Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

czwartek, 18 maja 2017

Odcinek 7




– Gdzie chłopaki? – zapytałem, podchodząc do Toma.
– Zaraz będą. Nie zmieściliśmy się do jednej windy.
– Aha – przytaknąłem, starając się zachowywać normalnie, ale normalnie to już nie było, bo ciągle zerkałem Tomowi w oczy. On mi zresztą też. Nic nie mówiliśmy, ale każdy wiedział, że to, co się stało w moim pokoju, miało głębszy sens i już nie zostanie, a nawet nie może zostać zapomniane.
– Możesz mnie poczęstować? – zapytałem, mając na myśli papierosa. Tom nie odpowiedział, tylko od razu sięgnął do kieszeni po paczkę. – Dzięki – odparłem i odpalając jednego, zaciągnąłem się głęboko. – Mocne – stwierdziłem.
– Nie było innych, a nie chciałem szwendać się po mieście, bo wyszedłem bez ochrony.
– To, po co w ogóle wychodziłeś?
– Już ci mówiłem, po tabletki.
No tak, kac. Przewróciłem oczami, kompletnie wyleciało mi to z głowy.
– Spoko – uciąłem.
Nie zdążyłem wypalić nawet połowy, jak reszta zespołu do nas dołączyła.
– To gdzie najpierw jedziemy? – zapytał Gustav. On miał już ułożony cały plan wycieczki, zawsze tak było. To Gustav wiedział, gdzie są najlepsze rzeczy do zwiedzania, a raczej wiedział, co nas wszystkich może najbardziej zainteresować.
– Masz plan? – zapytał Tom, na co Gustav skinął tylko głową.
– No to ruszamy według planu.
Zgasiłem niedopałek, przydeptując go butem i wpakowałem się do samochodu. Uwielbiałem wycieczki. Tom jednak nie usiadł koło mnie. Nie przejąłem się tym, bo nie zawsze siadaliśmy razem.  Z uwagi na to, że z jego głową chyba jeszcze nie do końca było wszystko dobrze, mam na myśli oczywiście ból po kacu, usiadł z przodu, żeby go czasem nie zemdliło. Już raz zarzygał całe tylne siedzenie, przez co Saki dwa razy oddawał samochód to prania, bo nie mógł się pozbyć tego smrodu, dlatego teraz Tom przezornie wolał usiąść z przodu.
No i ruszyliśmy. Ponad pół dnia jeździliśmy po mieście. Świetnie się bawiłem. Na chwilę nawet udało mi się zapomnieć o tym pocałunku Toma w moim pokoju, na chwilę, bo on najwyraźniej wcale nie chciał, żebym o tym zapomniał. Jak tylko usiedliśmy w restauracji coś zjeść, a ja zastanawiałem się, co zamówić, przypomniał mi o wszystkim i to ze zdwojoną siłą.
– Zrób wyjątek i zamów małże. Podobno to afrodyzjak, przyda ci się na podkręcenie libida.
Spojrzałem na niego, nie bardzo wiedząc czy go olać, czy może odciąć się równie głupim tekstem, ale on patrzył mi tak przenikliwie w oczy, że mnie dosłownie zatkało.
– Bierzecie małże? – zapytał Georg.
– Żadnych małży nie bierzemy – oznajmiłem.
– Ja biorę – wtrącił się Tom.
– Nie bierzesz. Twoje libido i tak już jest wystarczająco podkręcone.
Georg i Gustav zaśmiali się. Zanim jednak dyskusja rozgorzała na dobre, przyszedł kelner przyjąć zamówienie. Nawet nie dałem dość Tomowi do słowa, po prostu zamówiłem dla siebie i dla niego to samo.
– Wolałbym, żebyś następnym razem nie podejmował za mnie decyzji.
– Bo co?
– Bo sam wiem, co chcę do jedzenia.
– Naprawdę? Czasami mam inne wrażenie.
Zanim się rozkręciliśmy w licytowaniu się, który wie lepiej, co chce drugi, przyniesiono nam posiłek i temat się uciął.
