Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
poniedziałek, 20 czerwca 2016
21:00
Witajcie kochani
Ostatnio cierpiałam na chroniczny brak czasu, za co muszę
was bardzo przeprosić, zwłaszcza tych, którym nawet nie komentuję blogów,
wybaczcie, ale wiedzcie, że czytam na bieżąco.
Myślę jednak, że dziś wam trochę wynagrodzę to, że ostatnio
odcinki nie powalały długością, choć pewnie na końcu i tak zapałacie chcą mordu
na mojej osobie, ale ja się po prostu nie umiałam powstrzymać, żeby nie skończyć
w takim momencie.
Ps. Tylko nie myślcie, że po tym zdarzeniu obaj nagle
wyznają sobie miłość.
Wasza Niki.
Odcinek 10
Zanim dojechał do domu, było już grubo po pierwszej w
nocy i padał deszcz. Niebo zasnuło się chmurami i zapowiadało się, że cały
kolejny dzień będzie wyglądał tak samo.
Pomimo zmęczenia, nie mógł długo zasnąć, a kiedy w końcu mu
się to udało, obudził go budzik.
Z ledwością zwlókł się z łóżka. Tak jak sądził, za oknem wciąż
padało, było ponuro i po zerknięciu na termometr za oknem wiedział już, że jest
dość chłodno.
Ojca jak zwykle nie zastał już w domu. Nalał sobie do
kubka kawy i zaczął grzebać w lodówce, zastanawiając się, co zrobić sobie na
śniadanie.
Gdy dojechał do kliniki, musiał biec przez cały parking,
żeby jak najmniej zmoknąć. Z uwagi na kiepską pogodę wszystkie miejsca
parkingowe najbliżej wejścia były dziś oblegane, a on nigdy nie zawracał sobie
głowy czymś takim jak parasol. Wbiegł do budynku, ściągając z głowy kaptur i
napotkał na pogodny uśmiech recepcjonistki, który poprawił mu nieco nastrój,
ale tylko chwilowo, bo jak tylko podpisał się na liście obecności i wszedł na piętro
do pokoju lekarskiego przebrać się, dobry humor go opuścił.
– Będziesz miał dzisiaj ciężko
– odezwała się Margaret.
– A co się stało?
– Bill ma kiepski nastrój. To
pewnie przez tę pogodę.
– Nie on jeden – skomentował Tom,
zawiązując w spodniach sznurek. – Szkoda, bo liczyłem na to, że mi poprawi
nastrój.
Margaret przekrzywiła tylko głowę i wstała z kanapy, zbierając
dokumenty, które właśnie skończyła sortować.
– Na twoim miejscu uzbroiłabym
się dzisiaj w mega cierpliwość. Bądź wyrozumiały dla niego.
– Postaram się – odparł
krótko. – Margaret?
– Tak?
– Mogę cię o coś zapytać?
– Słucham.
– Co wiesz o wypadku Billa?
– Dlaczego o to pytasz? Bill
ci nie mówił?
– Nie pytałem. Wiesz, nie chcę
mu tego przypominać. Pewnie woli o tym zapomnieć i…
Margaret zamyśliła się na moment, pamiętała tamten wieczór
dość dobrze, miała wtedy dyżur, a z uwagi na to, że Bill był synem prezesa
koncernu Mercedes, mnóstwo dziennikarzy się zjechało, chcąc się dowiedzieć
czegoś więcej o tym wypadku.
– Wiem tylko tyle, co jest w
kartotece. Przywieźli go późnym wieczorem. Jego samochód wpadł w poślizg i
uderzył w drzewo. Miał naprawdę szczęście, że przeżył.
– W poślizg? Tego dnia
przecież nie padało? Był pod wpływem alkoholu?
– Tego nie wiem, Tom. Takie informacje
wie tylko ordynator i policja. Jeśli chcesz znać szczegóły, zapytaj ordynatora
albo Billa.
– Nie. Billa na pewno nie będę
o to pytał.
Nagle na tablicy wywołującej zapaliło się światło, numer
pokoju, w którym leżał Bill.
– O! O wilku mowa – powiedziała
Margaret, odkładając dokumenty na biurko.
– Zostań, ja pójdę.
– Na pewno?
– Tak.
Zakładając pospiesznie górę uniformu szpitalnego, ruszył
do pokoju Billa. Jak tylko otworzył drzwi, zauważył jego podirytowanie.
– Jestem, już jestem, po co robisz
tyle larma?
– Wyłącz to gówno!
– A, co się stało?
– Nie wiem, pewnie bateria się
wyczerpała i nie działa. Wyłącz to!
Tom chwycił pilota i już miał wyłączyć telewizor, gdy
jego uwagę przykuła wypowiedź dziennikarza.
Parę tygodni temu
na tym właśnie odcinku drogi syn Gordona Trumpera, prezesa koncerny Mercedes
uderzył w drzewo.
– Wyłącz to! – powtórzył
podenerwowany Bill, nie chciał, by Tom tego słuchał.
