Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 20 września 2016



Witajcie kochani.

Dziękuję wam wszystkim za komentarze i życzenia urodzinowe. Dziś mogę naskrobać do was kilka słów z nowego komputerka. Tak testowałam nowy sprzęt i klawiaturę, na której już dawno tak dobrze mi się nie pisało, że ukleciłam nowy odcinek, który wam wrzucam. Na jego szybką publikację chyba nie będziecie narzekać.
Zapraszam.
Wasza Niki.


Odcinek 21





Kiedy zasiedli do stołu, Jorg nie mógł oderwać oczu od Billa. To pierwszy raz, gdy mógł się mu zupełnie bezkarnie przyglądać. Jego dwaj synowie siedzieli przy jego stole, nie mając kompletnie pojęcia, kim są dla siebie. Ogarnęła go jakaś nostalgia, że może niepotrzebnie dążyli z Simone do rozdzielenia ich. Może zrobili największy błąd w swoim życiu?
– Tato? – Tom zauważył, że ojciec odpłynął gdzieś myślami.
Jorg jednak potrafił szybko zmienić temat, nie dając poznać po sobie, że czymś się martwi.
– Dokładkę? 
– Ja chętnie – odparł pierwszy Tom.
– A ty, Bill?
Bill uciekł wzrokiem na Toma, miał ochotę na dokładkę chyba bardziej niż Tom, ale głupio było mu poprosić o jeszcze, jednak jego spojrzenie, Tomowi w zupełności wystarczyło.
– On też chętnie zje dokładkę.
Bill się tylko uśmiechnął i podsunął talerz.
Jak tylko zjedli, Bill nerwowo spojrzał na zegarek. Siedział u Toma już dobre trzy godziny, a miał tylko wpaść na chwilę.
– Będę się już zbierał – rzucił, na co Tom od razu zareagował.
– Już?
– Tak, i tak jestem już tu tyle czasu.
– Mnie to wcale nie przeszkadza. W szpitalu przebywaliśmy ze sobą osiem godzin dziennie.
– I pewnie po dwóch miałeś mnie już serdecznie dość.
– Nie prawda.
Bill przekrzywił głowę, wyrażając tym gestem, że doskonale wie, iż Tom ściemnia.
– No dobra, czasami może tak, ale tylko na początku. Później, jak się już lepiej poznaliśmy, w ogóle nie czułem upływającego czasu.
– Tak czy siak, pora na mnie – wyciągnął z kieszeni komórkę. – Jaki jest numer twojego domu?
– Czemu pytasz?
– Chcę zadzwonić po taksówkę.
– Odwiozę cię.
– Nie trzeba. Odpocznij, na pewno jesteś zmęczony, w końcu cały dzień byłeś w szpitalu.
– Raczej znudzony i chętnie się przejadę.
– W takim razie chętnie skorzystam.
Dziękując Jorgowi za gościnę i pyszne spaghetti, wyszedł z Tomem. Pokręcił ze zdumienia głową, gdy zobaczył Toma auto.
– Ty naprawdę musisz lubić swój samochód.
Tom się zaśmiał.
– Wiem, że to wygląda tak, jakby samochód był przedłużeniem mojej męskości, przynajmniej tak się mówi, ale…
– A tobie coś brakuje? – zapytał podchwytliwie. O ile Tom miał okazje go już widzieć nago, co więcej nawet raz mu ulżył, to Bill jeszcze nie miał okazji widzieć go w całej swojej okazałości.
– Nie. Mam wszystko na swoim miejscu i w takim rozmiarze jak trzeba, ale dzięki temu samochodowi czuję się jeszcze bardziej macho.
– Ja już to wiedziałem w pierwszy dzień, kiedy do mnie przyszedłeś, a wcale nie miałem pojęcia, że masz taką wypasioną furę.
Tom przekrzywił ironicznie głowę, po czym kręcąc nią z niedowierzania, odblokował drzwi.
– Dobra, nie podlizuj się, tylko wsiadaj, zanim się rozmyślę i sam ci nie wezwę tej taksówki.
Ruszyli. Bill mieszkał na drugim końcu miasta, więc droga zajęła im ładne parę minut. Kiedy zaparkowali pod domem, Bill odpiął pas i spojrzał na Toma.
– Dziękuję za podwózkę i miło spędzony czas.