Wróciliśmy w końcu do hotelu. Mimo wszystko czułem się zmęczony i postanowiłem odprężyć się, biorąc długą i gorącą kąpiel.
Siedziałem na tyle długo we wannie, że Tom się zaniepokoił i zaczął dobijać się do naszej współdzielonej łazienki.
– Bill, wszystko w porządku?
Wyciągnąłem słuchawki z uszu, nadsłuchując.  Nie byłem pewny czy coś usłyszałem, czy mi się tylko zdawało, ale milczałem, najwyraźniej w mniemaniu bliźniaka zbyt długo, bo zaczął walić pięścią w drzwi, aż się wzdrygnąłem.
– Bill!
– Jezu, zwariowałeś? Chcesz, żebym przez ciebie na zawał zszedł? Czego chcesz?
– Dobrze się czujesz?
– Jak nigdy wcześniej.
– Długo tam będziesz jeszcze siedział?
– Nie wiem, a co?
– Nic, ale siedzisz tam już od dwóch godzin.
– I co z tego?
– Łazienka jest wspólna, też chciałbym z niej skorzystać.
– To korzystaj, w czym problem? Drzwi są otwarte.
Nie odezwał się już, założę się, że myślał czy wejść, czy odpuścić sobie. Jednak po chwili drzwi powoli otworzyły się.
– Matko, ale tu duchota.
– Lubię tak.
– Jak zasłabniesz, ja cię nie będę ratował.
– Wcale cię o to nie proszę. I nie martw się, nie zasłabnę.
Odwrócił się do mnie tyłem i stanął przed lustrem, nabierając na szczoteczkę do zębów pasty.
– Wybierasz się gdzieś? – zapytałem.
– To zależy – wybełkotał.
– Od czego?
– Czy nadal się na mnie gniewasz, czy już nie.
– A co to ma do rzeczy? – zmarszczyłem brwi. Nagle Tom się przejmował czy się jeszcze na niego gniewam? To było coś nietypowego.
– Bo jeśli nie, to przyjdę do ciebie, a jeśli tak, to idę znaleźć sobie jakieś towarzystwo do łóżka.
Prychnąłem.
– To idź – I tylko tym jednym zdaniem utwierdziłem go, jakie jest moje nastawienie.
– Albo przyprowadzę tu jakąś fajną dziewczynę i obaj się zabawimy. Co ty na to? – Jednak nie rezygnował.
– Dziękuję, ale nie skorzystam.
– Dlaczego?
– To obrzydliwe tak kogoś wykorzystywać.
– A kto tu kogo wykorzystuje? One same tego chcą.
– Każda z nich liczy na to, że połączy was coś więcej, niż tylko seks.
– To mają pecha, bo ja nie szukam nikogo na stałe – powiedział i odłożył szczoteczkę na półkę. – W takim razie idę – rzucił, odwracając się do mnie przodem.
– Gdybyś zmienił zdanie, to może dzisiaj ja przyszedłbym do ciebie – rzuciłem nagle, na co jego oczy otwarły się szerzej.
– Znaczy? Jak mam to rozumieć?
– Normalnie.
– Chcesz spróbować?
– Być może – odparłem zawadiacko.
– Jasne, wkręcasz mnie.
– Nie. Mówię serio.
– Co tak nagle zmieniłeś zdanie?
– A co, nie mogę?
– Próbuję cię namówić, odkąd sięgam pamięcią, i zawsze nie chciałeś, a teraz tak nagle chcesz?
Wzruszyłem ramionami. Nie chciałem tak wprost powiedzieć mu, że chcę, żeby pocałował mnie po raz drugi. Że chcę poczuć to, co poczułem dzisiejszego ranka. I chcę tym razem zasnąć w jego łóżku.
Tom jednak stał, nadal na mnie patrząc i najwyraźniej walcząc ze sobą.
– Jaką mam gwarancję, że mnie nie wkręcasz?
– Moje słowo. Wystarczy?
– Spoko, ale jeśli to jakiś podstęp, pożałujesz tego – mówiąc to, ruszył do drzwi.
– Gdzie idziesz?