– Zaczekaj.
Tom jednak, zamiast wyłączyć podgłosił jeszcze bardziej.
– Jak pan uważa, jako ekspert, czy nowa technologia zastosowana w tym
modelu samochodu uratowała mu życie?
– Tak, panie redaktorze. Myślę, że dzięki temu chłopak przeżył wypadek
i cieszy się dobrym zdrowiem.
Bill prychnął, na co Tom spojrzał na niego.
– Wyłączysz te bzdury w końcu?
Tom wyłączył, odkładając pilota na stół.
– Co się tak wściekłeś?
– Też byś się wściekł, gdybyś
chciał umrzeć, a nie wyszłoby ci. Do tego wszyscy trąbiliby o tym, jak o
nieszczęśliwym wypadku, a to nie był nieszczęśliwy wypadek!
– O czym ty mówisz?
– O tym, że żałuję, że mi się nie
udało, bo naprawdę dołożyłem wszelkich starań, bym po zderzeniu z tym drzewem
nigdy więcej nie musiał oglądać tego świata.
Tom zaniemówił. Spodziewał się usłyszeć wszystko, ale nie
to, że Bill wjechał na to drzewo celowo.
W pierwszej chwili pomyślał nawet, że źle go zrozumiał i pociągnął
temat dalej.
– Nie trzeba było tyle pić, jeśli
zamierzałeś prowadzić.
– Nie byłem pijany, bo raczej
po lampce wina, jaką zdążyłem wypić, nie mogłem być. I przysięgam, że kiedy w
końcu wyjdę stąd o własnych siłach, dokończę to, co nie udało mi się na tym jebanym
drzewie, ale tym razem wszystko dokładnie przemyślę, nie chcę kolejny raz
wylądować w szpitalu i męczyć się tak jak w tej chwili.
Między nimi zapanowała cisza, obaj mierzyli się wzrokiem.
Tom dosłownie zesztywniał. Już wiedział, że dobrze go zrozumiał, ale nie spodziewał
się, że dowie się o planach Billa; co zrobi, jak tylko uda mu się w końcu
odzyskać kontrolę nad własnym ciałem.
– Mam nadzieję, że to był
tylko żart, zresztą bardzo drętwy.
– Nie żartuję, a teraz jak już
wszystko wiesz, wyjdź.
– Słucham?
– Chcę zostać sam. Mam już
dosyć oglądania twojego ryja. Nie chciałem, żebyś tego słuchał.
– Jakie to ma znaczenie? Tu,
czy gdzie indziej i tak mogłem to usłyszeć. Czemu tak cię to zdenerwowało?
– Bo teraz patrzysz na mnie
jak na ofiarę losu. Nienawidzę tego! Wiedziałem, że moje auto ma zbyt wiele zabezpieczeń,
że mogę wyjść z tego cało, ale jadąc 170km/h miałem nadzieję, że mi się uda, a
nie dość, że żyję, to muszę jeszcze męczyć się z tobą.
– Bill… – wydusił Tom, poczuł
się cholernie głupio. Widział, że Bill jest rozżalony i rozdrażniony, i pojęcia
nie miał jak się zachować w takiej sytuacji.
– Wypierdalaj! Nie chcę cię
tu, słyszysz? Wynocha!
– Posłuchaj… – zaczął bardzo łagodnie. Postanowił działać
instynktownie, choć brał pod uwagę, że zamiast polepszyć może jeszcze bardziej pogorszyć
sytuację. – Nigdy nie uważałem, że jesteś ofiarą losu. Jeśli kiedykolwiek dałem
ci to odczuć czy nawet coś chlapnąłem, to nie powiedziałem tego celowo.
– To już bez znaczenia. Czas
zakończyć tę farsę, Tom – odparł, na co Tom zmarszczył brwi, nie spodziewał się,
że Bill nawet kompletnie sparaliżowany może zadawać tak bolesne ciosy i wcale
nie musiał używać do tego pięści. – Obaj dobrze wiemy, że jesteś tu za karę.
Billowi w tym momencie puściły nerwy, miał już gdzieś tajemnicę, którą tak skrzętnie
udawało mu się ukrywać przez ostatnie tygodnie. Miał dziś naprawdę zły dzień,
prawie taki sam zły jak wtedy, gdy zdecydował się zabić. Przez jakiś czas sądził,
że może się zaprzyjaźnić z Tomem, ale zrozumiał, że Tom jest zbyt dociekliwy,
że tak naprawdę nigdy nie zrozumie tego, co czuł w tamtym momencie, że to
wszystko nie ma sensu, bo skończy się to tak jak zwykle.
– O czym ty mówisz?
Tom doskonale zrozumiał, co powiedział Bill, ale próbował
jeszcze udawać, mając nadzieję, że to tylko jego wyobraźnia.
– O tym, że miałeś wybór,
przesiedzieć za karę trzy miesiące w więzieniu albo te trzy miesiące kary
odpracować w klinice.
– Skąd to wiesz?
