Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 2 kwietnia 2017
05:00
Witajcie kochani.
Wiem, że tym razem czekaliście
naprawdę długo, ale ostatnie dwa tygodnie to u mnie masakra. Trochę mi się
zdrówko posypało i musiałam pobiegać po lekarzach. Najgorzej jest z moim
oczkiem, bo wyszło mi coś bardzo poważnego i mam skierowanie do kliniki na 26
kwietnia na konsultację, zobaczymy, co mi powiedzą. Mam nadzieję, że nie oślepnę,
bo z tego, co mi pani doktor w gabinecie powiedziała to zagrożenie jest, a pomyśleć,
że poszłam do okulisty tylko po coś na zapalenie spojówek. Ehh... czasem lepiej nie
wiedzieć.
W każdym razie dzisiaj ostatni
odcinek tego opowiadania i mam nadzieję, że długością zrekompensuję wam to długie
oczekiwanie.
Za tydzień ruszamy z 2
odcinkiem „W niewoli uczuć” i gwarantuję wam, że nie zabraknie emocji. A teraz
zapraszam na ostatni odcinek.
Wasza Niki
Odcinek 40 END
– Ale jakim
cudem? – Tom zdołał tylko tyle z siebie wydusić – Przecież ja go…
– Przypadkiem
– wtrącił Gordon. – Przyszedłeś do nas powiedzieć
nam, że Bill jest w szpitalu i że nie macie pieniędzy zapłacić za leczenie.
Simone i Jorg powiedzieli ci, że macie radzić sobie sami, ale jak tylko
wyszedłeś, zadzwonili do szpitala dowiedzieć się, jaki jest stan zdrowia Billa
i ile wynosi opłata za leczenie i pobyt, jednak pieniądze nie były już
potrzebne, bo wszystko zostało uregulowane. Od razu domyśliłem się, że sprzedałeś
samochód, podzwoniłem po komisach, znalazłem i pojechałem go kupić.
– Tato… – Bill
wydusił z siebie. Wiele im już pomógł i wiele jeszcze miał im pomoc, ale to, co
teraz zrobił, było dla nich najlepszym prezentem, jaki mógł im ofiarować.
Tom z niedowierzaniem podszedł
do swojego samochodu, nie mogąc uwierzyć, że go odzyskał. Przejechał dłonią po
karoserii, sprawdzając, czy nie ma na niej żadnych rys.
– Nikt nim
nie jeździł. Stał cały czas w magazynie w fabryce. Nie chciałem, żeby Simone
się dowiedziała, ale nie wyglądasz na zadowolonego.
– Nie
wyglądam, bo jestem w szoku. Byłem pewny, że już go nigdy nie zobaczę. Wiem, że
to tylko samochód i sprzedałbym go po raz drugi, gdybym potrzebował pieniędzy na
ratowanie Billa, ale naprawdę wiele dla mnie znaczył.
– Wiem. No,
dobrze, to zostawiam was, muszę już jechać.
– Może zostaniesz
chwilę?
– Nie mogę
Bill. Mam umówione spotkanie u notariusza, wpadłem tu po drodze. Myślę, że w
przyszłym tygodniu o tej godzinie będziecie już w Monachium.
Tak też
było. Niecały tydzień zajęło dopięcie wszystkiego na ostatni guzik.
Bliźniacy spotkali się z
Alanem, dziękując mu za pomoc i dach nad głową i żegnając się, zaprosili do
Monachium, jak tylko będzie miał ochotę wyrwać się trochę z rodzinnego miasta.
Bagaży nie mieli wiele, to też
wszystkie swoje rzeczy bez problemu udało się im upchać do bagażnika Toma
samochodu i zaraz po obiedzie wyruszyli w drogę.
– Boisz
się? – zapytał Bill, kładąc nogi na desce rozdzielczej.
– A ty? – Tom odbił pytanie, umiejętnie samemu
nie odpowiadając.
– Przy tobie
niczego się nie boję.
Uśmiech na twarzy Toma mówił
sam za siebie, teraz czuł się w naprawdę ważny.
– Chociaż jest
coś, czego się obawiam – dodał po chwili zastanowienia.
Tom zerknął przelotnie na niego.
– Czego?
– Nigdy tak
naprawdę nie byłem dla nikogo szefem, co będzie, jak sobie nie poradzę z zarządzaniem
pracownikami?
– Żartujesz?
– Nie, mówię
całkiem poważnie.
– No to
musisz popracować nad asertywnością i wszystko pójdzie jak po maśle.
– Tak sądzisz?
– Yhym,
– Potrenuję
na tobie.
– Kiepski
obiekt sobie wybrałeś – stwierdził Tom.
– Dlaczego?
Bo ty mi nie potrafisz odmówić.
– Potrafię.
– Tak, tylko
do momentu, kiedy ci nie stanie, potem sam prosisz, żebym się tobą dobrze zajął.
Bill prychnął i odwrócił głowę
w bok, przyglądając się mijanym widokom, a Tom z uśmiechem na twarzy kontynuował
jazdę.
Był już wieczór, kiedy
dojechali do Monachium. Tom umiejętnie manewrował uliczkami kierowany GPS-em.