– Odwołać moją randkę i skołować jakiś trunek. Bo jeśli mnie nie wkręcasz, to jest co uczcić. A jeśli tak, to będę miał się czym upić i nie mieć hamulców, by ci dać raz na zawsze nauczkę, że ze mną się nie pogrywa w ten sposób.
– Bez obaw. A skoro idziesz już po jakiś alkohol, to dla mnie weź szampana. Wiesz, jaki lubię?
Mimowolnie skinął głową i wyszedł.
A ja rozmarzyłem się. Usta Toma na moich ustach. Jego smak i jego zapach. Wiem, że to chore, ale lubiłem jego zapach. Lubiłem, jak mnie dotykał. Lubiłem nawet, kiedy mi dokuczał i szturchał, bo to zawsze wiązało się z kontaktem fizycznym.
Otwarłem nagle szerzej oczy, gdy dotarło do mnie to, o czym myślałem. Przecież to jest mój brat! Nie powinienem tego lubić! Mogłem to tolerować, ale nie myśleć i marzyć o tym. To zdecydowanie wykraczało, poza naszą braterską więź, ale… no właśnie! Czy to czasem właśnie nie sam Tom dzisiejszego ranka nie przesunął tej granicy?
To, co zrobił, było jednoznaczne, bo jak inaczej miałem to zinterpretować? Sam do mnie przyszedł i sam zrobił kolejny krok, więc do mnie należał kolejny, i czułem, że to ode mnie teraz zależy, co z tym zrobię.
Wyszedłem z wanny w doskonałym nastroju. Nie dość, że byłem zrelaksowany i wypoczęty, to jeszcze szczęśliwy, wiedząc, jak mile spędzona noc mnie czeka. Ubrałem się, żeby nie zacząć tak otwarcie. Zresztą te wszystkie podchody miały swój urok i lubiłem je.
Parę minut później Tom wrócił do pokoju. W ręce trzymał moje go ulubionego szampana.
– Tak szybko pozbyłeś się tej dziewczyny? – zapytałem, wychodząc z łazienki do jego pokoju.
– No pewnie, a co w tym trudnego? Powiedziałem, że ma spadać i tyle.
– Jasne – zironizowałem. Tom może chce uchodzić za chama, ale przenigdy nie powiedziałby komuś, kto jest dla niego miły albo nawet neutralny - spadaj, bo mam inne plany. Wiedziałem, że taktownie podziękował i pożegnał się z tą dziewczyną, ale niech tam sobie myśli, że mu wierze.
– Tylko mi nie mów, że zmieniłeś zdanie? – zatrzymał się w połowię otwierania szampana.
– Ja? Nigdy w życiu.
– A może jednak trójkąt?
No tak, ona tam gdzieś jeszcze była. Cały Tom. Wiedziałem, że powiedział jej, że jeśli nie wróci do godziny, to znaczy, że nici z zabawy. A skąd to wiedziałem? Od Georga. Powiedział mi w tajemnicy, jak Tom taktownie spławia panienki, ale miałem trzymać gębę na kłódkę, to też robiłem.
– Tom!
– Dobra, jak chcesz. Trochę szkoda, bo dziewczyna pierwsza klasa.
– Ja też jestem pierwsza klasa, nawet więcej.
– Tak, zgadzam się z tobą. Ty jesteś ponad nie wszystkie, to trzeba przyznać – Wiedziałem, że pije do naszej tajemnicy. I wiedziałem doskonale, że tylko ja potrafię go tak zaspokoić, jak żadna inna. No, może był jeszcze jeden szczegół, na który Tom z całą pewnością chętnie by przystał, a mianowicie seks ze mną, ale… Boże, czemu pomyślałem o tym w taki sposób, jakbym tego chciał? Nie! Nie ma mowy, żebym się oddał Tomowi. I nie chcę też, by on oddawał się mnie. No, nie! Nie ma takiej opcji. Chcę od niego tylko czułości i tych boskich pocałunków, reszta może nie istnieć.
– Nad czym tam znowu deliberujesz? – Wyrwał mnie z zamyślenia, podsuwając przed nos kieliszek szampana.
– Nad niczym – skłamałem. – Um, zimny. Gdzie ci się udało zdobyć schłodzony?