– Od początku wszystko wiedziałem.
Od pierwszego dnia, kiedy wszedłeś tymi drzwiami – mówiąc to, patrzył Tomowi
hardo w oczy, czuł się choć przez ten moment górą. Widział, jak na policzkach
Toma pojawiają się czerwone plamy, zaskoczył go i o to mu właśnie chodziło. – Zgodziłem
się na tę maskaradę, bo mnie to bawiło, ale mam już dosyć. Obaj mamy się już
dosyć.
– Ja wcale… – zaczął bronić
się Tom i jeszcze w życiu nie czuł się taki bezradny, Bill go kompletnie
zaskoczył.
– Ale ja mam cię już dosyć,
okej? Ktoś taki jak ty, nie ma prawa mnie osądzać, rozumiesz? Spójrz najpierw
na siebie zanim zaczniesz komuś wytykać jego błędy. A teraz wyjdź i nigdy
więcej nie pokazuj mi się na oczy.
Tom spuścił wzrok na podłogę i wyszedł, zamykając za sobą
drzwi. Jednak nie odszedł daleko, tylko usiadł na krześle stojącym pod pokojem
Billa, pogrążając się we własnych myślach. Wciąż dźwięczały mu w uszach słowa
Billa, że dokończy to, co mu nie wyszło, te słowa go przeraziły, nie ruszyło go
nawet to, że Bill wiedział, dlaczego tu jest, bardziej przejął się obietnicą,
którą złożył. Poznał go już na tyle, że wiedział, iż dotrzyma słowa i zrobi to!
Jak tylko uda mu się odzyskać władzę nad własnym ciałem, zrobi to na pewno, a
on będzie musiał żyć z tym, że o wszystkim wiedział i nie potrafił temu
zapobiec.
Po
tym, jak Tom wyszedł, Bill się rozpłakał. Przez chwilę sądził, że w trakcie
rozmowy Tom podejdzie, podniesie go i mocno do siebie przytuli, każąc mu się
zwyczajnie zamknąć, ale pomylił się. Ta myśl też mu uświadomiła, że nie
traktuje Toma jak kolegę, że Tom zaczyna go pociągać, chyba w nieco inny sposób
niż powinien. Nigdy przedtem nawet nie pomyślał, że może pociągać go inny mężczyzna,
ale Tom… Tom był inny, miał wszystkie te cechy, które mu się podobały, choć
zwykle mówił, że nienawidzi ich w drugiej osobie. Dziękował Bogu, że w
przypływie złości nie powiedział mu jeszcze o tym, że dziwnie zaczyna na niego reagować.
Miał nadzieję, że zdusi tę dziwną myśl i uczucie w zarodku, a Tom nigdy więcej tu
nie przyjdzie. Jednak im dłużej o tym myślał, tym mocniej płakał, przeklinając
za to samego siebie.
Tom
w tym samym czasie pogrążony był we własnych myślach. Za ścianą pokoju, pod
którym siedział, była osoba, którą jak na ironię zaczął lubić. Zawsze sądził,
że Alan to idealny przyjaciel, on jedyny rozumiał jego czasem drętwe żarty i
nigdy się nie obrażał, nawet gdy wyzwał go od debili, i Bill wydawał się być
taki sam, choć nie, Bill był lepszy, bo potrafił się odgryźć, czego zwykle Alan
nie robił. Zastanawiał się, co trzeba przejść w życiu, żeby chcieć umrzeć? Przecież
mimo wszystko życie jest piękne. Owszem, czasami sam miał wszystkiego dosyć, wszystkiego,
ale nie życia, więc co takiego wydarzyło się w życiu Billa, że postanowił je
zakończyć? Najwyraźniej nikt nie miał o tym pojęcia. Dla wszystkich to był
tylko nieszczęśliwy wypadek, a on miał okazję poznać brutalną prawdę, z którą
nie wiedział, co zrobić.
– Tom? – zaczepiła go Margaret.
Kaulitz podniósł głowę, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem. – Wszystko w
porządku?
– Tak – odparł.
– Nie idziesz do Billa?
– Już byłem. Odpoczywa. Nie chcę
mu przeszkadzać – skłamał. Nawet jeśli Bill wyrzucił go z pokoju, to nie mógł
tak po prostu przebrać się i wyjść ze szpitala, mając jego i wszystko inne gdzieś.
Gdyby wyszedł stąd przed wyznaczoną godziną, jutro rano stałby w kolejce po śniadanie
w więziennej stołówce, a tego bał się chyba najbardziej.
– Na pewno dobrze się czujesz?
– zapytała pielęgniarka, kładąc mu rękę na ramieniu. – Strasznie blady jesteś.
– Tak. To przez to oświetlenie.
Nic mi nie jest, naprawdę.
– Chodź ze mną do dyżurki,
napijesz się kawy, paskudna dziś pogoda – zaproponowała, a Tom chętnie przystał
na jej propozycję. Przed nim jeszcze przynajmniej siedem godzin do końca
dniówki, nie miał zamiaru siedzieć przez ten cały czas na krześle pod salą.
