Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik
Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
10 godzin temu
-
2 tygodnie temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
8 lat temu
-
8 lat temu
-
8 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 13 sierpnia 2017
17:38
Witajcie kochani
Mam dla was kolejny odcinek, ale choć dowiecie się w nim,
co dolega Tomowi, to nadal nie będziecie wiedzieć, jak to teraz z nim będzie.
Zapraszam.
Wasza Niki.
Odcinek 13
Zanim dojechaliśmy do szpitala, Tom w kółko powtarzał, że
nic mu nie jest i że musi się tylko wyspać, ale David nie chciał nawet tego
słuchać, zresztą ja też nie. Tom wyglądał na chorego i wcale nie trzeba było
lekarza, żeby to stwierdzić.
Kiedy dojechaliśmy, sanitariusze musieli wynieść go na
noszach, bo nie był w stanie sam ustać na nogach. Dosłownie mdlał, sprawiając,
że ledwo żyłem ze strachu o niego.
Mama czekała już z Gordonem na izbie przyjęć.
Jak zobaczyła Toma na noszach, bladego jak ściana i
spoconego jakby ktoś go właśnie wyciągnął spod prysznica, rozpłakała się. Zaczęła
go tulić, a ja patrząc na to, czułem się winny, że coś umknęło mojej uwadze, a
przecież obaj jej obiecaliśmy, że będziemy się nawzajem pilnować, i ja
oczywiście zawaliłem.
Musiałem ją odciągnąć siłą od Toma, bo nie pozwalała
sanitariuszom zabrać go na oddział.
– Mamo, uspokój się, wszystko
będzie dobrze.
– Ale co się stało, czemu on
jest nieprzytomny?
– Nie wiem.
– Boże, jak to nie wiesz? A ty
jak się czujesz?
Tym razem przypuściła atak nam nie. Zaczęła sprawdzać mi gorączkę,
jak małemu dziecku i obmacywać, jakby sprawdzała, czy jestem cały. To jednak też
okazało się zgubne, bo tak schudłem w czasie tej trasy, że sam już czułem,
kiedy się dotykałem, że wystają mi wszystkie kości, a ona doznała szoku.
– Dobrze, mnie nic nie jest.
– Nic nie jest? Strasznie
schudłeś.
– To normalne, zawsze na
trasach chudnę. Nic mi nie jest, nie martw się, odkarmisz nas.
– Boże kochany – rozpłakała
się, tuląc mnie mocno do siebie.
Siedzieliśmy już ze dwie
godziny na poczekalni, z każdą upływającą minutą, denerwując się jeszcze bardziej.
Jost co chwilę wracał i wychodził, odbierając telefon. Takie wiadomości szybko
się rozchodzą, a nam zależało na tym, żeby takie sprawy utrzymać w tajemnicy,
więc Jost musiał się naprawdę nieźle natrudzić, żeby zbić z tropu wścibskich dziennikarzy.
Po kolejnej godzinie przewieziono Toma na Oiom i
pozwolono nam się z nim zobaczyć.
Mama wparowała jak burza, znowu tuląc go i płacząc nad
nim, ale Tom nie słyszał tego, bo cały czas spał.
– Posiedź tu z bratem, idę
poszukać lekarza – odezwała się w końcu do mnie. A ja tylko skinąłem głową, siadając
na krześle obok łóżka Toma.
Zostałem z nim w końcu sam. Wyglądał źle, naprawdę źle. Widziałem
go już chorego nie raz, ale teraz wyglądał jak ktoś, kto jest już jedną nogą w
grobie.
Kiedy to sobie uświadomiłem, rozpłakałem się.
– Czemu ryczysz? – usłyszałem.
Spojrzałem na jego twarz, patrzył na mnie. Wzrok miał zmęczony,
ale dość przytomnie na mnie patrzył.
– Boję się – odparłem, wycierając
łzy.
– Czego?
– Że umrzesz.
Nie wiem, co było w tym zabawnego, ale uśmiechnął się.
– Tak byłoby nawet lepiej –
odparł.
– Słucham?!
W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem.
– Nie musiałbyś tego robić –
rzucił i od razu zrozumiałem, do czego była ta aluzja.
– Zamknij się już lepiej.
Gdybym nie chciał, nie tknąłbym cię nawet palcem.
– Tak, wiem. Tyle że ty pragnąłeś
miłości, a ja seksu.
– Też lubię seks.
– Broniłeś się przed każdym
moim dotykiem.
