Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

sobota, 17 września 2016

Odcinek 20




Trzy kolejne tygodnie przeleciały, jak z bicza strzelił. Obaj przez ten czas unikali tematu uczuć, skupiając się wyłącznie na rehabilitacji i gadaniu o kompletnie nieistotnych sprawach, jakby poruszenie tematu ich dalszej znajomości miało oznaczać koniec świata. Trzy dni przed końcem Toma kary ordynator wypisał Billa ze szpitala, twierdząc, że i tak poszedł mu na rękę i przetrzymał go tydzień dłużej zupełnie bez powodu, ulegając tylko jego namowom.  Bill był zły, bo nie chciał, żeby Tom musiał zajmować się kimś innym. Planował przekroczenie szpitalnych drzwi wraz z Tomem, ale nie udało się.
Kiedy rano tuż po obchodzie Tom pojawił się w pokoju Billa, nie mając zielonego pojęcia, że ten dzisiaj wychodzi ze szpitala, zastał go siedzącego na sofie i nerwowo wystukującego rytm na oparciu.
– Hej – rzucił, wchodząc do pokoju i zastygając na chwilę w bezruchu. Dwie duże walizki stojące obok sofy i Bill ubrany w jasne dżinsowe spodnie oraz kraciastą czerwono czarną flanelową koszulę uświadomiły mu, co się dzieje.
– Hej – odparł mało entuzjastycznie Bill.
– Co się stało?
– Idę do domu, to się stało – odparł z wyrzutem.
– To super, powinieneś się cieszyć.
 A niby z czego?
– No jak to z czego? A dlaczego się nie cieszysz?
– Bo ci obiecałem, że wyjdziemy stąd razem.
Tom się uśmiechnął i rzucił ręcznik na łóżko, podchodząc do Billa bliżej.
– Daj spokój, do piątku tylko trzy dni, dam radę.
– Nie taka była umowa.
– To nie twoja wina.
– Nie idę, Tom.
– No, co ty? Zbieraj graty i spadaj. Ja na twoim miejscu wiałbym stąd, aż by się za mną kurzyło.
– Tak?
– No pewnie. No, już – mówiąc to, wyciągnął w jego kierunku dłoń.
Bill chwilę patrzył na nią, po czym wstał z kanapy i uścisnął ją.
– Powodzenia Bill i nigdy więcej nie odbieraj sobie życia przez kogoś. Jesteś fajnym i wartościowym facetem – mówiąc to, objął go, mocno przytulając do siebie.
W tym momencie nogi Billa zmiękły. Po raz pierwszy Tom przytulał go inaczej, niż robił to wcześniej podczas rehabilitacji. Wyraźnie odczuł tę różnicę i ledwo się powstrzymał, żeby się nie rozpłakać. Przez chwilę chciał mu nawet powiedzieć, co do niego czuje, ale powstrzymał się, stwierdzając, że to nie byłby najlepszy moment.
– Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
– Nie ma za co.
– Jest. Dzięki tobie wychodzę stąd o własnych siłach.
– Dzięki samemu sobie, ja cię tylko trochę zmotywowałem – odparł, wypuszczając go ze swoich objęć. – O, tyle jest w tym mojej zasługi – pokazał przestrzeń między dwoma palcami, jak wiele było w tym jego zasługi, ale Bill i tak wiedział swoje.
– Spotkamy się jeszcze kiedyś?
Tom wzruszył ramionami.
– Jestem tu do piątku.
– Jasne – odparł, ale nie taką odpowiedź chciał usłyszeć. Trochę się zmieszał, sądził, że Tom zechce się z nim przyjaźnić poza szpitalem. Teraz jednak już sam nie wiedział, co ma o tym myśleć.
Do pokoju weszła Simone z wypisem Billa.
– Dzień dobry – odezwał się pierwszy Tom.
– Dzień dobry, Tom. Zabieram ci już Billa.
– Nie szkodzi. Dobrze, że już idzie, bo mam go już po dziurki w nosie – skomentował Tom, śmiejąc się przy tym, a Bill uderzył go pięścią w ramię.
– Jesteś okropny, a ja myślałem, że mnie lubisz.
Tom prychnął.