Kiedy postawiła mu kubek gorącej kawy, niemalże od razu
do niego dopadł, robiąc kilka łyków gorącego napoju.
– Może chcesz więcej cukru? – zapytała.
– Nie, jest w sam raz.
– Masz tu jeszcze ciasto.
– Nie trzeba, dziękuję. Kawa
mi w zupełności wystarczy.
– Jedz. Przecież widzę, że coś
cię dręczy, a puste kalorie to najlepsze lekarstwo na wszystkie problemy.
– Obawiam się, że nawet jakbym
zjadł całą blachę tego ciasta, to i tak niewiele mi to pomoże.
Usiadła naprzeciwko niego, podając mu widelczyk do
ciasta.
– Chodzi o Billa, tak?
Łypnął na nią tylko przelotnie wzrokiem i skupił uwagę na
torturowaniu ciasta widelcem.
– Nie martw się, on będzie chodził,
to tylko kwestia czasu. Słyszałeś przecież, co powiedział ordynator, teraz
chodzenie to tylko problem w jego głowie, ale dzięki tobie zacznie chodzić.
– Nie sądzę. Ja na pewno mu w
tym nie pomogę.
– Skąd to przekonanie? Nawet
nie wiesz, jak on cię wyczekuje.
– No właśnie o to chodzi.
Zamilkła, orientując się, w czym rzecz.
– Wydawało mi się, że go
lubisz.
– Bo lubię.
– No to, w czym problem?
– Czy mogę prosić o zmianę
podopiecznego?
– Obawiam się, że nie.
– Dlaczego? Przecież to bez
znaczenia, kim się będę zajmował. Wystarczy, żebym tu tylko codziennie
przychodził, aż skończy się moja kara.
– Nie, ponieważ Bill nie chce
żadnej zmiany.
– Po dzisiejszym dniu na pewno
zechce.
– Pokłóciliście się?
– Sam nie wiem. Chyba wsadziłem
nos w nieswoje sprawy i przerosło mnie to, czego się dowiedziałem.
– A co na to Bill?
– Wyrzucił mnie z pokoju.
Uśmiechnęła się, na co Tom aż uniósł brwi. Nie rozumiał,
co w tym, że został wyrzucony z pokoju, było śmiesznego.
– Do jutra mu przejdzie – powiedziała,
dokładając mu drugi kawałek ciasta.
– Nie, dziękuję, więcej już nie
zjem.
– Jedz, przecież widzę, że ci
smakuje. Jemu też zaniosę, od razu
poprawi mu się nastrój.
– Wątpię w to – mruknął pod
nosem.
– Jak skończysz, dam ci jakieś
zajęcie, żebyś nie siedział tak bezczynnie pod tym pokojem i nie myślał, bo naprawdę
nie ma nad czym.
Jak tylko Tom zajął się wyznaczonym mu zadaniem, Margaret
poszła do Billa. Znała mniej więcej sprawę ze strony Toma, nie wnikała co
prawda w szczegóły i nie wiedziała, o co poszło, ale widziała, że Toma
strasznie to gnębi, a skoro Bill tak bardzo polubił Toma i wyczekiwał, kiedy
wreszcie przyjdzie, musiała się dowiedzieć, jak sytuacja wygląda z perspektywy tego
drugiego.
Jak tylko weszła do pokoju Billa, spojrzał na nią, po
czym wrócił do oglądania meczu w telewizji.
– Przyszłam sprawdzić, czy
niczego nie potrzebujesz?
– Nie, dziękuję.
Podeszła do łóżka i poprawiła mu poduszkę.
– Może podnieść ci wyżej
oparcie?
– Nie, tak mi jest wygodnie.
– Chcesz się napić?
– Poproszę.
Przysunęła mu kubek ze słomką do ust, zauważając ślady
łez na jego policzkach.
– Tom poszedł do domu? – zapytał
w końcu.
– Nie. Siedział bezczynnie pod
twoim pokojem, więc dałam mu zajęcie i układa w dyżurce materiały opatrunkowe.
– Aha.
– Mam go zawołać?
– Nie.
– Wiesz, że on nie może wyjść
do domu przed szóstą? Inaczej kolejny dzień spędzi w więzieniu.
– Tak, wiem.
– Jeśli się pokłóciliście, to może
warto teraz, jak już obaj ochłonęliście, spokojnie porozmawiać?
– Nie ma już o czym rozmawiać.
Tom poznał prawdę i już nigdy nie będzie tak jak było, zanim się dowiedział.
– Wcale nie wyglądał, jakby
poznanie tej prawdy mu przeszkadzało.
– A jak wyglądał?
– Jakby coś go gnębiło. On cię
bardzo lubi, Bill.
– Niepotrzebnie grzebał w moim
życiu. Było dobrze, tak jak było.
– Może właśnie po to ma się
przyjaciół, żeby z tobą byli nawet wtedy, gdy znają bolesną prawdę o twojej przeszłości.