– Nie ma za co. To ja ci dziękuję, że mnie odwiedziłeś, no i za prezent.
– Drobiazg – odparł Tom i nastała między nimi cisza. Gdy Bill był jeszcze w szpitalu, rozmawiali ze sobą bez skrępowania, a teraz zachowywali się tak, jakby każdy bał się powiedzieć coś nie tak.
– Dasz mi swój numer telefonu? – zapytał Bill, a Tom aż poczuł ukłucie w sercu.
– Jasne. Daj komórkę, wbiję ci numer.
Bill wyciągnął telefon z kieszeni i podał go, przyglądając się, jak palce Toma zgrabnie przesuwają się po ekranie.
– Proszę. Jeśli jesteś domyślny, to znajdziesz mnie w kontaktach.
– Jako kto się wpisałeś?
– Zgadnij – odparł złośliwie Tom, śmiejąc się przy tym.
Nie wiedział jednak, że lista kontaktów Billa po próbie samobójczej uszczupliła się i zostały mu jedynie najważniejsze dla niego numery, a tych z kolei miał tyle, że mógł policzyć je na palcach jednej ręki.
– Znajdę szybciej niż myślisz.
– Tak? No to powodzenia – odparł pewny siebie Tom. – Wyślij mi sms’a, jeśli mnie znajdziesz.
– Wyślę w środku nocy, kiedy będziesz smacznie spał.
– W nocy?
– Tak, zbudzę cię specjalnie.
– No, z tym spaniem dziś może być różnie.
– A co, cierpisz na bezsenność?
– Nie. Sypiam bardzo dobrze, ale podarowałeś mi grę, pamiętasz? Chyba nie myślisz, że pójdę spać, jak od dwóch miesięcy jej szukałem.
– Ach, no tak. Nie pomyślałem o tym.
– Ale kto wie, może gdzieś tak koło trzeciej w nocy zmorzy mnie sen.
Bill się tylko uśmiechnął, łapiąc aluzję.
– To do następnego razu – rzucił tylko i otworzył drzwi, wysiadając.
– Do następnego – odparł Tom.
Wrócił do domu kompletnie rozkojarzony. Cały czas myślami był przy Billu. Spojrzał na swoje łóżko i miejsce, na którym siedział Bill. Podszedł bliżej i przegładził je ręką, sprawdzając, czy nadal jest ciepłe, ale upłynęło zbyt wiele czasu, by ciepło utrzymało się. Usiadł dokładnie na tym samym miejscu i wyciągnął komórkę z kieszeni sprawdzając, czy aby Bill do niego nie napisał. Nie miał jednak żadnej nowej wiadomości, za to jego bateria domagała się naładowania, co uczynił natychmiast, obawiając się, że telefon mu padnie, a on nie doczeka się na wiadomość od Billa.
Zanim jednak zasiadł do komputera, wziął długi prysznic. To był dla niego naprawdę długi dzień i świadomość, że już nigdy więcej nie będzie musiał iść do szpitala odpracowywać karę, wywoływała w nim mieszane odczucia. Z jednej strony cieszył się, że nie będzie musiał tak wcześnie wstawać, a z drugiej przyzwyczaił się już do obowiązku i spotkań z Billem i na samo wspomnienie nachodziła go jakaś nostalgia.
W końcu z ręcznikiem na głowie zawiniętym w turban wyszedł z łazienki.
Kolejny raz zerknął na swoją komórkę, sprawdził, czy ma jakieś nowe wiadomości. Czekał tylko na tę jedną jedyną od Billa, cała reszta go nie obchodziła, ale jego wyświetlacz zioną pustką, więc westchnął tylko, zastanawiając się, czemu on nie poprosił Billa o numer. Jednak było już za późno i jedyne, co mu w tej chwili pozostało, to cierpliwie poczekać.
Naciągnął na tyłek dresowe spodnie i koszulkę, po czym zdejmując ręcznik z głowy i odwieszając go w łazience na wieszak, zszedł jeszcze do kuchni.
– Myślałem, że już śpisz – stwierdził, widząc ojca grzebiącego w lodówce.
– Zaraz się kładę, mam rano sprawę. A ty, jakie masz plany na jutro? Do szpitala już chyba nie musisz jechać.
– Nie wiem, nic nie planowałem.
