnia.
– To jest kara Tom, a nie nagroda.
Tom tylko pokręcił głową. Przez jego umysł przesuwały się setki myśli, a jedna najbardziej uporczywa to jak on się mógł tak wpakować.
– Mogę się nad tym zastanowić?
– Jasne. Masz dziesięć minut, Pójdę zrobić sobie kawę, jak wrócę, chcę znać twoją decyzję.
I tym jakże uroczym akcentem, mecenas Long zakończył swój monolog i wyszedł z gabinetu, zostawiając Toma samego ze swoimi myślami.
Co czuł? Złość! Ojciec mógł to załatwić bez kiwnięcia małym palcem, ale umył ręce, a raczej wybitnie zależało mu na tym, żeby poniósł karę. Tym razem ojciec dotrzymał słowa, ostrzegał go, że jeszcze raz w coś się wplącze, nie pomoże mu i dotrzymał słowa.
Kiedy mecenas Long wszedł z filiżanką kawy do gabinetu, widział po minie Kaulitza, że nie jest zachwycony sytuacją, w jakiej się znalazł. Obiecał jednak Jorgowi załatwić to tak by się zgodził, choć nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo zależało Jorgowi, by Tom poniósł karę i koniecznie znalazł się w tej klinice, ale nie wnikał już, uznał, że Tom musiał mu naprawdę zajść za skórę. Postawił filiżankę na biurku i usiadł, zerkając na Toma.
– No i jak, zastanowiłeś się? – zapytał, kręcąc łyżeczką w filiżance.
– Nie było nad czym.
– Jak to nie?
– Nie. Właściwie nie ma żadnego dobrego wyjścia. Jedno gorsze od drugiego. Nie chcę siedzieć przez trzy miesiące dzień w dzień w szpitalu i przyglądać się jakiemuś schorowanemu człowiekowi i musieć być dla niego wsparciem albo udawać, że wszystko będzie dobrze, gdy zostało mu może kilka dni życia, ale jeszcze gorszym rozwiązaniem byłby nie móc położyć się spać we własnym łóżku i przez trzy miesiące martwić się, czy przeżyję kolejny dzień w tym przeklętym więzieniu.
– Rozumiem, że wybrałeś jednak klinikę – stwierdził mecenas.
– Wybrałem?  – Tom prychnął z ironią. – Tak, wybieram ten cholerny szpital.
– Dobrze, w takim razie tu masz adres kliniki i jutro punkt dziesiąta, stawisz się na recepcji, tam się będziesz meldował codziennie punkt dziesiąta i odmeldowywał punkt osiemnasta. Nie wcześniej, i żadnych spóźnień. Jedno spóźnienie i lądujesz w więzieniu, rozumiemy się?
– Aż nadto.
Tom chwycił kartkę, i spojrzał na adres. Tyle dobrze, że ta klinika od jego domu była oddalona niecałe dziesięć minut drogi autem, więc przynajmniej nie miał daleko.

                 Kolejnego ranka, uwagę Billa przykuł mężczyzna, który stał na korytarzu i przyglądał się mu. Drzwi do jego pokoju były uchylone, bo salowa właśnie umyła podłogę i zostawiła otwarte, by podłoga szybciej wyschła, a ten mężczyzna zbyt natarczywie zerkał, irytując tym Billa. Gdyby tylko wiedział, że to jego rodzony ojciec…
– Jorg, co ty tu robisz? – odezwała się szeptem Simone, zamykając drzwi do pokoju Billa.
– Byłem u profesora, chciałem się upewnić, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
– Denerwuje się – przyznała. – Nie spałam całą noc, mam wątpliwości, może powinniśmy im od razu powiedzieć?
– Nie.
– Dlaczego?
  A jeśli się nie polubią?
– Są braćmi, bliźniakami.
– To wcale nie oznacza, że muszą się polubić.
– Nie wiem, jak ty wychowałaś Billa, ale ja Toma nauczyłem nie osądzać i być tolerancyjnym.
– Za kogo ty mnie masz, Jorg, ja Billa też uczyłam, żeby nikogo nie osądzał po pozorach, ale to, co im zrobiliśmy, to zupełnie co innego. Przez 20 lat nie mieli pojęcia o swoim istnieniu, boję się, że nam tego nigdy nie wybaczą.
– Nie ważne, oby mieli w sobie oparcie.
– Jorg! – jęknęła ze strachem w oczach. Właśnie zrozumiała, że Jorg zakładał najczarniejszy scenariusz, iż chłopcy nigdy im tego nie wybaczą.
– A co jeśli się nie polubią, a do tego nas znienawidzą, obaj wtedy zostaną kompletnie sami.
Na chwilę zapadła cisza. Jorg skupił wzrok na oczach Simone, które nerwowo badały jego twarz.
– Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie.