– Problem w tym, że ja wcale nie
szukam w Tomie przyjaciela.
Margaret przestała na chwilę układać na szafce rzeczy i spojrzała
na Billa.
– Myślałam, że…
– Chyba się w nim zakochałem –
powiedział bez ogródek, jakby było mu już obojętne, za kogo będą go uważać. Jakby
liczył na to, że teraz cała reszta, które jeszcze o tym nie wie, będzie go gnębić,
a on znajdzie sposób, by w końcu dokończyć to, co nie udało mu się zrobić w
chwili zderzenia z drzewem.
– Chyba?
– Tak, chyba, bo nigdy
wcześniej nie czułem tego do mężczyzny, więc to chyba miłość – wyjaśnił dość
pokrętnie.
– On o tym wie?
– Na pewno się domyśla, nie
jest głupi.
– I o to się pokłóciliście?
– Nie. Ale skoro tak
zareagował na to, co się o mnie dowiedział, to nawet nie mam co liczyć, że
zostaniemy choćby kumplami.
– Chyba zbyt pochopnie wyciągasz
wnioski, Bill.
– Znam ten schemat do
znudzenia, nie trudno się domyślić, jak się to wszystko dalej potoczy. Zresztą
Tom jest hetero, więc nie ma o czym nawet dyskutować.
– Może to, że Tom się tak zdenerwował,
oznacza, że to nie będzie tak jak w twoim schemacie.
– Tom zareagował właśnie
według tego schematu.
Margaret zamilkła, odniosła wrażenie, rozmawiając z Tomem,
że jemu jest przykro, a nie, że jest na Billa o coś zły.
– Margaret?
– Tak?
– Czy gdybym zaświadczył, że
Tom sprawuje się bez zarzutów, zwolniliby go z reszty kary?
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo to sąd ustalił takie
warunki i Tom musi odpracować tu 90 dni, bez względu na to, czy będzie twoim,
czy kogoś innego rehabilitantem.
Bill głęboko westchnął.
– Więc jak, mam go przysłać do
ciebie?
– Nie. Dzisiaj nie.
– Na pewno? Takie sprawy lepiej
wyjaśniać od razu, po co macie się męczyć do jutra?
– Na pewno.
– Jak chcesz. Zajrzę do ciebie
później. Pójdę teraz sprawdzić jak radzi sobie Tom i muszę przygotować leki dla
wszystkich pacjentów. Gdybyś jednak zmienił zdanie, to…
– Dam znać.
Wyszła, zostawiając Billa samego. Już znała całą historię,
chociaż nie ze szczegółami. Uśmiechnęła się, gdy przypominając sobie o wyznaniu
Billa. Jakoś czuła, że i Bill nie jest Tomowi obojętny, tyle że ten
najwyraźniej jeszcze sobie z tego nie zdawał sprawę. Kiedy weszła do dyżurki,
Tom w skupieniu rozpakowywał z kartonów opatrunki i notował wszystko na kartce
tak, jak mu kazała, a następnie układał je równo do wyznaczonych na nie
przegródek w szafkach.
– Jak ci idzie?
– W porządku. Prawie
skończyłem.
– Tak szybko?
– Długo cię nie było. Jak on
się czuje? – zapytał wprost.
– Ogląda mecz.
– Mecz?
– Tak.
Tom doskonale wiedział, że Billa nie specjalnie interesuję
tego typu sport.
– Powiedział ci coś? Pytał o
mnie?
– Tak. Pytał, czy poszedłeś
już do domu.
Tom prychnął.
– I co mu powiedziałaś?
– Że nie.
– Chciał, żebym przyszedł?
– Nie.
– Super – rzucił z ironią.
– Ale jutro jak przyjdziesz,
idziesz prosto do niego.
– On tak powiedział? – spojrzał
na Margaret z nadzieją.
– Ja tak mówię.
– To lepiej, żebyś miała jutro
coś do układania, bo inaczej dupa mi przyrośnie do tego krzesła pod jego pokojem.
Margaret się uśmiechnęła i pogładziła Toma po ramieniu.
– Lubisz Billa, co?
– Chyba tak. Nie wiem. Wkurza
mnie, a jednocześnie… To takie dziwne… jakbyśmy się uzupełniali, rozumiesz?
– Nie.
Tom westchnął.
– Ja też nie, ale tak jest.
– Może to, co czujesz, to już
nie jest przyjaźń? – zasugerowała delikatnie.
– A co?
– Na przykład braterska więź.
– Ja nie mam rodzeństwa,
jestem jedynakiem.
– To nie wiem. Spróbuj z nim jutro
porozmawiać. Obaj ochłoniecie, myślę, że to dobry pomysł.
– Dzięki za radę.
– Będzie dobrze, zobaczysz.
Tom tylko westchnął.
– Masz coś jeszcze do
składania? – zapytał.
– Nie, ale mam stertę papierów,
które trzeba wklepać do komputera.
