Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 13 stycznia 2017
21:00
Odcinek 31
Kolejnego ranka Bill obudził się, przeciągając się na
całej szerokości łóżka. Zajęło mu dosłownie sekundę, by dotarło do niego, że został
w łóżku kompletnie sam, a miejsce, które obok niego powinno być przynajmniej ciepłe,
już dawno wystygło.
Przekręcił się na bok, ziewając i wsłuchując się w odgłosy
domu. Wciąż miał nadzieję, że usłyszy krzątającego się Toma, ale im dłużej
słuchał, tym bardziej upewniał się w przekonaniu, że został w domu sam.
Sięgnął po komórkę, sprawdzając godzinę i skrzywił się,
orientując się, że jest już prawie południe. Odrzucił kołdrę i usiadł, od razu zauważając
na stoliku kartkę i talerzyk z tabletkami i szklanką wody do popicia. Chwycił kartkę
i przeczytał ją.
Jestem w pracy,
będę po południu. Wypij leki i nigdzie nie wychodź.
Kocham cię.
Tom.
Zerknął kolejny raz na buty, które stały obok łóżka, a za
które Tom zapłacił majątek i głośno westchnął.
Nie mógł tak siedzieć i pozwolić by jego brat, jego
miłość pracował, a on się wylegiwał. Czuł się już dobrze, nie miał gorączki, a mając
nowe, ciepłe buty mógł spokojnie pójść na stację i zarobić parę euro.
Jak zamyślił, tak zrobił. Wypił leki, umył się, ubrał i zjadł
nawet jedną kanapkę, którą Tom dla niego przygotował. Jedną, bo z ilością, jaką
mu naszykował na wypadek, gdyby zgłodniał do czasu jego powrotu, Tom
zdecydowanie przesadził.
Po niecałej godzinie stał już na stacji z plikiem ankiet.
Wszystko szło dobrze, oprócz tego, że wiał silny wiatr i przewiało go. Po mimo
ciepłych butów miał zimne stopy, a dreszcze porywały go, co jakiś czas, próbując
rozgrzać jego organizm. Prawie kończył, gdy zobaczył podjeżdżający samochód
Toma. Już nawet nie uciekał, doskonale wiedząc, że Tom go już zobaczył.
Resztkami sił Tom powstrzymał się, by nie wydrzeć się na niego.
Jak tylko wysiadł z samochodu,
podszedł do niego i spojrzał mu w oczy.
– Skończyłeś już? – zapytał krótko,
na co Bill skinął mu tylko głową. – To idź, rozlicz się. Zaczekam tu na ciebie.
– Okej – odparł i nie
dyskutując, ruszył do biura.
Kiedy wsiedli do samochodu, Tom chwycił Billa za rękę,
przez chwilę zaciskając ze złości zęby i aż wciągnął głośno powietrze, gdy się
zorientował, że są lodowate.
– Zajebiście – skomentował,
powstrzymując się przed wygłoszeniem mu porządnej litanii.
– Nic mi nie jest. Zawsze mam zimne
ręce.
– Jakoś nie zauważyłem tego. I
lepiej módl się, żeby się nie okazało, że masz gorączkę.
– Nie mam.
– Nie? To ciekawy jestem,
dlaczego masz wypieki na twarzy, zupełnie takie same jak masz przy gorączce.
– Nic mi nie jest. A mam
wypieki, bo w samochodzie jest bardzo ciepło. – Wybrnął, a przynajmniej tak mu
się wydawało. – Wiesz, dziś miałem dobry
dzień, udało mi się zarobić ponad 100€.
– Które za chwile wydasz w
aptece. Zajebiście Bill, po prostu zajebiście.
– Nie będę siedział w domu jak
kołek.
– Jesteś chory, powinieneś
najpierw się wykurować, a później myśleć o pracy.
– To było tylko przeziębienie.
Już mi przeszło.
– Z dnia na dzień?
– Chyba się pokłócimy, Tom.