– A jak tam Bill, odwiozłeś go i co, nie spotkacie się?
– Zobaczy się.
– Zaproś go, jeśli chcesz. Wiesz, że ja nie mam nic przeciwko.
– Wolałbyś, żebym się z nim przyjaźnił niż z Alanem?
– Przecież wiesz.
– Tato, Bill był moim podopiecznym, lubię go, ale nie wiem, czy on chce utrzymywać ze mną taki rodzaj znajomości, na jaki liczysz.
– Mimo wszystko jakoś bardziej Bill przypadł mi do gustu niż Alan.
– Bill nie jest taki święty, za jakiego go uważasz – oznajmił Tom.
– Co masz na myśli?
– Nic takiego, po prostu go nie znasz.
– Nie wygląda na chuligana i założę się, że nie bierze narkotyków.
– Ty znowu swoje.
– Nie znowu swoje, tylko Alan sprowadza cię na złą drogę.
– Tato, mam 20 lat, nie jestem już małym dzieckiem, które nie odróżnia dobra od zła.
– Czasami takie sprawiasz wrażenie. Powiedz tak szczerze, nie będę robił ci kazań, brałeś już?
– Dobrze wiesz, jaka jest odpowiedź.
– Więc brałeś.
Tom nie odpowiedział, dając ojcu tym do zrozumienia, że trafił.
– I co, czułeś się po tym kimś lepszym?
– Nie po to brałem.
– To dlaczego?
– Chciałem spróbować. Chciałem się dobrze bawić.
Jorg podniósł rękę, by Tom nic więcej nie mówił. Wiedział, że nie ma już nad nim władzy jak kilka lat wcześniej, że im bardziej będzie mu truł, tym będzie gorzej. Postanowił przemilczeć to, chociażby też z uwagi na to, że sam był nieszczery w związku z ukrywaniem prawdy przed nim, że ma brata bliźniaka.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
– Brałem tylko trzy razy w życiu i było ok, ale nie chciałbym żyć, nie mając pełnej świadomości, ani kontroli nad swoim życiem, więc bez obaw, nie jestem narkomanem i jeśli kiedyś jeszcze wezmę, to będą to tylko sporadyczne ilości.
– Wolałbym, żebyś już nigdy więcej nie brał.
– Tato…
– Martwię się. Boję się, że coś ci się stanie.  Że przedawkujesz.
– Nie biorę w żyłę. Jezu, tato.
– Kocham cię, chociaż może nie okazuję ci tej miłości tak, jak powinienem.
– Wiem i czuję to, nie musisz mi tego mówić. Widzę twoją troskę i w ogóle całą resztę…
– W takim razie kładę się, a ty postaraj się nie siedzieć do rana przed komputerem – rzucił, ale widząc minę Toma, dodał. – Zresztą, po co ja to mówię, i tak zrobisz, co zechcesz.
– Kocham cię staruszku. – Tom poklepał ojca po ramieniu, na co Jorg aż spojrzał na niego z niedowierzaniem. Ostatni raz usłyszał to ładne kilka lat wcześniej.
– Bill ma dobry wpływ na ciebie.
– To nie jest wcale zasługa Billa.
– A czyja?
– Niczyja. Każdy potrzebuje od czasu do czasu to usłyszeć.
– Masz rację – przyznał, zmieniając nagle temat. – Kupiłem ciastka, jak masz ochotę, są w szafce pod talerzami.
Tom się tylko uśmiechnął. Jeszcze chwilę patrzył za wychodzącym z kuchni ojcem.  W końcu zabrał ciastka z kredensu i dużą butelkę Coli. Ze szklanką się już nie fatygował, zamierzał pić sam, więc żeby zaoszczędzić sobie później mycia, pił prosto z butelki, i tak zaopatrzony ruszył do swojego pokoju.
Jak tylko wrócił, znowu zerknął na komórkę. Nadal nie dostał żadnej nowej wiadomości.
Zaczął się już zastanawiać czy nik, jaki wpisał Bilowi do listy kontaktów, zamiast swojego imienia czy nazwiska był dobrym pomysłem. Może Bill się nie domyślił? Może nie potrafił go odnaleźć, ale było już nico za późno na żale, więc rozsiadł się wygodnie przy biurku i włączając komputer, postanowił zainstalować sobie grę.