– Gdzie je masz?
Po
wyjściu z kliniki Tom miał wisielczy humor. Na dworze cały czas padało i jedyne,
o czym teraz marzył to wyrwanie się gdzieś.
Wsiadł do samochodu i wybrał połączenie do Alana, który
chętnie przystał na propozycje Kaulitza i po niecałej godzinie spotkali się w klubie,
w którym dość często bywali.
Kilka drinków później Toma świat stracił wyraźnie na
ostrości i zaczął nieco uciekać na prawą stronę, to był znak, że wypije jeszcze
jednego drinka i będą musieli go stąd wynieść, bo nie zrobi sam ani jednego
kroku. Alan wyrwał jakąś panienkę i stracił się z klubu dobre pół godziny
wcześniej, a Tom, nie mogąc się do niego dodzwonić, stwierdził, że chyba najwyższa
pora wracać do domu. Miał tu przyjechać tylko na jedno małe piwko, a uchlał się
jak świnia. Wyszedł z klubu, podpierając się kilka razy o ścianę dla zachowania
równowagi i docierając do swojego auta, za cholerę nie mógł znaleźć kluczyków. Choć
pijąc, miał nadzieję, że zapomni o rozmowie z Billem, ciągle miał w głowie to,
że zrobił mu wyrzut, że wsiadł do auta po pijanemu, a sam miał zamiar zrobić
dokładnie to samo, ale po przeszukaniu wszystkich kieszeni, stojąc w rzęsistym
deszczu, klnąc jak szewc, machnął tylko ręką na auto i ruszył do domu na piechotę,
mając nadzieję, że uda mu się gdzieś po drodze złapać jakąś taksówkę.
Sam nie wiedział, dlaczego zamiast skręcić na skrzyżowaniu
w stronę domu, który miał niecałe pięćset metrów dalej, szedł cały czas przed siebie,
a szedł już chyba z godzinę, czując, że wszystkie ubrania przemokły mu do ostatniej
suchej nitki, a w butach chlupała mu woda, jakby brodził w kałuży. Kiedy zorientował
się, że stoi na szpitalnym parkingu, zadarł głowę do góry, zerkając w okno
pokoju, w którym był Bill. Było ciemno, tak jak w innych oknach pokoi tego
szpitala, ale to go wcale nie powstrzymało. Wszedł do budynku i choć nie
powinno go tu teraz być, to widziany przez ochronę, jak i dyżurującą pielęgniarkę
w recepcji, nie został zatrzymany, więc ruszył na piętro wiedziony jakimś dziwnym
instynktem.
Kiedy wszedł do pokoju, zamknął cicho za sobą drzwi i podszedł
do łóżka, przyglądając się śpiącemu Billowi. Ale ten wcale nie spał. Jak tylko usłyszał,
że ktoś wszedł do pokoju, uchylił lekko powieki, obserwując gościa. Zdziwił się
jednak, rozpoznając, kto mu się z takim zainteresowaniem przygląda.
– Tom? – odezwał się pierwszy,
widząc, że Kaulitz stoi i przygląda mu się, jakby był w amoku.
– Nie lubię cię – zaczął – A
mimo to jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie. Chyba – dodał – Powiem nawet więcej,
że cię nienawidzę i czasami mam ochotę zrobić ci krzywdę, a jednak byłeś jedyną
osobą, o której pomyślałem, nie mając gdzie się dzisiaj podziać, a raczej, nie
chcąc się ojcu pokazywać w takim stanie.
– Jesteś pijany – stwierdził
Bill.
– Pijany? Mało powiedziane. Zalałem
się w trupa i pewnie rano będę rzygał i nie będzie ze mnie żadnego pożytku.
Generalnie rzecz biorąc, nawet jak jestem trzeźwy, nie ma ze mnie żadnego
pożytku, ale… – urwał, zapominając, co chciał powiedzieć, ale dla Billa to nie
było istotne. Liczyło się tylko to, że tu był, że przyszedł właśnie do niego.
– Prowadziłeś w takim stanie samochód?
– Nie. Chciałem, ale nie
mogłem znaleźć kluczyków. Pewnie je zgubiłem. Szedłem tu na piechotę. Długo,
bardzo długo.
– W taką ulewę?
Tom wzruszył bezradnie ramionami.
– Ściągaj te mokre ciuchy i
połóż się koło mnie.
– Prześpię się na kanapie,
jeśli pozwolisz.
– Jest ciasna i niewygodna, a
ty jesteś przemarznięty i potrzebujesz ciepła oraz bliskości drugiej osoby.
Tom się uśmiechnął, choć sam do końca nie wiedział
dlaczego. Ściągając niezdarnie bluzę przez głowę, zamiast odpiąć zamek, rzucił
ją na kanapę i zatoczył się, przytrzymując się w ostatniej chwili ramy łóżka, ratując
się przed upadkiem.
– Chcesz się mną zaopiekować?
– wymamrotał strasznie nieskładnie, ale Bill go rozumiał.
– Tak.