– Wychodzi
na to, że to tutaj – rzucił, parkując na poboczu.
– Jesteś
pewny?
– Tak
pokazuje GPS. Skąd mam wiedzieć, czy to na pewno tu. Jeśli to ten adres to
tutaj.
Wysiedli z samochodu, uważnie rozglądając
się po okolicy. Szereg dwupiętrowych domków nieco zbił ich z tropu. Wiedzieli,
że Gordon kupił im dom, ale nie mieli pojęcia jaki, a jak okiem sięgnąć wszystkie
wyglądały podobnie i na pierwszy rzut oka wcale skromne nie były.
– To chyba
nie tutaj – rzucił Tom, zatrzaskując za sobą drzwi w aucie.
– Tam jest
tabliczka – zauważył Bill, dostrzegając na płocie tabliczkę z numerem domu i
nazwą ulicy.
Podeszli powoli, stwierdzając,
że jakby nie patrzeć adres się zgadzał.
–
Niemożliwe, żeby Gordon kupił nam taką chatę – stwierdził Tom. – Wiesz, ile ona
jest warta?
– Obawiam
się, że może tak być – mruknął pod nosem Bill. Znał Gordona zbyt dobrze i wiedział,
że jeśli już coś robił, to robił to z rozmachem.
– A może tu
są dwie takie same ulice albo inaczej się je pisze i zajechaliśmy, nie na tę co
trzeba?
– Wątpię,
ale możemy zapytać.
– Kogo? Tu
nie ma żywego ducha.
– Tam idzie
jakiś facet z psem.
Gdzieś na końcu uliczki Bill
dostrzegł idącego w ich kierunku mężczyznę, najwyraźniej wyszedł z psem na
wieczorny spacer. Nie namyślając się wiele podeszli do niego.
Po chwili już wiedzieli, że
adres się zgadza, a ów mężczyzna jest ich sąsiadem. Pożegnali się z nim i
niepewnie podeszli pod bramę.
– Nie
spłacimy go do końca życia – stwierdził Tom.
– Spłacimy
go szybciej, niż ci się wydaje. Nawet nie masz pojęcia, jakie pieniądze
przyniesie nam ta filia.
– Obyś miał
rację – odparł Tom i westchnął. No to co, chwila prawdy? – zapytał, wyciągając
komplet kluczy.
– Otwieraj.
Znając Gordona, dom jest w pełni wyposażony i urządzony.
– Mam nadzieję,
że nie samymi antykami, nie znoszę starych mebli – stwierdził Tom, wpychając klucz
do zamka.
– I? – zapytał
Bill.
– Pasuje – odparł
Tom i przekręcił klucz. Kilka kolejnych zamków później w końcu weszli do środka.
– Zapal światło
– rzucił Bill.
– Gdzie? Widzisz
tu gdzieś włącznik?
– Poświeć komórką,
gdzieś tu musi być.
Kiedy odnaleźli włącznik i zapalili
światło, Tom aż puścił trzymaną torbę na ziemie.
– Ja
pierdole – skomentował to, co zobaczył.
Bill milczał, dla niego było właśnie
tak, jak się spodziewał, że będzie, znał Gordona i doskonale widział tu jego styl
urządzania.
– No –
odezwał się Bill. – Sam tego chciałeś.
– Nie
myślałem, że Gordon pójdzie na całość.
– To już
teraz wiesz. U niego zawsze albo dostajesz wszystko, albo nic.
– Będę się
musiał wziąć ostro do pracy, żeby mu to wszystko spłacić.
– A myślisz,
że on weźmie od ciebie czy ode mnie kasę?
Tom spojrzał na Billa.
– Nie patrz
tak.
– Nie tak
się z nim umawiałem – wyjaśnił Tom.
– A masz to
na piśmie?
– Nie, ale…
– To tak
jakby tej umowy w ogóle nie było.
– To ja nie
chcę tak. Źle się będę czuł ze świadomością, że ktoś mi coś dał za darmo.
– Chyba nie
masz innego wyjścia, bo Gordon taki już właśnie jest.
– W takim
razie musimy tak poprowadzić firmę, żeby przynosiła spore zyski.
Bill skinął głową, w
zupełności zgadzając się z Tomem.
Ponad dwa
tygodnie zajęło im zaaklimatyzowanie się, a raczej przemeblowanie i urządzenie domu
według własnych upodobań. Obaj wybrali sobie własne sypialnie, ale i tak
sypiali razem, zwykle u Billa. Nawet nie było mowy, że któryś prześpi sam w
swoim łóżku całą noc. Nawet jeśli któremuś przysnęło się, to budził się u boku
drugiego.
Pięć miesięcy
później, śmiało mogli powiedzieć, że zaczęli powoli nad wszystkim panować.
Tom ostro wziął się za
projekty, a Bill starannie wybierał kadrę pracowniczą, doskonale wiedząc, że jeśli
mają przetrwać i w odwdzięczyć się Gordonowi przede wszystkim za zaufanie, muszą
mieć najlepszych ludzi.