– Chyba tak – przyznał, odpalając
w końcu silnik i ruszając do domu. – Nie mam nic przeciwko, żebyś pracował,
skoro tak bardzo chcesz, ale kurwa, Bill nie wtedy, gdy słaniasz się na nogach
– Tom drążył temat dalej. Miał świadomość, że zarabiając we dwóch, szybciej staną
na nogi, ale wiedział też, że jeśli którykolwiek się rozchoruje, wszystko
będzie na marne.
– Nie słaniam się.
– To zobaczymy wieczorem.
Gdyby tylko Tom wiedział, ile ma racji, mówiąc to, pewnie
w ogóle by się na ten temat nie odezwał.
Kolację Bill ledwie tknął i to
tylko dlatego, że Tom go nękał, że musi coś zjeść, zanim zażyje lekarstwa.
Kiedy szedł pod prysznic miał już takie dreszcze, że bał się przyznać Tomowi.
Uciekł czym prędzej pod kołdrę, mając nadzieję, że zdąży się zagrzać. Wszystko
jednak poszło na marne, bo jak tylko Tom położył się obok niego, zorientował
się.
– Ale jesteś rozpalony. Masz gorączkę.
– Wydaje ci się.
– Nie sądzę. Mierzyłeś
temperaturę?
– Nie mam gorączki.
– Jasne – Tom bąknął pod nosem
i sięgnął po termometr. – Masz i zmierz.
Bill tylko westchnął i wcisnął termometr pod pachę,
modląc się w duchu, by temperatura, jaką pokaże, nie była duża. Gdy usłyszeli dźwięk
z termometru, Tom zabrał mu go, pierwszy sprawdzając i marszcząc złowrogo brwi.
– 38,4. Pięknie, po prostu
pięknie – mamrotał pod nosem. – Ja nie mam gorączki – zironizował, zerkając w
końcu na Billa.
– To żadna gorączka.
– 38 to już jest gorączka. Ja cię
chyba zabije Bill, przysięgam.
– Wolałbym, żebyś mnie
przytulił.
– Nie zasłużyłeś. Jestem na
ciebie wściekły.
– Niepotrzebnie. To tylko przeziębienie.
Obiecuję, że jutro z łóżka nie wstanę.
– I tak jestem na ciebie wściekły.
Gdybyś dzisiaj nie wychodził, byłoby już po sprawie. Boże, Bill martwię się o
ciebie.
– Odkąd dowiedziałeś się, że
jesteśmy braćmi, strasznie się nade mną trzęsiesz.
– Tak? – Tom zmieszał się.
Bill skinął tylko głową.
– Nie ważne. Przytul się.
Postaram się wygrzać cię.
– I nie można było tak od
razu?
– Nie przeginaj. Nadal jestem
na ciebie zły. Jesteś nieodpowiedzialny i tyle.
Bill nie skomentował tego. Przywarł do Toma, chłonąc jego
ciepło.
– Kocham cię – szepnął, na co
Tom westchnął tylko i pocałował go w czubek głowy.
– Ja ciebie też. Śpij już.
Następnego
dnia Bill czuł się jeszcze gorzej. Gorączka wzmogła się, a do tego zaczął potwornie
kaszleć. Leki, które do tej pory zażywał, już w ogóle nie działały, były za
słabe. Tom wiele się nie namyślając, wezwał lekarza, który stwierdził u Billa zapalenie
oskrzeli i przepisał antybiotyki.
Za prywatną domową wizytę wziął tyle, że z ich i tak już
skromnego budżetu nie zostało już prawie nic, a końca wydatków nie było widać.
– Nie wstawaj, pojadę tylko do
apteki wykupić lekarstwa i zaraz wracam – odezwał się Tom, poprawiając bratu kołdrę.
– Kupisz mi mandarynki?
– Masz ochotę?
Bill skinął głową. Zaskoczyła Toma ta prośba, bo od kilku
dni prawie siłą w niego wmuszał jedzenie.
– Kupię. Będę do godziny.
Tylko proszę cię, nie wstawaj.
– Obiecuję.
Tom ruszył. Jednak zamiast jechać do apteki, pojechał
prosto do lombardu. Potrzebował gotówki i to dużo, a zegarek, który nosił był
dość sporo warty, więc go zastawił.