– Nie żartuj. Jak można lubić kogoś tak upierdliwego?  Cieszę się, że w końcu wychodzisz, będę miał chociaż trzy dni świętego spokoju.
Tom oczywiście mówił to wszystko w żartach i ani jedno słowo nie było prawdą. Tak naprawdę czuł, że te trzy ostatnie dni będą dla niego najdłuższymi trzema dniami w życiu.
Bill wiedział, że Tom żartuje, ani przez chwilę nie miał co do tego wątpliwości. Podobało mu się, w jaki sposób Tom radzi sobie w takich sytuacjach. Podobało mu się, że żartem potrafi rozładować napięcie, jakie pojawiło się między nimi, odkąd wszedł do tego pokoju.
Pomagając zabrać jedną z walizek Billa i wraz z Simoną i samym Billem odprowadził ich aż do samochodu na parking kliniki. Simone uważnie obserwował ich reakcje. Widziała, że obaj nie są zadowoleni z rozłąki. Przez te trzy miesiące zrodziła się między nimi więź, przynajmniej ona tak to widziała, nie mając pojęcia, że to, co ich ciągnie do siebie to miłość. Oboje z Jorgiem zdecydowali, że jeszcze zaczekają trochę i zobaczą czy chłopcy nawiążą kontakt po wyjściu ze szpitala Billa. A te trzy dni miały dać im trochę odpocząć od siebie, więc milczała, widząc jak żegnają się po raz kolejny, nie wymieniając się nawet numerami telefonów. Wyglądało to tak, jakby to, co ich łączyło właśnie się skończyło.

                Trzy ostatnie dni Toma kary były dla niego męczarnią. Godziny wydawały się płynąć strasznie powoli, a dyżurka pielęgniarek jeszcze nigdy nie była tak wysprzątana i zaopatrzona. Nie przydzielono mu nowego pacjenta, te trzy dni pomagał pielęgniarkom, głównie wyjadać smakołyki, które przynosiły, a było ego sporo, i przez cały ten czas liczył na to, że Bill przyjedzie go tu odwiedzić, nic takiego jednak nie miało miejsca.
Na koniec trzeciego dnia ostatni raz podpisywał się na liście, kończąc swój dyżur i tym samym karę. Uśmiechną się nawet do siebie w drodze na parking, uzmysławiając sobie, że przetrwał w tym szpitalu trzy miesiące i nawet nie wie, kiedy mu ten czas tak szybko przeleciał. Doskonale zdawał sobie sprawę czyja to była zasługa i zaraz uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy dotarło do niego, że tak właściwie to nawet nie ma żadnego kontaktu do Billa. Czekał cały czas na to, że Bill sam wciśnie mu swój numer i każe się odezwać, ale nic takiego się nie stało. Przeleciało mu nawet przez myśl, że pewnie Bill nie chce mieć z nim już nic więcej wspólnego, dlatego nie dał mu swojego numeru i znaku życia po tym, jak wyszedł ze szpitala. Poczuł, że ich drogi zwyczajnie rozeszły się.
Wrócił do domu, zamykając za sobą drzwi z taką delikatnością, że Jorg aż wyjrzał na przedpokój zobaczyć, co się stało.
– Cześć Tato – rzucił pierwszy, ściągając buty.
– Zmęczony?
– Nie. Raczej znużony.
– Dziś był twój ostatni dzień.
– Tak.
– Mam nadzieję, że to będzie dla ciebie dobra nauczka na przyszłość.
– Szczerze mówiąc… A, zresztą… – machnął ręką. W ciągu całej kary miał tak skrajne odczucia w związku z nią, że gdyby miał teraz ojcu o tym wszystkim opowiedzieć mogłoby mu zejść do później nocy. I przez moment nawet chciał usiąść przy kuchennym stole i porozmawiać z ojcem, bo dawno już tego nie robił, a lubił to. Lubił rozmawiać z nim, bo on zawsze uważnie go słuchał i tłumaczył mu, jakie mogą być konsekwencje jego decyzji, pozostawiając mu wybór, tylko nagle dotarło do niego, że nie byłby w stanie powiedzieć ojcu tego, co najważniejsze, że zakochał się w mężczyźnie i kompletnie nie wie, co teraz ma zrobić.
– Co tam?
– Nie, nic. Więcej nigdy nie będę brał winy na siebie.