                Punkt dziesiąta rano Tom stał przy recepcji. Był niewyspany, zmęczony, rozdrażniony, ale punktualny, choć zastanawiał się, jak on wytrzyma tu te osiem godzin.
Jak tylko podpisał się na liście obecności, recepcjonistka kazała mu iść prosto do ordynatora oddziału, dając mu dokładne wskazówki, jak ma tam trafić. Po kilku minutach Tom zapukał do gabinetu, a słysząc zaproszenie, wszedł do środka.
– Dzień dobry – przywitał się, wieszając okulary słoneczne na bluzie pod szyją.
– Dzień dobry – odparł profesor, nie mając pojęcia, kim jest ów młody mężczyzna.
– Nazywam się Tom Kaulitz, miałem tu dzisiaj przyjść – wyjaśnił, widząc na twarzy profesora wymalowane zaskoczenie.
– A, to ty jesteś Tom – uśmiechnął się. – W pierwszej chwili myślałem, że to ktoś z rodziny jakiegoś pacjenta – wyjaśnił swoją zaskoczoną minę. – Siadaj – wskazał gestem ręki na krzesło przy biurku.
Ta sytuacja zdecydowanie Tomowi przypominała schemat, jaki miał okazje przerabiać wczoraj, tyle że w gabinecie mecenasa. – Przepraszam, że ja tak na ty, ale jesteś taki młody, że…
– W porządku, może mi pan mówić po imieniu, tak zresztą będzie chyba prościej, skoro ma się pan tu ze mną męczyć przez trzy miesiące.
Profesor uśmiechnął się kolejny raz, trochę już wiedział o temperamencie Toma, Jorg był tak uprzejmy i napomknął mu to i owo, i właśnie miał okazję przekonać się na własnej skórze, ile było w tym prawdy.
– Cóż, to może powiem ci najpierw, co cię tu czeka, a potem opowiem ci o osobie, którą się zajmiesz.
Tom skinął tylko głową.
– Więc dobrze.  Dziś i jutro, nasz fizjoterapeuta Derek, przeszkoli cię w podstawach masażu rozluźniającego, bo tylko taki będziesz mógł wykonywać.  Do tego, będziesz przez cały dzień przebywał z pacjentem, jako osoba towarzysząca, rozumiesz? To taki czas dla rodziny pacjenta, by mogli w tym czasie pojechać do domu odpocząć, czy też pójść do pracy i nie martwić się, że ich członek rodziny leży w szpitalu kompletnie sam.
Tom tylko wciągnął głębiej powietrze do płuc, ciągle po głowie chodziła mu myśl, że pewnie dostanie się mu pod opiekę jakiś staruch albo starucha, która będzie mu zrzędzić bez przerwy o swojej rodzince, wnukach, którym się nawet nie chce przyjść i posiedzieć z nimi, albo będzie wyzywać na cały świat. Starał się ze wszystkich sił odpędzać myśl, że będzie zmuszony jeszcze kogoś takiego masować, bo ta myśl napawał go wręcz obrzydzeniem, ale marnie mu szło. Nie miał ogólnie nic przeciwko starym ludziom, doskonale zdawał sobie sprawę, że kiedyś będzie taki jak oni, ale zajmowanie się kimś takim z miłości lub powołania to co innego niż z przymusu.
– Oczywiście dojdzie ci jeszcze kilka innych obowiązków, takich jak nakarmienie pacjenta, czy umycie go. Oczywiście to zwykle robią pielęgniarki, ale czasami w jednej chwili kilka osób prosi o pomoc, więc żeby nie leżeli i czekali w nieskończoność aż ktoś się nimi zajmie, tacy właśnie opiekunowie pomagają im.
– Rozumiem – przytaknął, czując, jak coraz bardziej negatywne emocje wzbierają w nim.
– Dostaniesz uniform szpitalny, bo nie możesz tu paradować w swoich ubraniach – spojrzał na buty Toma. – Białe adidasy mogą być, ale żebyś innych nie zakładał, tylko białe obuwie.
Tom tylko skinął głową.
– A ten mój podopieczny to mężczyzna czy kobieta? – zapytał w końcu.
– Mężczyzna, właściwie chłopak w twoim wieku.
Tom po raz pierwszy zawiesił na profesorze swoje spojrzenie dłużej niż na jedną sekundę.
– Ma na imię Bill. Dwa tygodnie temu miał wypadek, nie może się poruszać.
– Jest sparaliżowany?
– Nie. To rodzaj blokady psychicznej, kto wie, może tobie się uda i Bill wyjdzie ze szpitala o własnych siłach.