Z gotówką, chodź nie taką jak się spodziewał, pojechał do
apteki wykupić receptę. Zahaczył po drodze sklep i oprócz mandarynek kupił
jeszcze inne owoce i smakołyki.
Wydawało się, że teraz wszystko pójdzie już jak po maśle,
ale Bill wcale nie czuł się lepiej, a kaszel i gorączka coraz bardziej dawały o
sobie znać.
Dwa dni po wizycie lekarza Bill w końcu stracił
przytomność. Przerażony Tom wezwał pogotowie, które zabrało Billa do szpitala.
Kiedy jednak poszedł do recepcji wypełnić wszystkie formalności, czekała na
niego kolejna bolesna lekcja życia i szlag go mało nie trafił, gdy usłyszał, że
ubezpieczenie Billa nie jest opłacane od miesiąca. A chwilę później mało go krew
nie zalała, kiedy dowiedział się, że jego ubezpieczenie też jest już nieważne. Nie
hamował się, przeklinając i wymyślając od najgorszych swojego ojca. Opanował
się, dopiero gdy wyszedł do niego lekarz, informując go o stanie zdrowia Billa.
– To zapalenie płuc. Podajemy
mu trzy antybiotyki na raz, żeby opanować sytuację – oznajmił. – Wypełnił pan już
wszelkie formalności?
Tom zamilkł, zerkając na pielęgniarkę, która przed chwilą
przedstawiła mu ich sytuację.
– Chory nie ma ubezpieczenia –
poinformowała.
– Nie jesteście ubezpieczeni?
– Jesteśmy. To jakieś
nieporozumienie, zaraz pojadę to wyjaśnić.
– Proszę to załatwić jak najszybciej,
w przeciwnym wypadku będziemy zmuszeni odmówić dalszego leczenia – poinformował
lekarz, a Tom poczuł się tak, jakby ktoś nagle wylał mu kubeł zimnej wody na
głowę.
Kiedy ruszał z parkingu szpitala z piskiem opon miał już
przygotowaną litanię dla ojca. Gdy
zajechał przed dom, dostrzegł samochód matki Billa. Zaskoczyło go to. Przez
ponad 20 lat trzymali się na dystans, a teraz nagle składali sobie wizyty jak
wzorowa rodzina? Wparował do domu, nawet nie siląc się, by zapukać, choć wychodząc
z niego, ojciec jasno dał mu do zrozumienia, że ten dom już nie jest jego domem
i bez zaproszenia nie ma do niego wstępu. Zatrzymał się w drzwiach salonu,
zastając w nim nie tylko Simone, ale także Gordona.
– Co ty tu robisz? – zapytał
Jorg.
– Dlaczego nie mamy ubezpieczeń
zdrowotnych? – Tom zapytał wprost.
– Przecież żyjecie na własny
rachunek. A skoro obaj pracujecie, bo pracujecie, prawda? To macie ubezpieczenie.
Dlatego nie widzę powodu wyrzucania pieniędzy w błoto.
– To teraz zapłacisz za leczenie
Billa.
Simone drgnęła.
– Co się stało? – zapytała.
– Jest w szpitalu. Ma
zapalenie płuc.
– Przykro mi – odparła i
przyjęła maskę obojętności, choć jeszcze chwilę temu Tom dałby sobie rękę
uciąć, że przejęła się.
– I co w związku z tym? –
zapytał Jorg.
– Musisz zapłacić za leczenie.
– Ja? A dlaczego?
– Bo to twój syn.
Jorg uśmiechnął się tylko, po czym spojrzał Tomowi w
oczy.
– Nadal sypiacie ze sobą?
– A co to ma do rzeczy?
– Nie będę utrzymywał
kazirodców.
Tym razem Tom skinął głową, że rozumie, i spojrzał na
Simone.
– A pani? Po tym, jak mu pani
opłacała prywatną klinikę w setkach euro dziennie, też umyje od tego teraz ręce?