Nie wiem, czemu w takiej chwili akurat o tym
rozmawialiśmy. Miliony innych rzeczy
było ważnych, a my właśnie o tym drążyliśmy temat.
– Gdybyś włożył w to trochę
więcej serca i był delikatniejszy, może nawet dałbym ci się przelecieć.
Aż otworzył szerzej oczy. Zrobiłem na nim wrażenie tym
wyznaniem, i to było widać gołym okiem.
– Jasne – zironizował, zawsze
tak robił, gdy nie wiedział, co odpowiedzieć.
– I nawet bym od ciebie nie
wymagał żadnych deklaracji.
– Teraz tak mówisz.
Pokręciłem głową.
– Ja doskonale wiem, że
gdybyśmy nawet stworzyli związek, to nikt nigdy nie mógłby się o tym dowiedzieć.
I wiem, że dla niepoznaki musielibyśmy spotykać się z innymi.
– I ranić ich, wciskając kit,
że nam na nich zależy – dodał.
– Tak, ranić ich z
premedytacją, dla tego wyższego celu.
– Dla zakazanego owocu.
– Dla ciebie zrobiłbym nawet o
wiele więcej.
Tym razem zmarszczył brwi i odetchnął ciężko, jakby wiedział,
że wiele spraw jest już przegranych i nie wrócimy do tego. Bo tak było, nigdy
nie wracaliśmy do przeszłości. Przymknął na chwilę oczy. Był już zmęczony tą
rozmową, choć zamieniliśmy zaledwie kilka zdań.
– Jestem śpiący – powiedział, otwierając
powoli oczy.
– Odpoczywaj.
– Ty też powinieneś się przespać,
masz opuchnięte i czerwone oczy.
– To od płaczu, a nie zmęczenia
– wyjaśniłem.
– Jeszcze się nie wybieram na
tamten świat.
– Mam nadzieję, bo nie zostanę
tu sam.
– Przestań pieprzyć! – Uniósł
się. Od zawsze wściekał się, gdy mówiłem, że coś sobie zrobię, jeśli on
pierwszy umrze. – Z nas dwóch to ja nie potrafię żyć bez ciebie.
Aż poczułem skurcz w żołądku na te słowa.
– No, co ty?
– Za tobą poszedłem nawet na scenę.
– Przecież też chciałeś być
bogaty i sławny.
– Bogaty tak, ale nie
koniecznie sławny.
Zmieszałem się. Jeszcze nigdy nie rozmawiałem z nim tak
szczerze o sprawach, o których sądziłem, że doskonale wiem i rozumiem.
Podobno ludzie przed śmiercią mówią szczerze, co myślą.
Zastanawiałem się, czy te wyznania oznaczały, że Tom umierał? Zapiekły mnie
oczy i zebrały mi się łzy.
– Prześpij się lepiej – rzuciłem,
zmieniając temat.
Bałem się usłyszeć więcej. Jakoś podświadomie myślałem,
że jeśli nie wyzna mi wszystkiego, to nie umrze, bo będzie go to trzymało po
tej stronie. Poprawiłem mu kołdrę i pogładziłem po policzku, był strasznie rozpalony.
Zamknął oczy, szybko pogrążając się we śnie.
Po moich policzkach popłynęły łzy, dosłownie nie wytrzymałem.
Ostatnio żarliśmy się o każdą pierdołę, ale doskonale wiedziałem,
dlaczego tak było. Obaj zaczęliśmy mieć inną wizję tego, co nas łączyło. Ja chciałem
miłości, a Tom mojej uległości i stąd brały się nasze kłótnie. A pomijając to wszystko,
gdy teraz tak patrzyłem na niego i czułem, że wcale mi ta miłość do niego nie
przeszła, zrozumiałem, że kochałem go ponad własne życie, i panicznie się bałem,
że mogę stracić najważniejszą osobę w moim życiu.
Zostawiłem go i wyszedłem na korytarz. Jost rozmawiał z
naszą mamą przed gabinetem lekarza.
Wszyscy czekali w napięciu na wyniki badań. Kiedy w końcu
ujrzeliśmy lekarza zmierzającego w naszą stronę ze stertą kartek w ręku, wiedzieliśmy
już, że za chwilę dowiemy się, co dolega Tomowi.
– Zapraszam państwa do środka
– powiedział lekarz, otwierając nam drzwi do gabinetu.