Toma jedna brew lekko uniosła się i opadła, jakby instynktownie przyjmując wyzwanie. Jednak nawet nie skojarzył Billa z osobą, o której słyszał w telewizji jakiś czas temu. Przez te ostatnie dwa tygodnie skupił się wyłącznie na swoich problemach, a tamta informacja, którą mimo wszystko pamiętał jakoś zeszła na dalszy plan.
– On wie, że będę się nim zajmował?
– Tak. Co prawda nie wie, kto dokładnie będzie się nim zajmował, ale wie, że będzie miał przy sobie taką osobę – wyjaśnił profesor.
Tom skinął głową, pomyślał nawet, że może nie będzie tak źle, przynajmniej będzie to ktoś w jego wieku. Kto wie, może nawet znajdą wspólny język, bo o czym może myśleć chłopak w jego wieku? O panienkach, imprezach lub szybkich samochodach, więc chyba powinien znaleźć z nim jakiś wspólny temat do dyskusji.
– Masz jakieś pytania?
– Na razie nie, ale gdybym miał…
– To w każdej chwili możesz mnie zapytać. No dobrze, to chodź, przedstawię cię Derkowi i poćwiczysz trochę, musisz się przyłożyć Tom, bo Bill nie może się zorientować, że jesteś tu za karę, masz być jak najbardziej profesjonalny.
Ledwo się powstrzymał, żeby nie prychnąć ze śmiechu tym profesjonalizmem. Czuł, że to będzie kompromitacja i to od samego początku. W ogóle czuł, że to jakaś farsa, ale zagryzł zęby i ruszył za profesorem.
Cały dzień Derek męczył Toma, instruując jak ma poprawnie wykonywać masaż i z jaką siłą, i chociaż po dwóch godzinach mięśnie na rękach paliły go ze zmęczenia, nie poskarżył się ani jednym słowem i ani razu nie poprosił o przerwę.
Kiedy wrócił do domu, zjadł tylko obiadokolacje i tuż przed dwudziestą poszedł spać. Był tak zmęczony, że nawet nie słyszał, że jego telefon dzwonił kilka razy, dopiero rano, gdy się przebudził, zerkając nerwowo na komórkę, która godzina zorientował się, że miał kilkanaście nieodebranych połączeń i drugie tyle wiadomości od Alana.
Pierwszy raz od bardzo dawna zwlókł się z łóżka o siódmej rano. Czuł się wyspany, choć to raczej normalne zważywszy, że spał jedenaście godzin, ale totalnie zakręcony, spał za długo. Dopiero długi gorący prysznic postawił go na nogi. Jorg nie krył zdziwienia, gdy tuż przed ósmą rano zobaczył go w kuchni.
– Cześć – rzucił tylko do ojca i podszedł do kredensu, zabierając się za robienie sobie śniadania.
– Cześć – odparł Jorg, uważnie się mu przyglądając – A ty idziesz właśnie spać, czy już wstałeś?
Tom odwrócił się, gromiąc ojca spojrzeniem.
– Wstałem, a bo co?
– Nic, jestem pod wrażeniem.
Tom prychnął.
– Gdybyś mi pomógł, to bym nie musiał wstawać tak rano.
– Myślę, że to ci dobrze zrobi. Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje, słyszałeś o takim powiedzeniu?
– Słyszałem, ale inne.
– Tak?
– Kto rano wstaje, ten się chuja wyśpi.
– Tom! – upomniał go, nie lubił, gdy Tom przeklinał.
– Sorki, nie mogłem się powstrzymać.
– Widziałeś się już z tym pacjentem, którym masz się zająć? – zapytał podchwytliwie Jorg.
– Jeszcze nie, jutro się z nim zobaczę. Dziś będę trenował masaże i jakieś tam jeszcze inne pierdoły.
– Pierdoły? Pomoc drugiemu człowiekowi nazywasz pierdołami?
– Oj tato.
– Wiem, że dasz radę.
– No jasne – odparł.
– No to ja będę uciekał, zobaczymy się wieczorem, więc życzę ci miłego dnia.
Jorg wstał od stołu i odkładając brudne naczynia do zlewu, ruszył do wyjścia z kuchni, poklepując po drodze Toma po ramieniu.
– Nawzajem – odparł Tom, oblizując palce z dżemu.
– I usiądź przy stole, czemu ty nigdy nie możesz zjeść jak człowiek, tylko zawsze na stojąco? – usłyszał jeszcze w korytarzu.
– Bo tak lubię – odparł Tom bardziej do siebie niż do ojca, biorąc gryza kanapki.