Nie obchodzi panią, że jeśli nie zapłacimy, Bill umrze?
– Uważam, że Twój ojciec ma
rację.
– Czyli nie? To szkoda, że
Billowi jednak nie udało się to samobójstwo, przynajmniej nie byłoby mu teraz
żal, że jego własna matka odwróciła się od niego, gdy jej potrzebował.
Na Jorgu nie robiły wrażenia słowa Toma. Znał je dobrze,
bo to jeden ze sposobów prowadzenia spraw sądowych, wywoływanie określonych
emocji u świadków, i sam uczył tego Toma. Jednak w jakieś części w tej chwili
był z niego dumny i podziwiał go, że mimo przeciwności nie zostawił brata,
tylko upierał się przy swoim. I gdyby tylko nie sypiali ze sobą, Bill leżałby
już w najlepszej klinice w Niemczech, ale…
– Przykro mi Tom. Wy podjęliście
decyzje. Jeśli chcecie, byśmy nadal wam pomagali, musicie zgodzić się na nasze
warunki.
– Jakie warunki?
– Nigdy więcej nie zbliżycie
się do siebie inaczej jak bracia.
– Tylko tyle? – zapytał
zaskoczony. Przecież mogli udawać, to by było proste jak odebranie dziecku
cukierka. Jednak ojciec zaraz wyprowadził go z błędu.
– Nie. Poddacie się leczeniu.
– Nie jesteśmy chorzy. To wy
jesteście niespełna rozumu. Pchaliście nas ku sobie, doskonale widząc, że rodzi
się między nami uczucie. Zamiast od razu powiedzieć nam, kim dla siebie
jesteśmy. Mówiłem to już i powtórzę kolejny raz. Bill nigdy nie będzie dla mnie
bratem. I tu już nie chodzi o to, że go kocham.
Nawet gdybym się w nim nie zakochał, nigdy nie stałby się moim bratem.
Sama świadomość, że mam brata jest mi obca, a co dopiero uczucie, jakim bym go miał
obdarować.
– Skoro tak, uważam rozmowę za
zakończoną – oznajmił Jorg. – I proszę opuścić mój dom, bo wezwę policje.
Tomowi na te słowa aż się skręciły wnętrzności. Ojciec,
jego wzór, nagle stał się dla niego obcym człowiekiem. Nigdy nie widział go
takiego bezwzględnego i zimnego.
Nie widział już sensu nawet nawciskania mu kilku obelg, a
cisnęła się mu na usta cała masa. Po prostu stwierdził, że nie zasługuje na to,
by się w ogóle do niego odzywać. Spojrzał jeszcze na Gordona, który jako jedyny
przysłuchiwał się tej scenie i nie odzywał się. Odwracając się na pięcie, wyszedł,
zatrzaskując za sobą drzwi.
Wsiadł do samochodu i odjechał, ale nie odjechał daleko, zaparkował
na pierwszym wolnym miejscu na poboczu drogi, kompletnie nie wiedząc, co zrobić,
skąd zdobyć teraz pieniądze. Potrzebował ich natychmiast, nie mógł czekać.
Wybrał połączenie do Alana, który, choć miał szczere chęci, wiele nie mógł mu w
tej sytuacji pomóc. Nawet dla niego to była zbyt duża suma, a to, co miał, już
pożyczył Tomowi, kiedy wprowadzali się do domku.
Tom podwinął rękaw bluzy, chcąc zerknąć na zegarek, który
zastawił w lombardzie i zaklął pod nosem. Pozbywał się wszystkiego, co miało
jakąkolwiek wartość, ratując Billa. Miał jeszcze jedną cenną rzecz, którą mógł
sprzedać i zapłacić szpitalne rachunki, ale to też oznaczało, że z rozwożenia
pizzy będzie musiał zrezygnować, bo bez samochodu nie da rady jej nikomu na
czas dostarczyć. To była jedna z cięższych dla niego decyzji. Potrzebowali
samochodu, ale gdyby Bill umarł, to nic by już nie miało dla Toma znaczenia.
Odpalił silnik i ruszył do komisu.