Ich prywatne życie, kwitło tak
samo, jak sukcesy w firmie, aż niejednokrotnie trudno było im uwierzyć, że jeszcze
kilka miesięcy temu mieli poważne kłopoty i gdyby nie pomoc Alana, który
zapewnił im chociaż dach nad głową mieszkaliby pewnie pod mostem.
Weekendy po całym tygodniu
ciężkiej i wytężonej pracy zawsze celebrowali. To były dwa dni, które poświęcali
wyłącznie sobie, spędzając je w szczególny sposób. Śmiali się za każdym razem,
gdy dopadali do siebie w taki sposób, jakby nie wiedzieli się wieki i byli spragnieni
swoich ciał, do granic możliwości. To było coś niesamowitego i ilekroć leżeli zmęczeni
po nieziemsko przyjemnym seksie, śmiali się dziwiąc się i zastanawiając
jednocześnie, czy kiedykolwiek nasycą się sobą.
Niewątpliwie pewny byt i
spokojny tryb życia służył rozwojowi ich związku, chociaż była pewna zadra w
życiu, która ciągle nie dawała o sobie zapomnieć, i choć nie rozmawiali o tym,
to obaj często myśleli o swoich rodzicach. Było im przykro, że nie potrafili
uszanować ich decyzji. A tak bardzo byli dumni z osiągnięć w firmie, którą
powierzył im Gordon, że rozpierało ich aż i zwyczajnie chcieli się podzielić
swoim szczęściem i sukcesem z rodzicami, którzy, zanim zerwali z nimi kontakt,
dopingowali ich w każdych przedsięwzięciach.
Jednak los szykował dla nich niespodziankę, której w ogóle się nie
spodziewali.
Pewnego dnia, tuż po tym, jak
obaj wyszli spod prysznica, do ich domu zbliżało się srebrne Audi, które Tom
doskonale znał. Tom jak tylko ubrał się, ruszył do kuchni zrobić coś do
jedzenia, a Bill kremując swoje ciało od stóp po głowę, został w łazience sam.
Jednak jego przyjemną ceremonię przerwał jeden mały, ale kurewsko widoczny
szczegół na szyi, którego z pewnością nie było rano, zanim wylądował z Tomem w
łóżku. Bardzo szybko skojarzył moment, w którym Tom zassał się na jego szyi, sprawiając,
że z przyjemności aż poczerniało mu w oczach, a stado dreszczy przetoczyło się
falą po całym jego ciele, kumulując się w jednym najbardziej strategicznym
miejscu i zostawił mu ślad, który przez kilka kolejnych dni będzie musiał
maskować.
– Kurwa
mać, Tom! Znowu zrobiłeś mi malinkę – krzyknął, wychodząc z łazienki i zawiązując
szlafrok w pasie.
–
Oczywiście – przyznał Tom, w ogóle niewzruszony nerwami Billa. – Poprzednia już
zeszła, więc musiałem zrobić nową, żeby nikt nie miał wątpliwości, że jesteś zajęty.
Bill tylko spojrzał na Toma i
już miał wygłosić, co on o tym wszystkim myśli, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi.
Bez zastanowienia ruszył otworzyć, jednak w połowie drogi Tom go powstrzymał.
– A ty dokąd?
– Otworzyć.
– Tak? – zapytał,
mając na myśli to, że jest w samym szlafroku. – Idź się ubierz, ja otworzę –
zawrócił go.
Bill pobiegł do pokoju ubrać
się, a Tom poszedł otworzyć drzwi. Jego entuzjazm jednak zgasł natychmiast, gdy
otworzył drzwi i zobaczył ojca i Simone.
– Dzień dobry
– odezwał się pierwszy Jorg, widząc wymalowany szok na twarzy swojego syna.
– Co wy tu
robicie? Jak nas znaleźliście? – To jedyne, co Tom chciał wiedzieć. Serce w jednej
chwili podeszło mu do gardła, a nogi dziwnie zmiękły mu w kolanach.
– Gordon
nam o wszystkim powiedział – wtrąciła się Simone. – I nie musicie się nas
obawiać, przyjechaliśmy z wami porozmawiać i zakopać topór wojenny.
– Kto to?!
– Krzyknął z pokoju Bill, ale Tom nie zamierzał odpowiedzieć, był w zbyt
wielkim szoku, żeby zareagować na pytanie Billa. —Tom? Pytałem, kto to?
Jednak nadal nie dowiedział
się, a fakt, że Tom milczał, zaniepokoił go na tyle, że zarzucając na siebie
flanelową koszulę, ruszył zobaczyć.
– Nic od
was nie chcemy – rzucił Tom. Ta jedna myśl ciągle chodziła mu po głowie. Już pogodził
się, że z ojcem już nigdy więcej nie porozmawia tak, jak rozmawiał, zanim dowiedział
się, że ma brata bliźniaka.
–
Spokojnie, przyjechaliśmy się z wami zobaczyć i porozmawiać, nie zamierzamy robić
wam żadnych wykładów, a tym bardziej żądać od was, żebyście się rozstali, choć
pewnie sami wiecie, że nie powinniście… W każdym razie chcemy tylko… – nie
dokończył, widząc podchodzącego Billa.