                Poranne ćwiczenie nijak się Billowi nie podobały. Derek znowu go wymęczył i ledwo co przy końcówce nie posłał go do diabła. Miał koszmarnie nudny dzień, totalna beznadzieja, bo tylko to jedno słowo Billowi ciągle chodziło po głowie. Przerzucił 137 kanałów w telewizji już chyba z dziesięć razy, nie znajdując niczego, co by choć na pięć minut odciągnęło jego uwagę od tego bezsensownego leżenia tu. Wskazówki zegara, który wisiał tuż nad drzwiami, też dziś wybitnie powoli przesuwały się, nawet matka, która przyszła do niego wydawała się jakaś podenerwowana.
– Poprawić Ci może poduszkę? – zapytała chyba już czwarty raz w ciągu godziny.
– Nie trzeba, jest mi wygodnie.
– To może poczytać ci coś?
Spojrzał na nią.
– A chętnie, najlepiej tę bajkę o psie, który jeździł koleją – odparł ironicznie.
– Ja się pytam poważnie.
– Mamo idź do domu.
– Wyrzucasz mnie?
– Tak, jesteś zmęczona, siedzisz tu ze mną całymi dniami.
– Nie jestem zmęczona.
– Jesteś. Widzę to, masz podkrążone oczy i jesteś podenerwowana.
– Nie chcę, żebyś był tu sam.
– Nie jestem tu sam, pełno ludzi się tu kręci, wchodzą, wychodzą, sama widzisz.
– Ale to obcy ludzie.
– Mamo, proszę cię, jedź do domu, przyjedziesz do mnie później, dobrze?
Chwilę milczała, ale doskonale wiedziała, że jak tylko wyjdzie ze szpitala spotka się z Jorgiem, aż ją skręcało z nerwów, jak radzi sobie Tom i czy wszystko idzie zgodnie z planem.
– No dobrze – odparła, wstając z fotela. – Będę pod wieczór.
– Dobrze.
– Przywieść ci coś?
– Nie.
– To jadę – ucałowała go jeszcze na pożegnanie i zostawiła w końcu samego.
Jak tylko drzwi zamknęły się za nią, jakoś odetchnął z ulgą.  Dałby sobie rękę uciąć, że ta nerwowość matki mu się udzielała. Ale nawet przez myśl mu nie przyszło, że dziś to jego ostatni dzień, kiedy będzie tu kompletnie sam bez jakiejkolwiek nadziei, że ktoś w jakikolwiek sposób wypełni pustkę nie tylko w jego sercu, bo na to już nawet nie liczył, ale chociaż w życiu. Ostatni dzień...