Tym razem wyraźnie dało się usłyszeć, że Tom się zaśmiał.
– Jak? Przecież ty się nie
ruszasz.
– Będę czuwał, a tobie do
wypoczynku potrzebny jest spokój i ciepło, więc myślę, że nadaję się do tej
roli idealnie. Nie będę ci przeszkadzał, nawet nie drgnę, a przy okazji cię ogrzeję.
Było zbyt ciemno, by Bill mógł się dokładnie przyjrzeć
umięśnionej sylwetce Toma. Przeklinał w duszy, że jeszcze pół godziny temu poprosił
Margaret, by zgasiła lampkę przy łóżku, ona w zupełności by mu teraz
wystarczyła, by nasycić oczy Boskim ciałem Toma, ale tym razem musiał obejść
się smakiem i nacieszyć oczy tylko zarysem jego sylwetki.
Tom z kolei był zbyt pijany, by nawet pomyśleć, jak
dwuznacznie będzie wyglądało, jeśli ktoś zastanie ich razem w łóżku. I kompletnie
o tym nie myśląc, przystał na propozycję Trumpera. Być może było mu zimniej,
bardziej niż sądził. Zrzucił spodnie przy łóżku i jedynie w samych slipkach wpakował
się na łóżko do Billa, nakrywając się kołdrą i przysuwając się jak najbliżej
niego.
Bill aż zagryzł dolną wargę, czując, jaki Tom jest wychłodzony.
Poczuł się przez moment, gdy udo Toma dotknęło jego uda, jakby ktoś położył
koło niego bryłę lodu.
– Boże – jęknął, będąc
przerażony, w jakim stanie Tom tu dotarł. – Przemarzłeś do kości. Obejmij mnie
– odezwał się, wzbudzając w Tomie zdziwienie.
– Po co?
– Bo ja nie mogę tego zrobić,
a tobie potrzebne jest ciepło.
– Nic mi nie jest.
– Po prostu zrób to!
Tym razem rozkazał stanowczo. Tom podniósł głowę, spoglądając
na Billa, coś mu tu nie pasowało.
– Przyszedłeś tu do mnie nie bez
przyczyny. Chcę ci się odwdzięczyć, że mimo wszystko nadal przychodzisz tu,
choć mnie nienawidzisz.
Tom nie skomentował tego, objął Billa w pasie, wtulając policzek
w jego klatkę piersiową. Był tak zziębnięty, że przez chwilę miał wrażenie, że Bill
ma gorączkę, ale po paru minutach, gdy poczuł, że jego dłonie robią się ciepłe,
a oczy coraz ciężej jest mu utrzymać otwarte, odezwał się półgłosem, zanim zasnął.
– To nie prawda, że cię
nienawidzę.
– Wiem – wyszeptał Bill.
– Lubię cię i to bardziej niż
myślisz.
Jak dwuznacznie brzmiało to wyznanie, wiedział tylko sam
Bill, ale już dawno zauważył, właściwie poczuł, że Tom traktuje go inaczej niż
na początku. Dogryza mu na każdym kroku. Mówi mu, jak bardzo ma go dosyć, a mimo
to cały czas poprawia mu poduszkę. Zostaje z nim w szpitalu dłużej, niż musi. Często
przyjeżdża wcześniej, niż powinien i zajmuje się nim z jakąś troską, tak jakby chciał
tym przekazać mu coś więcej.
A ta wymiana zdań dzisiaj rano, już nie miała dla Billa
znaczenia. Teraz miał go przy sobie, tak blisko, jak mógł tylko o tym marzyć. Czuł
miarowy oddech Toma, choć wyraźnie wyczuwał w tym oddechu, jakim trunkiem się tak
załatwił, ale teraz to nie było ważne. Był tu. Pomimo że go wyrzucił z pokoju i
kazał nie przychodzić, on przyszedł, i to właśnie do niego. Po policzku Billa
spłynęła łza, łza szczęścia. Marzył, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Oja, Niki, wielbię cię! Przez cały rozdział w moim sercu buszowało wiele emocji. Końcówka była taka słodka, że myślałam, iż zostanę płynną czekoladą. Ciekawe, co Tomaszek zrobi jak wstanie, haha. c;
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz w końcu mogę iść spać! Po tych męczących 34 h bezsenności, awh.