– Co wy tu
robicie? – zapytał, nie mogąc jednak oderwać wzroku od matki. Tak cholernie mu
jej brakowało i dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Ona także nie
spuszczała z niego wzroku.
– Dzień dobry,
Billy – odezwała się w końcu, nie mogąc dłużej znieść ciszy między nimi.
– Po co przyjechałaś?
Skąd znacie nasz adres?
– Chyba nie
sądziłeś, że to się nigdy nie wyda? Gordon jest moim mężem, do tego partnerem w
interesach, i nawet jeśli dobrze się starał ukryć przede mną fakt, że wam pomógł
to i tak się wszystkiego dowiedziałam.
– Rozwiedziecie
się teraz?
– Nie. Na
litość Boską, skąd ten pomysł?
– Nie popierasz
naszego związku, wypięliście się na nas, jasno dając do zrozumienia, że jeśli
chcemy być razem mamy sobie radzić sami, a Gordon nam pomógł, pomimo wszelkim
zakazom, więc wnioski nasuwają się same.
– Możemy
wejść? – zapytał Jorg.
Bill spojrzał na Toma,
oczekując, by to on podjął ostateczną decyzję. Tom tylko westchnął i odsunął
się z przejścia.
– Zapraszamy.
Rodzice chłopców weszli do środka,
zatrzymując się w holu.
– Wejdźcie
do salonu – wskazał gestem ręki kierunek.
Simone, jak i Jorg rozglądali
się uważnie, przemierzając korytarz i wchodząc do salonu, który był urządzony w
odcieniach brązu i beżu, tworząc przyjemny ciepły klimat.
– Siadajcie.
Napijecie się czegoś? – zapytał Tom, starając się trzymać nerwy na wodzy.
– Jeśli
można to proszę szklankę wody – odezwała się Simone, na co Tom spojrzał na Jorga,
w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Dla mnie
też.
– Zaraz
przyniosę. Pomożesz mi Bill? – zapytał, inteligentnie wyciągając brata do
kuchni.
Jak tylko weszli, Bill nie
krył swojego zaskoczenia.
– Co oni tu
robią, czego chcą?
– Podobno
pogadać, przecież słyszałeś.
– Gordon
wie o tym?
– Nie mam
pojęcia, ale chyba nie, w przeciwnym wypadku uprzedziłby nas – stwierdził Tom.
– Boję się
Tom.
– Spokojnie.
Trzymaj szklanki – podał mu dwie, samemu zaś zabierając dzbanek z wodą. –
Niczego nie mogą nam zakazać, a my zawsze możemy powiedzieć, że już nie
jesteśmy parą i łączą nas tylko czysto braterskie stosunki.
– Powiedziałbyś
tak?
– Nawet nie
masz pojęcia, co w ogóle mógłbym powiedzieć byle tylko się od nas odczepili.
– Myślałem,
że będziemy trzymać się swoich racji.
– Bo będziemy,
ale zrobimy to inteligentnie. Mamy zbyt wiele do stracenia. Poza tym oni nie
chcą nas rozdzielić, tylko porozmawiać.
– Tak,
pogadać, żebyśmy się opamiętali.
– Zobaczymy,
co będą gadali. Obiecuję ci, że jeśli padnie, choć jedna sugestia odnośnie
naszego związku, że powinniśmy przestać, wypierdolę ich oboje za drzwi.
Bill tylko westchnął. Denerwował
się, czuł się rozdarty między pragnieniem nawiązania więzi z matką, więzi,
którą miał, zanim dowiedział się, że Tom jest jego bratem, a tym, z czym przyszło
się im zmierzyć, czyli nie akceptacją jego związku i wyborem między dwoma
najdroższymi osobami na świecie. Wybrał Toma, ale jego serce krwawiło za każdym
razem, gdy wspomniał sobie o matce, i teraz aż wyzierały te wszystkie emocje z
jego twarzy. Najchętniej uciekłby jak najdalej, by tylko nie musiał być tu i
teraz i dokonywać wyborów, których na dobrą sprawę w ogóle nie chciał. Tom był
inny, choć wcale nie mniej uczuciowy, po prostu inaczej do tego podchodził i
doskonale wiedział, że czasami pewne sporne sprawy lepiej jest zostawić samym
sobie, że czas może zdziałać cuda i w tej właśnie chwili czuł, że to jest właśnie
ten moment, w którym być może dojdą w końcu z rodzicami do jakiegoś kompromisu.
Oczywiście ich związek nie podlegał negocjacjom, dlatego, choć pełen nadziei przyjął
postawę obronną, tak na wszelki wypadek.
– I tak się
boję.
– Czego? Przecież
już wiesz, do czego mogą się przyczepić, nic innego nie mogą nam zarzucić.
– I tego
się właśnie boję. Wiem, że nasz związek jest niemoralny i nie oczekuję, że
matka da nam błogosławieństwo, ale nie chcę kolejny raz słyszeć tych wszystkich
wywodów, zwłaszcza od niej.
– Jeśli
tylko zacznie albo mój ojciec zacznie, skończą swój monolog za drzwiami. A
teraz chodź, nie możemy tu tkwić wiecznie.