– Zapłaciłem kelnerowi.
Pokręciłem tylko głową ze zdumienia.
– No to, za naszą pierwszą prawdziwą wspólną noc – wzniósł toast, a mnie aż ukuło coś w podbrzuszu. Nie, żebym nie wyłapał słowa „wspólną”, kiedy ja miałem na myśli tylko pieszczoty i pocałunki, ale chyba zdecydowanie byłem za bardzo spragniony ust Toma, żeby sprostować od razu tą małą, a jakże istotną nieścisłość. Swoją drogą przez cały czas nie odrywałem od nich wzroku.
Wypiliśmy jeszcze po kieliszku szampana. Przyjemnie zaczęło szumieć nam w głowach, choć nie można było nazwać tego upiciem.
– To, jak zaczniemy? – zapytałem niepewnie, odstawiając kieliszek na stolik.
– Jak to, jak? Normalnie – mówiąc to, szarpnął mnie za ramie i przycisnął do drzwi, aż syknąłem z bólu.
– Jezu, ostrożnie. Dla tych wszystkich lasek też jesteś taki agresywny? – zapytałem, czując nagle, jak jego ręka zsuwa się do moich spodni i pospiesznie stara się rozpiąć mi w nich pasek.
– Lubią to – odparł krótko.
– Lubią? – zdziwiłem się. Jak można lubić przemoc?
– Tak.
– To chyba trafiasz na same masochistki.
W tym momencie Tom nagle znieruchomiał, jakby coś nagle do niego dotarło.
– A tobie się to nie podoba?
– No nie bardzo.
– Dlaczego?
– Bo to boli. Robisz mi siniaki.
– Pamiątki po mnie.
– Wolałbym mieć innego rodzaju pamiątki.
– Na przykład, jakie?
– Nie wiem, w każdym razie nie siniaki.
Zamyślił się na chwilę i jego wzrok z moich oczu przeniósł się na moje usta. Aż poczułem mrowienie w żołądku.
– A jakbyś chciał? – zapytał, odrywając wzrok od moich ust i znowu patrząc mi w oczy.
– Dobrze wiesz jak.
– Nie wiem.
– Tak jak dzisiaj rano.
– Dzisiaj rano? – zdziwił się.
– Tak. Pocałuj mnie tak, jak zrobiłeś to dzisiaj rano.
– Mówisz poważnie? Cały czas chodzi ci o pocałunek?
– A myślałeś, że o co??
– Myślałem, że chcesz się zamienić, no wiesz, na co.
– Wystarczy, że mnie pocałujesz – wyjaśniłem, żeby nie było więcej nieścisłości.
Tyle że Tom nagle wybuchł śmiechem.
– Z czego się śmiejesz?
– Chcesz się tylko całować?
– A co w tym dziwnego?
– Przecież to śmieszne.
– Rano jakoś się nie śmiałeś.
– Pocałowałem cię rano, bo chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak dupek i chciałem, żebyś wiedział, że naprawdę tego żałuję.
– Więc ten pocałunek nic więcej dla ciebie nie znaczył?
– No co ty, Bill.
Patrzyłem na niego, nie wierząc samemu sobie, że dałem się tak oszukać. W sumie to nawet nie mogłem mieć do Toma pretensji, bo to ja, tylko ja coś sobie wyobraziłem. Ale przez to, że się ze mnie teraz śmiał, byłem na niego wściekły.
– Wiesz co? Wal się! – powiedziałem ze złością i odpychając go od siebie, ruszyłem w kierunku drzwi łazienkowych z zamiarem przejścia do swojego pokoju, ale Tom mi na to nie pozwolił. Chwycił mnie za rękę zatrzymując.
– A ty dokąd?
– Do swojego pokoju. Rozmyśliłem się już.
– Jak skończymy, to pójdziesz.
– Słucham? Chyba powiedziałem ci wyraźnie, że się rozmyśliłem.
– Rozmyśliłeś? – zapytał, jakby nie dotarł do niego sens moich słów.
– Tak. Przeszła mi już ochota.