19 komentarzy:

  1. Ty kobieto wiesz ile się nerwów najadłam!!!!!!!!! Już myślałam, że nie wstawisz notki i że, coś ci się stało!!! Wiesz jak odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam, że jest odc.? Mam nadzieję, że wszystko u cb ok i tu zawiodła tylko pamięć, a nie twoje życie :) Uch kamień z serca.
    Nota jak zwykle rewelacyjna. Myślałam, że Tom od razu się wkurzy, ale jak wyobraziłam sobie jego minę to... =) Teraz będzie musiał męczyć się z Billym :D Tom pewnie będzie łaził wnerwiony, albo załapie z nim dobry kontakt chyba, że... Może Tommy jak tylko zobaczy Billy'ego to żuci się na niego jak wygłodniały wilk, nagle zmieni preferencje i go porządnie wyrucha, a później Bill wstanie i pójdzie. Co do Billy'ego to będzie zirytowany osobą Toma. Ech myślałam już że w tym rozdziale się już poznają, ale no cóż... jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. No i domysły XD
    DUŻO WENY życzę, Niki #<3<3<3
    Azusa:*

    PS
    Oczywiście scena przez jakieś 50 rozdziałów XXD
    PPS
    Tak wiem jestem tak troszeczkę zboczona xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PPPS
      W PS chodzi mi o scenę jak Tommy rucha Billa do nieprzytomności XD
      Azu

      Usuń
    2. Wszystko w porządku nic mi nie jest, zawaliłam z wstawianiem, bo koleżanka przyszła do mnie na paznokcie. Sama robota to nie problem bym się wyrobiła, ale chyba same wiecie jak to jest jak wam koleżanka przyjdzie z 2 h zrobiło się prawie 4 bo przecież trzeba było się jeszcze nagadać :)

      Usuń
  2. :3
    Nie wiem czemu ale coś czuję, że za bardzo nie będą za sobą przepadać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać dalszych wydarzeń :D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Blagam niech to nie bedzie tak ze oni sie w sobie zakochaja a potem sie dowiedza ze sa blizniakami i sie rozstana.... Proszeee rozdzial super

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałam na pewno nie powtórzy się schemat, który już raz pisałam w jakimś opowiadaniu, więc... No :)

      Usuń
  5. A już myślałam, że to w tym rozdziale się spotkają. No, cóż teraz 4 dni do następnego. Jak ja to przetrwam?
    Rozdział boski i już czuję że się pewnie nie polubią od razu znając ich charaktery. Myślę że Tom będzie się jako tako starał być miły, ale Bill na odwrót i Tom będzie tracił cierpliwość 😎

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No muszę was trochę pomęczyć, żeby nie było za szybko no nie :)

      Usuń
  6. Przeczuwam że Tom nie będzie miał łatwo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podpisuję się pod postem Azusy - też się nieźle wystraszyłam. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
    A odcinek był jak zwykle świetny. Jak inni, już myślałam, że się spotkają, ale nie. Ty lubisz męczyć, haha. :P I w sumie także mam przeczucie, że się sobie nie spodobają, ale kto wie? Ty nas często zaskakujesz.

    Pozdrawiam,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żyję, żyję, no bo w końcu jest słoneczko i jest ciepło, więc dla mnie właśnie nastał raj na ziem, a zawaliłam ze wstawianiem, bo... pisałam wyżej w odpowiedzi to możesz przeczytać. W każdym razie porażka jak dwie baby się razem spotkają.

      Usuń
    2. Taka pogoda najlepsza. Ja odkryłam, że pisanie na tarasie poprawia wenę. Jedyny minus to późniejsze przepisywanie, ale cóż.
      Spotkania choć bardzo miłe, potrafią zaburzyć grafik, znam to uczucie. ^^

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. A myślałam że w tym odcinku juz się poznają no :P. Dozujesz nam przyjemności po trochu :P. Ale w następnym to już chyba się spotkają co? :P
    Kurcze tak czytam i czytam i mi ciągle za mało i za krótko :< mogłabym czytać bez przerwy. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ni, nie jeszcze nie, ale w następnym zapewniam Cię, że już tak :)

      Usuń
  9. Ok. Więc zacznę od tego. Że mój odwyk zaczął się wczesniej niż myślałam. Rozłożyłam się i siedzę w domu i zapowiada się ze nawet do środy, a potem jest wolne, ale nie narzekam bo czas umiały mi twoje opowiadania, niestety dla mnie skończyłam dzisiaj ostatnie. Ale wracając do rzeczy odcinek wspaniały i juz nie mogę doczekać sie kolejnego jak zawszę. Nie mogę doczekać się ich pierwszego spotkania ! Ciekawa jestem jak zareagują na siebie czy chociaż w ich umysłach zakiełkuje myśl że są podobni. No i czy Tom faktycznie przywróci Billowi wiarę w życie. Mam nadzieje ze tak i nie tylko przywróci, ale i nada sens.
    Takze życzę jeszcze więcej pomysłów i weny i nie katuje cie juz dłużej moimi przemyśleniami (puki co bo do kolejnego odcinka :*)
    Do następnego;) <3
    ~~ Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Na brak pomysłów na szczęście nie narzekam gorzej z wolnym czasem, a teraz gdy zrobiło się tak przyjemnie cieplusio i słonecznie biedzie jeszcze gorzej, bo ja nie będę mogła usiedzieć w domu, no ale jakoś dam radę pisać przynajmniej to co piszę na bieżąco, na ma taryfy ulgowej :)

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*