Jorg skinął tylko głową, zmieniając nagle temat.
– Robię spaghetti – rzucił. – Pomyślałem, że trzeba uczcić zakończenie twojej kary. Co ty na to?
– Spaghetti? – zdziwił się. Ojciec bardzo rzadko je robił, zwykle na specjalne okazje. – Nie musiałeś się męczyć, zakończyłem karę i po temacie, to nic wielkiego.
– Dobra, dobra, jeszcze nie gotowe. Zawołam cię – powiedział, na co Tom zmarszczył brwi. Ojciec dziwnie się zachowywał.
– To idę do siebie – stwierdził i ruszył do swojego pokoju.
Gdy tylko wszedł na górę, zauważył, że drzwi jego pokoju są uchylone do połowy. Nigdy tak nie było. Zwykle były zamknięte, a jeśli nie były to przez szparę, jaką zostawiał, nie przecisnęłaby się nawet mysz. Westchnął tylko, zastanawiając się, czego ojciec mógł szukać i pchnął drzwi, wchodząc do pokoju.
– Cześć – usłyszał nagle i aż się wzdrygnął, natychmiast odwracając się w stronę, z której dobiegł go znajomy głos.
– Co ty tutaj robisz? – zapytał w pierwszym odruchu, nie wierząc własnym oczom, że na jego łóżku siedzi nikt inny jak sam Bill.
– Przyszedłem w odwiedziny. Właściwie to chciałem uczcić twoje zakończenie kary. Przyniosłem ci nawet prezent. – Na chwilę zamilkł, uciekając wzrokiem. Tak bardzo marzył spojrzeć Tomowi w oczy, a teraz czuł się speszony, gdy ten na niego patrzył. W końcu jednak zebrał się w sobie i spojrzał na niego po raz drugi. –  Tak naprawdę, to chciałem się z tobą zobaczyć.
Tom poczuł, że jego serce zmieniło położenie. Już nie biło mu w klatce piersiowej tylko w gardle.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? Nigdy ci przecież nie mówiłem.
– Nasi rodzice wymienili się numerami, nie pytaj, po co, nie wnikałem. W każdym razie poprosiłem mamę, żeby zadzwoniła do twojego taty i… sam się możesz domyślić reszty. No i jestem. Nie cieszysz się?
Tom rozpiął bluzę, zrzucając ją z siebie, zrobiło mu się gorąco z nadmiaru wrażeń.
– Jestem zaskoczony.
– Widzę.
– Liczyłem, że odwiedzisz mnie w szpitalu.
– Pomyślałem, że tamten etap trzeba zostawić za sobą. Ty mnie tego nauczyłeś, dlatego nie przyszedłem, choć uwierz mi, korciło mnie jak cholera.
– Świr z ciebie, naprawdę – skomentował Tom.
– Przepraszam, jeśli nie na rękę ci moja wizyta. Już sobie idę. – Wstał z łóżka, na co Tom zareagował błyskawicznie, czując, że za chwilę straci go, jeśli czegoś nie zrobi.
– Nie! Nigdzie nie idziesz. Siadaj – złapał Billa za ramiona, zmuszając go naciskiem, by usiadł z powrotem na łóżko. – Jestem w szoku i nie działam racjonalnie, ale cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo. – Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić – Naprawdę. Zaraz wracam, przyniosę tylko coś do picia – powiedział i wybiegł z pokoju.
Wparował do kuchni robiąc ojcu wyrzuty.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
– Niespodzianka – odparł Jorg. – Nie cieszysz się?
– Cieszę, ale mogłeś mnie uprzedzić, miałem burdel w pokoju.
– Widziałem. Wszystkie twoje porozrzucane rzeczy wrzuciłem do kosza w łazience. Jeśli wśród nich było coś czystego, to już nie moja wina.
Tom tylko sapnął i zabierając z kredensu dwie szklanki i butelkę Coli ruszył z powrotem.
– Już jestem – odezwał się, wchodząc do pokoju. Bill nadal siedział na łóżku. Nie wstał ze swojego miejsca, doskonale wiedząc, jak sam reaguje, gdy ktoś obcy krząta się po jego pokoju. – Trzymaj – podął mu szklankę i odkręcił butelkę, nalewając mu Coli do pełna.