Bill skinął tylko głową i
robiąc dwa głębokie wdechy, ruszył pierwszy do salonu.
Po chwili cała czwórka siedziała
naprzeciwko siebie, a Bill i Tom uważnie przyglądali się rodzicom, czekając na
słowny atak z ich strony.
– Chłopcy –
zaczął Jorg, odstawiając pustą szklankę na stolik przed sobą. – Zapewne wiecie
o tym, że nie pochwalamy waszego związku.
Tom w tym momencie głębiej
odetchnął i przewrócił oczami. Nie uszło to uwadze Jorga.
– Spokojnie
– powiedział, wiedząc, że Tom zaraz wybuchnie. – Nie zamierzamy wam prawić
kazań. Trochę czasu minęło, wiele przemyśleliśmy z Simone i zdajemy sobie sprawę,
że to z naszej winy doszło do tego wszystkiego.
– I co w związku
z tym? – ponaglił go Tom. Nigdy nie widział ojca w sytuacji, żeby robił takie
wstępy. Jorg był zawsze konkretny i kiedy miał coś konkretnego do powiedzenia,
mówił krótko i szybko, a teraz ewidentnie widział, jak wiele czasu musiał spędzać
z Simone, ile musieli dyskutować, skoro obecna przemowa zaczęła się tak
drobiazgowo.
– Konkrety!
Tak… Zawsze mówię wprost, wiem, ale tyle się wydarzyło, tyle padło niepotrzebnych
słów i teraz jesteśmy dla was wrogami, a naprawdę chcieliśmy dobrze.
– To nadal
nie są konkrety. Mówisz nam o sprawach, o których i wy, i my doskonale wiemy.
Chcemy wiedzieć, po co do nas przyjechaliście? – Tom nie spuszczał z tonu.
– Chcemy
się z wami pogodzić – powiedziała Simone.
– A jak wy
to sobie wyobrażacie?
– Nie
rozstaniemy się z Tomem – wtrącił Bill.
– Nie oczekujemy
tego od was – odparł Jorg. – Nie podoba nam się to, ale jesteśmy skłonni nie
poruszać tego tematu i przymknąć na to oko. Mamy też nadzieję, że z czasem po
prostu wam to przejdzie.
Nagle po tych słowach nastała
cisza. Tom z Billem spojrzeli na siebie, po czym na rodziców, nie wiedząc, czy
czasem się nie przesłyszeli. To było zbyt proste, żeby mogło być prawdziwe.
– Skąd
nagle taka zmiana frontu? – zapytał Tom.
– Jesteście
naszymi dziećmi. Trudno, stało się, jak się stało, trzeba żyć dalej i ponosić
konsekwencje swoich decyzji.
– Nagle uświadomiliście
sobie, że oprócz pieprzenia się jesteśmy w stanie poprowadzić firmę i dobrze
prosperować, więc pomyśleliście, że trzeba odzyskać łaskę synów? – zapytał w końcu
Bill.
– Nie przeczę,
że kiedy się dowiedzieliśmy o tym wszystkim, nie byliśmy w szoku. To było dla nas
ogromne zaskoczenie, zwłaszcza kiedy w końcu Gordon opowiedział nam co i jak, i
to, że dał wam wolną rękę i że wszystko, co do tej pory macie osiągnęliście
własną pracą, to nam zaimponowało. Zdaliśmy sobie sprawę, że fakt, iż… – Jorg zamilkł
na chwilę, po czym kręcąc głową, sprostował. – Uprawiacie seks ze sobą, nie ma
wpływu na waszą pracę i zaangażowanie w przyszłość firmy.
Żeby tylko wiedzieli, ile razy
to właśnie w łóżku przychodziły im genialne pomysły odnośnie jakichś nowych
projektów, czy ulepszeń w firmie, pewnie Jorg ugryzłby się dwa razy w język, zanim
to powiedział, ale nie wiedział, a chłopcy nie zamierzali wyprowadzać go z błędu,
dalej uważnie słuchając.
– Praca
jest pracą, a nasze życie prywatne, jest naszym życiem prywatnym. Nie
przynosimy naszych spraw prywatnych do firmy. Tam stajemy się innymi ludźmi,
skupiamy się na pracy i do waszej wiadomości, absolutnie nikt nie ma nawet
podejrzeń, że oprócz faktu, że obaj jesteśmy prezesami firmy, łączy nas coś
ponadto. Nie wiedzą nawet, że jesteśmy rodzeństwem – sprostował Tom.
– Nikomu
nie powiedzieliście? – zapytała Simone.
– A po co?
– odparł Bill. – Kogo to obchodzi? To tylko nasza sprawa. A to wy mieliście jakieś wyrośnięte
wyobrażenia na ten temat. Myślisz, że nie zdajemy sobie sprawę, jak postrzega się
związki homoseksualne? Doskonale wiemy, dlatego zachowujemy się z Tomem poza domem
normalnie, tak by nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że łączy nas coś więcej
poza przyjaźnią.
– Cóż, może
faktycznie trochę poniosła nas wyobraźnia.
– Trochę? Trochę,
to mało powiedziane – podsumował Bill.