                Gdy Bill wszedł do domu, nerwowo włączył listę kontaktów, sprawdzając, czy Tom mu nie wywinął jakiegoś głupiego kawału i zamiast numeru nie wpisał mu przypadkiem czegoś w stylu ”A kuku”, ale nie. Oprócz numeru do matki, ojca i domowego no i ojca Toma, którego dodał sobie dzisiejszego ranka, był jeszcze jeden, wcale nie podpisany jako Tom Kaulitz, tylko jakimś dziwnym i dość znajomym mu nikiem, jak się po chwili okazało. Aż się zaczął śmiać w głos, uświadamiając sobie, że jakieś pół roku wcześniej miał okazję grać z Tomem w tę samą grę, jako jego przeciwnik i co śmieszniejsze wygrał z nim. To nie mógł być przypadek.
Odnalezienie Toma w sieci wcale nie było trudne, musiał tylko cierpliwie poczekać, aż Tom zainstaluje grę, a że to zrobi, był całkowicie pewien. Doczekał się.  Aż podskoczył na krześle, gdy zobaczył, że Tom jest dostępny. Nie czekając długo, wysłał mu zaproszenie do wspólnej gry i czekał na jego reakcję.

Cała procedura instalacji gry zajęła Tomowi kilka minut. Zdążył już nawet przejrzeć pobieżnie wszystkie nowości, jakie wprowadzili do czwartej części jego ulubionej gry, gdy nagle na monitorze wyświetlił mu się komunikat, że ktoś zaprasza go do wspólnej gry. Specjalnie się nawet nie zdziwił. Był dobry w tę grę, nic dziwnego, że kiedy tylko pojawił się na serwerze, ktoś chciał z nim zagrać.
Otworzył wiadomość i zawahał się. Co prawda spokojnie mógł pograć sobie sam, ale gra z żywym przeciwnikiem była sto razy lepsza, zwłaszcza że można z nim było jeszcze pogadać. Założył słuchawki i wcisnął przyjęcie zaproszenia.
– Wiedziałem, że się skusisz – usłyszał znajomy głos i uśmiechnął się szeroko.
– Ciekawe skąd wiedziałeś, że będę grał.
– Wiem o tobie więcej, niż myślisz.
– Ach tak, to taki z ciebie psycholog?
– Tom, z ciebie się czyta jak z otwartej księgi.
– A to ciekawe. Sporo czasu ci zajęło odnalezienie mnie na liście kontaktów i zaproszenie do gry.
– Nie tak sporo, bo mam razem z tobą dokładnie pięć osób. Miałem jeszcze coś do zrobienia, dlatego dopiero teraz się odezwałem.
– Wykąpać się?
– To też.
– To, co robiłeś jeszcze?
– Takie tam.
– Co, spuszczałeś sobie z krzyża?
Usłyszał śmiech Billa.
– O to samo mógłbym zapytać ciebie. Długo ci zeszła ta instalacja.
– Też miałem coś do zrobienia.
– Rozumiem – odparł i włączył kamerkę, pozwalając się zobaczyć Tomowi.
Na moment zapanowała cisza. Tom wpatrywał się w komputer, nie mogąc oderwać od Billa wzroku. Przepadł z kretesem, aż pokręcił głową, kolejny raz uświadamiając sobie, jak bardzo zależy mu na Billu.
– Co zrobiłeś z włosami?
– Zafarbowałem. Już nie mogłem patrzeć na ten odrost.
– Mnie się podobał.
– A teraz wyglądam źle i już ci się nie podobam?
– Inaczej – odparł i włączył swoją kamerkę. – I podoba mi się. Wyglądasz tak…
– No?
– Rasowo.
Bill znowu parsknął śmiechem.
– Co to znaczy rasowo?
– O Jezus, no po prostu pasuje ci, i tyle.
– Prawić komplementów to ty nie umiesz, Tom.
– Nie? Mój ojciec jakieś pół godziny temu mało się nie popłakał.
– Chyba ze śmiechu.
– A idź! – Tom machnął ręką i ściągnął słuchawki, odkładając je na biurko, jednak wciąż wpatrywał się w komputer. Bill coś do niego mówił, ale ten tego nie słyszał.
– Nie słyszę cię.
Bill pokręcił tylko głową i spuścił wzrok, pisząc na klawiaturze wiadomość.