– Dziękuję.
– Długo czekasz?
– Nie. Z pół godziny. Porozmawiałem sobie trochę z twoim tatą. Bardzo mądry facet, chciałbym mieć takiego ojca.
– Może być.
– Rozmawialiśmy też o twojej karze.  Nie wiedziałem, że jesteś takim lojalnym przyjacielem.
– Chyba naiwnym. Może to śmieszne, ale od ciebie też się czegoś nauczyłem. Nigdy więcej nie będę brał winy na siebie, zwłaszcza za kogoś, kto na to w ogóle nie zasługuje.
– Długo się znasz z Alanem?
– Od dziecka. Mój ojciec go nie lubi. Twierdzi, że to cwaniak i mnie wykorzystuje. Ja mam inne zdanie. Wiem, kiedy przegina pałkę i wtedy rozmowa wygląda inaczej, ale teraz ta afera, przez którą wylądowałem za karę w szpitalu…  Sądziłem, że ojciec to jakoś załatwi z uwagi na to, że jestem jego synem, dlatego wziąłem winę na siebie. Jak widać, nie wszystko poszło zgodnie z planem.
– Może to nawet dobrze, bo dzięki temu poznaliśmy się.
– No tak, to jedyny plus tego wszystkiego.
– Cieszysz się, że się poznaliśmy?
– No jasne. Czemu w ogóle o to pytasz?
Bill wzruszył ramionami.
– To ja mógłbym mieć takie pytanie. Myślałem, że mnie choć raz w ciągu tych trzech dni odwiedzisz. Zdążyłem już sobie nawet pomyśleć, że o mnie zapomniałeś.
– Nigdy w życiu! Mam dla ciebie nawet prezent z okazji zakończenia kary – podął mu niewielkie pudełko.
– Co to jest?
– Zobacz.
Tom otworzył pospiesznie pudełko, zastygając w bezruchu.
– Nie! – wydusił z siebie, nie wierząc w to, co widzi. Od dwóch miesięcy szukał tej gry, ale wszystkie rozeszły się jak gorące bułeczki i nigdzie nie mógł jej dostać ani nawet odkupić, a Bill tak zwyczajnie mu ją podarował. – Nie możliwe, skąd ją masz?
– Przecież ci mówiłem, że też jestem maniakiem gier.
– No tak, ale tego nigdzie nie można dostać.
– Mój ojciec dostał.
– Nie wierzę, że też mój nie może dostawać takich prezentów.
Tom nie mógł oderwać oczu od pudełka, obracając nim już z dziesięć razy i przyglądając się zdjęciom na okładce.
– Nie mogę tego przyjąć – powiedział w końcu, odrywając wzrok od pudełka i skupiając go na Billu.
– Dlaczego?
– Ty pewnie też chcesz sobie pograć.
– Mam jeszcze jedną.
– Co? Miałeś dwa egzemplarze?
Bill kolejny raz tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym.
– Mam nadzieję, że zaprosisz mnie przez sieć i pogramy razem jako drużyna.
– A dobry jesteś?
– Najlepszy.
Tom prychnął.
– No, w chwaleniu się na pewno. Pożyjemy, zobaczymy.
Przez te parę minut obaj zachowywali się jak małe dzieci, a nie dorośli dwudziestoletni mężczyźni, ale to był ich świat, i na czas, kiedy pogrążali się w grze, byli zupełnie innymi ludźmi. To była ich ulubiona rozrywka, a Tom potrafił siedzieć całą noc i grać kompletnie nie czując zmęczenia.
Kiedy emocje opadły, Tom odłożył pudełko na biurko i odwracając wielki skórzany fotel od biurka, usiadł na nim, skupiając się wyłącznie na Billu.
– A co u ciebie? – zapytał, upijając kilka łyków Coli.
– Wciąż czuję się, jakbym wrócił z wakacji. Wszystko w domu wydaje się inne, choć nic się nie zmieniło, to takie dziwne uczucie.
– Wiem, też tak mam, jak gdzieś wyjeżdżam na dłużej i później wracam.
– A poza tym?
– Pytasz o Sarę?
Tom wzruszył ramionami, że niby nie, ale o to dokładnie pytał.