Usiedliśmy. On też zasiadł za biurkiem i porozkładał
wszystkie wyniki Toma. Długo się im przyglądał, zaznaczając długopisem kółka na
poszczególnych wynikach. W końcu się odezwał.
– Więc tak. Wiemy już, co dolega
Tomowi – zaczął, a moje serce biło tak szybko, że czułem, iż za chwilę
eksplodują mi bębenki w uszach od tego dudnienia.
– To coś poważnego? – zapytała
mama.
On jednak nie odpowiedział wprost.
– Zrobimy wszystko, co w
naszej mocy, ale niczego nie mogę państwu obiecać.
Te słowa rzuciły na naszą rodzinę blady cień. To oznaczało,
że moje przeczucia, że Tom umiera, nie są wcale bezpodstawne. Nawet jeśli lekarz
obiecywał, że zrobią wszystko, to mówił tak tylko dlatego, żeby dać nam nadzieję,
a tak naprawdę szanse Toma były zerowe albo bardzo nikłe, na to, że z tego
wyjdzie.
– Co mu jest panie doktorze? –
Dopytywała się mama.
– Jakby to pani powiedzieć – zaczął,
skrobiąc się po głowie – Jego organizm całkowicie przestał funkcjonować.
– Jak to?
– Nerki nie filtrują krwi,
przez co w jego organizmie gromadzą się toksyny. W badaniach krwi wszystkie normy
są przekroczone i to kilkukrotnie. No i wątroba… – rzucił jakąś łacińską nazwą,
co oznaczało, że wątroba jest uszkodzona w znacznym stopniu.
– Jak to jest uszkodzona? Ma
pan na myśli marskość wątroby?
– Tak.
– Przecież on nie jest alkoholikiem.
Dla mamy było to nie do pojęcia.
– Wątrobę można uszkodzić na
wiele sposobów. Zła dieta, alkohol, leki, narkotyki.
W tym momencie aż mi się ścisnął żołądek. Od razu pomyślałem
o tych tabletkach, którymi Tom faszerował się przez całą trasę i które próbowałem
i ja.
Mama oczywiście zaczęła tłumaczyć, że my nie jemy mięsa,
że zdrowo się odżywiamy, jakby to właśnie nasza wegetariańska dieta była
wszystkiemu winna. A Jost, że przez całą trasę piliśmy tylko trzy razy i to też
nie za wiele. Szkoda tylko, że nic nie wiedział o tych przemycanych butelkach
do pokojów, ale to szczegół, bo ja i tak już wiedziałem, że to wina tych
tabletek. Nie bez przyczyny głowa mnie po nich dosłownie rozsadzała. W życiu
nie miałem takiego bólu głowy, nawet moje migreny bywały lżejsze, niż to, co
czułem po nich.
Lekarz zaczął się dopytywać, czy Tom na coś choruje, czy ma
alergie i inne takie, a ja zastanawiałem się czy powiedzieć prawdę. Czułem, że
będzie z tego powodu afera, ale ważyło się życie mojego bliźniaka, więc odetchnąłem
głęboko i wtrąciłem się.
– Ja wiem, co mu zaszkodziło.
Nagle w gabinecie zapanowała cisza i wszyscy na mnie
spojrzeli.
– Tak? Słuchamy cię – odezwał
się lekarz.
– To od tabletek.
– Jakich tabletek? – zapytał
Jost. Sam nas szprycował jakimiś, twierdząc, że to na odporność.
– Nie tych, co nam dajesz –
uspokoiłem go.
– Braliście narkotyki? – Od razu
się domyślił.
– To nie były narkotyki, jeśli
chodzi o ścisłość.
– A co? Ty też brałeś?! – Uniósł się.
– Nie, to znaczy… dwa, może trzy
razy – spuściłem głowę. – Było ciężko – zacząłem tłumaczyć naszą głupią decyzję.
– Wszyscy byliśmy już zmęczeni. Koncert za koncertem. Mówiłem, żeby podzielić
to na dwa etapy, żebyśmy zrobili, choć tydzień przerwy… W każdym razie musieliśmy
się trochę wspomóc, inaczej zawalilibyśmy tę trasę.
– Co to było, skąd to mieliście?
– Dopytywał nerwowo.
– Tom kupił.
– Gdzie? Od kogo?
– Nie wiem, od jakiegoś kolesia
na tej imprezie po pierwszym koncercie.
– Jakiego kolesia? – Jost drążył
temat, ale ja nie potrafiłem mu nic więcej powiedzieć, bo sam niczego więcej nie
wiedziałem.