–
Przepraszam, to jedyne, co mogę powiedzieć w tej sytuacji – odparł Jorg. Tom
doskonale wiedział, że ojciec nigdy nie przeprasza, jeśli nie czuje się za coś odpowiedzialny.
Znowu zapanowała cisza.
Chłopcy nie wiedzieli jak się ustosunkować do tej nagłej zmiany frontu
rodziców, a Jorg i Simone też czuli się niezręcznie, obawiając się, żeby teraz
chłopcy nie pomyśleli sobie, że ta ich nagła zmiana decyzji ma drugie dno, choć
absolutnie nie miała.
– Dobrze,
to my już może pójdziemy – odezwał się Jorg, widząc, że nikt już nic więcej nie
powie. – Odezwijcie się od czasu do czasu albo wpadnijcie, jeśli będziecie w
okolicy, albo zechcecie tak po prostu przyjechać. Zdajemy sobie sprawę, że nam
już nie ufacie, ale…
– To nie o
to chodzi – wtrącił Tom. – Rozumiemy, że nasz związek jest czymś niestosownym,
ale nie zakochaliśmy się w sobie, wiedząc od początku kim jeszcze dla siebie
jesteśmy. Ani ja, ani Bill nie potrafimy tak po prostu powiedzieć sobie - ok, jesteśmy
braćmi, więc nie kochajmy się jak partnerzy, rozumiecie? Nie potrafimy i nie
chcemy. Ta sytuacja, w której wy nas postawiliście, jest waszą winą, a dla mnie
Bill, jak i ja dla niego nigdy nie stanę się bratem, rozumiecie? Do tego jest
nam po prostu przykro, że osoby, na które najbardziej liczyliśmy, którym ufaliśmy
bezgranicznie, które kochaliśmy i nadal kochamy, choć może w to nie wierzycie,
zawiodły nas. Teraz przychodzicie i nagle wyciągacie do nas rękę i przepraszacie,
chcecie odbudować to, co było, ale na to trzeba czasu.
– Tak, Tom
– potwierdziła Simone. – Masz rację, na to wszystko trzeba czasu, i mamy tego
pełną świadomość. Dlatego nie chcemy już nadużywać waszej gościnności. Jeszcze
porozmawiamy, jeśli oczywiście zechcecie i wiele spraw postaramy się zrozumieć.
– W porządku
– odparł Tom.
– W takim
razie życzymy wam powodzenia i mamy nadzieję, że do zobaczenia.
– Dziękujemy
za zaproszenie – odparł Tom, wstając z kanapy zaraz po tym, jak jego ojciec to zrobił.
Simone podeszła niepewnie do Billa, który spojrzał na nią nieco z góry, nie wiedząc,
czemu tak mu się przygląda.
– Dobrze wyglądasz
– stwierdziła.
– Dziękuję.
– Ty też,
Tom. Miłość wam naprawdę służy.
– Dbamy o siebie
nawzajem – sprostował Tom.
– Cieszę
się. Mogę cię przytulić? – zapytała Billa, na co ten bez zastanowienia skinął
głową.
I w końcu poczuł matczyne
ciepło i troskę. To uczucie, którego nie da się opisać słowami, a Bill właśnie
tego potrzebował. Miał Toma i dla Toma teraz żył, ale ciążyło mu to, że stracił
kontakt z matką. Teraz rodziła się nadzieja, że może jednak nie wszystko
stracone, a utracona relacja ma szansę zostać odbudowana.
W końcu zostali
sami. Jak tylko Simone i Jorg odjechali, Tom z Billem usiedli w salonie, pogrążając
się w zadumie.
– Powiedz
coś – odezwał się pierwszy Bill.
Tom spojrzał na niego, ale nie
wiedział jak to wszystko skomentować, dla niego ta niespodziewana wizyta i cała
ta sytuacja była też ogromnym zaskoczeniem.
– Nie wiem,
co – odparł szczerze.
– Jak
myślisz, to było szczere, czy może…? – bał się nawet dokończyć swoją myśl, tak
bardzo chciał, żeby to, co miało miejsce jeszcze kilka minut temu, miało dobre
zakończenie.
– Czuję, że
coś do nich dotarło – przyznał Tom.
– Naprawdę?
Tom skinął głową i poderwał
się z kanapy, wzbudzając w Billu zaskoczenie.
– Rusz
dupę, trzeba obrać ziemniaki i zrobić obiad. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.
Bill tylko przewrócił oczami.
– Nawet w
takich sytuacjach potrafisz myśleć o jedzeniu?
– Nie muszę
wcale myśleć, mój żołądek sam daje mi znać, że pora coś przekąsić. Założę się,
że twój także.
Oczywiście przy obiedzie nie
obyło się bez dyskusji. Obaj byli pod wrażeniem wizyty rodziców, ale
postanowili podejść do tego z dystansem i zobaczyć jak sytuacja sama się rozwinie.
Ten weekend był inny niż
poprzednie, wszystko obracało się wokół wizyty rodziców. Nawet jeśli zapominali
na chwilę o nich zajęci sobą, to jak tylko ich myśli nie skupiały się na czymś
innym, dyskutowali o rodzicach.