– Chcesz usłyszeć coś śmiesznego?

Tom przeczytał i skinął głową.

– To załóż słuchawki.

– A będziesz znowu się zemnie nabijał?  – zapytał, wiedząc doskonale, że mikrofon nadal działa i Bill wszystko słyszy.
Tym razem jednak Bill nie odpowiedział ani nie napisał, tylko pokręcił przecząco głową i położył rękę na sercu, pokazując tym, że przysięga.
Tom założył z powrotem słuchawki.
– To, co chcesz mi powiedzieć?
– Przegrałeś ze mną pół roku temu.
– Co? – Tom zmarszczył brwi.
– To ja jestem Black Crow.
Nagle Tom wciągnął gwałtownie powietrze do płuc.
– Nie! – wydusił z siebie.
– Tak.
– Nie wierzę ci.
– Spójrz na mój nik. Ja też nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem twój w komórce. Od razu wiedziałem, skąd go znam i jak wiele wysiłku kosztowało mnie wygranie z tobą.
– Boże, jak to możliwe?
– Tak bywa, jak się nie używa kamerki.
– Po głosie też cię nie poznałem – stwierdził Tom.
– No, ja też nie, ale ta gra miała to do siebie, że zmieniała barwę głosu, dlatego tę wersję poprawili i jak widzisz nawet obraz się nie zawiesza, dlatego tak ciężko jest ją dostać.
– Było nam jednak pisane spotkać się po tym wszystkim w realu. I wiszę ci piwo – oznajmił Tom, przypominając sobie, co obiecał Black Crow za wygraną.
– Nadal na nie czekam.
– Dobra, zaproszę cię.  Ale wiesz, zupełnie inaczej sobie ciebie wyobrażałem.
– No, ja ciebie też.
Obaj siedzieli i gadali do piątej rano. Nie zagrali. W ogóle nie w głowie im była gra, rozmawiali i to tak jakby nie wiedzieli się kilka godzin wcześniej i właśnie spotkali się po latach. Każdy chciał opowiedzieć drugiemu coś śmiesznego z jego życia i nie wiedzieli, kiedy przestać.
Gdy się w końcu pożegnali, stwierdzając obopólnie, że czas najwyższy złapać kilka godzin snu, Tom pomimo zmęczenia nie potrafił zasnąć. Głos Billa ciągle brzmiał mu w uszach, a od zrobionych ukradkiem zdjęć z kamerki, nie mógł oderwać wzroku, dotykając co chwilę telefonu, gdy włączał się wygaszacz. Wzdrygnął się, kiedy dostał wiadomość, a na wyświetlaczu zobaczył jakiś nieznany numer.