– Przecież mówię, że nie wiem.
Tom to wszystko załatwiał i nie wtajemniczał mnie w szczegóły.
– Jak można być tak nieodpowiedzialnym?
Ile wy macie lat? Kupujecie narkotyki od kompletnie nieznanych osób? – zaczął krzyczeć,
a ja tylko spuściłem głowę. Wiedziałem, że będzie się ciskał, i nawet nie zamierzałem
na ten temat z nim dyskutować, miał rację i to nie ulegało żadnej dyskusji. No
i miałem to już zresztą gdzieś, co nam za to grozi, w tej chwili bałem się
tylko o życie Toma.
– Spokojnie – wtrącił się lekarz.
– Niech się pan uspokoi, nerwy i tak już tu nic nie dadzą.
– Panie doktorze, co z moim
synem? – Mamę interesował tylko stan zdrowia Toma, a z Jostem czułem, że
jeszcze sobie porozmawia, jak tylko będzie ku temu dobra okazja.
– Cóż… – zaczął lekarz. – Wątroba
jest w znacznym stopniu uszkodzona. Nie jestem w stanie powiedzieć, w jakim. Nie
wiem też, w jakim stopniu się zregeneruje. Czy w ogóle się zregeneruje – dodał
po chwili, spoglądając na nas. Na razie
zrobimy mu dializę, żeby oczyścić jego organizm z toksyn. Potem podamy sterydy,
które powinny pomoc zregenerować się jego wątrobie. Jeśli jednak nie pomogą,
trzeba będzie rozważyć przeszczep.
– Możecie wziąć ode mnie – wtrąciłem
się bez zastanowienia. Tomowi oddałbym wszystko, bez czego mógłbym żyć, byle by
on był zdrowy.
Wszyscy na mnie spojrzeli.
– Dla Toma, to byłoby najlepsze
rozwiązanie – stwierdził lekarz. – Jesteście bliźniakami, więc macie zgodność
genetyczną, ale jeśli twoja wątroba też uległa uszkodzeniu, to nic z tego nie
będzie.
– Nie jest. Zażyłem to tylko
dwa albo trzy razy i to dawno temu.
– Dawno? – Jost nie potrafił
uwierzyć w to, że o niczym nie wiedział. Ciągle wydawało mu się, że ma nas na
oku, ale już nie byliśmy dzieciakami, które wziął pod swoje skrzydła kilka lat
temu, choć tym jak nieodpowiedzialnie postąpiliśmy, zachowaliśmy się gorzej niż
dzieci.
– Dobrze, zrobimy ci badania i
zobaczymy – powiedział lekarz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
O kurde...
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu,ale mam wrażenie,że uśmiercisz Toma w tym opowiadaniu :O
I tak myślę,że może to byłby fajny pomysł,w znaczeniu,że przynajmniej byłaby to jakaś odmiana po twincestach ze szczęśliwym zakończeniem :)
Jeśli Tom umrze to ja tez XD zawsze kończysz Happy endem i niech tak zostanie XD
OdpowiedzUsuńPodbijam!
UsuńChociaż niech jedno opowiadanie zakonczy sie Nie Happy Endem ;* Ale ohh Tom tak mi go szkoda :( Boże: (
OdpowiedzUsuńNienienie!!! Happy End niech bedzie!
OdpowiedzUsuńMoja droga nie przyrządź mi zawału serca w tak młodym wieku, jak mi tu Tommy umrze:(
Kiedy będzie kolejny odcinek?
OdpowiedzUsuńPisze się już. Wiem, że czekacie, a ja miałam okropnie ciężki i stresujący tydzień. W pracy maszyna się popsuła i wszystko trza było robić ręcznie, do tego byłam na kontroli mojego oka i kazał mi zrobić badanie z kontrastem bo podejrzewał coś gorszego. Nie będę nawet mówić jak się bałam i podania samego kontrastu i tego co wyjdzie. Jestem już po badaniu - przeżyłam - wszystko jest ok, nic złego nie wyszło no, ale przez to całe zamieszanie nie miałam ani czasu ani ochoty posiedzieć przed kompem. Nadrobię w weekend, obiecuję. Ściskam Was mocno.
UsuńNajważniejsze, żeby w twoim życiu prywatnym było ok. ;D
OdpowiedzUsuńKiedy coś nowego?
OdpowiedzUsuńMyślę, że do czwartku wieczorem zdążę poprawić wszystko. Tak że zapraszam w czwartek.
Usuń