Minął prawie miesiąc, zanim
zdecydowali się odezwać do rodziców i to zadanie należało do Billa. Zadzwonił
do matki, z pytaniem, czy mogą ją odwiedzić. Po samej radości w głosie Simony
nie trzeba było nawet czekać na odpowiedź, chociaż w kółko powtarzała, że mają
się nie krępować i przyjechać, kiedy tylko zechcą i na jak długo zechcą, że
przenocuje ich albo jeśli wolą przenocują u Jorga.
W końcu pojechali, ale nie
zamierzali zostać ani u jednego, ani u drugiego z rodziców na noc, przede
wszystkim oni sami nie byli na to gotowi i szczerze mówiąc, nie wiedzieli jakby
to miało wyglądać, czy spaliby razem, czy osobno. Było zbyt wcześnie, żeby
posunąć się tak daleko według nich, więc w planach mieli powrót do Monachium.
Kiedy przyjechali, było
południe, więc Simone przygotowała obiad. Zaprosiła także Jorga i wszyscy łącznie
z Gordonem usiedli do stołu. Na początku rozmowa nie kleiła się. Chłopcy byli spięci,
oczekując na jakikolwiek atak, a Simone popłakała się z emocji i uciekła do
kuchni. Bill spojrzał tylko na Toma, który skinął mu głową, zachęcając go, żeby
poszedł do niej.
Kiedy Bill wszedł do kuchni
stała pod oknem, wycierając łzy.
– Wszystko
w porządku? – zapytał, podchodząc do niej.
– Tak, nic
mi nie jest – odparła, odwracając się do niego.
– To, czemu
płaczesz?
– To z
emocji. Strasznie się denerwuję.
– Czym?
– Że was czymś
urażę i już nigdy więcej cię nie zobaczę.
– Mamo… –
Bill aż pokręcił głową i bez zastanowienia objął ją, mocno do siebie
przytulając. – Byłem na ciebie zły, a właściwie nie zły, to złe słowo, w sumie
to nie wiem jak opisać to, co czułem, ale było mi strasznie przykro.
– Wiem,
kochanie. Trochę za nerwowo zareagowaliśmy z Jorgiem.
– Rozumiem
waszą reakcję, ale zamiast stawiać nam ultimatum, na które nigdy się nie zgodzimy,
powinnyśmy byli wszyscy spokojnie porozmawiać.
– Masz
rację. Cieszę się, że Gordon zachował zdrowy rozsądek.
– On też
nie popiera naszego związku, ale podszedł do tego inaczej.
– Wiem, wszystko
wiem. Długo rozmawialiśmy, całą trójką, jak już się w końcu dowiedziałam, że
wam pomógł. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że tu dzisiaj jesteście. Mam
nadzieję, że zostaniecie do jutra.
– Niestety
nie.
– Dlaczego?
– Mamy napięty
grafik. Od poniedziałkowego poranka musimy ostro wziąć się do pracy, jeśli
byśmy zostali tu na noc, jutro wrócilibyśmy i po podróży byli zbyt zmęczeni.
Jeszcze będzie okazja, żebyśmy tu zostali na dłużej, ale nie tym razem.
–
Obiecujesz?
– Obiecuję.
– Tom woli spać
po prawej, czy po lewej stronie łóżka? Bo śpicie razem, prawda?
Bill na chwilę zamilkł, nie wiedząc
co odpowiedzieć.
– Przepraszam,
nie było pytania – zreflektowała się, że to pytanie w obecnej sytuacji było
trochę nie na miejscu.
– Po prawej
– odparł jednak. – Ale możesz nam pościelić osobno, jakby co.
Simone tylko się uśmiechnęła,
doskonale wiedząc, że powiedział tak tylko z uwagi na nią.
Powoli w końcu wszystko zaczęło się układać.
Bliźniacy coraz częściej odwiedzali rodziców i zaczęli nawet u nich nocować i
to w jednym łóżku. Starali się, by niepotrzebnie nie denerwować ich swoim dwuznacznym
zachowaniem i na czas, kiedy u nich byli ograniczali się w ich towarzystwie z
okazywaniem sobie czułości.
Spotykali się także z Alanem,
Bill tak bardzo polubił przyjaciela Toma, że potrafił z nim gadać godzinami i
nawet wybrać się z nim bez Toma na miasto i zwyczajnie poszwendać się po
okolicy, a nigdy wcześniej tego nie robił.
Nareszcie byli szczęśliwi,
chociaż to szczęście okupili naprawdę ciężkimi chwilami i czasami już wątpili,
że coś w ich życiu zmieni się na lepsze, ale nigdy nie zwątpili w swoje uczucia
i tylko to pozwoliło przetrwać im te ciężkie chwile i w końcu osiągnąć sukces,
i żyć mając teraz nie jeden, a kilka sensów życia.
END
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ah,jaka szkoda,że to już koniec :)
OdpowiedzUsuńKażde Twoje opowiadanie jest fantastyczne i moje serce krwawi,kiedy się już kończy :(.