- Wiem, że jeszcze nie śpisz – przeczytał.

- No, nie śpię, ale próbuję – odpisał, domyślając się, kto jest nadawcą.

- Zrobiłeś mi zdjęcie?

Jedno musiał Billowi przyznać, był bezpośredni i kolejny raz, sprawił, że poczuł się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.

- Nie zrobiłem – odpisał, kłamiąc.
- No to żałuj. Ja sobie zrobiłem.

Kiedy to przeczytał, aż poprawił sobie poduszkę.

- No dobra, skłamałem, ja też zrobiłem.

- Po co? Zakochałeś się we mnie?

- Oszalałeś? Potrzebowałem do numeru w telefonie – odpisał, kompletnie nie przemyślawszy tego, co pisał, ale Bill tak na niego działał, że przestawał racjonalnie myśleć.

- Przecież jeszcze nie miałeś mojego numeru.

– Kurwa!  – zaklął pod nosem.

- A ty się zakochałeś we mnie, że zrobiłeś mi zdjęcie? – odbił piłeczkę.

- Potrzebowałem do kontaktów w telefonie.

– Super – kolejny raz Tom skomentował na głos.

- Mam nadzieję, że zrobiłeś mi ładne ujęcie.

- Mnie się podoba. Jest bardzo… naturalne.

Podrapał się po głowie, czując, że zachowuje się dziwnie. Robił i mówił rzeczy, które nijak pasowały do niego i jego wieku, i o dziwo wcale źle się z tym nie czuł. Chociaż zaczął się zastanawiać, jak daleko idąca jest sympatia Billa do niego. Były momenty, że wydawało mu się, że Bill go kocha, a za chwilę mówił coś takiego, co zaprzeczało temu. Dla bezpieczeństwa, żeby nie zrobić z siebie idioty, postanowił trochę wyhamować, jednak szybko okazało się to trudniejsze, niż na początku sądził.



8 komentarzy:

  1. Boże! Nie miałam internetu, ledwo podłączyłam sieć, a tu trzy nowe rozdziały! Zabieram się za czytanie :D
    Przez moje bycie offline nie miałam jak Ci złożyć życzeń, więc życzę wszystkiego najlepszego, dużo miłości, zdrowia, radości, weny, czytelników, sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym, żeby spotykały Cię same miłe rzeczy i żebyś jak najczęściej miała powód do takiego uśmiechu, jaki ja mam czytając Twoje opowiadania :)
    A teraz czas nadrabiać rozdziały, więc znikam :)
    ~Lisa

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytane. Mogę iść spać. Branoc.


    Psssssssst, a rozdział super ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham tę ich grę w kotka i myszkę....

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale zaskok z tym odcinkiem.Dzięki.Bill i Tom w realu powinni to przeczytać,ktoś by musiał przetłumaczyć i wysłać im w prezencie,naprawdę.słodkie...^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde... myślałam, że w tym aucie się pocałują xDD
    Ja rozumiem, że nie może się akcja nie wiadomo jak szybko rozwijać no ale... to tylko pocałunek... xD
    I super, że ten odcinek się pojawił tak szybko, mam nadzieję, ze na następny również nie będziemy musieli długo czekać bo jestem taaaakaaaa ciekawa xD
    Do następnego! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. A czy na niedzielę też coś nam naskrobiesz?bardzo ładnie proszę.^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dam radę poprawić, to tak. Tak się akurat składa, że te sobotę i niedziele mam pracującą i nie wiem czy starczy mi siły po powrocie z pracy na ogaręięcie tekstu, ale postaram się.

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*