Dobranoc,
An
O jejku takie to słodkie ❤ Na początku myślałam, że cholera nie pogodzą się, co będzie następnego dnia, czy się dowiemy? A ta końcówka słodka, chociaż ostrzegłaś, że love forever nie będzie tak szybko, ale to dobrze, wole jednak gorzkie opowiadania. Wybaczam brak czasu, w końcu ja też nie mam specjalnie,;żeby pisać dotyk :) ale teraz tez zbieram się w sobie i zaczynam pisać zapraszam więc na dotyk pod innym adresem www.dotyk-by-autorka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak, tak mam nową nazwę ona zostanie już na stałe. Przepraszam, że tak ostatnio wybiórczo komentuje, ale czytam cały czas i z każdym odcinkiem zachwycam się coraz bardziej. Kocham to opowiadanie ❤❤❤👍 czekam na resztę :)
Kiss :*;*;*
Autorka
Kurde Niki Kocham cię i nienawidzę jednocześnie. W końcu jakiś dłuższy rozdział i taki aww słotdki, kochany i pełen miłości *-*, ale oczywiście musiałaś skończyć w takim momencie :c FOCH. Kurczę nie dość że mam serdecznie dość życia codziennego to jeszcze moje kochane (jak się będziesz chciała wyprzeć tego opa to u mnie znajdzie rodzinę zastępczą;) ) opowiadanie miało tyle emocji i te zakończenie, że się popłakałam krótko, ale gwałtownie. :/
OdpowiedzUsuńBouziaki<3
Azusa:*
Ojej ależ to było piękne
OdpowiedzUsuńEj ale nie zrobisz tak, że oni się w sobie zakochają a potem dowiedzą, że są braćmi i się zostawią prawda??? Błagammm
OdpowiedzUsuńPiękne :) jak zwykle czytałam całość z bananem na twarzy i nie mogę doczekać się więcej :D
OdpowiedzUsuńM.
No słodko :D ale tak coś czułam, że przyjdzie do niego w nocy :D. I nie spodziewam się póki co wielkiej miłości ale może większej ilości zrozumienia :P. Mam nadzieje, ze Tom skoro już wie co Bill planuje to teraz będzie się starał go jakoś odwieść od tego okropnego planu. I liczę na jakąś pikantną akcje, nie ukrywam ;>.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, buziaki :D
Przeczuwałam to już po Ps.... Ale coż, nic na gwałt. Jeszcze się doczekam ;)
OdpowiedzUsuńZanim zaczęłam czytać ten odcinek to myślałam że chodziło Ci o to że się pocałują no ale ta wersja też mnie uszczęśliwiła. To było cudowne! Bardzo dobrze że Bill wszystko powiedział Tomowi bo przynajmniej teraz Tom bd wiedział że musi coś zrobić żeby Bill nie zrealizował swojego planu. Ta końcówka była taka słodka! Jestem ciekawa czy na następny dzień Tom wgl będzie pamiętał jak tam trafił. Fajnie by było jakby Margaret weszła do pokoju i ich zobaczyła. Ciekawe co by sobie pomyślała kiedy by zobaczyła że Tom jest w samych majtkach. Jej mina byłaby cudowna. Moim zdanie dobrze że nie ma wyznawnia miłości bo za szybko by to wszystko się działo a tego nie chce. Och już się nie mogę doczekać następnego odcinka i wszystkiego co będzie się tam działo kiedy tylko się obudzą. Boże...kocham cie dziewczyno! A twoje opowiadania dalej są w czołówce najlepszych jakie czytałam...wszystkie twoje opowiadania bo każde jest oryginalne i cudownie napisane i to jest w nich najlepsze. A jeśli chodzi o dodawanie odcinków to nie martw się. Wszyscy będziemy czekać na następne nawet jeśli by miały być za miesiąc(co nie znaczy że masz taj zrobić ;) ). Każdy ma jakieś swoje problemy i czasami nie da się zrobić wszystkiego. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
OdpowiedzUsuńNo. Życzę duuużo weny. Całuję i pozdrawiam kochana!
O Jezu co Ty że mną robisz? Dziś zaczęłam czytać Sens Życia, a nawet nie zauważyłam, że będzie mnie czekało wyczekiwane na każdy odcinek. Mogłam zacząć wcześniej, ale chciałam mieć coś w zapasie, bo przecież drugą część Bodyguarda mam już za sobą.
OdpowiedzUsuńChciałam ci napisać taką wiązankę odnośnie tego właśnie opowiadania, ale no za dużo by tego było, więc przyczepę się tylko do kilku rzeczy. Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy, wiesz jak moje serce waliło, kiedy w ciągu dwóch dni (bo tyle mi zajęła tą część Bodyguarda) czytałam to co tam było?! Gwałt! Nie pisz tak więcej, Proszę Cię. To była najgorsza scena W tym opowiadaniu. Tak się bałam co będzie dalej... W pewnym momencie chciałam tak jak jedna dziewczyna napisała pod jednym postem wykastrować Toma, a z drugiej było mi go trochę żal. Też nie rozumiałam podjęcia Billa w pewnych kwestiach, ale cóż.. Dalej, nie lubię dzieci w takich opowiadaniach, ale jakoś udało mi się przeżyć tą małą Wiktorię. I chyba ostatnia osoba to mianowicie Sebastian. Jak mnie wkurwi*ł... Czytając pierwszą część od początku wiedziałam, że on wie o bliźniakach i miałam rację!
Za błędy przepraszam, mój telefon coś ostatnio źle się czuję i chyba będę musiała go zmienić.
Pozdrawiam i weny kochana życzę mnóstwo!
Twoja czytelniczka.