Ciężko było mu się rozstać ze swoją chlubą. Jeszcze dwa miesiące
temu sądził, że nawet jeśli kiedyś zmieni auto, to tego nigdy nie sprzeda i
zostawi sobie na pamiątkę. Teraz wyszedł z gotówką w kieszeni, nawet nie oglądając
się za siebie. Po prostu nie mógł.
Nagle życie zaczęło weryfikować uczucia, jakie żywił do
Billa, bezczelnie, sprawdzając go jak daleko posunie się, ile Bill jest tak
naprawdę dla niego warty. Dwie godziny później dotarł do szpitala.
Po kwadransie z fakturą ruszył do szpitalnej kasy
uregulować rachunek za pobyt i leczenie. A po kolejnych piętnastu minutach, wszedł
w końcu na sale, na której leżał Bill z maską tlenową na twarzy.
Podszedł do niego i usiadł na brzegu jego łóżka, delikatnie
dotykając jego twarzy. Był rozpalony, ciężko oddychał, a jego czoło było pokryte
potem, ale czujnik, który cały czas monitorował jego temperaturę, wskazywał, że
gorączka zmalała.
– Już jestem – szepnął i nachylając
się, musnął go w czoło. – Wszystko załatwiłem. Będzie dobrze, wyzdrowiejesz. Teraz
już wszystko będzie dobrze. – Mówił do niego, ale bardziej w tym momencie
pocieszał sam siebie, bo Bill i tak niczego nie słyszał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Nie no, to już jest przegięcie ze strony ich rodziców. Nie rozumiem, jak można być takimi... takimi... debilami. Ich syn leży w szpitalu, a oni i tak myślą tylko o tym, by Tom i Bill przestali ze sobą być. Ale się wkurzyłam. :/ Po prostu mam ochotę coś rozwalić. To nie fair. Pociesza mnie fakt, że dalej trwają w swoich uczuciach i się nie złamali.
OdpowiedzUsuńLiczę na Gordona. Nie wiem czemu, ale trzyma mnie silne wrażenie, że on się przyczyni do czegoś ważnego. Pomoże im? Pogodzi z rodzicami? Chociaż z tym drugim to mi wisi, bo po prostu czuję do nich pogardę. Mogą czuć się zniesmaczeni ich związkiem, ale... nie. Po prostu nie.
,,Nagle życie zaczęło weryfikować uczucia, jakie żywił do Billa, bezczelnie, sprawdzając go jak daleko posunie się, ile Bill jest tak naprawdę dla niego warty.'' to jest piękne. <3 Tom sprzedał to auto. <3
Ściskam,
An
No na razie, ale każdy ma jakieś granice wytrzymałości, Być może Tom także. No a Bill, co będzie jak się dowie, że Tom dla niego sprzedał samochód, poczucie winy też wiele niszczy :)
UsuńMam nadzieję, że to opowiadanie (jak każde twoje) także w efekcie końcowym zostanie zakończone happy endem...
OdpowiedzUsuńTak czy siak, jest super, a to nie do wyobrazenia jak bardzo wspolczuje Tomusiowi i Billowi :/
Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz, że coś nie skończy się dobrze, może tym razem namieszam im niedoodmieszania :D
UsuńBoże, ale jestem wkurzona. Bill prawie umiera a Simone i Jorg mają to w dupie. Chyba najważniejsze jest zdrowie Billa a nie głupie pretensje i dyktowanie warunków co do całej sytuacji, która ewidentnie jest ich winą. Myśleli, że wszystko będzie cacy jak im powiedzą o sobie po tylu latach? Lepiej niech nie myślą, bo im to słabo wychodzi -.' Ja bym nawet się nie wahała w takiej sytuacji jako rodzic i pomogła mojemu dziecku. Mam nadzieję, że bliźniaki się nie dadzą i poradzą sobie, chociaż coś czuję, że będzie gorzej, bo trochę czuć że już Toma to rozwala psychicznie.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny 😘😘
~Demi Lerman
Chcę nowy rozdział już już już 😀
OdpowiedzUsuń