Powiem Ci,że najbardziej pokochałam "bodyguarda",przeczytałam go chyba miliony razy i jeszcze mi się nie znudził :)
Z niecierpliwością czekam na nowe opowiadanie,które zapowiada się niezwykle emocjonująco :)
P.S. Życzę zdrowia,bo ono jest w życiu najważniejsze :)
Zgodze sie z Tobą opowiadania pełna klasa�� a Bodygart cudo. Tez pokochalam to opowiadanie i czytalam 2 razy. Pozdrawiam
UsuńA ja tu jestem od niedawna, i wszystko mam już przeczytane, właśnie oprócz Bodyguarda, więc mam nadzieję ze mnie też to tak wciągnie, bo "sens życia" pochłonęła w jeden dzień :D Nodobraaa, może nie tak do konca, bo zaczęłam z samego ranka a skończyłam dwie minutki temu-ale jest już po północy więc tak jakby to kolejny dzień XD
UsuńŚwietne opowiadanie, takie przy którym można się wzruszyć 😁
OdpowiedzUsuńNo to może zacznę od tego...
OdpowiedzUsuńNigdy nie komentowałam twoich prac, choć wiele razy mnie korciło, ale jakoś nie mogłam się odważyć. Jednak dziś postanowiłam to zmienić:)
Jestem z tobą na tym blogu od grudnia. Zupełnie przez przypadek na niego trafiłam i wcale tego nie żałuję. Twoje opowiadania są fantastyczne! Nie mogłam się od nich oderwać, czytałam po nocach przez co miałam problem, by na następny dzień wstać z łóżka. Ale było warto:)
Każde opowiadanie przeczytałam już 3-4 razy i za każdym razem odkrywam w nich coś nowego co umknęło mi wcześniej. Nie nudzą mnie wcale, ciągle chcę więcej. Tyle razy płakałam czytając to,przeżywałam wszystko razem z nimi. Po prostu cię uwielbiam. Uwielbiam to jak piszesz...
Co do "Sensu życia" to opowiadanie jest moim faworytem. Ze wszystkich twoich historii tą przeżyłam najbardziej. Przy czytaniu ciągle towarzyszył mi strach o to, co będzie dalej. Jak sobie poradzą? I czy mimo wszystko będą razem? - tego bałam się najbardziej, że ich rodzice dopną swego...
Jednak moje obawy na szczęście się niepotwierdziły i wszystko dobrze się skończyło. Strasznie będzie brakować mi tego opowiadania, ale przecież nic nie może trwać wiecznie :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek nowego opowiadania. Już teraz wiem, że ta historia również wywoła u mnie wiele emocji i będzie tak samo świetna jak poprzednie :)
Życzę przede wszystkim dużo zdrowia i oczywiście dużo weny kochana ;)
Pozdrawiam:*
Że cooo, już koniec? Bardzo się zaskoczyłam widząc, że to ostatni rozdział. I jakoś tak mi się nawet smutno zrobiło, mimo że, w przeciwieństwie do poprzedniczki, to opowiadania wywoływało u mnie mniej emocji niż pozostałe.
OdpowiedzUsuńFajnie, że ich rodzice przejrzeli na oczy i teraz w życiu bliźniaków już wszystko jest na swoim miejscu.
Cieszę się, że ,,Sens Życia" zakończył się szczęśliwie i z nadzieją, że w ,,W niewoli uczuć" będzie tak samo, wyczekuję na drugi rozdział z niecierpliwością.
Mam też nadzieję, że w końcu znajdziesz trochę czasu na odpoczynek, a problemy zdrowotne szybko przestaną cię martwić. :D
Ściskam,
An
świetne zakończenie <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie było to jedno z lepszych Twoich opowiadań, widać, ze się rozwijasz, chociaż przez zbyt mało czasu i brak poprawek część rozdziałów ciężko się czytało, mimo wszystko sam pomysł, idea i wykonanie były genialne <3
Dziękuję Ci, że napisałaś coś takiego, pisz dalej, obyś nie oślepła, miała wenę i czas i powodzenia, kochana~!
Podoba mi się bardzo to zakończenie. Myślałam, że Simone i Jorg nie wyciągną ręki do synów, ale na szczęście stało się inaczej. Widać, że obaj za nimi tęsknili i ten rozejm jeszcze bardziej przyczynił się do ich szczęścia. Fajnie, że się nie złamali i trwali ze sobą na dobre i na złe. To było super opowiadanie. Mam nadzieję, że to kolejne też takie będzie. Znowu czeka mnie pewnie parę zawałów podczas czytania xD ale u ciebie to normalka. Weny kochana i powodzenia z leczeniem oka.
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Dziękuję Wam wszystkim kochani za komentarze i wsparcie. Odnośnie mojego oka dam wam znać jak będę już coś sama wiedzieć konkretnego. A co do nowego opowiadania, to zamierzam Wam niejednokrotnie podnieść ciśnienie. :)
OdpowiedzUsuńCały rok śledziłam to opowiadanie.Dobrze,że tak się skończyło.Życzę zdrowego oczka.pa
OdpowiedzUsuńGE-NIAL-NE!!! Brak mi slow, więc pozwól że tym mało elokwentnym wyrazem przekażę ci wszystko, co myślę o twoim blogu:***
OdpowiedzUsuń