– Nie widziałem się z nią, a nawet gdybym się z nią widział to i tak już nie ma znaczenia. To, co do niej czułem, umarło. Ja jakimś cudem wyszedłem żywy z tego wypadku, ale moje uczucie do niej zginęło na tamtym drzewie.
Tom tylko westchnął.
– Fajny masz pokój – Bill zmienił temat, rozglądając się. Robił to już wcześniej, gdy czekał na Toma, ale ciągle coś nowego przykuwało jego uwagę.
– No dobrze, że mój ojciec, zanim cię tu wpuścił, sprzątnął moje gacie ze środka pokoju.
Bill się roześmiał.
– Nie śmiej się, zostawiłem je centralnie tu na samym środku – wskazał palcem na dywan.
– Też jestem bałaganiarzem, ale ty masz tu wszystko poukładane. Wszystko według rozmiaru i koloru.
– Taka obsesja – skomentował Tom.
– Ja też tak mam. Mam jeszcze pierdolca na punkcie butów i mam ich chyba ze sto par.
– Nie żartuj.
– Poważnie.
– Po co ci tyle, przecież i tak w tym wszystkim nie chodzisz.
– Lubię buty. To mój fetysz.
– Buty? – Tom nie mógł w to uwierzyć.
– No – odparł krótko, zerkając w stronę drzwi, w których pojawił się Jorg.
– Pewnie przeszkadzam, ale spaghetti już gotowe – oznajmił.
Tom spojrzał na ojca, w pierwszej chwili nie wiedząc, o czym on mówi. Wystarczyło parę minut, by Bill całkowicie skupił jego uwagę na sobie.
– Mam nadzieję, że zjesz z nami, Bill – kontynuował, widząc, że Tom najwyraźniej myślami jest zupełnie gdzie indziej.
– Nie, dziękuję. Jadłem w domu przed wyjściem.
– Oczywiście, że zje – wtrącił się Tom, w końcu orientując się, o czym mowa. – Nawet się go nie pytaj, bo on zawsze odmawia.
– Nie odmawiam, tylko nie chcę sprawiać kłopotu.
– Żaden kłopot, a mojemu ojcu się nie odmawia. Zresztą jak skosztujesz jego spaghetti, nigdy nie będziesz chciał zjeść innego, to jest po prostu mistrzostwo.
– No to chyba nie mam wyboru.
Jorg się uśmiechnął.
– W takim razie zapraszam do kuchni.


6 komentarzy:

  1. Czytając ten rozdział, miałem wielkiego banana na ustach. Boskie!!! Czekam na następny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha!!!znajomość przetrwała,Bill się rusza i sam chodzi a nawet znalazł się w pokoju Toma.Na poczatku myślałam że będę płakać,ale teraz jestem zadowolona.^.^tylko czemu tak krótko???skończyłaś w najlepszym momencie,a ja tak kocham tą historię...czuję,że teraz zacznie się najlepsze,ale jestem zachlanna i chciałabym wszystko wiedzieć już teraz,normalnie wyobrażam sobie,że ich rodzice się z nimi spotkają u Jorga w domu,żeby im oznajmić,że są braćmi,a Ci ich wyprzedza i oznajmia,że się kochają i są razem i się pocałują i będą przy tym wzdychac,och Tommy,och Billy.OOOOCHHHHH KOCHAM ICH,NO I CIEBIE ZA ODCINEK,HIHIHI.^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S.ZAWSZE JAK WIDZĘ NOWY ODCINEK TO PISZCZE Z RADOŚCI!!!:>

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno nie komentowałam, ale wszystko na bieżąco czytałam :D
    Łał, trochę dziwnie się czyta kiedy Bill jest w normalnych ubraniach i nie jest częściowo zależny od Toma a akcja nie dzieje się w szpitalu.
    Cieszę się, że jak na razie (bo nie mam pojęcia co zamierzasz im zgotować XD) tak dobrze się dogadują :3

    OdpowiedzUsuń
  5. To był bardzo dobry rozdział w formie i treści ,a ja czytając go uśmiechałam się ,wsam raz na pochmurny dzień.Wielkie dzięki. Weny życzę i czasu aby raczyć nas swoim talentem.Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy to zamierzone alr mam niedosyt, chce więcej! :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*