– Ale mnie nie. Spławiłem przez ciebie fajną laskę, bo sądziłem, że dziś obaj nieźle się zabawimy. Podnieciłem się już nawet, wiesz? I chcę, żebyś się tym teraz zajął, skoro ty już nie chcesz, żebym ja zajął się tobą.
– Sam się tym zajmij. To miała być moja, a nie twoja przyjemność – oświadczyłem, ale Toma to w ogóle nie obeszło.
– Boże, Bill, jaki ty jesteś dziecinny. Co ty tam sobie znowu uroiłeś? Coś takiego jak miłość nie istnieje.
– Tak? To w takim razie, co łączy tych wszystkich ludzi?
– Przecież to banalnie proste.
Uniosłem brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Seks. Rozumiesz braciszku? Wszystko obraca się wokół seksu. Albo kogoś pożądasz, prościej mówiąc, chcesz go przelecieć albo nie.
– Wiesz co?
– No?
– Żal mi cię, Tom. Jest mi przykro, że jesteś takim nieszczęśliwym człowiekiem.
– Ja nieszczęśliwy? Wręcz przeciwnie. Mam do szczęścia wszystko, co mi potrzeba.
– Jesteś nieszczęśliwy i nawet nie wiesz jak bardzo.
– A ty jesteś szczęśliwy? Bo jakoś tego po tobie nie widać. Jeśli twoim zdaniem dołowanie się i czekanie na coś, co tak naprawdę nie istnieje, jest dla ciebie definicją szczęścia, to mnie jest żal ciebie. Wiesz, masz rację, lepiej idź do siebie, bo jeszcze chwilę spędzę w twoim towarzystwie i podetnę sobie żyły. Albo zostań tu sobie, ja idę na miasto, może jeszcze uda mi się wyrwać jakąś dziewczynę, która w przeciwieństwie do ciebie wie, co to dobra zabawa – mówiąc to, otworzył drzwi i zwyczajnie wyszedł, zatrzaskując je za sobą.
A ja w złości rzuciłem w nie poduszką, która akurat pierwsza nawinęła mi się pod rękę.
Idiota! Tylko takie określenie przychodziło mi na Toma. Idiota i to do potęgi entej.
Poczułem się gorzej niż śmieć. Ze wszystkich tekstów, jakie czytałem albo usłyszałem na swój temat, żaden nie zranił mnie tak, jak to, co powiedział Tom. Jego ocena zawsze była dla mnie ważna, najważniejsza. Jedno było pewne, z naszym układem, to naprawdę definitywny koniec. Nie potrafiłem sobie tego wytłumaczyć, jak po tylu latach i tego wszystkiego, co mu robiłem, jego nie było stać na durny pocałunek.
Skoro on nie potrafił zrobić tego, o co ja go prosiłem, to ja nie zamierzałem już nigdy więcej zrobić tego, po co tak często przychodził do mojej sypialni.
Żeby go wkurzyć, jak wróci, porozrzucałem wszystko, co znajdowało się w jego pokoju. I zadowolony z urządzonego bałaganu u pana porządnisia, zwijając po drodze butelkę szampana, zamknąłem się w swoim pokoju, kolejny raz deliberując przez pół nocy, jak mogłem pozwolić sobie na postawienie się w takiej głupiej sytuacji, no jak?  Ale, no Kurwa, nie dość, że niczego nie wymyśliłem, to jeszcze szampan mi się skończył.


3 komentarze:

  1. Tom,Ty kanalio !...
    Liczyłam,że się opamięta w tym odcinku,po tym co z robił w poprzednim,ale widzę,że nie...Myślałam,że będzie tak miło,że Tom pokaże swoją romantyczną stronę,a on tak po prostu go wyśmiał :/ Oh,Boże,że też Bill się na to zgadza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Już myślałam, że dojdzie do czegoś. Bill sam zdecydował się pójść do Toma,a on go wyśmiał. Ten to zawsze musi wszystko spieprzyć:/ Niech on się w końcu ogarnie!
    I co dalej będzie z ich "zabawą"? Tom raczej tak łatwo tego nie odpuści...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy odcinek?

    Mam nadzieję,że u Ciebie wszystko w porządku :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*